Do wydarzeń tego tygodnia Prawo i Sprawiedliwość przygotowywało się przez całą jesień. Z Nowogrodzkiej koordynowano działania parlamentu, prezydenta i posłusznych Jarosławowi Kaczyńskiemu sędziów Trybunału Konstytucyjnego, by dziś na prezesa TK powołać Julię Przyłębską. Złamany został systemu prawa w Polsce
Dziś nastąpił finał wojny z Trybunałem Konstytucyjnym, którą PiS prowadzi od roku. W poniedziałek, 19 grudnia, opublikowano w Dzienniku Ustaw trzy kolejne ustawy naprawcze. Decydując się na ich podpisanie, prezydent po raz kolejny złamał konstytucję, której artykuł 126 stanowi, że "Prezydent RP czuwa nad przestrzeganiem Konstytucji" i "wykonuje swoje zadania w zakresie i na zasadach określonych w Konstytucji i ustawach".
Trzy ustawy Piotrowicza
Pierwszym elementem ostatniego szturmu były przygotowane przez Stanisława Piotrowicza trzy ustawy, które PiS stopniowo uchwalało między październikiem a grudniem 2016.
Nauczone poprzednimi błędami, gdy brak vacatio legis - uznany za rozwiązanie niekonstytucyjne - uniemożliwił partii sparaliżowanie Trybunału, PiS wprowadziło dwie ustawy (o statusie sędziów TK oraz o trybie procedowania przed Trybunałem) przy pomocy trzeciej "ustawy wprowadzającej". Wszystkie trzy - bardzo wątpliwe konstytucyjnie.
Już sam pomysł, by prace Trybunału Konstytucyjnego regulowało kilka aktów prawnych jest zapewne niezgodny z konstytucją, która w art. 195 stanowi, że "organizację Trybunału Konstytucyjnego oraz tryb postępowania przed Trybunałem określa ustawa". A nie - "ustawy".
W ustawie wprowadzającej zawarto przepis, że w przypadku, gdy nie ma prezesa Trybunału Konstytucyjnego, prezydent powołuje na "pełniącego obowiązki prezesa" sędziego, którego charakterystyka została tak opisana, by prezydent powołał Julię Przyłębską - co stało się 20 grudnia.
To również konstytucyjny nonsens, ponieważ w ustawie zasadniczej nie ma ani słowa o "pełniącym obowiązki". Jest za to urząd wiceprezesa TK, którym jest Stanisław Biernat.
W zamachu na Trybunał z Sejmem współdziałał prezydent. Odmówił wyboru nowego prezesa spośród trzech kandydatów przedstawionych mu przez Zgromadzenie Ogólne sędziów Trybunału. Powołał się na zapis sierpniowej ustawy o TK, który stanowi, że do podejmowania wiążących uchwał Zgromadzenia Ogólnego wymagany jest udział dziesięciorga sędziów, a w Zgromadzeniu udział wzięło zaledwie dziewięcioro. Troje sędziów posłusznych PiS nagle się jednocześnie rozchorowało i przysłało zwolnienia lekarskie.
Sędziowie Trybunału, którzy zgodnie z ustawą zasadniczą "w pełnieniu urzędu podlegają tylko konstytucji", zdecydowali, że wybór kandydatów jest ich konstytucyjnym obowiązkiem.Zgromadzenie Ogólne wybrało więc trzech kandydatów - wbrew ustawie - w składzie dziewięcioosobowym.
Prezydent tego argumentu nie uznał i - zgodnie z linią PiS - czekał, aż Andrzej Rzepliński odejdzie z urzędu prezesa, co stało się 19 grudnia.
19 grudnia wieczorem, gdy zakończyła się kadencja sędziego Rzeplińskiego, prezydent podpisał trzy nowe ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, które już po chwili zostały opublikowane w Dzienniku Ustaw. A ponieważ ustawa wprowadzająca nie ma żadnego vacatio legis, zaczęły obowiązywać natychmiast.
20 grudnia prezydent powołał Julię Przyłębską na pełniącą obowiązki prezesa Trybunału, a ona wprowadziła trzech sędziów, wybranych przez PiS bez podstawy prawnej do składów orzekających i do Zgromadzenia Ogólnego.
Dzięki temu PiS ma siedmiu sędziów Trybunału - i w takim składzie odbyło się Zgromadzenie Ogólne, które przedstawiło prezydentowi dwoje kandydatów na prezesa Trybunału - Julię Przyłębską i Mariusza Muszyńskiego.
Jednym z uderzających dowodów na instrumentalne traktowanie przez PiS prawa jest to, że w sierpniowej ustawie używano wymogu dziesięcioosobowego kworum Zgromadzenia Ogólnego, by zablokować wybór "niewłaściwego" kandydata na prezesa TK, a w ustawach z 19 grudnia z wymogu kworum zrezygnowano, dzięki czemu sędziowie PiS wybierali kandydatów w siódemkę.
21 grudnia prezydent Andrzej Duda powołał Julię Przyłębską na stanowisko prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Konsekwencje powołania obecnego kierownictwa TK, a zwłaszcza powołania przez sędzię Przyłębską do składów orzekających trzech sędziów wybranych niezgodnie z konstytucją, mogą być poważne.
Wyroki Trybunału Konstytucyjnego, pod którym podpisani będą Henryk Cioch, Mariusz Muszyński i Lech Morawski, będą zaskarżalne jako wadliwe prawnie - i to nie tylko przed polskimi sądami, ale również przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka i Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości.
W przypadku wyroków dotyczących fundamentalnych aktów prawnych o olbrzymich konsekwencjach finansowych, ich skuteczne zakwestionowanie przed europejskimi trybunałami prowadzić będzie - doraźnie - do pogłębienia wojny PiS z Europą, a - po upadku PiS - do konieczności wypłaty odszkodowań z tytułu wad prawnych decyzji polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Ryzyko, jakie podejmuje PiS, można tylko oszacować. Jeśli np. wpadka przydarzyłaby się PiS w sprawie o takiej skali jak nacjonalizacja OFE, skutecznie zakwestionowana przez obywateli przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, oznaczałaby konieczność zwrócenia obywatelom 153 miliardów złotych.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze