0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plJakub Orzechowski / ...

Ale jak to, będzie o złych samorządach? Przecież to ostatni szaniec przed dyktatorskimi zakusami PiS, jedyna reforma, która nam się po 89. roku udała. Dbają, chronią, starają się. Powinniśmy się o nie troszczyć i wspomagać, a nie krytykować.

No cóż, będzie. Bo to jest właśnie problem w dyskusjach o Polsce lokalnej — zamiast opisywać rzeczywistość, nakładamy na nią sztancę sporu PiS-PO i sprawdzamy, co pasuje do naszych wyobrażeń. Opis zależy od tego, po której stronie sporu się sytuujemy. Dlatego nie zauważamy, że samorząd lokalny rządzi się swoimi prawami. Jedno z nich, obowiązujące od lat, brzmi: media albo nasze, albo żadne.

Na początku małe zastrzeżenie: nie ma jednej samorządności. Inna jest w wielkich miastach, gdzie liczba podległych jednostek i pracowników jest tak duża, że prezydent musi delegować uprawnienia. Inna w małej gminie bądź mieście, gdzie wójt, burmistrz czy prezydent decyduje o wszystkim osobiście, łącznie z zatrudnieniem każdego pracownika. W tej drugiej to wzajemny układ zależności polityczno-towarzyskich decyduje o celach i sposobie działania samorządu, a nie kompetencje czy profesjonalne strategie. Największym zagrożeniem dla trwania tej sieci powiązań są niezależne media, które go opisują.

Jak sobie z nimi poradzić?

Po pierwsze - swoi ludzie

Przeprowadźmy proste ćwiczenie. Wyobraź sobie, drogi Czytelniku, że właśnie wygrałeś wybory i zostałeś po raz pierwszy wójtem/burmistrzem/prezydentem. Twoje pierwsze kroki to wymiana ludzi na swoich: sekretarza urzędu, skarbnika, naczelników wydziałów, prezesów spółek, rad nadzorczych.

Jeśli się szybko da — szefów jednostek.

I wyobraź sobie, że masz u siebie niezależne medium, silne, z tradycjami. Takie jak choćby "Tygodnik Podhalański", "Nowa Gazeta Trzebnicka", "Tygodnik Zamojski". Ono patrzy ci na ręce. Opisuje karuzelę stanowisk, oddaje głos nie tylko tobie, ale i opozycji, komentuje. Twój wizerunek cierpi. Coś z tym musisz zrobić.

Przeczytaj także:

Po drugie - dużo ogłoszeń dla grzecznych

Najpierw sięgasz po metodę najprostszą: zasypujesz ogłoszeniami. Pojawiają się pieniądze, wydawca je widzi, dziennikarze też. To hamuje. Tekstów patrzących ci na ręce coraz mniej, medium przesuwa się na pozycje „informacyjne” (tak zwykle brzmi wewnętrzne uzasadnienie rezygnacji z funkcji kontrolnych: media są od informowania, nie zaglądania pod kołdrę).

Gdy w 2018 roku "Gazeta Radomszczańska" opublikowała głośny tekst „Tajemnice kampanii prezydenta Ferenca” o kulisach prowadzenia kampanii wyborczej zwycięskiego kandydata na prezydenta, od następnego numeru ogłoszenia urzędu miasta wymiotło. Nie wróciły do tej pory. Podobnie stało się z reklamami miejskiej spółki PGK. Ta też była jednym z bohaterów tekstu. Jako że "Gazeta Radomszczańska" publikuje dwa, trzy teksty śledcze w roku a ich efektem często są śledztwa prokuratorskie i wyroki, na ich powrót nie ma co liczyć. Wypełnianie funkcji kontrolnych kosztuje.

Po trzecie - dogadajmy się, albo was podkupimy

Ale nie na wszystkich ten bicz działa. Wtedy sięgasz po metodę drugą: dogadanie się. Możesz wysłać emisariusza, możesz spróbować sam. To już gra w otwarte karty. Wódeczka, kolacyjka, propozycja: wy mi odpuścicie, miesięcznie dostaniecie tyle a tyle reklam. Z urzędu, spółek, jednostek. Wchodzicie?

Jeśli nie, masz pod ręką trzecią metodę: podkupujesz gazecie ludzi.

Masz pieniądze (publiczne, ale ty nimi dysponujesz), atrakcyjne posady. Praca dziennikarza nie jest wyśmienicie wynagradzana, więc masz argument. Tworzysz specjalny dział (na mieście będą go złośliwie nazywać „dział nasłuchu i propagandy”), ściągasz dziennikarzy i próbujesz zbudować przeciwwagę informacyjną.

Drogę z gazety do urzędu przeszedł niejeden dziennikarz.

Co więcej, zdarza się, że wędruje na szczyt. W Zamościu prezydentem jest Andrzej Wnuk, były dziennikarz "Tygodnika Zamojskiego" i "Kroniki Tygodnia". Co zresztą nie przeszkadza mu ciągać "Tygodnika" po sądach, bo opisał działalność miejskiej spółki. Tam poszło na ostro, gdy w 2019 roku sąd nałożył na "Tygodnik" zakaz publikacji. Wtedy kilkadziesiąt lokalnych tytułów w solidarnościowej akcji opublikowało te teksty na swoich stronach internetowych. To był protest przeciw cenzurze prewencyjnej. Zadziałało. Dzień po akcji sąd drugiej instancji zakaz cofnął.

Na zdjęciu u góry — dziennikarka "Tygodnika Zamojskiego" Jadwiga Hereta, która w serii artykułów ujawniła nieprawidłowości w Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej oraz układ między prezesem tej spółki Jarosławem Maluhą i prezydentem Zamościa Andrzejem Wnukiem z PiS. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

Jeśli doszedłeś do trzeciego etapu, już wiesz, że łatwo nie będzie. Zostaje wojna.

Po czwarte - własne medium samorządu

Sięgasz po opcję atomową. Tworzysz medium samorządowe. Gazetę, portal, może telewizję lub radio. W ustawie o samorządzie masz zapisane obowiązki informacyjne wobec mieszkańców i pod to podciągasz ten koncept.

Gazeta może być darmowa albo płatna. Wydawcą może być biblioteka, dom kultury, miejska spółka. W stosunku do prywatnego wydawcy masz nieograniczone środki, bo nic tu się nie musi spinać finansowo.

Możesz wydrukować 20 tys. i dostarczyć do każdego domu w gminie. Za treści odpowiada twój zaufany człowiek, a te mają być jednoznaczne: w gminie jest świetnie, rozwijamy się, mieszkańcy są zadowoleni, władza się stara. Kto opowiada o problemach, robi to z powodów politycznych. Na zdjęciach jak najwięcej władzy, czyli ciebie. Wojna oznacza brak skrupułów, czyli propagandę. Twoi „dziennikarze” nie dzielą włosa na czworo, nie pytają drugiej strony. Jeśli masz głośną opozycję, to w nią biją i oczerniają. Twoi ludzie tworzę fejkowe konta i komentują. Mają fantazję, ruskie trolle mogą się od nich uczyć. Po nazwisku, po pieniądzach, po dzieciach i rodzinie. Ważne, żeby obrzydzić i zdyskredytować.

Nie ma strachu, nie jesteś sam.

Nikt cię nie skrytykuje

Media samorządowe nie mają barw politycznych. Robią to wszyscy: i ci z lewej, i z prawej, i z lokalnych stowarzyszeń. Nawet tacy, którzy głośno gardłują o strasznej propagandzie TVP. Choćby taka Łódź: rządzona przez Platformę, a od 2021 wydaje miejski dziennik. Trzy razy w tygodniu 16 stron, rozdawany za darmo. Od pierwszej do ostatniej strony lukier. Czy Nowa Sól, gdzie przez lata rządził hardliberalny Wadim Tyszkiewicz. Tam od lat ukazuje się samorządowy tygodnik Krąg. 3,30 zł, płatne ogłoszenia, a jakże. Gazetą rządzą ludzie władzy, bo niby kto?

Samorządowcy nie muszą się martwić krytyką z zewnątrz. Tego zagrożenia nie zauważają i nie rozumieją media ogólnopolskie. W grudniu 2020 roku "Dziennik Gazeta Prawna" ogłosił i rozstrzygnął konkurs „Medialne Perły Samorządu”. Jakie były kryteria — nasycenie propagandy na centymetr kwadratowy czy może liczba zdjęć burmistrza w wydaniu — nie wiadomo.

Na absurdalność tego rankingu zwróciło uwagę Stowarzyszenie Gazet Lokalnych, zrzeszające wydawców niezależnych mediów. „Organizując tego typu Plebiscyt przyczyniacie się do niszczenia wolnej, lokalnej prasy” - napisała Rada Wydawców SGL do naczelnego DGP. Protest poskutkował, bo „Medialnych Pereł Samorządu” DGP już nie przyznaje.

Kluczem - rynek reklamowy i SLAPPy

Żeby podkopać pozycję niezależnego medium, wchodzisz na rynek reklamowy. Stosujesz dumpingowe ceny, twoi ludzie wysyłają jednoznaczne sygnały przedsiębiorcom, że tam lepiej się nie ogłaszać, bo ty źle na to patrzysz.

Niezależni może przez ciebie nie padną, ale na pewno będzie im trudniej. Zwłaszcza, gdy sięgniesz po opcję piątą: procesy.

Pozwy nie temu mają służyć, by wygrać, ale by redakcja wykosztowała się na prawników. To już ma nawet swoją nazwę: SLAPP, czyli strategiczne pozwy przeciwko udziałowi społecznemu. Im dłużej trwają postępowania, tym lepiej. Żądasz 50, 100 tys. odszkodowania, co wywołuje efekt mrożący i spokojnie czekasz. Ty za obsługę prawną nie płacisz, tylko urząd bądź miejska spółka. Kilka pozwów i mało który wydawca jest na tyle twardy, by nie odpuścić.

W Sejmie od lat nie ma chęci, by ustawowo ograniczyć wydawanie mediów samorządowych. Przeciwko temu procederowi wypowiadał się Rzecznik Prawo Obywatelskich i Helsińska Fundacja Prawa Człowieka. Według raportu „Komu służy lokalna prasa finansowana z budżetów samorządów?” Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska z 2021 roku, na zapytane 463 samorządy, 431 potwierdziło, że wydaje media samorządowe.

Watchdog Polska podsumowuje tę sytuację tak: „Gazety i inne media prowadzone przez samorządy demolują polską demokrację (…) Skoro wójt/burmistrz/prezydent może mieć swoją gazetę, która często jest jego tubą propagandową, to dlaczego mielibyśmy zabronić tego koalicji rządzącej państwem?”.

Niezależni wydawcy, skupieni w działającym od ponad 30 lat SGL, przez lata szukali sprzymierzeńców, by zmienić w tej materii prawo. Bez powodzenia. Zostaje nacisk społeczny. Czym większa będzie świadomość mieszkańców, że samorządowcy za publiczne pieniądze tłoczą im do głowy propagandę, tym większa szansa na zmiany.

Gdy w 2005 roku burmistrzowi Zakopanego nie spodobały się teksty Tygodnika Podhalańskiego, władza rozwiesiła w mieście banery z hasłem „Tygodnik Podhalański kłamie”. Dziś nie musiałaby wieszać banerów, uruchomiłaby za publiczne pieniądze własną gazetą.

Kto jej zabroni?

;
Andrzej Andrysiak

- od 2015 roku wydawca lokalnego tygodnika „Gazeta Radomszczańska”, ukazującego się na terenie powiatu radomszczańskiego. Wcześniej sekretarz redakcji i redaktor naczelny tygodnika Kulisy; sekretarz redakcji, z- ca redaktora naczelnego oraz redaktor naczelny Życia Warszawy; sekretarz redakcji, z-ca redaktor naczelnej Dziennika Gazety Prawnej oraz wydawca Magazynu DGP. W ostatnich czterech latach dziesięciokrotnie nominowany i pięciokrotnie nagradzany w konkursie SGL Local Press, dwukrotnie nominowany do Grand Press w kategorii publicystyka. W 2020 roku członek jury Grand Press. W 2011 roku wydał powieść „Zasada nieoznaczoności”.

Komentarze