0:000:00

0:00

Prokuratura Regionalna w Warszawie dostała właśnie z Samorządowego Kolegium Odwoławczego orzeczenie, że kamienica przy ulicy Odolańskiej, w warszawskiej dzielnicy Mokotów, nie powinna zostać zreprywatyzowana na rzecz następców prawnych przedwojennego właściciela.

Nieruchomości Marzeny K.

O kamienicy przy Odolańskiej zrobiło się głośno w sierpniu 2016 roku. Piotr Guział, radny Warszawy i były burmistrz Ursynowa wyciągnął wtedy córce byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, że kupiła w mieszkanie w tym budynku. Wcześniej należało ono do Marzeny K., byłej już urzędniczki Ministerstwa Sprawiedliwości, która poza oficjalną pracą zajmowała się odzyskiwaniem nieruchomości.

Przejmowała roszczenia dawnych właścicieli i występowała o ich zwrot. Nie działała sama. Jej brat - adwokat Robert N. specjalizował się w prowadzeniu postępowań dotyczących odzyskiwania nieruchomości.

Kariera Marzeny K. jako urzędniczki resortu sprawiedliwości zakończyła się we wrześniu 2016 roku, gdy wyszło na jaw, że była współwłaścicielką słynnej działki przy ul. Chmielnej, tuż obok Pałacu Kultury i Nauki. Starania o zwrot tej nieruchomości zaczął jej brat - jako jej pełnomocnik. Współwłaścicielem działki był też ówczesny dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie Grzegorz Majewski. Gdy sprawę opisały media, PiS zdecydował o powołaniu komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji.

Przeczytaj także:

Później wyszło na jaw, że Marzena K. wytacza miastu procesy o odszkodowania za nieruchomości, których stolica z powodów prawnych nie może już zwrócić w naturze. W sumie domaga się kilkudziesięciu milionów złotych.

W październiku 2016 roku K. została zatrzymana przez CBA, pod zarzutem zatajenia w oświadczeniach majątkowych dochodów z reprywatyzacji. Przyznała się. Jest na wolności, bo wpłaciła 500 tys. zł kaucji.

Śledztwo w sprawie kamienicy przy Odolańskiej

Zestawiając córkę prezydenta Komorowskiego z Marzeną K. radny Guział chciał więc wywołać wrażenie, że najważniejsi ludzie z obozu PO są zamieszani w reprywatyzację. Córka prezydenta zapewniała, że kupiła mieszkanie od agencji – ogłoszenie znalazła w serwisie pośredniczącym w handlu nieruchomościami, a gotówkę na zakup dostała od rodziców.

Sprawą zainteresowała się Prokuratura Regionalna w Warszawie - jedna z kilku w Polsce sprawdzających stołeczną reprywatyzację.

W marcu 2017 roku prokuratura skierowała do Samorządowego Kolegium Odwoławczego sprzeciw wobec decyzji prezydenta Warszawy z 2013 roku o zwrocie działki i kamienicy przy ul. Odolańskiej. Prokuratura ma do tego prawo, występuje w takich sprawach jako tzw. strażnik praworządności.

Śledczy zarzucili, że nieruchomość zwrócono następcom prawnym wbrew przepisom dekretu Bieruta.

Obowiązujący wciąż dekret określa warunki przekazania prawa do terenu przedwojennym właścicielom. Zdaniem prokuratury, choć po wojnie spadkobierca przedwojennego właściciela złożył w terminie wniosek o prawo do gruntu, to nie był on skuteczny. Dlaczego? Zgodnie z dekretem, by dostać prawo do działki, trzeba było nią fizycznie władać. Tymczasem działkę przy Odolańskiej zaraz po wojnie zajęła milicja i urząd bezpieczeństwa. I z tego powodu komunistyczne władze odmówiły wówczas spadkobiercy przyznania prawa do terenu.

Kilka lat temu następcy prawni spadkobiercy podważyli jednak powojenną decyzję i w 2013 roku ratusz wydał decyzję o zwrocie nieruchomości.

Zdaniem prokuratury, ratusz powinien wydać decyzję negatywną, bo byli właściciele nie spełniali wymogów zapisanych w dekrecie Bieruta. Inną kwestią jest, czy były właściciel w czasach terroru stalinowskiego mógł przejąć działkę zajętą przez milicję i urząd bezpieczeństwa, by spełnić wymóg z dekretu.

Samorządowe Kolegium Odwoławcze na początku maja 2017 roku przyznało rację prokuraturze.

Kolegium orzekło, że zwrotu dokonano z rażącym naruszeniem prawa, ale decyzji nie można unieważnić, bo zaszły tzw. nieodwracalne skutki prawne. Nieruchomość oddano bowiem w użytkowanie wieczyste aktem notarialnym, a ten można podważyć tylko w sądzie i to pod warunkiem wykazania, że przy zwrocie doszło do przestępstwa.

Uznanie przez SKO, że reprywatyzacja kamienicy nastąpiła z rażącym naruszeniem prawa, nie oznacza więc, że osoby, które kupiły tam mieszkania, stracą je. Żeby do tego doszło, trzeba by podważyć akty notarialne zakupu i wykazać, że reprywatyzacja, a potem sprzedaż była efektem np. oszustwa.

Jak Marzena K. weszła w posiadanie mieszkań w kamienicy przy Odolańskiej? Po odzyskaniu działki z kamienicą przez następców prawnych przedwojennego właściciela, kupiła je pewna spółka, a od niej odkupiła je urzędniczka.

"Sprawą może zająć się jedynie komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji"– mówi Oko.press znany warszawski prawnik.

Politycy PiS zakładają, że komisja będzie badać właśnie takie przypadki - w których istniejące wcześniej organy państwowe nie mogły już nic zdziałać. Komisja może wydawać decyzje o zwrocie zreprywatyzowanej nieruchomości (jeśli prawnie jest to możliwe), a jeśli nie (bo zaszły nieodwracalne skutki prawne) - może nakazywać wypłatę odszkodowania. Będą je płacić osoby, które uzyskały decyzję o zwrocie nieruchomości. Pieniądze trafią do kasy miasta na specjalny fundusz, z którego będą z kolei wypłacane odszkodowania wyrzucanym i nękanym przez nowych właścicieli lokatorom.

Komisja nie może więc zabrać Marzenie K. mieszkań w kamienicy przy Odolańskiej. Może jedynie ocenić, czy osoby, które odzyskały kamienicę powinny zapłacić odszkodowanie.

Komisja nie zaczęła jeszcze przesłuchań. Na razie ma siedzibę – w gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości. Jej szefem komisji został Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości. W czasie czwartkowego posiedzenia Sejm miał powołać członków komisji – czterech z PiS, czterech z opozycji. Ale jeden z kandydatów opozycji - Jerzy Meysztowicz z Nowoczesnej - nie uzyskał wymaganego poparcia.

Posłowie zaaprobowali siedmiu innych kandydatów: Sebastiana Kaletę, Łukasza Kondratkę, Pawła Lisieckiego i Jana Mosińskiego zgłoszonych przez PiS; Bartłomieja Opalińskiego zgłoszonego przez PSL, Adama Zielińskiego zgłoszonego przez Kukiz'15 i Roberta Kropiwnickiego zgłoszonego przez PO. Nad pozostałym wakatem Sejm przeprowadzi powtórne głosowanie na następnym posiedzeniu.

Prawnicy wciąż mają jednak wątpliwości, czy ustawa o komisji (zwłaszcza w części dotyczącej odbierania własności) jest zgodna z konstytucją. Porównują ją do sądu ludowego. Jednak w sytuacji, gdy Trybunał Konstytucyjny jest zdominowany przez sędziów wybranych przez PiS, nie ma wielkich szans na zbadanie tej ustawy.

A publiczne wypowiedzi polityków PiS, w sprawie komisji i oczekiwań związanych z jej pracami, nasuwają poważne wątpliwości, czy nie stanie się ona przede wszystkim narzędziem do ataków na opozycję.

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze