0:000:00

0:00

Historia lubi się powtarzać. Pięć lat temu, gdy organizacja szczytu Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu, zwanej skrótowo COP, przypadła Polsce po raz kolejny, drwinom nie było końca.

Oto Polska, jedna z najbardziej uzależnionych od spalania węgla gospodarek Unii Europejskiej, miała przewodzić światowym negocjacjom klimatycznym.

Katowicki szczyt klimatyczny relacjonuje dla OKO.press Wojciech Kość, dziennikarz piszący głównie do anglojęzycznych mediów na tematy związane z energią, ochroną środowiska i zmianami klimatycznymi. Jego teksty ukazują się m.in. w Politico Europe. Twitter: @WojciechKosc

Dziś w Katowicach – stolicy polskiego węgla i trzecim po Warszawie i Poznaniu mieście, które gości COP w Polsce – setki dziennikarzy, w tym niżej podpisany, z upodobaniem opisuje, fotografuje i wrzuca na Twittera wszystko, co świadczyć ma o trwałej miłości Polaków i polskiego rządu do węgla.

Mamy więc prezydenta Andrzeja Dudę i jego „dopóki jestem prezydentem, nie pozwolę by ktokolwiek zamordował polskie górnictwo”, poprzedzone fałszywą deklaracją, że „węgla wystarczy nam na 200 lat”. Mamy orkiestrę górniczą witającą delegatów. W części wystawienniczej konferencji mamy – skądinąd ciekawą – prezentację Katowic z węglem pod przeszkloną podłogą. I światowe media z tytułami w rodzaju „Konferencja klimatyczna w sercu krainy węgla”.

Całe szczęście to jedynie margines, choć efektowny, który nie przysłoni idei i celu COP24. A stawka szczytu jest dużo większa niż wizerunek Polski.

Przeczytaj także:

Druzgocący raport IPCC

Do wybudowanego na terenie dawnej kopalni „Katowice” Międzynarodowego Centrum Kongresowego wwieziono mnóstwo węgla. ONZ-owskie – nie rządowe! - wydarzenie nie załamie się z tak błahego powodu.

Polskę obowiązuje dużo bardziej postępowe stanowisko Unii Europejskiej. A ta chce utrzymać wiodącą rolę w procesie walki z ociepleniem klimatu.

Ostrożny optymizm przeważa na koniec pierwszego tygodnia COP. Delegaci i delegatki z blisko 200 państw mają jeden cel. Wynegocjować zasady wdrożenia tzw. Porozumienia Paryskiego z 2015. Mają one zostać przyjęte w dokumencie zwanym „Katowice Rulebook”, czyli „reguły katowickie”. Porozumienie zakłada, że rządom państw świata uda się ograniczyć wzrost temperatury Ziemi do „znacznie poniżej” 2 stopni Celsjusza – a najlepiej do 1,5 stopnia - względem epoki przedprzemysłowej do roku 2100.

Cel ma być osiągnięty przede wszystkim przez redukcję emisji gazów cieplarnianych, głównie dwutlenku węgla (CO2), do atmosfery. Jak tego dokonać? Odpowiada na to głośny raport Międzynarodowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC), który ukazał się w październiku 2018.

Według niego ludzkość znalazła się na skraju katastrofy klimatycznej zagrażającej naszej cywilizacji. Nie ma już możliwości utrzymania wzrostu temperatury poniżej 1,5 stopnia Celsjusza i należy skoncentrować wysiłek na niedopuszczeniu, by wzrost osiągnął 2 stopnie do roku 2100. By tak się stało, ludzkość musi podjąć bezprecedensowe działania w bardzo krótkim czasie. Należy ograniczyć emisje CO2 aż o 45 proc. w ciągu zaledwie 11 lat, do 2030 roku.

W przeciwnym razie czekają nas gigantyczne problemy: niszczycielskie huragany, ulewne deszcze i powodzie, susze, milionowe migracje i przyspieszenie i tak szybko postępującej zagłady zwierząt. Ocieplenie spowoduje podniesienie się poziomu oceanów, co zagrozi Kiribati, Nauru i innym wyspiarskim państwom Oceanu Spokojnego. W skrajnym przypadku – państwa te zatoną.

"Jest postęp, choć powolny"

Najważniejszym problemem stojącym przed katowickim szczytem jest przyjęcie zasad, według których państwa będą realizowały swoje cele redukcyjne. Posługując się nieco naciąganą analogią, Porozumienie Paryskie to ustawa, a „Katowice Rulebook” to rozporządzenie wprowadzające ją w życie.

„Ten COP ma przyjąć reguły realizacji Porozumienia Paryskiego i odpowiedzieć na pytanie: co dalej" – mówi OKO.Press Tobiasz Adamczewski, członek zarządu WWF Polska i dyrektor działu ochrony przyrody fundacji. „Spodziewam się, że państwa wyspiarskie i rozwijające się, najbardziej narażone na skutki zmiany klimatu, będą się domagać dostosowania celów redukcyjnych do rekomendacji IPCC. Pytanie, jak sobie z tym poradzi polska prezydencja i kraje rozwinięte" – mówi Adamczewski

Wstępne przesłanki co do stanu negocjacji pojawiły się w środę i czwartek, wraz z początkiem publikacji wczesnych wersji negocjowanego tekstu „reguł katowickich”.

„Te wstępne wersje mogą wskazywać na trudności w negocjacjach, jeśli teksty są długie i z dużą liczbą zastrzeżeń wysuwanych przez kraje. W kuluarach COP mówi się, że nie jest tak źle i jest postęp, choć powolny" – mówi Sara Stefanini, dziennikarka specjalistycznego serwisu Climate Home News, zajmująca się ONZ-owskimi negocjacjami klimatycznymi.

„W tej chwili główne punkty zapalne to przejrzystość rozliczania i weryfikowania obniżek emisji deklarowanych przez poszczególne kraje. No i oczywiście finanse, czyli wsparcie finansowe walki z globalnym ociepleniem w krajach rozwijających się" – dodaje Stefanini.

Tradycyjnie przed i na początku każdego COP-u od wielu lat słychać te same wypowiedzi. Każdy szczyt klimatyczny ma być kluczowy, a negocjacje – bardzo trudne. Jednak w tym roku te rytualne wręcz kwestie są niestety bardzo prawdziwe.

„Mogę być tylko optymistą"

„Nie da się ukryć, że jest presja spowodowana raportem IPCC i wczorajszym raportem Global Carbon Project, według którego światowe emisje CO2 wzrosły w 2018 roku najwięcej od siedmiu lat" – mówi Stefanini.

Brytyjska dziennikarka dodaje, że do zwiększenia presji na negocjatorów przyczynia się też charakter „reguł katowickich”, które w odróżnieniu od zwięzłego, 27-stronicowego tekstu Porozumienia Paryskiego, będą długim, skomplikowanym i technicznym tekstem.

„Ludzie w Kiribati nie chcą już kolejnych deklaracji, chcą czynów" – mówi OKO Press Choi Yeeting, doradca rządu Kiribati ds. zmian klimatycznych i negocjator z ramienia tego państwa.

Yeeting dodaje, że raport IPCC podkreśla to, co o skutkach zmian klimatycznych Kiribati i inne państwa Oceanii mówią od lat. "Dobrze się stało, że nauka wzmocniła nasz przekaz tuż przed szczytem klimatycznym".

„Mam nadzieję, że decyzje podjęte na koniec katowickiego szczytu klimatycznego będą odnosiły się do raportu IPCC, w przeciwnym razie szczyt będzie porażką" – mówi Adamczewski.

„Mogę być tylko optymistą" – kończy Yeeting.

Katowicki szczyt klimatyczny potrwa do 14 grudnia. Kolejny odbędzie się za rok. Organizatorką miała być Brazylia, ale zrezygnowała po dojściu do władzy prawicowego populisty Jaira Bolsonaro.

Dziękuję Annie Sikorze za pomoc w napisaniu tego tekstu.

Udostępnij:

Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze