Konin nie dał się antyimigranckiemu hejtowi. Rada Miasta zaprotestowała przeciw naruszeniu praw człowieka na polsko-białoruskiej granicy. Jak do tego doszło? Miasto od kilku lat się uczy, że wspólnotę tworzy się, zauważając potrzeby innych ludzi. I jest otwarte na organizacje pozarządowe i pomysły aktywistów
“Jako samorządowcy i obywatele Rzeczypospolitej Polskiej wyrażamy nasz zdecydowany sprzeciw wobec niehumanitarnego i niezgodnego z prawem traktowania osób, które nielegalnie przekraczają granicę polsko-białoruską. (...) Apelujemy do władz państwa polskiego o bezzwłoczne przywrócenie zasad praworządności i ochrony praw człowieka. Granic należy strzec zgodnie z zasadami prawa międzynarodowego”.
Takie stanowisko przyjęła 29 grudnia 2021 po dyskusji Rada Miasta Konina 12 głosami do 8 przy dwóch wstrzymujących się.
Jak to w ogóle możliwe w środku Polski, 450 km od wschodniej granicy? – opowiada o tym OKO.press jedna z inicjatorek akcji Magdalena Krysińska-Kałużna (na zdjęciu)
W stanowisku czytamy dalej:
"W strefie przygranicznej udokumentowane zostały przypadki śmierci osób, które przekroczyły granicę, przypadki nieludzkiego, poniżającego i okrutnego traktowania przebywających tam ludzi, w tym osób starszych, dzieci, kobiet w ciąży, osób chorych.
Zarówno ustawodawca, jak i organy państwa prowadzące czynności wobec przekraczających granice, powinny uczynić podstawą swojego działania art. 30 Konstytucji, który nakazuje władzom publicznym bezwzględne poszanowanie i ochronę godności ludzkiej.
Za niedopuszczalne uznajemy uniemożliwianie Lekarzom i Polskiemu Czerwonemu Krzyżowi dostępu do osób chorych. Domagamy się dopuszczenia w rejony przygraniczne lekarzy, organizacji pozarządowych, dziennikarzy, prawników i tłumaczy.
W sytuacji nasilającego się kryzysu uchodźczego wywołanego działaniem reżimu Aleksandra Łukaszenki, którego celem jest wywarcie politycznej presji na Polskę i Unię Europejską, uważamy za niezbędne zwrócenie się do rządu RP z prośbą o wsparcie do Europejskiej Straży Granicznej i Przybrzeżnej FRONTEX.
Jednocześnie jako przedstawiciele samorządu deklarujemy gotowość współpracy w rozwiązywaniu kryzysu uchodźczego licząc na działania systemowe prowadzone ponad podziałami politycznymi (...)
Apelujemy do władz państwa polskiego o bezzwłoczne przywrócenie zasad praworządności i ochrony praw człowieka. Granic należy strzec zgodnie z zasadami prawa międzynarodowego".
Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Jak to się stało, że przekonaliście do tego stanowiska samorząd?
Magdalena Krysińska-Kałużna, Akademia Demokracji, Konin*: Nie wiem, czy i jaki mieliśmy wpływ na decyzję radnych. Oprócz tego oczywiście, że zainicjowaliśmy działania. Dla radnych, którzy nas poparli, ważne było na pewno także zdanie mieszkańców Konina, którzy podpisywali się pod projektem uchwały.
Staraliśmy się, aby nasz głos usłyszano. Udzieliłam wywiadu w lokalnych mediach. Wystąpiliśmy z Alfredem Michalczykiem, kolegą z Akademii Demokracji, na dwóch posiedzeniach komisji praworządności, a później także na sesji rady miasta. Rozmawialiśmy z radnymi.
Podkreślaliśmy humanitarny sens naszego apelu oraz fakt, że ludzie schwytani w pułapkę na naszej granicy, to nie są żołnierze wrogiej armii.
Mówiliśmy, że nie rozumiemy, dlaczego na polsko-białoruskiej granicy ludziom chorym i cierpiącym nie mogą pomóc lekarze.
Czemu wyczerpani, szczuci po białoruskiej stronie psami uchodźcy nie mogą dostać w Polsce wody i jedzenia, muszą pić wodę z kałuż? Dlaczego nie ma tam Czerwonego Krzyża – choć może funkcjonować na obszarach objętych działaniami wojennymi, wpuszczany był do obozów jenieckich i różnych strasznych miejsc?
Na to nikt nie miał odpowiedzi. Żaden z radnych, którzy byli przeciwko. Stanowisko przeszło.
Ktoś to musiał zainicjować. Pani?
Między innymi.
Miałam potrzebę publicznego zadeklarowania, że to, co dzieje się na granicy, nie dzieje się w moim imieniu. Byłam przekonana, że osób podobnie myślących – nie tylko moich kolegów z Akademii Demokracji, z którymi współdziałałam w tej sprawie – jest w Koninie wiele.
I pomyślałam, że możemy o taką deklarację – wypowiedzianą w imieniu mieszkańców – poprosić radnych.
Poza tym jestem nauczycielką akademicką, co również zobowiązuje do przyjęcia określonej postawy. Uczę studentów i studentki o tym, jak szybko w pewnych sytuacjach dochodzi do uprzedmiotowienia człowieka. O banalności zła i łatwości, z jaką ludzie podporządkowują się autorytetom oraz poddają segregacji, która pozwala uznać siebie za lepszych, a innych za gorszych. Doniesienia ze wschodniej granicy to niestety gotowy materiał na te zajęcia.
Jedna czy kilka osób to jednak mało dla miasta w środku Polski. Sprawy granicy są tu naprawdę odległe – jeśli mierzyć to w kilometrach.
Jesteśmy w centrum Polski. Odległa jest granica, ale nie prawa człowieka i kwestie humanitaryzmu.
W centrum Polski jest wiele miast. Konin zareagował
Stanowiska – choć chyba w trochę innym tonie – przegłosowało także parę innych miast. Wypowiedziała się Komisja Praw Człowieka i Równego Traktowania Związku Miast Polskich.
Ludzie chyba wątpią, że działając w pojedynkę lub w niewielkiej grupie można być skutecznym. Czasem jednak wystarczy wykonać kilka kroków – i to niekoniecznie bardzo skomplikowanych.
Najpierw założyliśmy komitet inicjatywy uchwałodawczej, co – pomimo że musieliśmy się z tego pomysłu wycofać – miało swoje dobre strony: zaczęliśmy zbierać podpisy (taki wymóg proceduralny).
Sprawa zyskała w ten sposób pewien rozgłos, a my wiedzieliśmy, że mamy poparcie mieszkańców.
Jednak uchwały podejmowane przez samorządy co do zasady mają dotyczyć tylko spraw lokalnych. Od przewodniczącego Rady Miasta dostaliśmy pismo, że nasz projekt z przyczyn formalnych nie będzie procedowany.
Wówczas zdecydowaliśmy, że zaproponujemy radnym przyjęcie stanowiska.
To inna forma wypowiedzenia się przez samorząd i może odnosić się do spraw ogólnospołecznych, nie tylko lokalnych. Kolejne działania konsultowaliśmy z dr Anną Czaplińską z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego, która przez cały czas nas wpierała.
Propozycja przyjęcia stanowiska w sprawie nie powinna skutkować odrzuceniem z przyczyn formalnych. Trzeba jedynie przekonać radnych, by stanowisko przyjęli…
Przyszliśmy z tą propozycją na spotkanie Komisji Praworządności, na której radny Wiesław Wanjas z klubu Koalicji Obywatelskiej oświadczył, że złoży wniosek i sprawa ruszy.
Zostaliśmy zaproszeni na kolejne spotkanie tej samej komisji, której przewodniczący Maciej Ostrowski zgłosił kwestię wypracowania stanowiska jako punkt obrad na najbliższej sesji Rady Miasta, czyli 29 grudnia.
Przeciw byli radni PiS. Mówili, że granica to nie nasza sprawa. Że domagając się humanitarnego traktowania uchodźców, wpisuję się w politykę Siergieja Ławrowa [minister spraw zagranicznych Rosji-red.]. Jednak szczęśliwie większość radnych nas poparła.
Mówi Pani, że wystarczy grupa ludzi i trochę prawniczej wiedzy. Ale ja nadal będę się upierać, że Konin jest wyjątkowy. Bo ludzie dobrej woli są wszędzie, a samorządy nie zabierają głosu.
Myślę, że pani perspektywa, osoby z zewnątrz, jest inna, niż moja. Miejscowi zawsze są bardziej krytyczni. Faktem jest jednak, że nawet ci z radnych, którzy głosowali przeciwko stanowisku w sprawie sytuacji na granicy, mówili, że pomagają uchodźcom jako osoby indywidualne, albo, że pomoc materialna dla tych ludzi jest dla nich jak najbardziej zrozumiała.
Prezydent Konina Piotr Korytkowski zapalił zielone światło w swoim gabinecie na znak wsparcia dla imigrantów i solidarności z osobami, które im pomagają (to była akcja inicjatywy „Matki na Granicę”).
Z jednej strony naraził się na hejt, radni PiS domagali się, by się wytłumaczył – z drugiej, dla osób niegodzących się z tym, co dzieje się na granicy, ten gest prezydenta był ważny.
Oglądałam rozmowę o tym w lokalnym portalu LM. Prezydent Korytkowski (PO) i jego oponent w wyborach samorządowych z PiS, a dziś wiceprzewodniczący Rady Miasta Zenon Chojnacki, spokojnie przedstawiali argumenty. Dziennikarka Aleksandra Braciszewska-Benkahla moderowała to. Jakby to było BBC, a nie polska młócka medialna. Ale hejt pod dyskusją był – powiedziałabym – typowy, polski: że MY mamy gorzej, że ONI nas oszukują, że to NIE NASZA sprawa, a ONI mają kurtki za 5 tys. zł itd.
Owszem, hejt się zdarza i to nie jest przyjemne. Człowiek w zależności od stanu ducha znosi to lepiej lub gorzej. Taki los.
Jeśli prezydent pozwala sobie na zapalenie zielonego światła w oknie, to zapewne nie jest sam?
W naszym komitecie inicjatywy uchwałodawczej była też jedna z konińskich radnych, Barbara Musiał. A jeszcze przed podjęciem działań przez komitet zorganizowała zbiórkę darów dla osób na granicy.
Wystąpiła z apelem do mieszkańców i odzew był bardzo duży.
Basia sprawdziła, co jest potrzebne, dzwoniąc do fundacji Homo Faber. Przekazała te informacje mieszkańcom na konferencji prasowej. Mniej więcej w tym czasie w Konińskim Domu Kultury było spotkanie z Tomaszem Sekielskim, dziennikarzem TVN, współprowadzącym Szkła Kontaktowego. Przyszło dużo osób. Po spotkaniu dyrektor biblioteki Damian Kruczkowski zapowiedział, że Miejska Biblioteka Publiczna udostępnia przestrzeń na zbiórkę rzeczy potrzebnych uchodźcom.
Do Białegostoku Basia musiała jechać busem dwukrotnie, żeby przewieść wszystko, co przynieśli mieszkańcy, a zbierane były rzeczy bardzo konkretne.
Ludzie chcą pomagać, ale często nie wiedzą jak.
Zazwyczaj potrzebne są pewne ramy organizacyjne. Ktoś musi się zająć ich stworzeniem, wtedy pozostałe osoby mogą się włączyć. Tak było w przypadkach, o których rozmawiamy. Dostarczyliśmy tylko pewnych narzędzi.
Być może też dla niektórych osób w wyniku naszych działań granica przestała być miejscem mentalnie odległym. Stanęli twarzą w twarz z wiedzą, co się tam dzieje, a z tym się wiąże odpowiedzialność również wobec samego siebie. Są sytuacje, kiedy nie można tego poczucia uniknąć. Wtedy nie podjęcie decyzji, również staje się wyborem.
Bielsko-Biała zorganizowała w grudniu pomoc dla Afgańczyków ewakuowanych latem przez polskie władze. Mieszkali w ośrodku dla uchodźców, na odludziu – bez pracy (mimo znajomości języków i wysokich kwalifikacji) i pomocy medycznej dla dzieci. Załatwienie formalności, by te rodziny mogły normalnie zamieszkać i móc znaleźć pracę, wymagało jednak ogromnego wysiłku administracyjnego, prawnego, organizacyjnego – i samorządowców Bielska-Białej i organizacji. Konin dałby radę?
Na pewno.
Rozmawiamy o możliwości podjęcia takich działań. Myślę, że wielu radnych wsparłoby ten pomysł, i mam nadzieję, że byliby wśród nich również radni PiS – bo to byłaby decyzja trudniejsza do politycznego wykorzystania przeciwko nim. Choć teoretycznie, apel o humanitarne traktowanie ludzi też nie powinien w Polsce nieść za sobą żadnych negatywnych konsekwencji politycznych, a niektórzy się tego obawiali…
Konin jest miastem, w którym samorząd intensywnie współpracuje z organizacjami pozarządowymi. Konin ma też urzędnika od dostępności. To ewenement w skali kraju – ktoś kto stale upomina się o osoby z niepełnosprawnościami.
Konin ma tradycję dbania o potrzeby osób z niepełnosprawnościami. Choć nasza miejska przestrzeń jeszcze nie wszędzie jest przyjazna. Ale to sytuacja się poprawia i na pewno jest w tym duża zasługa koordynatora ds. dostępności Tomasza Gilewskiego.
Ważna dla wszystkich zmiana nastąpiła przy dworcu kolejowym, gdzie wejście na perony było do niedawna niedostępne nie tylko dla osób z niepełnosprawnościami ruchowymi, ale też dla każdego, kto nie chciał wciągać po schodach walizki. To był duży problem, którego rozwiązanie leżało jednak w gestii PKP.
Z tego, co wiem, nie tylko nowe inwestycje, ale nawet wnioski o małe granty finansowane przez miasto muszą teraz uwzględniać dostępność dla osób ze szczególnymi potrzebami.
Co robi Akademia Demokracji?
Akademię założyliśmy wspólnie z Alfredem Michalczykiem, Andrzejem Banaszewskim i Włodkiem Sypniewskim w 2017 roku. Zamierzaliśmy nawiązać do pomysłu i założeń latających uniwersytetów z czasów PRL. Ale w praktyce stworzyliśmy raczej przestrzeń do wysłuchania opinii, aktualnych komentarzy, a także prowadzenia rozmów z byłymi i obecnymi opozycjonistami, prawnikami, socjologami.
Umożliwiliśmy koninianom i koniniankom spotkania m.in. z Henrykiem i Ludwiką Wujcami, z Władysławem i Magdaleną Frasyniukami, z prof. Moniką Płatek, prof. Krzysztofem Podemskim, dr. Andrzejem Kompą, sędzią Igorem Tuleyą, prokuratorem Krzysztofem Parchimowiczem. Zanim powstała Akademia, wspólnie z KOD zorganizowałam spotkanie z prof. Karolem Modzelewskim. Zdarzało się, że na spotkaniach było nawet 300 osób.
Organizowaliśmy też protesty pod sądami.
Jesteśmy grupą nieformalną, jednak chyba w miarę dobrze rozpoznawaną w Koninie. Jedno z organizowanych przez nas wydarzeń było nawet wpisane w program Dni Konina.
Covid wpłynął na rodzaj naszej aktywności. Ale na pewno nadal jesteśmy zmotywowani do działania. Motywują nas m.in. mieszkańcy, gdy pytają o kolejne spotkania. Na razie pewnie łatwiej i bezpieczniej będzie je organizować w wersji online.
Cieszymy się bardzo, że OKO napisze o stanowisku przyjętym przez Radę Miasta Konina. Być może postawa radnych – z których jestem dumna – zainspiruje inne samorządy.
Decyzja konińskich radnych pozwoliła, by nasz głos w sprawie granicy został usłyszany. Dzięki nim jest mi trochę mniej wstyd.
Dojmujący wstyd, to jedno z uczuć, jakie rodzą się, gdy wiemy, co dzieje się na granicy. Na pozostałe niewiele na razie można poradzić.
Czy ludzie w Koninie wiedzą o tym stanowisku samorządu?
Ludzie, z którymi rozmawiam, wiedzą. I cieszą się. Członkowie komitetu inicjatywy uchwałodawczej Akademia Demokracji-Granica i ci, którzy podpisywali się pod projektem uchwały, są szczęśliwi, że udało nam się wszystkim, wspólnie z radnymi, doprowadzić sprawę do takiego zakończenia.
Ale być może wielu mieszkańców nie wie o przyjęciu stanowiska, bo sesja Rady Miasta miała miejsce w okresie świątecznym.
Dobry okres, żeby np. w kościele o tym powiedzieć.
Chyba tak. Myślę, że Kościół katolicki powinien być zadowolony ze stanowiska radnych.
Nie myślę tu już nawet o najważniejszym przesłaniu chrześcijaństwa, z którego wprost wynika, że uchodźcy powinni być traktowani w sposób humanitarny.
Nasz głos w sprawie granicy dołącza do chóru głosów wielu osób i instytucji domagających się radykalnej poprawy sytuacji uchodźców. Wśród wypowiadających się są przedstawiciele Kościoła z arcybiskupem Gądeckim włącznie. Jednak reakcja Kościoła katolickiego na kryzys humanitarny na granicy jest zbyt słaba. Kościół potrafi być skuteczny, szkoda, że nie w tej sprawie.
* Dr hab. Magdalena Krysińska-Kałużna – etnolożka, zajmuje się antropologią prawa i Ameryką Łacińską. Pracowała na Uniwersytecie Warszawskim. Obecnie prowadzi zajęcia na Uniwersytecie Łódzkim. Angażowała się w działania Obozu dla Puszczy, przez 25 lat była członkinią Amnesty International. "Zawsze prawa człowieka były dla mnie ważne – i to, co się z nimi dzieje. W Polsce i nie tylko”.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze