0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Adrianna Bochenek / Agencja Wyborcza.plAdrianna Bochenek / ...

Kraków już raz opowiedział się przeciwko Igrzyskom. Teraz mieszkańcy i tak je dostaną — a urzędnicy zorganizują je bez pytania ich o zdanie. Tym razem chodzi jednak o zupełnie inną imprezę.

Przypomnijmy: w 2014 roku w referendum krakowianie odrzucili możliwość organizacji zimowych Igrzysk Olimpijskich w swoim mieście.

Przeciwko zaplanowanej na 2022 rok imprezie zawiązała się prężnie działająca inicjatywa społeczna — Kraków Przeciw Igrzyskom. Aktywiści upierali się, że organizacja zimowych zawodów będzie dla Krakowa — a także kliku innych miast w Małopolsce i na Słowacji, gdzie planowane były niektóre konkurencje — zwyczajnie zbyt droga. Ich kampania bez wątpienia wpłynęła na wybór mieszkańców, którzy w prawie 70 procentach zagłosowali przeciwko imprezie.

Kraków robi Igrzyska, których nikt inny nie chce

Dlatego niespodzianką była deklaracja władz miasta sprzed trzech lat. Magistrat ogłosił, że będzie starał się o organizację innego sportowego wydarzenia — Igrzysk Europejskich. Kraków był jedynym kandydatem do goszczenia zmagań i nie wycofał się nawet w 2020 roku, gdy wpływy do miejskiego budżetu kurczyły się przez pandemię.

„Mała olimpiada” dla Starego Kontynentu jest stosunkowo nowym pomysłem, a jej ranga do tej pory była niewysoka.

Dwie pierwsze edycje odbyły się w Azerbejdżanie i na Białorusi. Pierwsze z tych autorytarnych państw wydało na organizację Igrzysk fortunę — bo aż 6,5 mld dolarów.

Po co więc stolica Małopolski stara się o kosztowną imprezę, nie rezygnując z niej nawet w środku pandemicznego chaosu? O to pytali aktywiści i politycy opozycji w miejskiej radzie. "Prezydent Jacek Majchrowski za nic ma sobie wybory krakowian, którzy już raz sprzeciwili się Igrzyskom"— mówił nam radny klubu Kraków dla Mieszkańców Łukasz Maślona.

”Mieszkańcy mówią igrzyskom nie!, a prezydent w odpowiedzi robi igrzyska, tyle że o dużo mniejszej randze. Może Jacek Majchrowski zapomniał już, jakie jest zdanie krakowian? W sprawie metra, którego budowę mieszkańcy zlecili prezydentowi w tym samym referendum, można również odnieść takie wrażenie” - mówił Maślona. Rzeczywiście, większość mieszkańców opowiedziało się w referendum w 2014 roku za budową metra. Do dziś nie wiadomo nawet, jaki przebieg ma mieć podziemna kolej.

„Nie zgadzamy się na brak debaty publicznej, na brak transparentności, na krótkowzroczną politykę, w której igrzyska zastąpić mają inwestowanie w jakość życia mieszkańców i mieszkanek oraz w walkę z katastrofą klimatyczną” - mówiła z kolei krakowska posłanka Razem Daria Gosek-Popiołek.

Igrzyska Europejskie jako "dobry deal z Warszawą"

Magistrat uspokajał: Igrzysk chcemy, ale nie chcemy związanych z nimi wydatków. Przedstawiciele urzędu miasta od początku przedstawiali organizację wydarzenia jako okazję do ubicia dobrego interesu ze stolicą. Według planu władz miasta to rząd miał wyłożyć ogromną część z pieniędzy potrzebnych na organizację zawodów. Do zajęcia się tematem premier Morawiecki oddelegował ministra aktywów państwowych Jacka Sasina.

"Jestem przekonany, że te igrzyska będą wielkim wydarzeniem, że te wszystkie obawy, które były wyrażane, co do organizacji igrzysk, będą już tylko dalekim wspomnieniem. Wszyscy będziemy się cieszyć z tego, jak znakomitą, wspaniałą, pełną emocji imprezę udało nam się zorganizować i jak wiele na tym skorzystaliśmy" — mówił wicepremier.

Negocjacje dotyczące kwot jednak się przedłużały, a szacunki dotyczące kosztów zmieniały. Jeszcze dwa lata temu mówiło się o nawet miliardzie złotych. Marszałek województwa Witold Kozłowski później mówił o 150-200 mln złotych. Krakowski poseł Platformy Obywatelskiej Aleksander Miszalski szacował koszty na 400 milionów. Rzeczywista zakontraktowana kwota przekracza jednak wszelkie wcześniejsze prognozy. Publiczne środki na Igrzyska i towarzyszące jej inwestycje przekraczają 1,1 mld złotych. Regionalne i miejskie władze po sukcesie negocjacji dziękowały też ministrowi sportu Kamilowi Bortniczukowi.

Przeczytaj także:

"Igrzyska Europejskie będą profesjonalnie przygotowaną, a przede wszystkim bardzo bezpieczną imprezą. To doskonała okazja, aby odwiedzić miasto Kraków oraz przepiękne i gościnne regiony południowej Polski" — oceniał członek rządu.

Od rządu prawie miliard

Wiadomo już, jaki ma być podział kosztów.

Budżet wojewódzki pokryje 100 mln, kolejne 100 mln pójdzie z miejskiej kasy. O wiele więcej pokryje rząd, który dosypie 960 mln złotych z centralnego budżetu.

Co znajdzie się w tej ostatniej kwocie? Jedynie wykupienie licencji na organizację imprezy od Europejskiego Komitetu Olimpijskiego będzie kosztowało 160 mln. Inwestycje w Krakowie pochłoną 500 mln (350 mln na infrastrukturę, 150 mln na obiekty sportowe). 100 mln pójdzie na rozbudowę bazy w innych miastach małopolski (Zakopanem, Tarnowie i Krynicy-Zdroju). 200 mln przeznaczono na koszty obsługi imprezy. Rachunek ten uzupełniać mogą przelewy do budżetów Wrocławia, Chorzowa i Rzeszowa - typowanych do organizacji kolejno zawodów strzeleckich, lekkoatletycznych i pływackich.

”Po igrzyskach pozostanie infrastruktura komunikacyjna, ale również przebudowany tor kajakarski przy ulicy Kolnej, zmodernizowany stadion Wisły, boisko do koszykówki trzy na trzy” — wyliczał prezydent miasta Jacek Majchrowski.

Jeśli wierzyć rządowym zapewnieniom, to region rzeczywiście ma okazję na zgarnięcie pokaźnej sumy z centralnego budżetu. Warto jednak pamiętać jednak, że „warszawskie” pieniądze nie biorą się znikąd, a do organizacji Igrzysk dopłacą wszyscy podatnicy.

Czy się opłaci? I to jak — odpowiada marszałek województwa małopolskiego. Według Witolda Kozłowskiego Igrzyska przełożą się na dodatkowe dochody o wysokości nawet 1,6 mld złotych. To zyski z turystyki czy sprzedaży praw do transmisji.

Igrzyska Europejskie omijane przez elitę

Co do tego ostatniego można mieć wątpliwości. Igrzyska Europejskie do tej pory nie cieszyły się wysokim uznaniem światowej publiczności, omijała je też światowa elita sportowców.

Sportowa ranga czekającej nas imprezy pozostaje daleka od prestiżowego piłkarskiego Euro (organizowaliśmy je w 2012 roku z Ukrainą), siatkarskiego mundialu (który gościliśmy w 2014 roku, a po tegorocznym wykluczeniu Rosjan współorganizujemy ze Słowenią) czy nawet finału piłkarskiej Ligi Europy (w 2021 roku w Gdańsku zmierzyły się ze sobą Manchester United i Villareal).

Teraz ma być inaczej — obiecują władze zapowiadając, że część zawodów zostanie podciągnięta do rangi mistrzostw Europy lub kwalifikacji olimpijskiej.

Czy to pomoże? O złoto kontynentalnych mistrzostw będą walczyć kolarze BMX i MTB, zawodnicy pięcioboju nowoczesnego, szermierki, drużynowego judo, drużynowej lekkoatletyki i badmintona.

Z jednej strony trzeba to docenić, choć wszystkie te dyscypliny nie zaliczają się do najpopularniejszych. Paradoksalnie nadanie tym zmaganiom wyższej rangi może też być wyrazem słabości. Przecież w przypadku Igrzysk Olimpijskich nie trzeba dodatkowo starać się o udział najlepszych. Ich prestiż wynika jedynie z tego, że... są Igrzyskami Olimpijskimi. Kibic śledzący „europejską olimpiadę” może być też zdezorientowany: może nie wiedzieć, czy ogląda walkę o mistrzostwo kontynentu, olimpijską klasyfikację, czy może niewiele znaczące zmagania dalekich rezerw narodowych reprezentacji.

Potęgi Igrzysk: Rosja i gospodarze

Wiele o wartości europejskich zawodów mówią tabele medalowe dwóch pierwszych edycji. W obu przypadkach klasyfikację wygrywa Rosja. To nie musi być szokujące – w obu ostatnich olimpiadach Rosjanie w klasyfikacjach medalowych byli na drugim miejscu wśród krajów Europy, zaraz za Wielką Brytanią. Przewaga Rosjan jest jednak miażdżąca. W Baku w 2015 roku zdobyli 79 złotych medali z 253 przyznanych (31 proc.), w Mińsku w 2019 roku 44 złota z 200 (22 proc.). Dodajmy do tego trwające od lat skandale dopingowe – Rosjanom udowodniono, że nielegalny doping miał w tym kraju charakter systemowy – i wyniki wydają się coraz bardziej podejrzane.

Drugie miejsca w obu przypadkach są równie ciekawe. Przypadały one gospodarzom — w 2015 roku Azerbejdżanowi, w 2019 – Białorusi. Z jednej strony gospodarze prestiżowych imprez starają się zaprezentować z jak najlepszej strony, osiągając często wyniki powyżej oczekiwań.

Mimo to trudno uznać Azerbejdżan i Białoruś za sportowe potęgi, które mogą sięgnąć medalowego podium. W zeszłorocznych halowych mistrzostwach Europy w lekkoatletyce Białoruś zajęła 14., a Azerbejdżan — 18. miejsce na 20 możliwych. Na ostatnich letnich igrzyskach w Tokio Białoruś była na 45. miejscu, Azerbejdżan – na 67. Wśród krajów europejskich to analogicznie 26. i 33. Miejsce. Oddaje to siłę tych krajów w sportach olimpijskich. Sięgając dalej — w Rio goszczący letnie Igrzyska Brazylijczycy wspięli się na trzynaste miejsce klasyfikacji medalowej. Grecy w Atenach — na 15.

Czołówka woli odpuścić

Skąd więc tak dobre wyniki, skoro nie tłumaczy ich w pełni sama organizacja imprezy?

To proste – Igrzyska Europejskie mają znikomy prestiż, a w wielu dyscyplinach (szczególnie tych bardziej popularnych) nie są traktowane poważnie.

Czołowi zawodnicy wolą je odpuścić. Zdają sobie z tego sprawę nawet organizatorzy, więc na igrzyskach części sportów po prostu nie ma, bo zawody byłyby sportową farsą. Nie znajdziemy w programie piłki nożnej, koszykówki, siatkówki, tenisa.

Mamy za to turniej w trzyosobowej koszykówce, która w zeszłym roku zadebiutowała na igrzyskach w Tokio. Niestety, w 2019 roku podczas Igrzysk Europejskich w Mińsku międzynarodowa federacja koszykarska FIBA organizowała mistrzostwa świata w tej konkurencji w Amsterdamie. Łotysze pierwszą drużynę wysłali do stolicy Holandii, do Białorusi pojechał drugi garnitur. W obu przypadkach do Łotwy wrócili ze srebrnymi medalami. W Mińsku brąz zdobyli Białorusini, którzy dziś w światowym rankingu zajmują 25. miejsce.

Europejskie złoto niewiele warte

A co z królową sportu, lekkoatletyką? Rywalizacje biegaczy, skoczków i miotaczy są obecne na każdych nowożytnych igrzyskach i są ozdobą każdych zawodów. Na Igrzyskach Europejskich poziom jest bardzo niski, bo czołowi atleci zawody omijają. W Mińsku zorganizowano zaledwie 10 konkurencji lekkoatletycznych, w porównaniu do 48 na igrzyskach w Tokio. Jak wygląda poziom sportowy? Weźmy za przykład biegi na 100 metrów w Mińsku w 2019.

Zwyciężczynią wśród kobiet została Słowenka Maja Mihalinec z wynikiem 11,36 sekundy. W mistrzostwach Europy rok wcześniej nie brała udziału, w 2016 roku była zaledwie piętnasta w półfinale. Dwa lata później z takim wynikiem zajęłaby podobne miejsce, odpadłaby w półfinale z czternastym rezultatem.

Bieg mężczyzn wygrał Portugalczyk Carlos Nascimento z rezultatem 10,35 sekundy. Podobnie jak swoja żeńska odpowiedniczka, na mistrzostwach Europy w 2018 roku odpadł w półfinale. Na olimpiadzie w Tokio miał 45. rezultat i odpadł w biegach kwalifikacyjnych. Jego zwycięski bieg w Mińsku był 375. wynikiem na świecie w 2019 roku.

Atrakcją mogą być lubiane przez kibiców skoki narciarskie, w letniej wersji rozgrywane na igielitowej nawierzchni. Trudno będzie jednak przekonać do przyjazdu pierwsze reprezentacje - krakowscy urzędnicy nie kryją, że możliwy jest konflikt terminów z letnią Grand-Prix, kluczowym etapem przygotowań skoczków do zasadniczego, zimowego sezonu.

Pieniędzy na wszystko i tak pewnie nie starczy

A zatem Polska, województwo małopolskie i sam Kraków planują wydać ponad 1,1 mld złotych na imprezę, która w większości dyscyplin będzie zawodami pocieszenia. Trudno spodziewać się, że stacje telewizyjne za prawa do pokazywania tego widowiska będą płacić workami pieniędzy. Wątpliwy jest też przyjazd tysięcy kibiców, a co za tym wszystkim idzie - zasilenie gospodarki 1,6 mld złotych.

Osiągnięcie takiego wyniku będzie bardzo trudne w czasach wysokiej inflacji. Kluczowy jest wzrost cen materiałów budowlanych - rok do roku wyniósł on aż 30 proc. (dane z kwietnia). To oznacza, że koszty remontów pójdą do góry.

”Jeśli robimy remont w domu to często zdarza się przecież, że mamy zarezerwowane 100 tysięcy złotych, a ostatecznie płacimy za wszystko 200 tys.” — wyjaśniał obrazowo pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. kultury fizycznej i wiceprezes spółki Igrzyska Europejskie 2023 Janusz Kozioł. Z wypowiedzi lokalnych włodarzy można wywnioskować, że środków niemal na pewno zabraknie.

„W umowie mamy zapis o możliwości zmiany listy dyscyplin” — uspokajała Sylwia Czeremuga z małopolskiego Urzędu Marszałkowskiego. — „Ale będzie się ona raczej kurczyć”.

Nie wiadomo też, czy na organizację zawodów na swoich obiektach zdecydują się Rzeszów, Wrocław i Chorzów. Bez Stadionu Śląskiego w tym ostatnim mieście nie będzie gdzie zorganizować dyscyplin lekkoatletycznych. Krakowskie obiekty wykorzystywane przez Cracovię i Wisłę się do tego nie nadają - nie mają nawet bieżni. Janusz Kozioł przyznał, że udział trzech miast spoza Małopolski nie jest sprawą jego spółki, a miasta muszą samodzielnie dogadać się z rządem.

Igrzyska Europejskie za 13 miesięcy. Terminy gonią

Listę problemów zamyka napięty terminarz prac przygotowawczych. Na wszystkie zostało 13 miesięcy.

Wyzwaniem będzie modernizacja stadionu Wisły za 89 milionów złotych. Wyremontowany w ten sposób obiekt będzie służył klubowi, który ostatnio spadł z ekstraklasy do pierwszej ligi (czyli de facto na drugi poziom rozgrywek). W 2020 roku stadion przy ulicy Reymonta przyniósł 1,2 mln złotych straty. Miasto ma nadzieję, że prace wpłyną na oszczędności - chociażby dzięki wymianie instalacji elektrycznych na bardziej oszczędne.

„Będzie to punkt wyjścia, żeby ten stadion był bardziej funkcjonalny, żeby mogły się tam odbywać inne wydarzenia niż tylko mecze piłkarskie. Koncerty i widowiska pozwolą na dodatkowe przychody z tego stadionu. (...) Jednak optymalnej wielofunkcyjności tego stadionu pewnie i tak nigdy nie uzyskamy” — oceniał w Radiu Kraków Bartosz Dendura z Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej.

O wiele trudniej do porządku będzie doprowadzić od lat nieremontowaną halę krakowskiego AWF. Wyzwaniem może też być organizacja zawodów kajakarskich na zalewie w Kryspinowie, dziś wykorzystywanym jedynie jako kąpielisko.

A co, jeśli pandemia wróci z kolejną falą lub wojna w Ukrainie odstraszy niektórych sportowców od przyjazdu do sąsiedniej Polski? "Kraków i tak nie straci, nie ma takiej możliwości" — przekonują jednym głosem marszałek Kozłowski i prezydent Majchrowski. O miliardowych zyskach będzie trzeba jednak zapomnieć. Jedynymi wygranymi mogą stać się wtedy polscy sportowcy, którzy zyskają dobrą bazę treningową.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze