Politycy PiS obwiniają wolne media o wywołanie i podsycanie protestów. “Chcą obalić demokratycznie wybrany rząd” - mówi eksdziennikarka, posłanka Joanna Lichocka. To nonsens, ale niebezpieczny. W ślad za nim bowiem idą groźby
We wtorek 25 lipca posłanka Lichocka, członkini Rady Mediów Narodowych, zarzuciła w “Polskim Radiu 24” mediom prywatnym, że “chcą obalić demokratycznie wybrany rząd” podsycając uliczne protesty przeciwko ustawom umożliwiającym PiS przejęcie władzy nad sądami.
“To jest kolejny przykład niesłychanego łamania standardów dziennikarskich i zaangażowania się po stronie jednej strony politycznej” - mówiła Lichocka. Zupełnie inaczej oceniła postawy mediów publicznych: według byłej dziennikarki m.in.: “Gazety Polskiej”, “Gazety Polskiej Codziennie” oraz “Do Rzeczy” - TVP i Polskie Radio pokazały “różne strony konfliktu, przedstawiane są racje jednej i drugiej strony, ta informacja jest wszechstronna” (cytujemy za serwisem TVP Info).
Lichocka dodała, że media komercyjne są “narzędziem walki politycznej opozycji”, że “zastraszają wyborców” PiS. “Nie ma żadnych granic, można wymyślić każde kłamstwo i przekazać je jako zobiektywizowany fakt i jakby nie ponosić żadnych konsekwencji”.
Nie ma żadnych granic, można wymyślić każde kłamstwo i przekazać je jako zobiektywizowany fakt i jakby nie ponosić żadnych konsekwencji [o mediach prywatnych w czasie protestów przeciwko ustawom o sądach].
W OKO.press przyłapaliśmy się na tym, że czytając słowa posłanki Lichockiej kiwaliśmy głowami ze zrozumieniem - po prostu pomyliły jej się stacje i zamiast o TVN24 mówiła o TVP i TVP Info. Agresywne i jednostronnie prorządowe komentarze (a zwłaszcza tzw. paski informacyjne) w obu publicznych stacjach telewizyjnych były przedmiotem wielu żartów i memów. Przypomnijmy tylko niektóre: „Obrońcy pedofilów i alimenciarzy twarzami oporu przeciwko reformie sądownictwa”, „M. Gersdorf podważa mandat demokratycznie wybranej władzy”, „Opozycja próbuje zorganizować pucz przeciwko demokratycznie wybranej władzy”, „Szokujące zapowiedzi opozycyjnych bojówkarzy”.
Także premier Szydło w orędziu 20 lipca 2017 mówiła, że "nie damy się zastraszyć polskim i zagranicznym obrońcom interesów elit", z kontekstu wynikało, że chodzi o tych, którzy krytykują posunięcia rządu.
Posłanka Lichocka ma trochę racji: niektóre media prywatne, takie jak “Gazeta Wyborcza”, wspierały uliczne protesty. “Wyborcza” rozdawała nawet przygotowane specjalnie na tę okazję jednodniówki. Przypomnijmy jednak, że protesty były legalne, a ich celem nie było “obalenie demokratycznie wybranego rządu”, lecz nakłonienie prezydenta RP do zawetowania ustaw, które zdaniem wielu komentatorów - w tym najważniejszych instytucji europejskich, środowisk prawniczych w Polsce i zagranicą oraz Rzecznika Praw Obywatelskich - godziły w niezależność sądownictwa.
Istnieje duża różnica między “obalaniem demokratycznie wybranego rządu” a wetem dla dwóch ustaw i przykro nam, że posłanka Lichocka tego nie dostrzega. Naszym zdaniem to zupełnie co innego.
Wypowiedź posłanki Lichockiej jest jednak jedną z wielu gróźb skierowanych do mediów prywatnych przez polityków Prawa i Sprawiedliwości. “Po wakacjach weźmiemy się za was” — mówiła 18 lipca dziennikarzowi “Onetu” posłanka Krystyna Pawłowicz. Nieco wcześniej, 15 lipca, napisała na Facebooku:
Wypowiedzi posłanki Pawłowicz można uznać za mało wyrafinowany internetowy trolling - z tego powodu nie poświęcamy jej zwykle na łamach OKO.press zbyt wiele uwagi. Być może jednak Pawłowicz powtarza to, o czym się mówi w jej partii.
Mniej bezpośrednio, ale w podobnym duchu, wypowiadali się także inni politycy PiS, niekiedy - jak np. Jacek Sasin w programie “Woronicza 17” 23 lipca - osadzając to w szerszym kontekście internetowej akcji krytykowania rządu i nawoływania do protestów w obronie sądownictwa. “Polska jest dzisiaj obiektem zmasowanej akcji dezinformacyjnej ze strony środowisk opozycyjnych” – mówił Sasin.
W teorii Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji może odebrać koncesje nadawcom. Art. 38 ust. 1 i ust. 2 ustawy o radiofonii o telewizji mówi, że jest to możliwe w następujących sytuacjach:
Sformułowanie o “zagrożeniu interesów kultury narodowej” czy “bezpieczeństwa” pozostawia duży margines interpretacji. Decyzję KRRiT można zaskarżyć, ale nawet groźba jej wydania byłaby potężnym uderzeniem w każdego komercyjnego nadawcę.
Rząd PiS od dłuższego czasu pracuje także nad ustawą o “dekoncentracji” i “repolonizacji” mediów, wymierzoną - jak się wydaje z przecieków - przede wszystkim w zagranicznych wydawców, którzy zdominowali rynek prasy lokalnej.
Jeżeli PiS na serio uważa, że protestujący wygrali m.in. dzięki wsparciu dużych komercyjnych mediów, może próbować je zakneblować, zastraszyć, podporządkować je sobie lub osłabić - jak zrobiono to w Turcji, Rosji czy na Węgrzech.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze