"Nie cieszą się ci, którzy chcą przywrócenia praworządności, ponieważ negocjacje nadal trwają. Ale nie cieszy się też obóz rządzący, ponieważ Komisja nie zrobiła niczego, co by jej zamknęło drogę do egzekwowania prawa" - mówi prof. Ewa Łętowska
Komisja Europejska - pomimo wewnętrznych sporów - zaakceptowała 2 czerwca polski Krajowy Plan Odbudowy. Potwierdziła to w Warszawie szefowa KE Ursula von der Leyen. Warunkiem wypłaty funduszy jest spełnienie tzw. kamieni milowych. Komisja wymaga między innymi (zobacz decyzję Komisji oraz aneks), żeby nowe ciało w polskim Sądzie Najwyższym zajmujące się sprawami dyscyplinarnymi było niezależnym i bezstronnym sądem ustanowiony przez prawo. Trafić tam mają do powtórnego badania sprawy już rozpatrzone przez ID. Sędziowie mają mieć trzy miesiące na złożenie odpowiedniego wniosku, a nowa izba 12 miesięcy na ich rozpatrzenie. Zaznaczono także, że musi istnieć procedura weryfikacji, czy sędzia spełnia wymóg niezależność, bezstronności i bycia ustanowionym przez prawo zgodnie z art. 19 Traktatu o UE.
Polska musi dokonać odpowiedniej reformy do końca II kwartału 2022 roku, czyli do końca czerwca. Komisja oceni wtedy, czy została ona dokonana w sposób wystarczający i pieniądze będą mogły zostać wypłacone.
Jak należy właściwie rozumieć te warunki? I czy ustawa obecnie procedowana w parlamencie daje szanse ich spełnienia? OKO.press pyta o to prof. Ewę Łętowską.
Dominika Sitnicka, OKO.press: Czy zdaniem pani profesor Izba Odpowiedzialności Zawodowej spełnia wymogi bezstronnego sądu ustanowionego na podstawie prawa?
Prof. Ewa Łętowska: Wątpię. W tym załączniku do „kamieni milowych” - którym w gruncie rzeczy jest powtórzenie tego, co znajdziemy w postanowieniu zabezpieczającym TSUE w sprawie systemu dyscyplinarnego - jest wyraźne odwołanie się do art. 19 TUE, czyli warunków, jaki musi być sąd, by być niezależnym, a sędziowie niezawisłymi. Kryteria te zostały wypracowane w orzecznictwie TSUE. Nowa izba może powstać, ale powstaje pytanie, co będzie, jeśli w tej izbie będą zasiadały lub orzekały osoby, co do których już są formułowane zastrzeżenia? A także będą dopiero formułowane, bo w TSUE zawisł szereg spraw, które będą doprecyzowywały pozycję sędziów, przy których nominacji brała udział nowa KRS.
A gdyby w Sejmie przeszła poprawka senacka mówiąca o 7-letnim stażu sędziów w SN? Teoretycznie na jakiś czas odsuwa to problem zasiadania tzw. neo-sędziów w IOZ.
Ta poprawka oczywiście przybliża nas jakoś do kryteriów stawianych przez orzecznictwo. Ale problem leży gdzie indziej. Doświadczenie ostatnich lat nauczyło nas, że różnego rodzaju posunięcia, które są reklamowane jako zadośćuczynienie kryteriom wynikającym z orzecznictwa TSUE, w praktyce ulegają różnorakim wypaczeniom aplikacyjnym.
Jeżeli mamy orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, które kwestionuje relacje pomiędzy prawem unijnym i prawem krajowym, jeżeli mamy orzeczenie TK krytykujące ujęcie prawa do sądu w rozumieniu przyjętym w orzecznictwie Strasburga, jeżeli nie można na czas „wyrobić się” z nowelizacją k.p.k., aby móc porządnie współpracować z prokuraturą europejską, to mamy też powody przypuszczać, że realizacja tych orzeczeń będzie pełna problemów.
W związku z tym powiem szczerze - jeżeli mamy luzy interpretacyjne, to należy przyjąć zasadę, jaką się przyjmuje w sytuacjach na drodze - zasadę ograniczonego zaufania do kierowcy.
I ja mam ograniczone zaufanie do produktów legislacyjnych, które w tej chwili wychodzą z Sejmu. Jeżeli mamy luz interpretacyjny, to on jest wyłożony najczęściej przeciw zasadzie lojalnej współpracy pomiędzy organami Unii a krajami członkowskimi, która wynika z traktatów. Od kilku lat mamy cały czas do czynienia z wykładnią wrogą, próbującą coś - przepraszam za określenie - podszwindlować. Nie mamy powodów, by przypuszczać, że akurat teraz będzie inaczej.
Opozycja zgłaszała cały czas wątpliwości dotyczące samego ukształtowania IOZ, wpływu władzy wykonawczej na sądowniczą. W końcu prezydent wyznacza 11 z 33 wylosowanych sędziów.
Uważam, że w tej chwili nie ma sensu dyskutować na temat szczegółów tej ustawy, jeśli nie mamy zaufania co do intencji za nią stojących, ani nie znamy ostatecznego kształtu z dziennika promulgacyjnego. A ostatecznym miernikiem będzie i tak to, co powie TSUE w przypadku zaskarżenia. To on będzie oceniał rzetelność wykonania obowiązków traktatowych i czy to jest wystarczające z punktu widzenia wyłożonych przez nich wymogów. Ale jeśli później w czasie obowiązywania ustawy coś nowego wyskoczy, to ta sprawa znowu trafi do TSUE - przez Komisję albo poprzez pytanie prejudycjalne.
Tyle razy ten pastuszek wołał, że jest wilk, że w obecnej chwili nie mam zaufania do tego, co się stanie.
Czyli Komisja powinna była wynegocjować bardziej szczegółowe wymogi?
Nie. Komisja jest ciałem politycznym i tego robić nie będzie. Ona ma popychać sprawę do przodu. O kryteriach decyduje orzecznictwo TSUE. A ono powstaje w dialogu pomiędzy sądami krajowymi i sądem europejskim. Dlaczego KE ma go wyręczać? To pan prezydent kiedyś powiedział, że odejmie sądom pracy i zrobi coś zamiast sądu. Komisja wie, że TSUE określa kryteria.
W takim razie trochę absurdalne pytanie - to nie można było w kamieniach milowych zapisać “bezwzględnie wykonujcie orzeczenia TSUE”?
KE nie chce się narażać na zarzut “znęcania się” nad Polską. Wykonała więc kolejny ruch, czyli zatwierdziła plan. Ale o tym, czy będą wypłacane kolejne transze pieniędzy, jak to będzie oceniane, to decyzje przyszłości. Jeśli będziemy trwali w linii, którą wyznacza powołanie nowej KRS i orzecznictwo TK, to Komisja ma wszystkie atuty w ręku, by jednak poczekać, aż Polska zechce realizować swoje traktatowe zobowiązania. Lekceważąc prawo, oddaliśmy się na łaskę i niełaskę politycznej woli.
Co zrobić z orzeczeniami Izby Dyscyplinarnej?
Komisja mówi: to ma zrobić Polska w ramach porządku krajowego.
Komisja w aneksie zakreśliła plan wzruszania tych orzeczeń - 3 miesiące na wniosek sędziego, 12 miesięcy na rozpatrzenie. To mniej więcej odpowiadałoby temu, co oryginalnie znalazło się w ustawie prezydenta. Ale Senat zaproponował anulowanie tych orzeczeń. Jak powinno być?
Nie chcę się na ten temat wypowiadać. To jest pewna propozycja. Może być ich nawet dziesięć. Pytanie, czy ona zostanie przyjęta. W tej chwili na linii Senat-Sejm-prezydent-ministerstwo sprawiedliwości odbywa się gra polityczna. Nie jestem od tego, żeby podpowiadać, kto i co ma zrobić. Ma zrobić tak, żeby było dobrze.
Czy to, co się znajduje w ustawie - ten test bezstronności sędziego odpowiada temu, co możemy znaleźć w aneksie? Czyli zapewnieniu, by sąd mógł badać czy sędzia spełnia wymogi niezawisłości, bezstronności i "ustanowienia ustawą" zgodnie z art. 19 TEU?
To jest szklanka do połowy pusta i do połowy pełna. Ten test mógłby być z różnym powodzeniem wykorzystany w dobrym celu, jeśli ukształtowałaby się dobra praktyka - lojalnej współpracy i lojalnego działania. To wymaga jednak zaufania środowiska sędziowskiego, a wiemy, że tego zaufania nie ma. Ten test jest jednym wielkim znakiem zapytania.
Ale trzeba z niego wykreślić - tak jak to zrobił Senat - to zastrzeżenie, że nie można badać ze względu na same okoliczności powołania sędziego?
Pani uporczywie pyta mnie o to, czy inne słowo z ustawy. Nie wiem. To po prostu nie wzbudza zaufania.
Czyli Komisja popełniła polityczny błąd?
Nie, skądże. Komisja nadal negocjuje. Ma wszystkie atuty w ręku. Usuwa zarzut sabotowania naszego planu. Robi nowy krok, stawia warunki. W tej chwili wciąż w TSUE zawieszonych jest kilkanaście spraw dotyczących Polski i one sukcesywnie zawężać będą pole walki politycznej. Jeśli Polska nie będzie lojalnie wykonywała orzeczeń TSUE, to Komisja będzie mogła skorzystać z mechanizmu warunkowości. Komisja - z jej punktu widzenia - znakomicie odrobiła lekcję. Z naszego - cokolwiek mniej. Nie cieszą się ci, którzy chcą przywrócenia praworządności, ponieważ negocjacje nadal trwają. Ale nie cieszy się też obóz rządzący, ponieważ Komisja nie zrobiła niczego, co by jej zamknęło drogę do egzekwowania prawa. Polityka to sztuka targowania się i wykorzystywania okoliczności.
Czyli, mówiąc nieładnie, dziś niczyje nie jest na wierzchu?
Nie. Jesteśmy mniej więcej na ścieżce porozumienia. To już jest coś. Z tego punktu widzenia nawet projekt prezydencki był wprowadzeniem na taką ścieżkę, choć był wysoce niezadowalający, bo nie prowadził do przywrócenia praworządności. Pytania są dwa - czy te warunki będą spełnione? Nikt tego nie wie. Raczej wątpię. Drugie pytanie - a co trzeba było zrobić? Tego też nie wie nikt. Jakoś posuwamy się do przodu. W tempie ślimaka, ale jednak.
I to wystarczy Komisji? Że zostało zrobione cokolwiek?
Być może dla Komisji było wystarczające do zaakceptowania samego planu. To konieczny etap. Ale że to nie wystarczy do wypłacenia samych pieniędzy - to jestem tego pewna. Piłka jest po naszej stronie. Zarówno gdy idzie o uchwalenie czegoś, jak i tego wykonania. Będą czytali i patrzyli nam na ręce.
Sądownictwo
Ursula von der Leyen
Komisja Europejska
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej
Izba Dyscyplinarna
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze