0:00
0:00

0:00

Komisja Europejska używa wszystkich dostępnych środków, aby powstrzymać wejście w życie polskich ustaw sądowych. Wiceprzewodniczący KE Franz Timmermans 26 lipca 2017 zapowiedział kontynuację zarówno procedury kontroli praworządności, która może, ale nie musi, doprowadzić do uruchomienia art. 7, oraz wszczęcie procedury dyscyplinującej na podstawie art. 258 (infringement procedure), które nastąpi natychmiast po opublikowaniu ustawy o sądach powszechnych.

Procedura artykułu 7 jest procesem politycznym, gdzie decydujący głos mają państwa członkowskie. Znaczące jest więc, że Komisja jest gotowa uruchomić też ścieżkę sądową, która może doprowadzić do postawienia Polski przed Trybunałem Sprawiedliwości. W tym celu sięga po nowatorską i precedensową argumentację, twierdząc, że organizacja sądownictwa, wyłączna kompetencja krajów członkowskich, może być oceniana przez Trybunał Sprawiedliwości.

O procedurze artykułu 7 wiele się w Polsce pisze i mówi. W tej analizie OKO.press skupi się na zagrożeniu prawnym, które może być równie poważne.

Artykuł 7 – procedura oceny politycznej

Komisja Europejska wydała już trzecią rekomendację w ramach procedury kontroli praworządności, która jest prowadzona w sprawie Polski od 2016 roku. Dwie poprzednie dotyczyły Trybunału Konstytucyjnego i zostały przez polski rząd zignorowane. Trzecia przypomina sprawę Trybunału Konstytucyjnego, a do tego wymaga zapewnienia, że ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, sądach powszechnych i Sądzie Najwyższym nie wejdą w życie, a ustawa o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury zostanie wycofana lub zmieniona tak, by była zgodna z Konstytucją RP i europejskimi standardami ochrony sędziowskiej niezawisłości.

Polski rząd ma miesiąc, żeby wprowadzić rekomendację w życie. Jeśli po upływie miesiąca nie zareaguje, albo jeśli w międzyczasie będzie w jakikolwiek sposób wpływał na kadencję sędziów Sądu Najwyższego, Timmermans zapowiedział uruchomienie artykułu 7. Potrzebuje do tego zgody 22 krajów. Żeby jednak stwierdzić naruszenie wartości unijnych potrzebna jest jednomyślność innych członków UE, a Węgry już zapowiedziały swoje weto. Bez jednomyślności nie będzie więc możliwe nałożenie na Polskę sankcji, np. odebrania prawa głosu. Uniknąć tego można by jedynie, gdyby Komisja uruchomiła jedną procedurę w stosunku do Polski i Węgier, ale Timmermans stanowczo wykluczył taką możliwość.

Brak chęci dialogu zaostrza reakcję Komisji

Reakcje ze strony polskiego rządu – zbywanie zarzutów Komisji, brak chęci dialogu i brak merytorycznej argumentacji, w połączeniu z nonszalancką krytyką KE i inwektywami pod adresem jej pierwszego wiceprzewodniczącego Fransa Timmermansa – z pewnością zaostrzają reakcję unijną. Polski rząd uparcie powtarza, że Komisja Europejska nie rozumie sytuacji w Polsce, a zarzuty nie są oparte na faktach.

Jak mówi OKO.press dr Maciej Taborowski z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, ze strony rządu polskiego to błąd. Artykuł 7 nie bez przyczyny nazywany jest bronią atomową – to zapis, który miał odstraszać kraje członkowskie od łamania fundamentalnych zasad UE, ale który nie miał być użyty w praktyce.

Uruchomienie procedury kontroli praworządności to sposób Komisji na rozwiązanie problemów bez konieczności nakładania sankcji zgodnie z art. 7. Bruksela robi, co może, żeby wciągnąć polski rząd do dialogu. Dr Taborowski: "Trzecia rekomendacja z 26 lipca 2017 jest kolejną okazją, którą Komisja daje Polsce, żeby weszła z nią w dialog. To tzw. procedura miękka, więc jeżeli polski rząd wyrazi chęć współpracy, wtedy z pewnością termin miesięczny nie okaże się bezwzględny”.

Przeczytaj także:

Procedura dyscyplinująca – ścieżka sądowa

W świetle ograniczeń procedury art. 7 tym ważniejsza jest druga ścieżka – tzw. procedura dyscyplinująca z art. 258 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (infringement procedure), dotycząca złamania zobowiązań traktatowych.

W przeciwieństwie do artykułu 7, jest to ścieżka sądowa, a nie polityczna. Procedura stosowana jest wobec krajów, które złamią obowiązujące prawo europejskie i może doprowadzić do postawienia Polski przed Trybunałem Sprawiedliwości UE.

Oceniając ustawę o sądach powszechnych Komisja przedstawiła dwa argumenty:

  • dyskryminacji ze względu na płeć (art. 157 Traktatu o Funkcjonowaniu UE, oraz dyrektywy 2006/54 nt. równouprawnienia płci w zatrudnieniu), oraz
  • zagrożeniu niezawisłości sądów, które może wpłynąć na zastosowanie prawa europejskiego (artykuł 19.1 Traktatu UE) oraz prawo do uczciwego procesu (artykuł 47 Karty Praw Podstawowych UE.).

Dyskryminacja ze względu na płeć

Argumentacja dotycząca dyskryminacji, tyle że ze względu na wiek, a nie na płeć, była już ćwiczona w przypadku Węgier, które zmusiły sędziów do przejścia na wcześniejszą emeryturę. Doświadczenie węgierskie pokazuje jasno, że taka argumentacja ma zastosowanie również w przypadku Polski. Węgry zostały postawione przed Trybunałem Sprawiedliwości, który stwierdził uchybienie, ale niestety – wg. dr Taborowskiego – wyrok ten miał ograniczone znaczenie praktyczne. Zaledwie kilku sędziów wróciło na swoje stanowiska, a pozostali – kilkaset osób – dostało odszkodowania i to pomimo tego, że TS wydał wyrok w trybie przyśpieszonym, zaledwie sześć miesięcy po wniesieniu skargi.

Decyzja o zastosowaniu procedury dyscyplinującej w kontekście niezależności sądów to sytuacja precedensowa – do tej pory nie była używana w sprawach sądownictwa państwa członkowskiego.

Zagrożenie niezawisłości sądów

Organizacja systemu sądowniczego jest kompetencją wyłączną krajów członkowskich. Komisja będzie musiała więc uzasadnić przed Trybunałem Sprawiedliwości, dlaczego prawo unijne powinno dotyczyć takich spraw, jak np. powoływanie i odwoływanie prezesów sądów przez ministra sprawiedliwości.

Argumentacja Timmermansa jest następująca: Unia Europejska musi kontrolować sposób działania sądów w Polsce dlatego, że ma ono wpływ na ochronę sądową obywateli unijnych, a więc na skuteczność działania prawa unijnego.

Polscy sędziowie są jednocześnie sędziami unijnymi, a ich niezawisłość ma wpływ na systemowe stosowanie prawa europejskiego.

Komisja wskazuje, że wpływ polityków na sądy jest złamaniem prawa do skutecznej ochrony sądowej w obszarach objętych prawem unijnym (art.19.1 Traktatu o Unii Europejskiej), co otwiera możliwość zastosowania standardu Karty Praw Podstawowych UE (art. 47) dotyczącego prawa do niezawisłego i bezstronnego sądu.

W ten sposób wykonywanie kompetencji wyłącznych przez państwa (np. odwołanie i powołanie prezesa sądu) może mieć wpływ na skuteczność zastosowania prawa unijnego.

Najważniejszy od lat 60. proces Trybunału Sprawiedliwości

Komisja będzie musiała wykazać, że już sama ustawa stwarza zagrożenie, że dojdzie do politycznego wpływu na decyzje sądów (np. poprzez powoływanie i odwoływanie prezesów sądów). I że jest wystarczającą przeszkodą dla niezależności sądów i bezstronnego wykonywania obowiązków przez prezesów sądów, sędziów i asesorów.

Komisja może tu skorzystać z przykładu węgierskiego, gdzie Trybunał Sprawiedliwości w 2014 roku stwierdził, że skrócenie kadencji organu nadzoru danych osobowych ma wpływ na jego niezależność. Jedyny problem? Komisja mogła wtedy powołać się na dyrektywę ochrony danych osobowych z 1995 roku. W sprawie prezesów sądów dyrektywy nie ma.

Według dr Taborowskiego, gdyby Komisji udało się postawić Polskę przed Trybunałem Sprawiedliwości, byłoby to jedno z najważniejszych orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości od lat 60.

Polskie ustawy łamią zasadę wzajemnego zaufania

Jedną z centralnych zasad Unii Europejskiej jest wzajemne zaufanie: państwa członkowskie, w tym organy sądownicze, ufają sobie wzajemnie w sprawie przestrzegania wartości i standardów unijnych.

Dlatego problemy z niezależnością sądów polskich mogą mieć wpływ na zasadę wzajemnego zaufania – sądy i organy innych krajów członkowskich przestałyby ufać polskiemu systemowi sądownictwa.

To z kolei miałoby wpływ na funkcjonowanie wielu obszarów prawa unijnego: rynku wewnętrznego Unii Europejskiej, współpracy sądowej w sprawach cywilnych, np. uznawanie wyroków w sprawie o zapłatę wobec zagranicznego przedsiębiorstwa, czy europejskiego nakazu aresztowania. To może być argument Komisji przed Trybunałem Sprawiedliwości.

Polska wypadnie z europejskiej przestrzeni prawnej?

Dr Taborowski zwraca uwagę, że proces przed Trybunałem Sprawiedliwości może trwać miesiące, a może nawet lata – a w tym czasie obowiązująca ustawa o ustroju sądów powszechnych może spowodować nieodwracalne szkody, takie jak orzeczenia i wyroki wydane bez zachowania wymaganej niezależności sądów i niezawisłości sędziowskiej.

Komisja może próbować temu zaradzić.

"Jedyny sposób to uzyskanie od Trybunału Sprawiedliwości tzw. środków tymczasowych – czyli zakazu korzystania z ustawy do czasu rozstrzygnięcia sprawy. Inaczej, odwrócenie skutków tej ustawy, szczególnie jej pierwszych sześciu miesięcy, może być, bardzo problematyczne" - mówi Taborowski.

A jeśli KE nie przekona Trybunału Sprawiedliwości?

Klaus Bachmann, profesor nauk społecznych na SWPS uważa, że nawet wtedy uczestnictwo Polski w unijnym systemie prawnym stanie pod znakiem zapytania, bo służby w innych krajach UE nie będą ufały polskim sądom: "Możemy sobie na przykład wyobrazić, że sędziowie pod wpływem ministra sprawiedliwości nie będą w stanie obiektywnie rozstrzygnąć sporu np. pomiędzy inwestorem zagranicznym a dużą formą państwową. Dotyczy to też postępowań w sprawach karnych, jak np. Europejski Nakaz Aresztowania i współpraca policji”.

Nawet gdyby interwencja KE okazała się nieskuteczna, Polska może wypaść ze wspólnej przestrzeni prawnej UE i będzie traktowana jak kraj trzeci, np. Tunezja albo Ukraina.

;
Na zdjęciu Monika Prończuk
Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze