0:00
0:00

0:00

Grupą szczególnie narażoną w czasach pandemii są osoby w kryzysie bezdomności. Szacuje się, że bezdomność dotyka 2 proc. globalnej populacji, czyli ok. 150 milinów ludzi na całym świecie. Tylko w Stanach Zjednoczonych jest to ponad pół miliona osób.

Jak wskazują eksperci, są oni wielokrotnie bardziej podatni na zakażenie koronawirusem:

nie mają bezpiecznego miejsca, by poddać się samoizolacji czy kwarantannie, dużo się przemieszczają, są pozbawieni dostępu do podstawowych produktów odkażających, bieżącej wody i często opieki zdrowotnej.

Z ogólnopolskiego badania liczby osób bezdomnych przeprowadzonego przez służby porządkowe w styczniu 2019 roku wynika, że w Polsce jest to 30,3 tys. osób, z czego 80 proc. przebywa w różnych placówkach pomocowych (noclegownie, schroniska, domy opieki), a 20 proc. żyje na ulicy.

W większości to osoby w wieku 41-60 lat, ale

aż 10,8 tys. osób zalicza się do największej grupy ryzyka - powyżej 60. roku życia, a wiele z nich jest schorowanych.

Adriana Porowska z Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej mówi OKO.press, że pierwsze dni zarządzania kryzysem są ogromnie stresujące. Szybko okazało się, że wraz z zaleceniami o izolacji, osoby żyjące na ulicy zostały pozbawione żywności.

„Akcje charytatywnego rozdawania posiłków mają zasadę gromadzenia ludzi. Nie tylko dlatego, że tak jest łatwiej. Chodzi też o zacieśnianie więzi społecznych i walkę z poczuciem osamotnienia. Wolontariusze, którzy wydają żywność, mają gros innych kontaktów społecznych. Część z nas właśnie wróciła z ferii. Być może jesteśmy nosicielami. Nie mamy żadnych środków dezynfekujących czy maseczek, a nawet gdybyśmy mieli stroje ochronne to nikt nas nie przeszkolił, jak mamy je zdejmować, żeby nie doszło do wtórnego zakażenia” — mówi Adriana.

Przeczytaj także:

Innym problemem jest dostęp do informacji. „Osoby w kryzysie bezdomności nie siedzą w internecie, nie oglądają programów telewizyjnych. Dziś bez wolontariuszy w terenie, którzy na co dzień są zaufanym łącznikami ze światem, mają dostęp do szczątkowych informacji. Nie wiedzą, jak się zabezpieczać, gdzie szukać pomocy.

Cały dziurawy system wsparcia został wywrócony do góry nogami"

— dodaje.

Ochrona, ale tylko dla bezdomnych w ośrodkach

Po dramatycznych apelach organizacji pozarządowych o wsparcie wojewodowie podjęli decyzję o czasowym zamknięciu wszystkich placówek opiekuńczych dla osób w kryzysie bezdomności. Nikt nie może wychodzić, i w drugą stronę - nie trafi tam nikt nowy z zewnątrz.

„Moja koleżanka prowadzi punkt, w którym na 80 podopiecznych, 76 osób jest w grupie ryzyka: powyżej 60. roku życia, większość z nich z poważnymi chorobami. Nie ma dnia, żeby któryś z nich nie miał podwyższonej temperatury. Nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdyby w takie miejsce wszedł ktoś z zewnątrz” — mówi Adriana.

Z drugiej strony zamknięcie placówek oznacza, że

część osób, która korzystała tylko ze wsparcia noclegowni, teraz będzie przez 24 godziny na dobę na ulicach.

Wojewodowie zapowiedzieli stworzenie specjalnych punktów kwarantanny, ale trafiać tam będą tylko osoby po kontakcie z chorym lub przyjeżdżające z zagranicy. Co z tym, którzy nie wiadomo z kim mieli kontakt przez ostatnie dwa tygodnie? O których wiemy, że przemieszczają się komunikacją, często są na dworcach?

„Mamy dwie drogi. Albo stworzymy oddzielne ośrodki, w których wszystkie osoby w kryzysie bezdomności przez dwa tygodnie będą mogły być w kwarantannie. Albo otworzymy część istniejących placówek i wyposażymy je w testy. W innym przypadku, zostawimy tysiące osób samych sobie” — tłumaczy Adriana.

„Nie wszyscy mogą siedzieć w ośrodkach, część pracuje”

W Pensjonacie „Św. Łazarz” w warszawskim Ursusie, który prowadzi Adriana, mieszka 80 mężczyzn. Prezeska podzieliła budynek na dwie części. Jedną klatką schodową przemieszczają się ci, którzy są w grupie ryzyka lub zwyczajnie boją się epidemii.

„Jest w niej więcej rygoru. Wychodzą tylko na ogród, nie wpuszczamy żadnych osób z zewnątrz, wszystkie sprawy administracyjne załatwiamy przez telefon. Kilka razy dziennie przecieramy klamki, poręcze. W budynku śmierdzi jak w pubie, bo wszystkie środki do dezynfekcji to samoróbki, stworzone na bazie wysokoprocentowych alkoholi” — opowiada Adriana.

W drugiej części są ci, którzy na co dzień pracują: na budowach, w piekarniach, liniach autobusowych, restauracjach, opiekują się osobami z niepełnosprawnościami lub sprzątają.

„Epidemia nie wyłącza praw obywatelskich. Na jakiej podstawie miałabym zakazać im pracy i opuszczania ośrodka? To są osoby, które nie mogą przejść w tryb pracy zdalnej. Są zatrudnieni na umowy cywilno-prawne. Część z nich pracuje w systemie dniówkowym” — tłumaczy Adriana.

Wielu z nich czeka też na przyznanie lokali socjalnych. Dwutygodniowa przerwa w pracy, czyli brak płynności finansowej, oznaczałaby, że spadną na dół listy oczekujących, a miesiące wyczekiwania i starań pójdą na marne.

„To też pokazuje inny mankament. Poczta zamknięta, sąd zamknięty, a terminy administracyjne biegną. Jak dziś odnowić kończące się zaświadczenie o niepełnosprawności, gdy lekarze zamykają gabinety?” — dodaje.

„Oni nie są zagrożeniem, oni są najbardziej zagrożeni”

W pierwszych dniach w ośrodku brakowało nie tylko środków do dezynfekcji czy sprawnych termometrów, ale także jedzenia. Ustawa o niemarnowaniu żywności pozwala sklepom przekazywać towar, który się nie sprzedaje i zalega.

Jednak gdy Polacy tłumnie ruszyli do sklepów, magazyny opustoszały i jedzenia zabrakło.

„Martwiłam się, że świat o nas zapomni i nie będziemy mieć nawet chleba. Wszystko zostało wykupione” — opowiada Adriana i przyznaje, że kilka pożarów udało się ugasić dzięki niesamowitej solidarności społecznej.

„Siostra Chmielewska szyje dla nas maseczki, wolontariuszki z inicjatywy »Zupa na wolności« weszły w kontakt z firmą produkującą kombinezony, które jeśli tylko powstaną mają trafić też do nas, wolontariusze ze sztabu Szymona Hołowni dali nam eliksir odkażający. A gdy napisałam, że brakuje chleba, szybko dostaliśmy go tyle, że dziś możemy dzielić się z innymi".

O co się martwi? „Boję się, że po epidemii będziemy odbudowywać gospodarkę kosztem osób w kryzysie bezdomności oraz tych wszystkich, którzy są dziś zatrudnieni na umowy cywilno-prawne. Nie chciałabym też, żebyśmy w swoich lękach zaczęli traktować inne osoby, jako tych, którzy roznoszą choroby.

Osoby w kryzysie bezdomności nie są zagrożeniem, oni są najbardziej zagrożeni".

W Warszawie Mobilny Punkt Poradnictwa codziennie rozdaje żywność potrzebującym. Organizatorzy akcji, Stowarzyszenie Pomocy i Interwencji Społecznej, apelują o przynoszenie zalegających zapasów żywności oraz informowanie osób, które mogą potrzebować pomocy, gdzie można ją znaleźć:

  • 8.00-9.30 - przystanek Dworzec Wschodni 09 (od ul. Kijowskiej)
  • 10.00- 11.30 - przystanek Pl. Zawiszy 10
  • 12.00- 13.30 - przystanek Nowolipki 01
  • 14.00- 15.30 - przystanek Park Traugutta 02
;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze