Rząd na miesiąc przed wyborami ordynuje kolejną kroplówkę finansową, by choć na chwilę wesprzeć ledwo zipiącą ochronę zdrowia. Dorzuca pieniędzy najmniejszym i najbardziej zadłużonym szpitalom. „To krok niewystarczający i wykonany zbyt późno” - komentuje dla OKO.press dyrektor szpitala w Nowym Mieście Lubawskim Bogumił Kurowski
O dodatkowych pieniądzach dla szpitali doniosła dzisiejsza „Rzeczpospolita” (z 10 września 2019). 373 najmniejsze i najbiedniejsze placówki dostaną we wrześniu od 50 tys. do 3,4 mln zł, średnio po 922 tys. zł.
Ministerstwo liczy, że za te pieniądze pójdą na podwyżki płac grup zawodowych pominiętych wcześniej w ustawowych podwyżkach – fizjoterapeutów czy techników elektroterapii, a także diagnostów laboratoryjnych. Ci ostatni zapowiadają, że jeżeli nie dostaną dodatkowych pieniędzy, są gotowi zastrajkować lub złożyć wymówienia, co sparaliżowałoby zupełnie pracę lecznic.
Diagności zgodzili się czekać do września, więc na krok ze strony rządu był już najwyższy czas. Ponadto 17 września 2019 w warszawskim Pałacu Kultury odbędzie się spotkanie dyrektorów placówek, ekspertów, samorządowców odpowiedzialnych za działalność placówek ochrony zdrowia w Polsce.
„Więc na tydzień przed spotkaniem szybka akcja, by rozmydlić żądania i pokazać, że dba się o ich interesy” – mówi osoba z branży.
Na dodatek za miesiąc wybory. I dla partii, która chce rządzić przez kolejne 4 lata, nie najlepiej wyglądałoby, gdyby nagle zamknęły się jakieś szpitale. Na razie z powodu braku personelu i pieniędzy zamyka się kolejne oddziały. Szpitale w większości jakoś ciągną, choć ich długi rosną.
Łączny dług polskich szpitali sięga już 14 mld zł, z czego 2 mld to tzw. dług wymagalny. A to oznacza, że każdego dnia do szpitali wchodzi komornik i zabiera sprzęt, którym diagnozowani są pacjenci - alarmują medycy.
Wspomniana placówka w Nowym Mieście Lubawskim dostanie we wrześniu zastrzyk w postaci ponad 500 tys. zł. „To krok w dobrym kierunku, ale po pierwsze niewystarczający, bo nie pokryje naszych zobowiązań. Po drugie, na pomoc czekaliśmy zbyt długo i gdyby nie pomoc powiatu już by nas nie było. Tymczasem szpital powinien przede wszystkim funkcjonować dzięki pieniądzom NFZ” – mówi dyrektor Kurowski.
Szpitale borykają się nie tylko z wypłacaniem rosnących pensji lekarzom i pielęgniarkom. Ich koszty rosną cały czas. Związane jest to m.in. z płacą minimalną, kosztami energii elektrycznej, sprzątania, ochrony, zakupu bądź przygotowania posiłków itd., itp.
Tymczasem rząd uruchamiając sieć szpitali wyceny tzw. ryczałtów na ostatni kwartał 2017 wyliczył na podstawie wycen z roku 2015. I ten kardynalny błąd mści się zdaniem wielu dyrektorów i ekspertów do dziś.
„Zastrzyk finansowy dla szpitali z sieci to zaledwie kropla w morzu potrzeb jednostek, które z trudem utrzymują się na powierzchni” – twierdzi na łamach „Rz” Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich ds. legislacji, były wiceminister administracji i cyfryzacji.
„Jeśli trzymać się adekwatnych dla sieci porównań morskich, to sytuację lecznic można porównać do kutra rybackiego wysłanego na ocean bez zapasów jedzenia i słodkiej wody. Z tego rejsu wrócą nieliczni, a i oni będą długo dochodzić do siebie”.
W przeddzień informacji o kroplówce dla szpitali Okręgowa Izba Lekarska w Warszawie zorganizowała konferencję prasową, podczas której postawiono diagnozę fatalnego stanu ochrony zdrowia w Polsce. „Zmuszeni przez system musimy ogłosić narodowy kryzys zdrowia. To nasza diagnoza” – oznajmił prezes OIL dr Łukasz Jankowski.
Izba przygotowała specjalny spot i plakaty pod hasłem „Polska to chory kraj”, a także manifest, do podpisywania którego namawia wszystkich obywateli.
Manifest jest apelem do polityków, by potratowali wreszcie sprawy zdrowia Polaków poważnie i by zajęli się tym szczególnym zagadnieniem ponad podziałami. Jego adresatami są posłowie VIII kadencji Sejmu i Senatorowie IX kadencji Senatu oraz politycy kandydujący w najbliższych wyborach do Sejmu i Senatu.
„Polska to chory kraj…, ale wspólnie możemy go uleczyć” – rozszerzają hasło jego twórcy.
„Tam, gdzie kryzys, tam musi być także propozycja leczenia” – zaznaczył wczoraj dr Jankowski. Wybraliśmy wraz z ekspertami 6 obszarów, w których proponujemy rozwiązania, mające za zadanie postawić system ochrony zdrowia na nogi” – zapowiedział lekarz.
Autorzy manifestu wskazują gdzie zmiany najpilniej są potrzebne:
Spośród tych postulatów politycy do tej pory zajmowali się głównie punktem 1 (nakłady) i 4 (kolejki). Dopiero ostatnio zwrócili uwagę na profilaktykę wśród dzieci przygotowując ustawę o obowiązkowej opiece stomatologicznej w szkołach.
Twórcy manifestu rozszerzają to o profilaktykę skrzywień kręgosłupa i otyłości. Coraz więcej polskich dzieci cierpi z powodu nadwagi i otyłości, nie chce się ruszać, większość wolnego czasu spędza przed ekranem smartfonów, stąd konieczność działań w tym zakresie.
Punkt pierwszy - ten o nakładach - to od dawna kość niezgody pomiędzy rządem a środowiskiem medycznym.
I już chyba wszyscy w Polsce wiedzą, że bez dosypania naprawdę dużych pieniędzy do systemu, nic się w tej mierze w kraju nie poprawi.
Tym razem po raz pierwszy słyszymy o dłużej perspektywie zmian i docelowych 9 proc. PKB. To dwa razy więcej niż dziś. Ale trzeba pamiętać, że koszty leczenia stale rosną. Że rosną także potrzeby, choćby z racji starzenia się społeczeństw. Że inne kraje też to świetnie dostrzegają i zwiększają nakłady, a Polska musi porównywać się w tym względzie z Czechami i Słowacja, a nie dużo biedniejszymi od siebie.
Wreszcie punkt czwarty - czas oczekiwania na wizytę/badanie.
Tu politycy różnej maści proponowali przed kampanią i już w trakcie jej trwania różne rozwiązania. Licytowano się, czy ma być to 21 dni, czy miesiąc. Twórcy manifestu przytomnie proponują, by czas ten zależał od rodzaju schorzenia. Jeśli kogoś pobolewa biodro, może z tym poczekać kilka tygodni. Jeśli natomiast mamy do czynienia z nowotworem, liczy się każdy dzień zwłoki.
Co ważne, podczas konferencji prasowej ramię w ramię z przedstawicielami Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie stanęli przedstawiciele Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, Porozumienia Rezydentów OZZL, samorządów farmaceutów, diagnostów laboratoryjnych, fizjoterapeutów, pielęgniarek, a także przedstawiciele organizacji pacjenckich.
Być może to należy uznać za największy sukces tej akcji, gdyż z reguły przedstawiciele różnych zawodów medycznych mówią różnym głosem.
Życzymy naturalnie milionów podpisów pod manifestem, a przede wszystkim, by politycy rzeczywiście wzięli go sobie do serca. Obawiamy się jednak, że rządzący reagują wyłącznie wtedy, gdy stawia się ich pod ścianą.
Lekarze coraz głośniej przekonują nas, że pod tą ścianą stoimy już od jakiegoś czasu. Czy ten przekaz dotrze do wyborców i do przyszłych parlamentarzystów? Najbliższy test 12 października 2019.
Zdrowie
Łukasz Szumowski
Ministerstwo Zdrowia
diagności laboratoryjni
długi szpitali
OZZL
pielęgniarki
Porozumienie Rezydentów
protest lekarzy
szpitale powiatowe
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Komentarze