0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Tomasz Stanczak / Agencja Wyborcza.plFot. Tomasz Stanczak...

Pat w Trybunale Konstytucyjnym wciąż trwa. Pięciu sędziów-buntowników wciąż publicznie apeluje do Julii Przyłębskiej o ustąpienie ze stanowiska i zwołanie Zgromadzenia Ogólnego, które wyłoni dwójkę nowych kandydatów na stanowisko prezesa TK. We wtorek 9 maja nie stawili się na rozprawie dotyczącej ułaskawienia Mariusza Kamińskiego przez prezydenta Andrzeja Dudę. Wniosek do TK w tej sprawie złożył jeszcze w 2017 roku marszałek Sejmu. Ponieważ w tym przypadku TK musi orzekać w pełnym składzie, czyli przy udziale co najmniej 11 z 15 sędziów, rozprawa została odwołana. Pisaliśmy o tym w tekście:

Przeczytaj także:

W TK na rozpatrzenie przez pełny skład czeka także wniosek prezydenta dotyczący ustawy o Sądzie Najwyższym, mającej odblokować środki z KPO. Bez wyroku stwierdzającego, że projekt jest zgodny z Konstytucją przepisy nie wejdą w życie, a rząd nie będzie mógł złożyć wniosku do Komisji Europejskiej o wypłatę pieniędzy. Termin rozprawy wyznaczony jest na 30 maja, ale sędziowie-buntownicy nie zjawili się do tej pory na żadnej z narad.

PiS postanowiło rozwiązać tę sytuację siłowo. W czwartek 4 maja na stronie Sejmu pojawił się projekt dotyczący „usprawnienia działalności Trybunału Konstytucyjnego przez zmniejszenie minimalnej liczebności Zgromadzenia Ogólnego z 2/3 liczby sędziów Trybunał (tj. 10 sędziów) do 9 oraz pełnego składu Trybunału z 11 sędziów do 9”.

W myśl projektu nowe przepisy pozwalające TK rozpatrywać w mniejszym gronie sprawy wymagające pełnego składu miałyby zastosowanie także do spraw już wszczętych, ale niezakończonych. Ustawa nie trafiła jednak pod obrady na posiedzeniu 9 maja. Powodem jest brak poparcia Suwerennej Polski. Ziobryści nie mają interesu w „usprawnianiu prac" nad ustawą, przeciwko której głosowali w Sejmie. Po drugie w ostatnich dniach dochodzi między koalicjantami do ostrych spięć – to ostatnie tygodnie na podjęcie decyzji co do wspólnego startu i kształtu list wyborczych. Posłowie Suwerennej Polski zaczynają nawet powoli zapowiadać, że ustawy nie poprą w ramach odwetu za wtorkową próbę usunięcia ich z Komisji Sprawiedliwości.

Wycofać wniosek z TK

Tym razem rząd PiS nie może też liczyć na głosy partii demokratycznej opozycji. W środę przewodniczący Polskiego Stronnictwa Ludowego krótko podsumował w rozmowie w Radiu ZET, że „ustawa nie jest pomysłem na rozwiązanie tej sprawy". Przedstawił jednak inny możliwy scenariusz.

„Lepsze by było, jakby pan prezydent wycofał swój wniosek z Trybunału Konstytucyjnego. Jeżeli mija kolejny miesiąc i nie ma rozstrzygnięcia w tej sprawie, to pan prezydent ma pełne prawo, żeby ten wniosek wycofać (...) Może [tę ustawę – przyp.] podpisać i następczo skierować do TK" – stwierdził Kosiniak-Kamysz.

Pan prezydent ma pełne prawo, żeby ten wniosek z TK wycofać (...) i podpisać ustawę

radio ZET,10 maja 2023

Sprawdziliśmy

To prawda. Prezydenci korzystali już w przeszłości z tej możliwości

Uważasz inaczej?

Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.

Szef ludowców ma rację – taka możliwość istnieje. W przeszłości korzystał z niej na przykład Bronisław Komorowski, który wycofał wnioski składane do TK przez Lecha Kaczyńskiego.

Zgodnie z art. 122 ust. 2 Konstytucji „Prezydent Rzeczypospolitej podpisuje ustawę w ciągu 21 dni od dnia przedstawienia i zarządza jej ogłoszenie w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej".

Ale zgodnie z art. 122 ust. 6:

„Wystąpienie Prezydenta Rzeczypospolitej do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem w sprawie zgodności ustawy z Konstytucją lub z wnioskiem do Sejmu o ponowne rozpatrzenie ustawy wstrzymuje bieg, określonego w ust. 2, terminu do podpisania ustawy".

Władysław Kosiniak-Kamysz nie chciał odpowiadać jednak wprost na pytanie o to, czy PSL prowadzi w tej sprawie zakulisowe rozmowy z Andrzejem Dudą.

„Chciałbym, żeby pan prezydent pochylił się nad tym pomysłem" – stwierdził.

Teoretycznie scenariusz, o którym mówi Władysław Kosiniak-Kamysz, jest możliwy. Podpis prezydenta pod tą ustawą jest jednak niezwykle mało prawdopodobny.

Prezydent nie akceptuje tych przepisów...

Decyzja Andrzeja Dudy o niepodpisaniu ustawy o SN miała dwie przyczyny. Po pierwsze, prezydent wyraził szereg wątpliwości natury prawnej co do przepisów projektu. Jego zarzuty dotyczą przepisów rozszerzających test niezawisłości i bezstronności, który wprowadzono do polskiego prawa w czerwcu 2022 roku ustawą prezydencką. Duda argumentuje, że w proponowanej formie godzą w jego prerogatywę do nominacji sędziów, ponieważ mogą doprowadzić do trwałego odsunięcia osób przez niego powołanych od orzekania. Druga istotna grupa zarzutów merytorycznych dotyczy przeniesienia spraw dyscyplinarnych sędziów z Sądu Najwyższego do Naczelnego Sądu Administracyjnego. O tym, że przepisy te w istocie naruszają Konstytucję alarmowali liczni eksperci, w tym sam prezes NSA.

W sumie Andrzej Duda zaskarżył we wniosku... aż 50 przepisów ustawy, a cała prawnicza argumentacja liczyła ponad 100 stron.

Cały kontekst nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że ustawa jest zdaniem prezydenta nie do zaakceptowania w jakiejkolwiek formie. Skierowanie jej do TK miało być tylko wybiegiem.

Prezydent liczył na to, że ukręci jej głowę rękami Trybunału i dzięki temu nie będzie narażał się osobiście na zarzuty, że odwleka uzyskanie przez Polskę wyczekiwanych środków z KPO.

...i jest zły za brak konsultacji

Drugą przyczyną braku podpisu pod ustawą jest fakt, że prezydent pomięto przy pracach i negocjacjach nad najnowszą nowelizacją ustawy o SN. To on był pierwotnym autorem projektu, który ostatecznie uchwalono w czerwcu 2022 roku. Andrzej Duda, przygotowując go, konsultował się z Komisją Europejską. Prezydent i jego otoczenie niejednokrotnie publicznie podnosili, że brak ostatecznej akceptacji dla ustawy przez KE jest winą tego, że wypaczono jej brzmienie w procesie parlamentarnym. W domyśle – z winy Ziobrystów.

Nową ustawę negocjował w Brukseli Szymon Szynkowski vel Sęk, a prezydent został postawiony przed faktem dokonanym. Przedstawiciele prezydenta zgłaszali swoje krytyczne uwagi podczas prac nad projektem w Komisji sprawiedliwości, ale nie zostały one uwzględnione. PiS zasadę "nie wolno niczego zmieniać, bo inaczej Komisja nie zaakceptuje projektu" stosował nie tylko do opozycji, ale także do prezydenta.

Zadra jest naprawdę głęboka, o czym świadczyć fakt, że prezydenta zapowiedział 1 maja złożenie projektu ustawy mającej „doprecyzować zasady współdziałania władz w sprawach europejskich".

Wątpliwości co do tego, jak interpretować to posunięcie rozwiał 2 maja były szef MSZ Jacek Czaputowicz, który stwierdził w rozmowie z PolsatNews:

„Obecne władze nie mogą się porozumieć w sprawie zmian w sądownictwie, tak, żebyśmy otrzymali środki na KPO. Jest duży spór między prezydentem i rządem w tej sprawie. Prezydent został wyeliminowany z procesu decyzyjnego. Jesteśmy w kropce”.

Dwa dni później słowa te komentował Marcin Przydacz z Kancelarii Prezydenta, który zaprzeczył, żeby prezydent był „wyeliminowany z tego procesu". Na czym więc polegał jego udział? Otóż prezydent "brał w nim aktywny udział między innymi odsyłając ustawę do TK", a tym samym skutecznie sabotując jej wejście w życie.

Przegłosować nową ustawę

Nagłe podpisanie ustawy, w której prezydentowi nie odpowiada zarówno treść, jak i sposób procedowania, wydaje się zatem opcją wyjątkowo nieprawdopodobną. Jak wyjaśnia z kolei w rozmowie z OKO.press prof. Stanisław Biernat – wycofanie wniosku z TK zobowiązywałoby prezydenta do jej podpisu. Nie istnieje ścieżka, w której mógłby on wycofać wniosek i ustawę zawetować.

Jest jednak inny sposób na rozwiązanie tej sytuacji – podjęcie przez prezydenta i rząd PiS niezwłocznych prac nad nową ustawą. Taką, która odpowiadałaby zarówno wymaganiom Komisji Europejskiej, jak i obu stronom polskiej władzy wykonawczej. W przypadku uchwalenia nowej ustawy i jej podpisania przez prezydenta Trybunał umorzyłby postępowanie w sprawie przepisów noweli styczniowej. Tym samym nigdy nie weszłaby w życie.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze