Trójka wybranych przez Senat członków Rady Polityki Pieniężnej domaga się dwudniowego posiedzenia RPP. Kierownictwo wciąż utrudnia im pracę w siedzibie NBP. Jednemu z członków odmówiono dostępu do sali konferencyjnej na spotkanie robocze
Polityka pieniężna przez długie lata interesowała tylko pasjonatów ekonomii, graczy na rynkach finansowych. Artykuły o posiedzeniach Rady Polityki Pieniężnej czytaliśmy raczej w mediach branżowych, nie w największych portalach i telewizjach.
A potem przyszedł rok 2021.
Najpierw mieliśmy kolejne podwyżki stóp procentowych, które interesowały kredytobiorców i przyciągnęły uwagę mediów. A w kolejnym roku doszło do wymiany składu RPP i wewnętrznej awantury, która zaczęła wylewać się na zewnątrz.
Jesienią członkowie Rady zaczęli regularnie wizytować media i publicznie nie zgadzać się z przewodniczącym RPP (i jednocześnie prezesem NBP) Adamem Glapińskim.
O rozłamie w RPP pisaliśmy już w 13 października. Dwa tygodnie później atmosfera tylko gęstnieje.
Dużo o Radzie słyszymy, ale nie zawsze wiemy, jak jest skonstruowana i jakie są jej kompetencje. Zatrzymajmy się więc na chwile przy podstawowych pojęciach.
RPP jest organem konstytucyjnym. W artykule 227 konstytucji o Narodowym Banku Polskim znajdziemy trzy punkty dotyczące RPP:
Resztę reguluje ustawa o NBP.
Obecnie mamy dziesięciu członków Rady. To prezes oraz dziewięciu członków, po trzech powołanych przez prezydenta, Sejm i Senat.
Poprzednia kadencja rozpoczynała się w 2016 roku, gdy wszystkie trzy organy kontrolowało PiS. Dziś Senat jest w rękach opozycji. W tym roku Senat wybrał trójkę kandydatów: Joannę Tyrowicz, Ludwika Koteckiego i Przemysława Litwiniuka.
RPP nie jest organem politycznym, jej członkowie nie są przedstawicielami partii. Tyle teoria. W praktyce jednak członkowie RPP wybrani przez organy związane z PiS są wierni prezesowi Glapińskiemu i podczas posiedzeń głosują razem z nim. Osoby wybrane przez Senat również nie są członkami partii i mogą pochwalić się własnym, niezależnym dorobkiem naukowym i zawodowym. Prezentują inne poglądy ekonomiczne od dominującego w RPP. A skoro inflacja wciąż jest daleka od opanowania, a NBP w powszechnym przekonaniu sobie z nią nie radzi, trudno się dziwić, że wewnątrz Rady poszukuje się innej drogi.
Prezesowi NBP się to nie podoba.
Wróćmy jeszcze na chwilę do zadań RPP. Według ustawy Rada:
W powszechnej świadomości w ostatnim roku zaistniało przede wszystkim ustalanie wysokości stóp procentowych, ale członkowie Rady mają znacznie więcej obowiązków.
Przewodniczący ma obowiązek zwołać posiedzenie Rady raz w miesiącu. Wszelkie ustalenia są podejmowane większością głosów, przy obecności przynajmniej pięciu członków Rady, w tym przewodniczącego.
Ustawa nie reguluje, ile powinny trwać posiedzenia. Jednodniowe posiedzenia to wynalazek pandemiczny. Skrócono je w marcu 2020 roku, by ograniczyć kontakty między pracownikami NBP i członkami Rady. Ale od tego czasu wiele się zmieniło, natomiast posiedzenia pozostały krótkie. Członkowie wybrani przez Senat argumentują, że w przypadku kilkugodzinnego posiedzenia brakuje czasu na głębsze przedyskutowanie sytuacji i wypracowanie wspólnego stanowiska. Nie ma też czasu na rozmowy z analitykami, dopytanie o szczegóły.
Dlatego senacka trójka we wtorek 25 października przekazała prezesowi wniosek o wydłużenie posiedzeń.
"Nawiązując do uprzednio artykułowanych postulatów, ponownie zwracamy się z uprzejmą prośbą o powrót do modelu co najmniej dwudniowych posiedzeń Rady Polityki Pieniężnej w każdym miesiącu. Wnioskujemy o wdrożenie tego modelu, począwszy od listopada br., ponieważ zgodnie z planem działania Rady na najbliższe (listopadowe) posiedzenie przypada, poza decyzją dotyczącą parametrów polityki pieniężnej, zarówno omówienie projekcji inflacji i PKB oraz przyjęcie Raportu o inflacji, jak również omówienie i przyjęcie opinii w sprawie ustawy budżetowej na 2023 r." – można przeczytać w piśmie adresowanym do Adama Glapińskiego.
W napisali też, że jeżeli prezes nie przychyli się do wniosku, wówczas składają wniosek o zwołanie dodatkowego posiedzenia 8 listopada. Obecnie jednodniowe posiedzenie zaplanowane jest na 9 listopada.
Według ustawy posiedzenie może być bowiem zwołane również na wniosek trójki członków RPP. Ale ustawa nie mówi o tym, że wniosek trójki członków oznacza automatyczne zwołanie posiedzenia. Wszystko zależy więc od decyzji Adama Glapińskiego.
W piątek 28 października rano wiceprezes NBP Paweł Mucha (wiceprezesi biorą udział w posiedzeniach RPP, ale nie mają prawa głosu) odmówił odpowiedzi na pytanie, czy zapadła decyzja o długości najbliższego posiedzenia.
Bardzo krytycznie mówił też o działaniu senackiej trójki:
"nieuczciwe jest tego rodzaju komentowanie, czy wypowiadanie się, które mogłoby sprawiać wrażenie, że jest kłopot jeśli chodzi o możliwości pracy członków RPP. Żadnego takiego kłopotu zarząd nie identyfikuje".
Problemem jest też nowy regulamin. Ten został zatwierdzony jeszcze za poprzedniej kadencji, pod koniec zeszłego roku, ostatnie poprawki wprowadzano w styczniu. A to oznacza, że odchodzący członkowie przygotowali regulamin, według którego nie będą pracować, pozostawili go w spadku nowym członkom Rady. Teoretycznie mógłby być to neutralny i niekontrowersyjny ruch. Ale niektóre zapisy wskazują na to, że chodziło o ograniczenie debaty. Przypomnijmy, że członkiem RPP jest też wybrany na kolejną kadencję prezes NBP, który zdawał sobie sprawę, że trójka kandydatów wybranych przez Senat może mieć inne poglądy na wiele spraw.
Jednym z problemów z nowym regulaminem jest to, że obecnie członkowie Rady mogą otrzymać tylko materiały analityczne zatwierdzone uprzednio przez zarząd banku. NBP posiada szereg danych makroekonomicznych, do których nie ma publicznego dostępu. Wcześniej członkowie RPP mogli je swobodnie analizować. Dziś muszą prosić o zgodę prezesa.
Innym problemem jest to, że komunikat po posiedzeniu przekazuje sam przewodniczący Rady, czyli Adam Glapiński. Nie towarzyszą mu inni członkowie RPP, to prezes sam kontroluje przekaz, jaki wychodzi z RPP po posiedzeniu.
A więc na posiedzeniach nie starczy czasu na wypracowanie stanowiska, pod jakim z czystym sumieniem podpisać będą mogli się wszyscy członkowie RPP. A jednocześnie nie ma możliwości zabrania głosu oficjalnie.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się też, że przedstawicielom jednego z dużych banków komercyjnych odmówiono możliwości spotkania się z jednym członków RPP w siedzibie NBP, która — przypomnijmy — jest przecież też siedzibą RPP. Zgoda na tego rodzaju spotkania była zwykle rutynowa. Wcześniej nie odpowiadano na maile z prośbą o spotkanie. Takie spotkania są natomiast normalną częścią pracy w Radzie. Udostępnienie salki w NBP przeznaczonej dokładnie do tego celu — na spotkania dla członków RPP jednak zablokowano, bez podania przyczyny. Pod decyzją w tej sprawie brakuje podpisu osoby za nią odpowiedzialnej. A salka pozostanie w tym czasie pusta, tak samo jak dwie inne w siedzibie NBP.
Trudno więc odczytywać to inaczej jak szykanę wobec członków, którzy wyrażają publicznie zdanie odmienne od zdania prezesa NBP – Adama Glapińskiego.
Cała sytuacja wzmaga frustrację wśród senackiej trójki i zmusza ich do podejmowania niekonwencjonalnych kroków. Po ostatnim posiedzeniu Joanna Tyrowicz opublikowała przeredagowany przez siebie komunikat z posiedzenia, z licznymi zmianami, ostrzejszy w wymowie.
To wówczas na stronie NBP pojawiły się niepodpisane przez nikogo oświadczenia, w których grożono niektórym członkom RPP (bez podania nazwisk) pozwaniem do sądu.
Cała senacka trójka jesienią stała się regularnymi gośćmi programów telewizyjnych. Otwarcie mówią o tym, że RPP robi zbyt mało w walce inflacją.
„Problem polega na tym, że RPP przegapiła wiele okazji do zacieśnienia polityki pieniężnej oraz do zmiany komunikacji. W konsekwencji oczekiwania inflacyjne są koszmarnie wysokie, a wynikająca z nich realna stopa procentowa tak samo niska, jak w okresie sprzed pierwszej podwyżki stóp” – mówiła Joanna Tyrowicz w wywiadzie z „Rzeczpospolitą” z poniedziałku 24 października.
„Oczekiwania inflacyjne rosną w szybkim tempie. A za nimi inflacja.
Czy można w tej sytuacji mówić, że wszystko jest pod kontrolą? Że można kończyć cykl podwyżek? To nie jest sytuacja, w której Rada Polityki Pieniężnej może się czuć komfortowo i mówić, że zrobiła wszystko, co do niej należało, i teraz wystarczy czekać, aż inflacja spadnie. A inflacja sama nie spadnie, to przecież jasne. Wręcz przeciwnie” – to Ludwik Kotecki w „Wyborczej” w czwartek 27 października.
Frustracja narasta. Cała trójka senacka jest za tym, by stopy procentowe podnosić, prezes Glapiński w publicznych wypowiedziach był temu bardzo niechętny. Wiele wskazuje na to, że szef NBP jednak zgodzi się na dwudniowe posiedzenie w listopadzie. Może to pozwolić na lepsze wypracowanie wspólnego stanowiska. Albo na otwarte starcie dwóch różnych podejść do polityki pieniężnej. Rada będzie musiała wypracować model współpracy w obecnym składzie, bo jej kadencja kończy się dopiero w 2028 roku. Na razie jednak jest do tego daleko, a dobrej woli ze strony kierownictwa NBP nie widać.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze