Bronisław Komorowski powiela opinię, że wyborcy Prawa i Sprawiedliwości ciągną pieniądze od reszty społeczeństwa. Jednak słabsze zarobki ich wyborców, nie znaczą wcale, że „nie płacą podatków”. Wręcz przeciwnie, ubodzy płacą w Polsce ponad dwa razy wyższe stawki danin niż bogaci
27 maja, dzień po wyborach do europarlamentu, Bronisław Komorowski komentował ich wynik w audycji Onet Rano. Diagnozując źródło zwycięstwa PiS, które w skali kraju zdobyło 45,3 proc poparcia, były prezydent Polski stwierdził, że „PiS wygrywało w tych kręgach wyborczych, które nie płacą podatków”.
Jest charakterystyczne i warte przeanalizowania to, że PiS wygrywało w tych kręgach wyborczych, które nie płacą podatków
Komorowski pokazał, że słabo orientuje się w polskich realiach podatkowych oraz sytuacji mniej od siebie zamożnych obywateli. Powtarza krzywdzące stereotypy i odwraca wzrok od prawdziwych problemów polskiej gospodarki.
Zacznijmy od tego, skąd były prezydent wyciąga takie wnioski. Danych o dochodach głosujących nie zbiera bowiem ani Państwowa Komisja Wyborcza (PKW), ani realizująca sondaże exit poll firma IPSOS. Z informacji tej pierwszej wiadomo jednak, jak głosowały poszczególne powiaty i województwa, a tej drugiej – przedstawiciele poszczególnych grup zawodowych.
PiS zdobywało głosy przede wszystkim w długotrwale uboższych województwach Polski wschodniej, centralnej i południowej:
Taki stan rzeczy powtarza się w tych regionach od lat. Wytarł się już wyborczy żart, że po wynikach „widać granice zaborów”.
Gdy brać pod uwagę demografię, na PiS zagłosowali:
To grupy gorzej sytuowane niż przedsiębiorcy czy specjaliści, które w badaniu IPSOS deklarowały poparcie dla Koalicji Obywatelskiej. A z przedwyborczego sondażu OKO.press wynika, że to
wśród najmniej zarabiających poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości było najwyższe.
PiS wygrał jedynie w grupach osób zarabiających do 1500 zł oraz 1501-2500 zł (poparcie odpowiednio 55 i 48 proc.), gdy we wszystkich zamożniejszych prowadziła Koalicja.
Prezydent Komorowski wysyła zatem komunikat, że wyborcy PiS pasożytują na podatkach płaconych przez wyborców innych partii. Nie mówi wprost, o kogo chodzi, ale łatwo wywnioskować, że ma na myśli biednych.
Mówiąc, że jakiś krąg „nie płaci podatków”, Bronisław Komorowski używa formy nazywanej w logice kwantyfikatorem wielkim, sugerując, że każdy przedstawiciel „kręgów” głosujących na PiS nie płaci podatków. Jest wręcz przeciwnie: każdy wyborca PiS, nawet bezrobotny, podatki płaci. Co więcej, robi to też wyborca skrajnego wolnorynkowca Janusza Korwin-Mikkego, choć pewnie bardzo nie chce.
Oprócz podatków dochodowych PIT i CIT, w Polsce obowiązują bowiem i inne daniny. Najpopularniejszy z nich to VAT, czyli podatek od towarów i usług, wliczony zazwyczaj w ich cenę przy zakupie – odpowiada za ok. 40 proc. wpływów do budżetu państwa. Z kolei rolnicy zamiast PIT płacą podatek rolny, zależny nie od przychodów, a od posiadanego areału i cen zboża. Jest też akcyza, która ma zniechęcać do zakupu określonych produktów (np. alkoholu, papierosów czy paliw kopalnych), a także podatki od nieruchomości, od spadków i darowizn czy też czynności cywilnoprawnych – i jeszcze kilka innych.
Przyjmijmy, że prezydent użył skrótu myślowego, a chodziło mu o grupy, które wpłacają relatywnie mniej do wspólnej kasy, bo zarabiają mniej – jako że wykonują gorzej płatne zawody, są zależni od wypłat socjalnych lub mieszkają w biedniejszym regionie.
Wciąż jednak prezydent mija się z prawdą. Z dokumentu Ministerstwa Finansów Wybrane aspekty systemu podatkowo-składkowego na podstawie danych PIT i ZUS 2016 wynika bowiem, że
grupy najsłabiej zarabiające oddają państwu większą część swojego przychodu niż lepiej sytuowani.
Osoby zarabiające do 10 tys. zł brutto rocznie przekazują w podatku dochodowym i składkach aż 59,9 proc. swoich przychodów (mowa o zatrudnionych w niepełnym wymiarze, na umowach cywilnoprawnych lub wypchniętych na własną działalność gospodarczą – jednoosobowych firm jest w Polsce nieproporcjonalnie dużo, bo 14 proc., o 4 punkty proc. powyżej średniej UE). Drugą pod względem obciążeń grupą jest klasa średnia – zarabiając 20 do 100 tys. zł brutto oddajemy między 11,5 a 18,6 punktu procentowego więcej niż milionerzy. Ci ostatni składają się na usługi publiczne jedynie w 20,4 procent przychodu.
Dzieje się tak, gdyż najlepiej zarabiającym opłaca się korzystać z 19-procentowego podatku liniowego, aby uniknąć wejścia w drugi próg podatkowy (32-procentową stawkę płaci zaledwie ok. 3 proc. Polaków). Do tego składki ZUS mniej więcej właśnie od bariery 100 tys. zł przychodu nie rosną proporcjonalnie do przychodu. Podobnie ze składką zdrowotną. Nawet jeśli mniejszy procent zarobków bogacza to i tak więcej w liczbie bezwzględnej, to
państwo utrzymuje się głównie dzięki średnio i słabo zarabiającym.
Raport Instytutu Badań Strukturalnych Kogo obciążają podatki w Polsce? wskazuje, że Polska stanowi ewenement w skali europejskiej. „Większość państw UE stosuje progresywny klin podatkowy, co oznacza, że osoby o wysokich zarobkach obciążone są podatkami i składkami bardziej niż osoby o niskich zarobkach. W państwach UE opodatkowanie wysokich zarobków jest średnio o 8 punktów procentowych wyższe niż niskich zarobków”.
Co ciekawe „państwa Europy Zachodniej zazwyczaj stosują większą progresję w opodatkowaniu dochodów z umowy o pracę niż państwa Europy Środkowo-Wschodniej” – zauważają autorzy raportu.
Sytuację mniej majętnych pogarsza VAT, gdyż znów przeznaczają na podatek większy odsetek przychodów, niż bogaci.
„Najbiedniejsze 10 proc. płaci VAT o wartości odpowiadającej przeciętnie 16,3 proc. swojego dochodu, a najbogatsze 10 proc. Polaków – 6,8 proc.”
– wyliczyła w 2015 r. fundacja Centrum Analiz Ekonomicznych.
Dzieje się tak, bo większą część domowych budżetów zajmuje u biedniejszych konsumpcja bieżąca. Osoba zarabiająca 10 razy więcej nie zje bowiem 5 razy więcej bochenków 2-krotnie droższego chleba dziennie, nie zużywa też 10 razy więcej prądu. Co więcej, prowadząc działalność gospodarczą osoba bogatsza może też odliczyć podatek naliczony przy zakupie np. komputera od tego, co sama musi zapłacić. Nie pomaga fakt, że Polska ma obok Węgier i Chorwacji jedną z najwyższych stawek VAT w regionie.
To za prezydentury Bronisława Komorowskiego rząd Donalda Tuska podniósł stawkę VAT o 1 punkt procentowy, co znów najbardziej uderzyło w uboższych (podwyżka miała być tymczasowa, jednak rządy Prawa i Sprawiedliwości nie zrezygnowały z dodatkowych wpływów do budżetu). Podpisując ustawę powinien znać analizy, które dotyczą wpływu VAT na poszczególne grupy płatników.
A nawet jeśli prezydent podziela zdanie części ekspertów, że ryczałtowy podatek rolny zamiast PIT i ubezpieczenie w KRUS zamiast ZUS to „nieuzasadnione uprzywilejowanie” dla rolników, to powinien zastanowić, się dlaczego mimo wielu przymiarek Platforma nie zdecydowała się na likwidację specjalnego rolniczego ubezpieczenia – a nie oskarżać dziś mieszkańców wsi, że „nie płacą” podatków.
Podtrzymywanie bezpodstawnej opinii, wedle której uboższe grupy pasożytują na pracy bogatszych jest wyjątkowo szkodliwe. Prowadzi do stygmatyzacji słabiej zarabiających i ich rodzin. Bez nacisku społeczeństwa na egzekwowanie progresji podatkowej najbogatsi będą pomnażać swój majątek kosztem publicznej opieki zdrowotnej, edukacji czy transportu – oraz polskiej klasy średniej.
Klasistowski język i bezduszna narracja, by „wziąć kredyt i zmienić pracę”, z której korzystał Komorowski przed porażką z Andrzejem Dudą, z pewnością nie przysporzą KE wyborców wśród tych, którym w życiu wiedzie się gorzej.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Komentarze