Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia uniewinnił dziś jedenaście osób, którym zarzucano przeszkadzanie w miesięcznicy smoleńskiej 10 października 2017 roku. Wyrok nie jest prawomocny
W środę 1 lipca 2020 Sąd Rejonowy Warszawa Śródmieście uniewinnił jedenaścioro obwinionych w procesie o zakłócanie miesięcznicy smoleńskiej (art. 52 par. 2 kodeksu wykroczeń) 10 października 2017.
Od wiosny 2016 Obywatele RP zaczęli organizować w okolicach Krakowskiego Przedmieścia kontrdemonstracje przed Pałacem Prezydenckim. PiS specjalnie znowelizował ustawę o zgromadzeniach publicznych, wprowadzając tak zwane "zgromadzenia cykliczne", by udaremnić działaczom manifestowanie w tym miejscu. Od tamtej pory grupy aktywistów zaczęły organizować zgromadzenia w okolicach pałacu. Obywatele RP spontanicznie gromadzili się na Placu Zamkowym, by witać Jarosława Kaczyńskiego wychodzącego ze mszy, zaś aktywiści z grupy Obywatele Solidarnie w Akcji, znajdując lukę w prawie, zaczęli w trybie uproszczonym rejestrować swoje zgromadzenia na skwerze księdza Twardowskiego.
Wojewoda mazowiecki wydawał w trybie art. 26 b ust 4 ustawy o zgromadzeniach zarządzenia zastępcze, zakazujące manifestacji zgłaszanych przez OSA. Zarządzenia te były uchylane przez sądy, ale w dniu samych manifestacji stanowiły dla policji pretekst do legitymowania, a następnie występowania z zarzutami.
I właśnie taki scenariusz zrealizował się 10 października 2017 roku.
Jak ustalił sąd, tego dnia zgromadzenie, pomimo wydania zakazu przez wojewodę, jednak się odbywało. Obwinieniu wznosili okrzyki od godziny 20:40 do 21:15. Jeden z nich, jak wynika z zeznań, nie tylko wznosił okrzyki, ale także gwizdał. Sąd uznał jednak, że samo wznoszenie okrzyków nie jest kluczową okolicznością w badaniu, czy doszło do przeszkadzania w przebiegu zgromadzenia. Za kluczowe uznał ustalenie prawnego statusu obu wydarzeń.
Sąd stwierdził, że miesięcznica smoleńska była legalna, bo odbywała się na mocy przepisów o zgromadzeniach cyklicznych. Ale również zgromadzenie Obywateli RP było legalne, co potwierdził ostatecznie Sąd Apelacyjny w Warszawie, który uchylił zakaz wojewody. Sąd Rejonowy jest tym orzeczeniem związany.
Dodatkowo stwierdzono, że zgromadzenie zgłoszono na skwerze księdza Twardowskiego, czyli poza obszarem zgromadzenia cyklicznego. Z materiałów wideo dostarczonych sądowi nie wynikało, by między dwoma bliskimi zgromadzeniami dystans był mniejszy niż wymagane przez ustawę 100 metrów.
Sędzia Marcin Czerwiński wydał więc wyrok uniewinniający. Koszty sądowe poniesie skarb państwa. Wyrok jest nieprawomocny, a strony mają siedem dni na wniesienie apelacji.
Obrońcą obwinionych był adwokat Piotr Skorupski.
"Sąd doszedł do jedynego słusznego wniosku, że cała ta sprawa, te wszystkie represje, których dopuszcza się policja z inspiracji pisowskiego wojewody i organizatorów miesięcznicy, cała ta argumentacja zarzutów zakłócania, to było bzdurne. To były legalne zgromadzenia, do których mieliśmy prawo" - komentował w rozmowie z OKO.press Dariusz Michalski, jeden z uniewinnionych.
"Właśnie o to walczyliśmy, wystawając pod sądami, chodząc na manifestacje w obronie praworządności. By sędziowie wydawali wyroki w oparciu o fakty, literę prawa, a nie zamówienie polityczne Jarosława Kaczyńskiego i jego kliki"
- dodawał Michał Suliborski.
To już kolejny wyrok uniewinniający aktywistów, których policja próbowała ukarać za rozmaite wykroczenia związane z kontrmanifestacjami i miesięcznicami smoleńskimi. Ale sądom zdarzało się iść w orzeczeniach nawet krok dalej, niż sędziemu Marcinowi Czerwińskiemu.
W marcu 2018 sędzia Łukasz Biliński umorzył analogiczną sprawę, w której aktywiści oskarżani byli o zakłócanie miesięcznicy. Sędzia przeanalizował dokładnie nie tylko zachowanie obwinionych, ale też status prawny zgromadzenia.
Zgodnie z tą ustawą, „zgromadzeniem jest zgrupowanie osób na otwartej przestrzeni, dostępnej dla nieokreślonych imiennie osób, w określonym miejscu, w celu odbycia wspólnych obrad lub w celu wspólnego wyrażenia stanowiska w sprawach publicznych”.
Według sędziego Bilińskiego, miesięcznice organizowane w tamtym czasie (2017 rok) nie były zgromadzeniami publicznymi, bo nie były dostępne dla wszystkich (są odgrodzone barierkami i kordonem policji) i nie można się do nich swobodnie przyłączyć.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze