0:000:00

0:00

Górnicy boją się przedwczesnego końca wydobycia, aktywiści apelują o jeszcze ambitniejsze przepisy. Unijna dyrektywa metanowa budzi skrajne emocje. Na drugi plan schodzi znaczenie tego gazu dla postępującego kryzysu klimatycznego i to, dlaczego tak naprawdę powinniśmy ograniczać jego emisję — a tego chce Komisja Europejska.

Metan jak dwutlenek węgla "na sterydach"

Metan to jeden z gazów cieplarnianych. Podobnie jak dwutlenek węgla pochłania wysyłane poza atmosferę promieniowanie podczerwone, w konsekwencji wpływa na ocieplanie się planety. Robi to jednak skuteczniej od CO2. W pierwszych stu latach od emisji gaz ten ma ok. 28-krotnie większą siłę oddziaływania na klimat niż CO2.

Metan w atmosferze bierze się przede wszystkim z działalności człowieka — według szacunków to nawet 60 proc. całych jego emisji. Znaczącym jego źródłem są przemysłowe hodowle zwierząt — ich procesy trawienne i składowanie odchodów. Metan wydostaje się również ze składowisk odpadów, głównie tych organicznych. Nasza działalność wpływa też na ulatnianie się gazu z terenów topniejącej wiecznej zmarzliny.

Przeczytaj także:

Metan dostaje się do atmosfery również przez działalność sektora wydobywczego, w tym kopalni węgla. Funkcjonowanie kopalni w wielu przypadkach wiąże się z ciągłym uwalnianiem metanu spod ziemi do atmosfery.

To właśnie kopalnie są źródłem ok. 90 proc. wszystkich jego emisji w Polsce. Same zakłady Polskiej Grupy Górniczej emitują "średnio od 8 do 14 ton metanu na 1000 ton wydobywanego węgla". Wszystkie emisje z wydobycia węgla kamiennego osiągnęły w 2021 roku wartość 420 tys. ton.

Dyrektywa metanowa to "uderzenie w Polskę"?

"Polska stanowi wyjątek na europejskiej mapie emisji metanu ze względu na nietypową strukturę samych emisji" - zauważa Michał Hetmański z think-tanku Instrat. - "90 proc. całkowitych emisji metanu w Polsce pochodzi z wydobycia węgla kamiennego – to dużo więcej w stosunku do całej Unii Europejskiej, gdzie emisje związane z wydobyciem paliw kopalnych mają udział na poziomie 38 proc.".

Właśnie dlatego plany zdecydowanego ograniczenia tych emisji drażnią branżę górniczą w Polsce. Zmiany proponowane przez Brukselę zakładają, że za cztery lata kopalnie będą emitować maksymalnie 5 ton metanu na 1000 ton węgla innego niż koksowy.

W 2031 roku limit ten ma wynosić już zaledwie 3 tony. Za niewykonanie planu mają czekać dotkliwe kary, skutkujące pozbawieniem zysku przedsiębiorstwa łamiących unijne prawo. Zakazane ma być też wypuszczanie metanu w powietrze bez jego uprzedniego spalenia — przy czym do atmosfery dostaje się mimo wszystko mniej szkodliwy dwutlenek węgla.

Według polskich górników dotrzymanie tych postanowień jest niewykonalne, a za 8 lat możemy być zmuszeni do zamknięcia większości kopalni. Dlatego związkowcy z Sierpnia '80 15 marca zaprotestowali przeciwko planom Brukseli.

Polskie kopalnie toną w metanie

"To jest chore, co robi Unia Europejska, dlatego, że uderza w polskie górnictwo i teraz to już jest ewidentne uderzenie w Polskę. Ta dyrektywa tak naprawdę będzie dotyczyć tylko Polski, bo tylko tutaj zostały nam jeszcze kopalnie węgla kamiennego" - mówił lider związku Bogusław Ziętek.

W podobnym tonie wypowiadają się władze Polskiej Grupy Górniczej. "Wprowadzenie unijnego rozporządzenia w obecnym kształcie oznacza już 1 stycznia 2027 roku wcześniejszą likwidację [kopalń] Ruchu Jankowice, Ruchu Rydułtowy, Kopalni Mysłowice Wesoła, kopalni Staszic-Wujek, kopalń Ruda i Sośnica, a od 1 stycznia 2031 roku kopalni Marcel i Chwałowice. Przepisy nie miałyby wpływu jedynie na żywotność kopalni Piast-Ziemowit oraz kopalni Bolesław Śmiały" - przekazuje kierownictwo PGG.

Dlaczego dyrektywa metanowa ma być wyrokiem śmierci dla polskich kopalni?

"Niemal wszystkie są metanowe" - wyjaśniał Bogusław Ziętek. Oznacza to, że kopalnie fedrują w bogatym w metan materiale, co skutkuje zresztą katastrofami po wybuchach tego gazu. Stąd też wysokie emisje — przypomnijmy: od 8 do 14 ton na 1000 ton wydobytego materiału w kopalniach PGG.

Emisje za grosze

Mimo wysokich emisji metan nie był dotąd objęty surowymi ograniczeniami. Na stole od dawna leżały propozycje specjalistów i organizacji pozarządowych. Pomysły mówiły między innymi o włączeniu gazu do systemu opłat za emisję EU ETS (którymi objęte są przedsiębiorstwa wypuszczające do atmosfery CO2, w tym elektrownie).

Instrat obok wprowadzenia dyrektywy metanowej proponuje z kolei podwyższenie opłaty środowiskowej, która w przypadku metanu wynosi "34 grosze za tonę emisji i od lat była ledwo aktualizowana o wartość inflacji".

Podniesienie opłaty ma dodatkowo zachęcić sektor węglowy do wydawania większych pieniędzy na zmniejszanie emisji. Nie chodzi jedynie o spalanie gazu we flarach. Kopalniany metan można wykorzystywać, chociażby w energetyce i ciepłownictwie — co już teraz nie jest niespotykane. Od 1996 roku w wykorzystanie gazu ze stacji odmetanowania inwestowała Jastrzębska Spółka Węglowa, największy emitent tego gazu w Polsce. Kolejne służące temu instalacje pojawiły się przy kopalniach przedsiębiorstwa w 2020 roku.

Metan można więc traktować jako zasób, szczególnie że mamy go bardzo dużo. "Potencjalne zasoby metanu z pokładów węgla szacowane są na około 350 mld metrów sześciennych" - pisali w opinii przygotowanej dla Sejmu profesorowie Stanisław Nawrat i Jerzy Stopa z krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej.

Jak jednak przyznali, efektywność odmetanowania kopalni jest niska. Za pomocą rurociągów z szybów udaje się wyciągnąć średnio 39 proc. jego podziemnych zasobów. Kłopoty może sprawiać również zmienna jakość odzyskanego z szybów metanu. Urządzenia wykorzystujące gaz do produkcji ciepła czy energii wymagają paliwa o stałych parametrach.

Mimo to szefostwo kopalni przychylnie patrzy na wykorzystanie metanu do produkcji energii, wskazując jednocześnie, że problemem są koszty.

"By ta technologia mogła mieć zastosowanie na szerszą skalę, potrzebujemy regulacji na poziomie unijnym i krajowym, pozwalających na stworzenie modelu finansowania budowy takich jednostek" – komentował Artur Warzocha z Taurona. Spółka wykorzystuje metan do produkcji energii przy swojej kopalni w Brzeszczach.

Dyrektywa metanowa zatrzymuje się na granicach Unii

Działania, które zdaniem branży wydobywczej są nie do przyjęcia, według wielu aktywistów powinny iść znacznie dalej. Mówią o tym między innymi członkowie organizacji wchodzących w skład Koalicji Klimatycznej.

"Ambitne Rozporządzenie Metanowe dałoby szansę na realne ograniczenie emisji. Jednak ich całkowite wyeliminowanie zapewni nam dopiero odejście od gazu i innych paliw kopalnych. Transformacji w tym kierunku nie można odkładać na później, gdyż zgodnie z nauką, UE powinna zakończyć wytwarzanie prądu z gazu do 2035 roku" – komentowała z kolei Diana Maciąga z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.

"Pomimo że unijny projekt rozporządzenia metanowego jest krokiem w słusznym kierunku, to zabrakło w nim konkretnych rozwiązań na rzecz redukcji emisji metanu przez importerów paliw. Największe emisje metanu powstają bowiem przy wydobyciu i transporcie paliw, a więc w dużej mierze poza obszarem UE. Wobec tak jednoznacznych danych projekt Komisji Europejskiej jest nazbyt ostrożny" - komentuje Wojciech Modzelewski z Koalicji Klimatycznej.

Co ciekawe, Brukselę z podobnych pozycji atakują przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości.

"Nowe przepisy mają ograniczyć limit do 5 ton i nakładać kary za przekroczenie. Nie będą natomiast nakładać żadnych obowiązków na węgiel importowany — to daje dużo do myślenia" - zauważał Grzegorz Tobiszowski, były wiceminister górnictwa, obecnie europoseł PiS, zapowiadając jednocześnie walkę o polskie górnictwo.

W tej chwili dyskusja wpływająca na jego losy trwa na forum Parlamentu Europejskiego. Ostatecznie dyrektywa metanowa będzie musiała zostać zaakceptowana przez władze państw członkowskich.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze