0:000:00

0:00

O pomyśle PiS powołania komisji do spraw pedofilii o tyle trudno dyskutować, że nie ma choćby zarysu projektu i nawet Ministerstwo Sprawiedliwości niczego o nim nie wie. Sam pomysł wygląda na razie na próbę rozmycia odpowiedzialności duchownych i odzyskanie inicjatywy politycznej.

To nie znaczy jednak, że taka komisja jest absurdalnym pomysłem. Komisje w Niemczech i Australii działały szeroko, badając problem nie tylko pedofilii klerykalnej. Problemem w narracji PiS jest to, że komisję przedstawiają jako śledztwo w sprawie medialnych skandali, a nie ciało powołane do opracowania systemowych rozwiązań. I obsesyjnie oskarżają świeckie "elity" za pomocą dwóch-trzech wciąż tych samych przykładów.

Politycy PiS najwyraźniej nie rozumieją (lub udają, że nie rozumieją), że zadaniem komisji jest diagnoza i naprawa instytucji, w których molestowane są dzieci przez księży, ale także nauczycieli, wychowawców, trenerów i innych osób, które mają nad nimi władzę.

Władza księdza jest szczególnie w tym kontekście niebezpieczna, bo wsparta moralno-religijną legitymacją.

Ale po kolei.

Gorącym żelazem wypalać murarzy

Opisane w "Tylko nie mów nikomu" braci Sekielskich przypadki tuszowania pedofilskich skandali pozwoliły przebić się do mainstreamu rozmowie o komisji, która miałaby się kompleksowo i na poważnie zająć problemem. Organizacje pozarządowe mówią o komisji niezależnych ekspertów, opozycja częściej o komisji państwowej. Prawo i Sprawiedliwość nie może przed wyborami sprawy przemilczeć, więc szuka swojej własnej narracji:

"Oni się zasłaniają państwową komisją do spraw zbadania pedofilii w Kościele. Prawo i Sprawiedliwość jest gotowe poprzeć komisję, która będzie badać sprawę pedofilii, ale nie tylko w Kościele, tylko we wszystkich środowiskach!

Bo można powiedzieć, że jest sporo środowisk specjalnej troski pod tym względem. I trzeba wszędzie te sprawy wyjaśnić" - zapowiadał jeszcze 17 maja Jarosław Kaczyński.

Sprawy szybko idą do przodu, bo 21 maja Mateusz Morawiecki ogłosił jej powołanie. Ale szczegółów nadal brak. Premier, który jak dotąd powiedział o komisji najwięcej, obiecywał, że będzie "miała formułę społecznie jak najbardziej otwartą, ale jednocześnie praktyczną". Ma "nie rozmywać tematu" i pozwolić "szybko identyfikować jakieś słabe miejsca obecnego systemu, w którym pedofilia rzeczywiście występuje". Te słabe miejsca mają być "wyeliminowane jak najszybciej".

Kto będzie to robił? Wiadomo jedynie, że komisja ma być państwowa, a PiS planuje "zaprosić do niej opozycję". Jan Kanthak, rzecznik Ministerstwa Sprawiedliwości, czyli resortu, który powinien prowadzić projekt, 21 maja w TVN przyznał, że nie zna żadnych szczegółów.

Kogo będą badać? Wszystkich, również Kościół, ale także nauczycieli, artystów, trenerów, opiekunów, bo, zdaniem premiera, to zjawisko "statystycznie zdarza się w różnych środowiskach".

Niewątpliwie takie podejście idzie pod prąd opinii publicznej, która domaga się oczyszczenia kościoła. Jednak, patrząc na przykłady zagraniczne, niekoniecznie musi się wykluczać.

Zarówno komisje w Niemczech jak i Australii, które najczęściej podaje się jako przykład skutecznego rozliczenia z pedofilią klerykalną, działały (i działają) jako ciała powołane do badania problemu wykorzystywania seksualnego dzieci nie tylko we wspólnotach kościelnych, ale wszędzie tam, gdzie może dochodzić do nadużyć.

Kluczowe w obu przypadkach było zbadanie warunków i systemowych mechanizmów zaniechań, tuszowania we wszystkich instytucjach, w których dzieci znajdują się w relacjach zależności i władzy.

Choć więc w toku prac organizacji okazywało się, że rzeczywiście duży odsetek rozpatrywanych spraw dotyczy wspólnot religijnych, to badaniem objęte były szkoły, placówki opiekuńcze, grupy młodzieżowe, a także rodziny.

Przeczytaj także:

Jak to wyglądało w Niemczech

W 2010 roku niemiecki rząd powołał okrągły stół "w sprawie molestowania seksualnego dzieci pozostających w relacjach zależności i władzy w instytucjach publicznych oraz w środowisku rodzinnym". Obradom przewodniczyli przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości, Ministerstwa do spraw Rodziny i Ministerstwa Edukacji i Badań Naukowych, a udział brali w nim przedstawiciele różnych grup społecznych, eksperci, akademicy. Po roku wydano raport z zaleceniami działań profilaktycznych, przepisów prawnych, wytycznych oraz środków pomocy ofiarom przestępstw. W ramach ustaleń Ministerstwo Edukacji i Badań Naukowych sfinansowało m.in. kurs "Profilaktyka wykorzystywania seksualnego dzieci" dla pedagogów, przedstawicieli zawodów medycznych i terapeutów.

Również w 2010 roku powołano stanowisko specjalnego komisarza, który monitoruje wdrażanie zaleceń, opieka nad internetowym i telefonicznym punktem kontaktowym dla ofiar oraz opracowywanie kolejnych zaleceń. W 2015 utworzono sześcioosobową komisję złożoną z ekspertów (prawnicy, psychologowie, psychiatrzy), która zajmuje się sprawami przedawnionymi.

Również od 2015 roku działa Rada Ofiar i Ocalonych, do której należy kilkanaście osób. Działają na zasadzie wolontariatu, wydając zalecenia, organizując spotkania, zwracając się do urzędów i osób publicznych.

W pracach okrągłego stołu uczestniczyli przedstawiciele Kościołów, a komisarz i dwa ciała pomocnicze (komisja i rada) współpracują z Kościołem. Równolegle niezależni eksperci na zlecenie niemieckiego episkopatu opracowywali raport, którego efekty opublikowano w 2018 roku. Wynika z niego, że w latach 1946-2014 co najmniej 1670 duchownych katolickich, czyli 4,4 proc. kleru, wykorzystywało seksualnie 3677 dzieci i nastolatków.

Jak to wyglądało w Australii

W Australii Rząd Federalny powołał w 2013 roku Komisję Królewską ds. Odpowiedzi Instytucji na Wykorzystywanie Seksualne Dzieci. Głównym zadaniem tej Komisji było zbadanie reakcji najważniejszych instytucji i organizacji funkcjonujących w Australii na skargi, podejrzenia czy oskarżenia dotyczące molestowania seksualnego osób nieletnich.

Komisja pracowała w dwóch trybach: organizując wysłuchania publiczne i wysłuchania prywatne. Wysłuchania publiczne to posiedzenia komisji, w trakcie których zeznawali przedstawiciele różnych organizacji i instytucji. W posiedzeniach uczestniczyły media, ofiary i ich rodziny. Wysłuchania publiczne transmitowano na żywo w internecie, a transkrypcje można było przeczytać na stronie.

Na wysłuchania prywatne zapraszano ofiary wykorzystywania seksualnego. Z informacji na oficjalnej stronie komisji dowiedzieć się można, że takich sesji odbyło się aż 8 tysięcy.

Komisja zakończyła prace w 2017 roku, publikując raport z rekomendacjami dla instytucji mających kontakt z dziećmi - kościołów katolickich, anglikańskich, szkół, placówek terapeutycznych itd.

Ujawniono również, że aż 37 proc. wszystkich wysłuchań prywatnych pochodziło od ofiar, które swojej krzywdy doznały w Kościele katolickim. W latach 1980-2015 doszło w Kościele do 4444 przypadków wykorzystania seksualnego dzieci. Średni wiek ofiar to 10,5 roku dla dziewczynek i 11,6 wśród chłopców. Udało się zidentyfikować 1900 spośród 2400 sprawców. Incydenty dotyczyły aż tysiąca różnych kościelnych placówek.

Wyliczono wysoki, bo aż 7 proc., odsetek sprawców wśród duchownych katolickich w Australii.

To właśnie na wzorze komisji australijskiej swój projekt ustawy opiera fundacja "Nie lękajcie się". Kluczowy jest fakt, że to ciało państwowe, ale stworzone z niezależnych specjalistów - niezależnych nie tylko od Kościołów, ale też od polityków.

Czego PiS nie rozumie w idei komisji

Problem z deklaracjami PiS w sprawie "ogólnej komisji" nie leży więc w samym pomyśle, ale w niezrozumieniu jego istoty. Stąd rozpaczliwe "licytacje" polityków PiS (np. Patryka Jakiego) a także materiały "Wiadomości" TVP stwierdzające, że Polsce jest większy problem z molestującymi murarzami niż księżmi. Nie idzie tu o żadną profesjonalną komisję lecz wyciągnięcie Kościoła katolickiego spod pręgierza opinii publicznej.

Propagandowa narracja zaprzecza istocie takich komisji. Ich celem jest zebranie informacji: w jaki sposób dochodzi do przypadków przemocy seksualnej, dlaczego nie są zgłaszane, jak zorganizować pomoc dla ofiar, jak organizować profilaktykę. Od kościoła wymagałoby to uczciwej współpracy, udostępnienia dokumentów i zmiany swoich wewnętrznych procedur zgodnie z zaleceniami takiej komisji.

Co najważniejsze - celem komisji powinno być wypracowywanie mechanizmów, a nie jedynie funkcja represyjna, w dodatku na pokaz, jak w sejmowych komisjach śledczych.

Komisja ds. noblistów

"Ani purpura, ani Oscar, ani Nobel, ani sława światowa, czy europejska nikogo nie uchroni przed karą" - mówił Jarosław Kaczyński 20 maja w Słupsku. Ten Nobel, Oscar i celebryci są stałym elementem wypowiedzi pisowców (podobnie jak "wypalanie pedofilii gorącym żelazem"). O "zwyrodnialcach w kardynalskich kapeluszach, noblistach, celebrytach i znanych reżyserach" grzmiał także Joachim Brudziński w Polsat News. Mateusz Morawiecki i Zbigniew Ziobro nie zapomnieli dodać Nobla w swoich przemówieniach antypedofilskich.

Bogdan Rymanowski dopytywał Brudzińskiego, o jakiego noblistę-pedofila chodzi. Dociskany przez dziennikarza, Brudziński przyznał, że to nie Polak. PiS może mieć na myśli jedynie amerykańskiego biofizyka i lekarza słowackiego pochodzenia, Daniela Carletona Gajduska. Naukowiec Nobla dostał w 1967 roku, nie żyje od 11 lat, a za wykorzystywanie dzieci poszedł do więzienia w 1997 roku w Stanach Zjednoczonych.

Dla PiS nie ma to oczywiście najmniejszego znaczenia, bo liczy się efekt retoryczny i sugestia, że może chodzić o Lecha Wałęsę.

"Skoro ten temat ekscytuje, skoro są stacje telewizyjne, które wycinają to słowo to jedno słowo »Nobel« z wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, to coś jest na rzeczy. Ale od tego będzie właśnie taka komisja" - zapowiada Joachim Brudziński. I przy okazji kłamie, bo - jak pokazała TVN - stacja cytowała całą wypowiedź o noblu.

Jaki związek z bezpieczeństwem polskich dzieci w 2019 roku ma gwałt, jakiego 40 lat temu w Stanach Zjednoczonych dopuścił się Roman Polański na trzynastoletniej Samancie Geimer?

Nie wiadomo, ale z wypowiedzi polityków PiS wynika, że sprawa jest dla nich priorytetem. Brudziński w Polsat News przywoływał nawet w tym kontekście z nazwiska Doroty Stalińskiej ("obecna na każdej antyrządowej demonstracji"!) i Rafała Trzaskowskiego.

Czy komisja wezwie ich na publiczne wysłuchanie? I czy adresatem rekomendacji sporządzonych przez taką komisję będą placówki opiekuńcze dla dzieci, czy TVN?

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze