Jak co roku na polskim wybrzeżu pojawiają się focze maluchy. Pomocy fokom udziela ośrodek rehabilitacji fok Stacji Morskiej Uniwersytetu Gdańskiego w Helu. Miałem okazję przyglądać się pracy jego załogi
Zaraz po przyjeździe do Stacji Morskiej słyszę zawodzenie małych fok. Donośne postękiwanie i jęczenie. Być może w ten sposób foki wyrażają swój ból, smutek, a może głód. Szczególnie głośny jest Żeromski, znaleziony w Trójmieście. Kiedy wyjdę wieczorem z budynku Stacji Morskiej, zobaczę charakterystyczne światło lamp, które ogrzewają małe foki w złej kondycji. Po zmroku jest już ciszej.
Od kilkunastu lat współpracuję z tą placówką, w czym swój największy udział miał nieżyjący już profesor Krzysztof Skóra, jej założyciel. Dziś Stacją i ośrodkiem kieruje wieloletnia zastępczyni profesora, dr Iwona Pawliczka. Wraz z zespołem prowadzi jedyny ośrodek rehabilitacji fok w Polsce i jeden z nielicznych nad Bałtykiem.
Początek rehabilitacji fok w Helu sięga 1992 roku. To wtedy do Stacji Morskiej trafił Balbin znaleziony na plaży w Juracie. To, że udało się go wyleczyć, było inspiracją do powołania ośrodka. W ciągu ćwierćwiecza rozrósł się i przyjął już setki fok.
Wioleta Miętkiewicz pracuje w ośrodku najdłużej. „15 sezonów”.
Zbliża się godzina 15 i Wioleta idzie na obchód izolatek. Jeden z pacjentów wciąż musi dostawać rybną zupę — zmiksowane ryby podawane w strzykawkach. Wioleta wraz z Agatą Godziszewską z zespołu opiekującego się fokami podaje maluchowi posiłek.
Dopóki foka nie zacznie sama pobierać ryb wrzucanych jej do wody w basenie, rokowania co do jej losu są niepewne. Można odetchnąć, kiedy zaczyna sama jeść.
Pozostałe foki same zajadają się śledziami. Otrzymują też leki. Każdy pacjent ma swoją tackę z zestawem.
Jak mówi Wioleta, ośrodek potrzebuje obecnie nowych, przytulnych izolatek dla fok. Prowadzi więc po raz kolejny zbiórkę. Chodzi o izolatki z laminatu, które zapewniają fokom komfort, miejsce do odpoczynku i własny basen niezbędny w procesie rehabilitacji. To w nim mogą pływać i pobierać pokarm, przysposabiając się do powrotu na wolność. „Jeszcze kilka takich izolatek na pewno przyda się fokom” – twierdzi moja rozmówczyni.
Doktor Katarzyna Kucharska rozpoczęła pracę w ośrodku rehabilitacji fok w pandemii. „Chciałam pomagać fokom. Wcześniej współpracowałam z ośrodkiem rehabilitacji zwierząt »Mysikrólik« w Bielsku-Białej. Pracowałam też w Wietnamie, gdzie miałam okazję zajmować się niedźwiedziami himalajskimi i malajskimi, uratowanymi z ferm, na których pozyskiwana jest w okrutny sposób żółć z tych zwierzaków”.
Przez cały rok zespół opiekujący się fokami zajmuje się stadem fok żyjących w fokarium, w którym przez cały rok można je oglądać. Kiedy wiosną pojawiają się nowe małe foki, pracy jest najwięcej i jest całodobowa. – “Mamy zgłoszenia o różnych porach dnia i nocy. Poza tym pacjenci ośrodka niejednokrotnie potrzebują pomocy nocą. Wiele zależy od liczby przyjętych fok. Bywały już sezony rehabilitacji, kiedy do foczego szpitala trafiło łącznie ponad 80 fok. Wkraczamy w skrajnych sytuacjach, kiedy jest pewność, że nasza pomoc jest potrzebna” – tłumaczy Katarzyna.
W 2024 roku szpital przyjął do końca czerwca 35 małych fok, w tym dwie foki obrączkowane i 33 foki szare.
Pomocą służą osoby, które co roku zgłaszają się na wolontariat. Trzeba być pełnoletnim, gotowym do fizycznej pracy, również przy sprzątaniu w izolatkach fok, i poświęcić tej pracy minimum dwa tygodnie. Są już takie osoby, które przyjeżdżają co roku, a niektóre zamieniały wolontariat na pracę w ośrodku. Zainteresowanie tym rodzajem pracy jest z roku na rok coraz większe.
Dominika
Dominika Jonakowska jest pracowniczką Stacji Morskiej, ale zaczynała jako wolontariuszka. Kiedy skończyła weterynarię, trafiła tu już jako lekarka.
W sezonie rehabilitacji fok praca przy opiece nad zwierzętami wypełnia zdecydowaną większość jej czasu. „Foki są wyjątkowe i zupełnie inne od zwierząt, które uczyłam się leczyć. Nie wszystko działa tak, jak na przykład u psów czy kotów. To dzikie zwierzęta, więc trzeba brać pod uwagę stres, który towarzyszy foce w przypadku kontaktu z człowiekiem”.
„Trafiają do nas trzy gatunki fok” – kontynuuje Dominika. – „Najczęściej są to foki szare, rzadko obrączkowane i pospolite. Czasami trudno też ocenić na pierwszy rzut oka, co małej foce dolega, bo nie muszą to być obrażenia zewnętrzne. Ale może być tak, że maluch śpi — a jak się wyśpi, to o własnych siłach wejdzie do morza i popłynie dalej. Szczenięta zapadają w dość głęboką drzemkę.
Dlatego pod żadnym pozorem nie podchodzimy do foki. Dla zwierzęcia w złym stanie stres może być niebezpieczny. Zdrowa foka zaskoczona przez człowieka, będzie się bronić i może ugryźć, jeśli będziemy próbowali ją dotknąć. Psów też trzeba pilnować — puszczone luzem mogą wyrządzić sporo krzywdy foce”.
Do ośrodka trafiają pacjenci z połamanymi żuchwami lub tak osłabieni, że ludzkie wysiłki zdają się na nic. To nie są łatwe chwile dla opiekunek fok. W tym roku nie udało się uratować Świbka. Ale Goyę już tak, choć była bardzo wychudzona, miała wysoką gorączkę i obrzęknięte stawy. Leczenie pomogło. Goya nauczyła się sama jeść ryby i została przeniesiona do basenu zewnętrznego. Jeśli cały proces leczenia i rehabilitacja się uda, wróci do Bałtyku.
Foki szare, które trafiają najwcześniej do ośrodka rehabilitacji w Helu, przychodzą na świat już na przełomie lutego i marca. W przypadku tego gatunku samice spędzają z maluchem około trzech tygodni, po czym szczenię musi radzić sobie samo. Tuż po narodzinach mała foka jest pokryta charakterystycznym białym futerkiem nazywanym lanugo. W ciągu pierwszych kilku tygodni traci szczenięcą okrywę.
Lanugo nie ma już Chalep, foka, którą zauważyła para turystów w rejonie Chałup.
Uczestniczyłem w akcji razem z Michałem Podgórskim ze Stacji i jedną z wolontariuszek oraz Wojciechem Górskim, kierowcą foczej „karetki”.
Mała foka leżała blisko linii morza. Mogła być osłabiona albo spać. Widzieliśmy jednak, że ma obrażenia w okolicy płetw. Zapadła więc decyzja o zabraniu foki i Michał szybkim ruchem umieścił szczenię w wiklinowym koszu, który przynieśliśmy. Zanieśliśmy Chalepa (od Chałup) do samochodu – a ważył 18 kilo i nie należał do najchudszych. W ośrodku okazało się jednak, że ma zapalenie dróg oddechowych, ropny wypływ z nozdrzy, pojedyncze rany i jest osłabiony.
Udało się go uratować i po kilku tygodniach leczenia wrócił do morza. Widziałem nagranie, jak po otwarciu wieka kosza bez wahania rusza w morze.
Joanna Ostrowska przyjechała do pracy w ośrodku z Wrocławia trzy lata temu. Podobnie jak pozostałe osoby z zespołu, sprawuje pieczę nie tylko nad szczeniętami w rehabilitacji, ale również nad stadem dorosłych fok, które można zobaczyć w fokarium.
“Z Dolnego Śląska jest daleko nad morze, ale kiedyś postanowiłam przyjechać na wolontariat. Najpierw letni w fokarium. Potem zimowy w ośrodku rehabilitacji. Zrozumiałam, że jest to praca, którą chcę wykonywać” – zaznacza Joanna.
Oczywiście w tym wyborze pomogły Joannie same foki. Ich duże czarne oczy, ale przede wszystkim świadomość, że można im pomóc. Przekonuje mnie, że najlepszy moment w sezonie rehabilitacji, to ten, kiedy foka wraca na wolność.
Foką, która Joannie zapadła w pamięć w tym roku, była Szprycha. Została znaleziona przy ścieżce rowerowej na Półwyspie Helskim, stąd imię. „Była malutka i wychudzona. I jak się okazało, miała rany. Druga była Saragossa, po którą również pojechałam osobiście. Leżała przy bunkrach, a jeden z nich to bunkier Saragossa. Już z daleka było widać, że foka jest wychudzona i jeszcze mniejsza niż Szprycha. Była w takim stanie, że szybko podjęłyśmy decyzję o jej zabraniu na rehabilitację”.
Foki potrzebują przede wszystkim spokoju i miejsca, gdzie mogą odpocząć z dala od ludzi. Z tym jest różnie wobec ogromnej presji na morze ze strony człowieka. Jednak ludzie coraz więcej wiedzą o fokach. Bardzo często dzwonią do nas ze zgłoszeniami obserwacji fok. To m.in. dzięki temu, że nasza praca jest dostrzegana i nagłaśniana w mediach — mówi Joanna.
Agata Godziszewska i Natalia Makałowska-Kur twierdzą, że pamiętają wszystkie foki, którymi się opiekowały. Oczywiście są szczególne przypadki. Natalia przypomina Kamyka, pacjenta sprzed pięciu lat. „Miał wyjątkowe umaszczenie jak na szczenię. Był wręcz czarny. Pojechałam po niego aż na zachodni kraniec polskiej części wybrzeża”. Z kolei Agata zapamiętała Kózkę. „Nie jadła samodzielnie przez półtora miesiąca. W końcu załapała, o co w tym wszystkim chodzi, i zaczęła pływać i pobierać samodzielnie pokarm”. Agata pamięta również Brnę. Miała problemy neurologiczne. Nie udało się jej uratować.
Natalia dodaje: „Podświadomie na pewno w jakiś sposób przywiązujemy się do naszych pacjentów, ale wiemy, że są u nas po to, aby wrócić na wolność”.
A co z tymi, którzy mówią, że dzikim zwierzętom nie należy pomagać, bo to ingerencja w świat przyrody? „Uważamy, że każde zwierzę potrzebujące pomocy, powinno mieć do niej prawo” – odpowiadają. – „Ludzie pogorszyli stan środowiska. Zabrali przestrzeń zwierzętom. Ratując foki, spłacamy chociaż w pewnym stopniu nasz dług”.
Agata pracuje w Stacji Morskiej od 2011 roku. „Chciałam uczestniczyć w ratowaniu fok. Zdobyłam specjalizację techniczki weterynarii. Jestem przeszczęśliwa, że to zrobiłam".
Natalia do Stacji Morskiej trafiła po ukończeniu oceanografii na Uniwersytecie Gdańskim, którego częścią jest placówka terenowa w Helu. Jest z nią związana od czternastu lat. – „To był mój świadomy wybór, z którego bardzo się cieszę”.
Magdalena Szczepańska przyjechała z Katowic. Już wkrótce kończy się jej zmiana i wróci na Śląsk. „Polecam wszystkim ten wolontariat. To świetna lekcja życia. Kształcę się na technika weterynarii, więc przyjechałam tutaj, żeby poznać foki” – kontynuuje Magdalena. – „Myślę, że nie ma drugiego miejsca w Polsce, gdzie mogłabym się tego wszystkiego nauczyć”.
Aleksandra Leftwich dotarła na wolontariat z Krakowa. „Przyjechałam, bo strasznie kocham foki i nie zmieniło się to przez te dwa tygodnie, mimo że są to dwa tygodnie sprzątania kupy. Ale foki są bardzo grzeczne, słodkie i dobre. Kiedy czasem chodzę sobie nad morze między zmianami, to wyobrażam sobie, jak one wrócą tam z powrotem”.
Być może Magdalena i Aleksandra wrócą na wolontariat w ośrodku rehabilitacji fok. A może jak Dominika i Joanna, dołączą kiedyś do zespołu opiekującego się fokami. Rzucą wszystko i przyjadą pomagać tym zwierzętom przez cały rok.
Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych” i „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej”.
Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych” i „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej”.
Komentarze