Kryzys finansowy z 2008 r. nauczył nas, że prawicowi politycy skutecznie wykorzystują lęki i niezadowolenie społeczne wywołane załamaniem gospodarczym. Obecne załamanie gospodarcze jeszcze nie dotknęło nas z całą mocą, a Konfederacja już zyskuje. Należy się bać?
Choć członkowie Konfederacji Wolności i Niepodległości (tak brzmi cała nazwa tego ugrupowania) zasiedli po ostatnich wyborach w Sejmie, to stosunkowo niewiele mówi się o nich w kontekście zagrożeń dla polskiej demokracji. A przecież Konfederacja to koalicja skrajnie prawicowych ugrupowań, która wprowadziła do parlamentu ludzi głoszących, że kobietom powinno odebrać się prawa wyborcze, czy promujących postawy antysemickie.
Wystarczy zresztą zerknąć na wycinek działalności Konfederacji z ostatnich kilku tygodni. Kiedy Sejm głosował w sprawie ustawy antyprzemocowej, pozwalającej na szybką izolację sprawców przemocy domowej, tylko posłowie Konfederacji byli przeciw. Janusz Korwin-Mikke nagrał zaś ostatnio utwór, w którym wzywa do wieszania i okaleczania socjalistów. Pamiętajmy, mówimy o polityku, którego definicja socjalizmu jest tak szeroka, że zmieściłby się w niej nawet Ryszard Petru.
Tekst publikujemy w naszym nowym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.
Ten brak obaw wobec Konfederacji wynika zapewne z tego, że ma ona reputację małego i niewiele znaczącego ugrupowania, składającego się z całkowicie marginalnych partii. Ale już niedawny kryzys w sprawie wyborów prezydenckich, w którego trakcie PiS zaczął robić podchody pod posłów Konfederacji, pokazuje, że nie jest ona pozbawiona znaczenia. Ostatnie sondaże też wyglądają dla tej skrajnie prawicowej koalicji lepiej niż jej wynik wyborczy z 2019 roku (6,81 proc.).
Nie chodzi nawet o niedawny sondaż IBRiS dla Onetu, który daje Konfederacji minimalnie większe poparcie niż Lewicy, co zwróciło uwagę części komentatorów. Pojedyncze badanie niewiele znaczy, niepokoić powinno co innego: Konfederacja od kilku miesięcy coraz częściej uzyskuje wyniki poparcia zbliżające się do 10 proc..
To dużo jak na tak skrajne ugrupowanie, szczególnie w kraju, gdzie już teraz u rządów znajduje się formacja chętnie sięgająca po skrajnie prawicową narrację: od straszenia ideologią LGBT, po niechęć wobec Unii Europejskiej.
Nie jest więc tak, że Konfederacja zagospodarowuje niszę, która nie miała do tej pory żadnej reprezentacji politycznej.
Taka sytuacja jest szczególnie niebezpieczna w obecnym kontekście polityczno-gospodarczym. Cały świat będzie musiał zmierzyć się z ekonomicznymi turbulencjami, które wywołała pandemia COVID-19. A jeśli kryzys finansowy z 2008 roku czegoś nas nauczył, to tego, że prawicowi politycy skutecznie wykorzystują lęki i niezadowolenie społeczne wywołane załamaniem gospodarczym.
Tym bardziej, że skutki kryzysu w Polsce najmocniej uderzą w tę grupę społeczną, która do tej pory była szczególnie podatna na przesłanie Konfederacji: młodzież. W ostatnich wyborach parlamentarnych wśród osób w wieku od 18 do 29 lat koalicja Bosaka i Korwina-Mikkego uzyskała dwudziestoprocentowe poparcie. To właśnie ci ludzie odczują kłopoty na rynku pracy w pierwszej kolejności. Widać to już w USA, gdzie do kwietnia 52 proc. pracowników poniżej 45 roku życia zostało zwolnionych, wysłanych na bezpłatny urlop lub zredukowano im godziny pracy, będzie to widać także w Polsce.
„Zastanówmy się, kto dziś jest najbardziej zagrożony na rynku pracy. Po pierwsze, są to osoby pracujące na różnego rodzaju niestabilnych umowach zatrudnienia: o pracę na czas określony lub cywilno-prawnych. Po drugie ci, co pracują w sektorach silnie dotkniętych restrykcjami. W obydwu tych przypadkach mamy nadreprezentację osób młodych” – wyjaśniał w rozmowie z „Krytyką Polityczną” ekonomista Jakub Sawulski .
Niezałatwione problemy młodych, od trudności z nabyciem mieszkania, po uśmieciowiony rynek pracy, mogą okazać się polityczną mieszanką wybuchową, na której skorzysta Konfederacja. Na razie jej jedynym konkurentem na tym polu jest Lewica.
Na lekki absurd zakrawa to, że po ostatnich wyborach parlamentarnych część komentatorów więcej krytycznej uwagi poświęca właśnie jej, choć ma ona typowy dla europejskiej socjaldemokracji program, a nie Konfederacji. Pora przywrócić właściwe proporcje i zacząć głośno mówić o niebezpieczeństwach, które niesie dla Polski to skrajnie prawicowe ugrupowanie.
Szczególnie warto zwrócić uwagę na Krzysztofa Bosaka, kandydata Konfederacji na prezydenta. To polityk, który zdaje się rozumieć, że popisywanie się swoimi radykalnie prawicowymi poglądami, tak jak robi to Korwin-Mikke, może wprawdzie zapewnić grupę wiernych wyznawców, ale za cenę zepchnięcia na polityczny margines.
Dlatego stara się odgrywać rolę rozsądnego prawicowca, strawnego dla klasy średniej – na tyle, na ile to możliwe przy takich poglądach.
Nawet Magdalena Środa pisała o nim tak: „Jest cichy, a jednak stanowczy, wygadany, ale nie krzykliwy, mało oryginalny, a jednak widoczny i w przeciwieństwie do panów Biedronia, Hołowni i Kosiniaka ideowy, a nie narcystyczny i chyba najmniej z nich wszystkich atakuje Kidawę”.
Tym bardziej warto sobie uświadomić, co kryje się za tą „cichą, a jednak stanowczą” postawą.
Spójrzmy choćby na wydany przez komitet wyborczy Bosaka tekst „Nowy Porządek”, który jest – jak czytamy na stronie kandydata – „autorskim wyborem postulatów będących owocem namysłu polskich patriotów skupionych w Konfederacji”. Na pozór wszystko wygląda tam umiarkowanie i demokratycznie: jest krytyka populizmu, jest pochwała państwa prawa i politycznej stabilności. Za wygładzonym językiem kryje się jednak bardzo ponura wizja Polski.
[Analizujemy nowe szaty Bosaka. Pod kulturalną gadką kryje się projekt religijnej dyktatury]
Jednym z postulatów Bosaka i Konfederacji jest „oparcie prawa, instytucji i kultury nowego porządku” na wartościach chrześcijańskich. W takim kraju jak Polska to może brzmieć niewinnie, ale opieranie prawa na jakiejkolwiek religii jest raczej wyznacznikiem państwa wyznaniowego, a nie nowoczesnej demokracji europejskiej.
To staje się jeszcze jaśniejsze, gdy docieramy do punktu „ochrona małżeństw i rodziny”. Czytamy w nim między innymi, że Konfederacja sprzeciwia się próbom podważenia tych dwóch wartości. Co to konkretnie oznacza? „Polska Konstytucja powinna zneutralizować te próby poprzez jednoznaczne wykluczenie prawnego uprzywilejowania lub uznawania jakichkolwiek innych związków – partnerskich, konkubinatów, homoseksualnych, etc.”.
Polska w wizji Konfederacji zdecydowanie nie jest krajem dla ludzi niewpisujących się w bardzo sztywny model rodziny. W dokumencie pojawia się dodatkowo postulat, aby sprecyzować, że podstawowym celem małżeństwa jest posiadanie i wychowanie dzieci, co jest wykluczające dla związków bezdzietnych.
W kolejnym punkcie – o znaczącej nazwie „Konstytucyjna ochrona dwóch płci” – pojawia się atak na „gender” i społeczność LGBT+.
Znowu, wszystko wyrażone niby spokojnie, ale tak naprawdę bezwzględnie dla osób, którym marzy się Polska niedyskryminująca ludzi ze względu na orientację seksualną: „Państwo i prawo musi w swym funkcjonowaniu bazować na naturalnym porządku społecznym, wynikającym z różnej i komplementarnej natury mężczyzn i kobiet, a odrzucić błędny i szkodliwy społecznie paradygmat gender”.
Gdyby Polska rzeczywiście zmieniła Konstytucję w ten sposób, usankcjonowałaby konstytucyjnie jawną dyskryminację społeczności LGBT+, tak jakbyśmy już teraz nie wypadali fatalnie pod tym względem.
To tylko kilka przykładów. W „Nowym Porządku” pojawiają się także inne niebezpieczne pomysły. Od wprowadzenia zakazu uchwalania budżetu z deficytem, przez utrudnianie zdobycia obywatelstwa polskiego, po ułatwienie dostępu do broni. Wszystko to składa się na wizję państwa skrajnie konserwatywnego, antyeuropejskiego i, powiedzmy to sobie wprost, niebezpiecznego dla wielu obywateli i obywatelek.
Nie ma w tej chwili zagrożenia, że Konfederacja obejmie rządy w Sejmie albo Bosak zasiądzie na fotelu prezydenta. Nawet ewentualne wstrząsy gospodarcze raczej nie wystarczą, aby wywindować konfederatów do władzy. Można sobie za to wyobrazić, że przy utrzymaniu lub wzmocnieniu dotychczasowego poparcia Konfederacja dostanie się do któregoś z przyszłych prawicowych rządów jako koalicjant i będzie przesuwała ten rząd jeszcze bardziej w prawo.
Największe niebezpieczeństwo dotyczy jednak tego, że poglądy i język Konfederacji będą coraz częściej przedostawały się do głównego nurtu polskiej polityki.
Niestety, już teraz widać, że narzekanie na lewacką Unię Europejską, na rzekome prześladowania białych mężczyzn, na czający się wszędzie komunizm i marksizm, czyli wszystko to, w czym specjalizuje się radykalna prawica, przedostaje się do teoretycznie umiarkowanych środowisk.
Jakiś czas temu Młodzi Nowocześni zamieścili na swoim fanpage’u wpis, w którym narzekają, że w Stanach Zjednoczonych i Unii Europejskiej mamy do czynienia z dyskryminacją mężczyzn, szczególnie białych, na rzecz czarnych, Latynosów i kobiet. Obwiniają za to bliżej nieokreślone „absurdalne pomysły skrajnej lewicy”. Ich zdaniem to właśnie lewica jest powodem umacniania się w Europie prawicy.
Twierdzenie, że demagogiczne ruchy prawicowe powstają w reakcji na lewicową dyskryminację mężczyzn i białych, to język takich formacji jak Konfederacja, które próbują przedstawić się jako ostatnia linia obrony przed rzekomymi absurdami lewackiej Unii Europejskiej.
Jakby tego było mało, do wpisu dołączono absurdalną grafikę z człowiekiem wyciągającym w górę prawą rękę i ubranym w strój Ku Klux Klanu, na którym widnieje napis „lewica”, co znowu niebezpiecznie zbliża się do argumentów o feminazistkach, w których gustuje radykalna prawica.
Właśnie takiego przesuwania naszej sceny politycznej na prawo powinniśmy obawiać się najbardziej w kontekście Konfederacji. Jeśli jej radykalny język dalej będzie rozprzestrzeniał się w polskiej polityce, to konfederaci wygrają, nawet jeśli nie obejmą formalnych rządów w państwie.
Filozof, autor książek „Język Neoliberalizmu” (Wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, 2017) i "Gniew" (Wydawnictwo Czarne, 2020)
Filozof, autor książek „Język Neoliberalizmu” (Wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, 2017) i "Gniew" (Wydawnictwo Czarne, 2020)
Komentarze