0:00
0:00

0:00

Kamienica przy ul. Ludwika Nabielaka 9 to jeden z najbardziej znanych adresów warszawskiej afery reprywatyzacyjnej. Tu mieszkała Jolanta Brzeska, współzałożycielka Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, która zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach w 2011 roku. Decyzje o zwrocie nieruchomości podpisał w 2006 roku Mirosław Kochalski, wówczas sekretarz m.st. Warszawy z ramienia PiS, dziś wiceprezes PKN Orlen.

Po decyzji życie lokatorów zamieniło się w koszmar. Córka Brzeskiej podczas październikowego posiedzenia komisji mówiła: "zostaliśmy przekazani jak żywy towar". Mieszkańcom kamienicy podnoszono czynsz, kierowano wobec nich sprawy o eksmisje.

"Po reprywatyzacji życie rodziców stało się bardzo niespokojne" - mówiła Magda Brzeska. - "Przestali spać po nocach. To był jeden wielki strach. Za przejście od chodnika do budynku mama miała płacić 500 zł".

Do mieszkania B. próbowano się też włamać: "Pan M. przyszedł ze swoimi osiłkami, ale też z policjantami, miał dowód zameldowania się w mieszkaniu na Nabielaka".

Jolanta Brzeska była nękana procesami, miała po kilka rozpraw miesięcznie. Walczyła przez lata, pomagała też innym lokatorom bronić się przed czyścicielami kamienic, była ostatnią z lokatorek komunalnych wciąż mieszkających w kamienicy. Inni poddali się i wyprowadzili. W marcu 2011 jej zwęglone zwłoki znaleziono w lesie Kabackim. Śledztwo prokuratorskie ws. jej śmierci zostało umorzone po dwóch latach. W 2016 roku je wznowiono - na razie nie przyniosło widocznych rezultatów.

Komisja weryfikacyjna uznała, że przy wydawaniu decyzji w sprawie Nabielaka doszło do rażącego naruszenia prawa. Pokrzywdzeni zostali lokatorzy, a także miasto stołeczne Warszawa, Skarb Państwa, właściciele lokali i spadkobiercy pierwotnych właścicieli nieruchomości.

Decyzja została uchylona. Tak było już w innych sprawach rozpatrywanych przez komisję, ale nowością jest coś innego:

skoro znaczna część mieszkań została sprzedana przez Marka M., ma on zapłacić miastu prawie 3 mln zł odszkodowania. Z kolei urzędnikom, którzy podpisali się pod decyzją, grozi kara do 12-krotności pensji.

To precedensowa decyzja. Sprawdzamy, co konkretnie oznacza dla handlarza roszczeniami Marka M., dla urzędników, którzy podjęli decyzję, a wreszcie dla lokatorów.

Przeczytaj także:

Za co ma zapłacić Marek M.

Marek M. kupił część roszczeń do nieruchomości za 1500 zł. Z kolei dzięki prawom do odszkodowania kupionym za 300 zł mógł pozwać skarb państwa o odszkodowanie na kwotę 3 mln zł (ostatecznie otrzymał 1,8 mln).

„Z naszych wyliczeń wynika, że dzisiaj wartość tej nieruchomości to 3,5 mln zł” – powiedział przewodniczący komisji Patryk Jaki. "Ponadto z aktów notarialnych wynika, że Marek M. sprzedał mieszkania w tej kamienicy za około trzy miliony złotych. Dlatego komisja dziś stwierdziła, że musi te pieniądze natychmiastowo oddać".

Decyzja ma rygor natychmiastowej wykonalności. To znaczy, że jest już podstawą do egzekucji.

Marek M. może odwołać się do samej komisji, a następnie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, ale samo złożenie odwołania nie wstrzymuje wykonalności decyzji.

Inna sprawa, że Marek M. oficjalnie żyje w niedostatku, mimo że jest potentatem warszawskiej reprywatyzacji (jego "portfel" to kilkadziesiąt adresów). Iwona Szpala i Małgorzata Zubik z "Gazety Wyborczej" opisały, jak w sądzie wnioskował o zwolnienie z kosztów postępowania ze względów materialnych ("Zdarza mu się korzystać ze wsparcia finansowego matki").

Za co zapłaci Mirosław Kochalski i inni urzędnicy

"Mogę nad tym ubolewać i ubolewam, że w obrocie prawnym prawami majątkowymi obracano za kwoty niewspółmierne, jest to sytuacją niedopuszczalną" - mówił w październiku 2017 roku Mirosław Kochalski, który podpisał się pod decyzją o zwrocie.

Kochalski był sekretarzem Warszawy z ramienia PiS, po wyborze Lecha Kaczyńskiego na prezydenta Polski. Podpis pod decyzją o nieruchomości przy ul. Nabielaka 9 złożył w styczniu 2016 r. W czasie trzyletnich rządów Lecha Kaczyńskiego częstotliwość wydawania decyzji spadła, jednak za rządów komisarzy z PiS znów przyspieszyła (Hanna Gronkiewicz-Waltz utrzymała następnie tempo reprywatyzacji).

Pytany, czy wiedział, że oddaje w prywatne ręce kamienicę, w której mieszkają ludzie, Kochalski odparł: "Jeżeli w dokumentach nie było takiej informacji i nie została mi ona przekazana, mogła być sytuacja, że nie miałem wiedzy na ten temat".

Co dokładnie komisja postanowiła w sprawie Kochalskiego?

Tutaj rzecz jest nieco bardziej skomplikowana. Poprosiliśmy o komentarz Michała Chylaka, eksperta Instytutu Badań nad Prawem Nieruchomości. Chylak opisuje to w kilku punktach.

"1. Po raz pierwszy Komisja stwierdziła, że pracownicy ratusza (3 osoby: M. Kochalski, Krzysztof K., Gertruda J.F.) przy wydawaniu decyzji reprywatyzacyjnej dotyczącej kamienicy przy ul. Nabielaka 9 wyrządzili szkodę miastu przez niezgodne z prawem działanie (lub zaniechanie) przy wykonywaniu władzy publicznej. Stwierdzenie to jest elementem decyzji. Jednocześnie nałożono górny limit odszkodowania: 12-krotność miesięcznego wynagrodzenia przysługującego urzędnikowi.

2. Jednak sama Komisja nie może tych osób w żaden sposób „ukarać”.

3. Stwierdzenie, że wskutek działania tych osób niezgodnego z prawem miasto poniosło szkodę, stanowi dopiero podstawę odpowiedzialności tych funkcjonariuszy publicznych według zasad określonych w ustawie z dnia 20 stycznia 2011 r. o odpowiedzialności majątkowej funkcjonariuszy publicznych za rażące naruszenie prawa.

4. Komisja doręcza decyzję prokuratorowi okręgowemu właściwemu ze względu na siedzibę organu, który wydał decyzję reprywatyzacyjną. Decyzja pełni w tym przypadku rolę wniosku o przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego.

5. Po wpłynięciu decyzji prokurator przeprowadza postępowanie wyjaśniające zmierzające do ustalenia przesłanek uzasadniających wytoczenie na rzecz podmiotu odpowiedzialnego (miasta) powództwa o odszkodowanie przeciwko funkcjonariuszowi publicznemu z tytułu szkody wyrządzonej przy wykonywaniu władzy publicznej (czyli Kochalski i inni) z rażącym naruszeniem prawa.

6. W przypadku stwierdzenia istnienia podstaw do wytoczenia przeciwko funkcjonariuszowi publicznemu powództwa prokurator przed jego wytoczeniem wzywa na piśmie funkcjonariusza publicznego do dobrowolnego spełnienia świadczenia w określonym terminie, nie krótszym jednak niż 7 dni od dnia otrzymania wezwania, a po bezskutecznym upływie tego terminu wytacza powództwo.

7. Jeżeli brak jest podstaw do wytoczenia powództwa prokurator odmawia podjęcia tej czynności.

8. Co ciekawe, z mocy ustawy o Komisji Weryfikacyjnej, wyłączone jest stosowanie przepisu ustawy o odpowiedzialności majątkowej określającego przesłanki odpowiedzialności

(Funkcjonariusz publiczny ponosi odpowiedzialność majątkową w razie łącznego zaistnienia następujących przesłanek: 1) na mocy prawomocnego orzeczenia sądu lub na mocy ugody zostało wypłacone przez podmiot odpowiedzialny odszkodowanie za szkodę wyrządzoną przy wykonywaniu władzy publicznej z rażącym naruszeniem prawa; 2) rażące naruszenie prawa, o którym mowa w pkt 1, zostało spowodowane zawinionym działaniem lub zaniechaniem funkcjonariusza publicznego; 3) rażące naruszenie prawa, o którym mowa w pkt 1, zostało stwierdzone zgodnie z art. 6.)

9. Więc w zasadzie wydaje się, że jedyną przesłanką, którą kieruje się prokurator a potem sąd, jest po prostu fakt istnienia w obrocie prawnym decyzji Komisji, a możliwości obrony funkcjonariusza są niewielkie.

10. W postępowaniu dotyczącym odpowiedzialności odszkodowanie ustala się w wysokości określonej w decyzji Komisji, jednak nie może ono przewyższać kwoty 12-krotności miesięcznego wynagrodzenia przysługującego tej osobie."

Co z tego mają lokatorzy

W kamienicy przy ul. Nabielaka 9 już od wielu lat nie ma już lokatorów komunalnych. Mieszkanie Jolanty Brzeskiej było wystawione na sprzedaż w 2014 roku z opisem: „Unikalna okazja, mieszkanie w przedwojennej kamienicy w stylu Art Deco z 1932”. Pośrednik zachęcał też: „Zamieszkaj w towarzystwie ludzi ze świata kultury i nauki". W listopadzie 2017 roku znów zostało wystawione na sprzedaż.

O tym, co stanie się z nieruchomościami z uchyloną decyzją reprywatyzacyjną, pisała dla OKO.press prawniczka Beata Siemieniako: po procesie w sądzie administracyjnym, a następnie w sądzie powszechnym, do zasobu miasta mogą wrócić tylko te lokale, które nie zostały już sprzedane osobom trzecim. Nabywców lokali chroni bowiem tzw. rękojmia wiary publicznej ksiąg wieczystych.

Czy wrócą do nich lokatorzy? Jeśli tak, to raczej nie ci, których z nich wypędzono.

"Dominująca narracja jest taka, że dzięki Komisji lokatorzy wrócą do swoich mieszkań" - mówi Michał Chylak. "Jednak o tym, czy wrócą (o ile będzie to w konkretnym przypadku możliwe) decyduje miasto, które administruje zasobem komunalnym. Niewykluczone, że niektórzy lokatorzy wobec odmowy miasta będą starali się odzyskać uprawnienia do swoich dawnych mieszkań na drodze sądowej. W każdym razie jest to czasochłonne, a wynik sprawy niepewny".

Czy komisja może im w tym pomóc? W tej chwili raczej nie.

"Komisja nie ma żadnych instrumentów, żeby uczynić zadość oczekiwaniom lokatorów" - mówi Chylak. "Zasób komunalny należy do miasta, a Komisja nie może w żaden sposób ingerować we własność komunalną. Byłoby to zresztą niezgodne z Konstytucją".

;
Na zdjęciu Bartosz Kocejko
Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze