W konfrontacji z Ukrainą Kreml wyciągnął kolejną kartę z rękawa. We wtorek 15 lutego Duma Państwowa Rosji rozpatrzy dwie rezolucje uznające niepodległość „republik” na okupowanych przez prorosyjskich separatystów terytoriach obwodów donieckiego i ługańskiego
Na zdjęciu u góry: Kanclerze Niemiec Olaf Scholz z wizytą w Kijowie u prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Więcej o tej wizycie w dalszej części tekstu.
Różnica między projektami frakcji komunistów i rządzącej partii Jedna Rosja jest tylko proceduralna. Jeden z dokumentów przewiduje bezpośredni apel do prezydenta Władimira Putina z propozycją uznania „DNR” (Donieckiej Republiki Ludowej) i „LNR” (Ługańskiej Republiki Ludowej).
Zgodnie z drugim, decyzja zostanie podjęta po wstępnej ocenie (aprobacie) MSZ i innych resortów. Oczywiście ta druga opcja jest bardziej elastyczna. Taki zawieszony miecz, który można wykorzystać w dowolnym momencie, w razie potrzeby.
To może sprawić, że sytuacja wokół Ukrainy będzie jeszcze bardziej wybuchowa.
Uznanie niepodległości „specjalnych regionów obwodów donieckiego i ługańskiego” oznaczać będzie wycofanie się Rosji z Porozumień Mińskich. W końcu cały proces miński uruchomiony po inwazji na Donbas w 2014 roku polegał na uznaniu, że obie republiki są częścią Ukrainy, która powinna do niej wrócić. Kreml oczekiwał oczywiście, że odbędzie się to na jego warunkach i że te autonomiczne republiki otrzymają m.in. prawo weta wobec wejścia Ukrainy do UE i NATO. Taka sytuacja oznaczałaby destabilizację polityczną i gospodarczą całego państwa ukraińskiego.
Uznając teraz „republiki” za niepodległe, Moskwa zrezygnuje z tej strategii i zerwie de facto porozumienia mińskie. W związku z tym wzrośnie groźba wznowienia konfliktu na Donbasie, gdzie panuje obecnie zawieszenie broni.
Rosja będzie mogła oficjalnie, już nie maskując tego, wprowadzić swoje wojska – na prośbę uznanych przez nią „republik”. Powody zawsze się znajdą. I nawet teraz rosyjska propaganda codziennie je powiela, strasząc rzekomą nadchodzącą ofensywą armii ukraińskiej. 14 lutego ponownie stwierdził to sekretarz prasowy Putina Dmitrij Pieskow. Podobne oświadczenia padły z „DNR”.
To właśnie regiony Doniecka i Ługańska eksperci nazywają obecnie najbardziej prawdopodobnym kierunkiem nowej ofensywy Rosjan. Niezbędna baza już tam istnieje - dwa lokalne "korpusy wojskowe". Sprowadzono też z Rosji wystarczającą ilość broni i sprzętu.
Tuż za granicą - kontrolowaną przez Rosję - jest obwód rostowski Federacji Rosyjskiej i spore zgrupowanie oddziałów. Obecna linia demarkacyjna między separatystycznymi republikami a Ukrainą to ponad 450 kilometrów. Z jednej - południowej - strony niedaleko do ukraińskiego Mariupola i wybrzeża Morza Azowskiego, z drugiej na północ droga do Charkowa i na zachód - do Zaporoża.
Trudno powiedzieć z całą pewnością, kiedy Kreml zdecyduje się na użycie sposobu z uznaniem „republik”. I bez tego w każdej chwili Rosjanie mogą rozszerzyć tam swoją agresję. Wygląda jednak na to, że wciąż mają nadzieję na tańszą i bezkrwawą „opcję mińską”.
Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow na pokazowym poniedziałkowym sprawozdaniu składanym Putinowi pod okiem kamer telewizji państwowej wyraził ogólne niezadowolenie z treści odpowiedzi USA i NATO na żądania Rosji w sprawie tzw. „gwarancji bezpieczeństwa”. M.in. miałyby one polegać na zablokowaniu perspektywy przyjęcia Ukrainy do NATO. Jednak pod koniec rozmowy na pytanie Putina, co dalej, zasugerował „kontynuowanie i rozwijanie negocjacji”. I to zostało podkreślone we wszystkich depeszach.
Zupełnie nieoczekiwanie niejako wsparł żądania Rosji ambasador Ukrainy w Wielkiej Brytanii Vadim Prystajko. Przyznał w dłuższej, mętnej wypowiedzi, dociskany przez dziennikarza BBC, że Kijów może pod pewnymi warunkami odmówić wstąpienia do NATO.
Natychmiast został przywołany do porządku przez władze w Kijowie. I sam się tłumaczył potem, że źle został zrozumiany. Wieczorem w specjalnym orędziu prezydent Zełenski podtrzymał dążenie Ukrainy do wejścia do NATO, ale przy okazji wspomniał, że nie wszyscy członkowie NATO je podzielają.
„Kwestia członkostwa… jest w tej chwili nieistotna” – powiedział kanclerz Niemiec Olaf Scholz podczas dzisiejszej (14 lutego 2022) wizyty w Kijowie na temat Ukrainy i NATO. – „Dlatego to trochę dziwne, że rosyjski rząd chce wielkich debat nad kwestią, która nie jest na porządku”.
Scholz przez prawie dwie godziny (dłużej niż planowano) rozmawiał z prezydentem Zełenskim. Na wspólnej konferencji prasowej zapewniał, że Niemcy stoją po stronie Ukrainy. "Żaden kraj na świecie nie udzielił Ukrainie w ciągu ostatnich ośmiu lat większej pomocy finansowej niż Niemcy" – podkreślił, mówiąc o ponad dwóch miliardach euro.
Zapowiedział też kontynuowanie tej pomocy. W celu stabilizacji gospodarki Ukraina otrzyma 150 mln euro tytułem nowej pożyczki. Ponadto przyspieszona zostanie wypłata 150 mln z istniejącego kredytu, który nie został jeszcze wykorzystany.
Działania Rosji przy granicy z Ukrainą są niezrozumiałe – mówił, dodając, że integralność terytorialna Ukrainy nie jest przedmiotem negocjacji, a w przypadku militarnej inwazji Rosji na Ukrainę rząd Niemiec „gotowy jest do daleko idących i skutecznych sankcji w porozumieniu z sojusznikami”.
We wtorek (15 lutego 2022) Scholz będzie z wizytą w Moskwie. To, że najpierw uzgodnił wspólne stanowisko z Zełenskim, ma znaczenie politycznej deklaracji.
Ultimatum Rosji, domagającej się gwarancji bezpieczeństwa w postaci nierozszerzania NATO i wycofania wojsk NATO ze wszystkich państw, które weszły do Sojuszu w 1999 roku, jest zasłoną dymną.
Prawdziwym celem jest wymuszenie na Ukrainie realizacji porozumień mińskich, być może z pomocą Zachodu, w tym Niemiec. Jeśli nie, wtedy może wejść w życie „Plan B”, czyli zbrojna inwazja. W tym wykorzystanie uznania niepodległości „republik” Donbasu do rozpętania nowej agresji.
Zupełnie niespodziewanie, jak na trudną obecną sytuację, Zełenski ustanowił wczoraj nowe święto. „Mówi się nam, że 16 lutego będzie dniem ataku. Sprawimy, że będzie to Dzień Jedności. W tym dniu wywiesimy flagi narodowe, założymy niebieskie i żółte wstążki i pokażemy całemu światu naszą jedność” – powiedział prezydent Ukrainy.
Zełenski wystąpił wczoraj w kolejnym klipie wideo, które tak bardzo lubi jeszcze od czasów kampanii wyborczej. „Stale monitorujemy sytuację, bierzemy pod uwagę wszystkie scenariusze i przygotowujemy stosowne reakcje na wszelkie możliwe agresywne działania” – powiedział szef państwa. – „Dobrze wiemy, gdzie obca armia jest przy naszych granicach — liczba, lokalizacja, wyposażenie, plany. Mamy czym się temu przeciwstawić”.
Ukraiński dziennikarz, redaktor. Po ukończeniu Instytutu Dziennikarstwa Kijowskiego Uniwersytetu Krajowego im. Tarasa Szewczenka pracował w gazetach „Głos Ukrainy”, „Gazeta po-Ukraińsku”, na stronie „Prawda Europejska”.
Ukraiński dziennikarz, redaktor. Po ukończeniu Instytutu Dziennikarstwa Kijowskiego Uniwersytetu Krajowego im. Tarasa Szewczenka pracował w gazetach „Głos Ukrainy”, „Gazeta po-Ukraińsku”, na stronie „Prawda Europejska”.
Komentarze