Wśród głosów popierających ostatnią ustawę o całkowitym zakazie aborcji i ograniczeniu dostępu do antykoncepcji pojawił się ten o cywilizacji śmierci: antykoncepcja nie tylko nie zmniejsza liczby aborcji, ale sprawia, że jest jej więcej. Międzynarodowe badania pokazują, że - tak jak podpowiada zdrowy rozsądek - jest odwrotnie
Obrońcy życia (czyli przeciwnicy wyboru) twierdzą wręcz, że dostęp do antykoncepcji i edukacja seksualna idą w parze z chęcią przerwania ciąży, tworząc wspólnie cywilizację śmierci, w której życie ludzkie nie ma wartości. Przejawem takiej właśnie cywilizacji śmierci miała być "czarna rewolucja", czy też "czarne marsze", jak przeciwnicy prawa do aborcji nazywali protesty 3 października 2016 r. w Polsce.
Zwolennicy prawa do aborcji często przypominają z kolei, że gdy kobieta, która nie chce mieć dzieci, może skorzystać ze skutecznej antykoncepcji, to najpewniej to zrobi. Nie będzie czekać na ciążę, by zakończyć ją aborcją, skoro antykoncepcja jest mniej kłopotliwa, tańsza i dla wielu nie kontrowersyjna etycznie.
I mają rację.
W maju 2016 r. prestiżowy brytyjski tygodnik medyczny "The Lancet" analizował zjawisko aborcji na świecie. Porównał lata 1990-1994 i 2010-2014:
Nie zauważono silnego związku pomiędzy prawem aborcyjnym i liczbą aborcji - jest różnica trzech punktów promilowych (0.3 pkt proc.).
W krajach, gdzie aborcja jest zakazana lub dozwolona tylko, gdy zagrożone jest życie matki dokonuje się 37 aborcji na 1000 kobiet. W krajach, gdzie aborcja jest dozwolona na życzenie - 34 zabiegów na 1000 kobiet.
W krajach rozwiniętych liczba aborcji na 1000 kobiet wyraźnie spada (aż o 19 punktów promilowych od 1990 do 2014), a w krajach rozwijających się waha się (od 39 na 1000 kobiet w 1990, przez 35 w 2000 r. do 37 w 2010 r.).
rys. Szacowana liczba aborcji na 1000 kobiet w wieku rozrodczym (15-44 lata)
Z badania wynika także, że:
To wielokrotnie powtarzana totalna bzdura, która nie ma oparcia w faktach i statystykach ze strony państw zachodnich. Edukacja seksualna i dostępność antykoncepcji zwiększa ryzykowne zachowania seksualne i zwiększa liczbę ciąż wśród małoletnich.
Wbrew temu, co twierdził podczas posiedzenia komisji ds petycji Robert Winnicki, duże różnice pomiędzy ilością aborcji w krajach rozwiniętych (czyli bogatszych) i krajach rozwijających się (biedniejszych) wynikają z dostępności antykoncepcji nowoczesnej (pigułki, prezerwatywy, sterylizacja).
Ten trend wyraźnie widać w Europie Wschodniej. Kraje z tego regionu dokonały w ostatnich 25 latach największego skoku cywilizacyjnego opuszczając blok sowiecki i wstępując do Unii Europejskiej. Jednocześnie rośnie w nich procent korzystających z antykoncepcji nowoczesnej i spada liczba aborcji. Duża liczba aborcji przed 1989 r. wynikała głównie z braku dostępu do skutecznej antykoncepcji i to właśnie aborcja była traktowana jak0 metoda zapobiegania ciąży.
Po upadku bloku wschodniego tylko Polska ograniczyła prawo do przerywania ciąży. Reszta krajów, albo miała już ustawodawstwo liberalne, albo je zliberalizowała.
Europa Wschodnia zanotowała w latach 1990-2010 największy ze wszystkich regionów świata spadek liczby aborcji na 1000 kobiet - wskaźnik spadł aż o 46 punktów promilowych (z 88 do 42 na 1000 kobiet).
Także wzrost odsetka kobiet używających antykoncepcji nowoczesnej jest w Europie Wschodniej najwyższy spośród wszystkich regionów i wynosi 21 punktów procentowych (z 35 proc. do 57 proc.)
Związek widać także w Europie Północnej - liczba aborcji na 1000 kobiet (18) jest jedną z najniższych. Przy tym procent kobiet, które deklarują, że używają (one lub ich partnerzy) antykoncepcji nowoczesnej wynosi 74 proc. - wyższy jest tylko w Azji Wschodniej, czyli de facto Chinach i Japonii.
Największa europejska zmiana dokonała się w Rumunii - odsetek antykoncepcji wzrósł aż o 32 punkty procentowe. Jednocześnie po liberalizacji ustawy aborcyjnej w 1989 r. liczba aborcji od spadła z 992 tys. do 71 tys. w 2015 r.
W rezultacie liczba legalnych aborcji w 2015 r. jest ponad dwa razy niższa od tej sprzed liberalizacji ustawy (czyli z lat 1966-1989, kiedy rządził Nicolae Ceausescu i kiedy za dokonanie nielegalnej aborcji groziło więzienie).
Przykład Rumunii pokazuje na efekt przemian cywilizacyjno-kulturowych, które czasem określa się jako westernizację. Proporcjonalnie do liczby ludności aborcji w Rumunii jest niemal tak samo mało, jak w Wielkiej Brytanii - w obu krajach to ok. 3 przypadki rocznie na 1000 mieszkańców.
Nawiasem mówiąc, można ostrożnie przyjąć, że w Polsce aborcji jest relatywnie mniej więcej tyle samo, tyle, że odbywają się w podziemiu aborcyjnym albo w ramach tzw. turystyki aborcyjnej. Dzieci rodzi się przecież mniej niż w obu krajach, poziom antykoncepcji z pewnością nie jest wyższy. Oznaczałoby to, że zabiegów usuwania ciąży powinno być w Polsce ok. 110 tys., z tego ok. 1000 legalnych.
Ameryka i Afryka: lustrzane odbicia
Ciekawym przykładem ośmieszającym tezy Roberta Winnickiego o antykoncepcji jest Ameryka Północna. W USA i Kanadzie aż 77 proc. kobiet deklaruje, że ona lub partner używają jakiejś metody antykoncepcji (dane z roku 2010), w tym 71 proc. metod nowoczesnych (pigułek, sterylizacji, prezerwatyw). To największy procent ze wszystkich kontynentów i trzecie miejsce w regionach (za Azją Wschodnią, czyli de facto Chinami i Japonią oraz Europą Północną).
Jednocześnie to właśnie w Ameryce Północnej dokonuje się najmniej aborcji, patrząc zarówno na procent ciąż zakończonych aborcją (17 proc.), jak i liczbą aborcji na 1000 kobiet - 17 (dane dla lat 2010-2014). W stosunku do lat 1990-1994 nastąpił niewielki spadek liczby aborcji (bo już w 1990 r. ta liczba była niewielka).
Afryka należy do regionów, gdzie antykoncepcja nowoczesna jest najsłabiej rozpowszechniona. W Afryce Środkowej używa jej zaledwie 8 proc. kobiet (lub ich partnerów), a w Afryce Zachodniej - 10 proc. Oczywiście, w związku ze słabym dostępem do opieki zdrowotnej także dostęp do aborcji jest dużo mniejszy niż na innych kontynentach. Jednocześnie we wszystkich regionach Afryki wzrasta ilość aborcji na 1000 kobiet w stosunku do 1990-1994 i wynosi ponad 30. To więcej niż w Europie, gdzie średnia wynosi 30.
Z badania "The Lancet" wyraźnie widać, że liczba aborcji na 1000 kobiet w Europie spada, a w Ameryce Łacińskiej - rośnie.
W Europie ilość aborcji na 1000 kobiet spadła o 22 (z 52 do 30 aborcji na 1000 kobiet), a w Ameryce Łacińskiej wzrosła o 4 (z 40 do 44 aborcji na 1000 kobiet) i jest wyższa od tej w Europie aż o 14.
Co różni Europę i Amerykę Łacińską? Przede wszystkim stosunek do prawa aborcyjnego.
W Europie, poza Polską, Maltą i Irlandią, przerwać ciążę można na życzenie lub ze względu na ciężką sytuację kobiety.
W Ameryce Łacińskiej prawo aborcyjne jest najbardziej restrykcyjne. Salwador nie tylko nie dopuszczają aborcji w żadnym wypadku, ale też karze kobiety wieloletnim więzieniem za przerwanie ciąży.
W Ameryce Łacińskiej znajdują się cztery z sześciu krajów świata, w których aborcja nie jest dopuszczalna nawet w przypadku ratowania życia matki - Nikaragua, Salwador, Chile, Dominikana. W wielu pozostałych (jak Paragwaj, Dominika, Antigua i Barbuda, Gwatemala, Haiti, Honduras, Panama) aborcja jest legalna tylko, gdy ratuje się życie matki.
Jak widać, nawet skrajnie restrykcyjne prawo aborcyjne nie musi zmniejszać liczby aborcji. A może być nawet odwrotnie.
Korzystałam z raportów z dwóch badań tygodnika "The Lancet": "Abortion incidence between 1990 and 2014: global, regional, and subregional levels and trends" opublikowanego w 2016 r. i "National, regional, and global rates and trends in contraceptive prevalence and unmet need for family planning between 1990 and 2015: a systematic and comprehensive analysis". Opisując sytuację w Rumunii, korzystałam także z opracowania Global Life Compaign.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze