Wzrost skrajnej prawicy wyprowadza społeczność LGBTQ na ulice wschodnioniemieckich prowincji, często po raz pierwszy. Nie bez starć.
Kiedy pięć lat temu zaczęłośmy współorganizować pierwszy transgraniczny Marsz Równości Słubice-Frankfurt Pride, obawiałośmy się ataków polskiej prawicy i katolickich fundamentalistów w Słubicach. W 2024 roku musiałośmy przygotować się na spotkanie z brutalnymi niemieckimi prawicowcami we Frankfurcie.
Na pierwszy rzut oka taki polsko-niemiecki marsz równości wydaje się niesymetryczny. Gromadzimy się w Słubicach, przestrzeni, w której osoby queer nie mają żadnych praw. Następnie przechodzimy przez most na Odrze do Niemiec, gdzie osoby LGBTQ z całego świata szukają schronienia. Gdzie pary tej samej płci biorą ślub w ratuszu we Frankfurcie; gdzie prawo reguluje proces uzgadniania płci. Mimo to osoby queer są ledwo widoczne w mieście liczącym blisko 60 000 mieszkańców, a my chciałośmy to zmienić.
Dziennikarze zapytali nasz zespół organizacyjny składający się z polskich i niemieckich aktywistów: „Jak łączycie wasze interesy? Przecież macie zupełnie odmienne problemy”.
Rzeczywiście, pierwszy marsz w 2020 roku miał na celu okazanie solidarności przez stronę niemiecką osobom queer z Polski. Napędzany był tak zwanymi „strefami wolnymi od LGBT” i wypowiedzią Andrzeja Dudy, że „LGBT, to nie ludzie, to ideologia!”.
Ale już w następnym roku proporcje się zmieniły i to osoby z Polski stanowiły większość w zespole. Wkrótce założyły stowarzyszenie o nazwie „Queer nad Odrą”. Niemniej jednak, podczas tych pierwszych marszów, największe napięcie towarzyszyło tej części marszu, która odbywała się w Słubicach.
Jechał za nami homofobus Fundacji „Pro prawo do życia”. Przed mostem czekali na nas katolicy z megafonem odmawiający różaniec. Ale byli też i ludzie entuzjastycznie machający do nas z balkonów. W czasie przejścia przez Słubice w stronę idących poleciała też sylwestrowa petarda. Ale polska policja nas chroniła.
Gdy dotarłośmy do Frankfurtu, przywitał nas tamtejszy burmistrz (jego słubicki odpowiednik odrzucił nasze zaproszenie). Przekazałośmy mu listę postulatów dla dwumiasta, chciałośmy, aby kwestie osób queer zostały uwzględnione przez Frankfurt i Słubice w ich wspólnym planie działania do 2030 roku. Odniosłośmy mały sukces: osoby z zespołu Pride zaproszono do udziału w polsko-niemieckim forum edukacyjnym obu miast w 2021 roku, gdzie poprowadziły warsztaty dla nauczycieli ze Słubic i Frankfurtu na temat potrzeb młodzieży queer.
Za mostem miasto należało do nas. Organizacja marszu w przeciwnym kierunku nie wchodziła w grę. „We Frankfurcie możemy się rozluźnić po tym całym napięciu w Polsce” – powiedziała jedna z osób koordynujących paradę ze Słubic.
Cóż, w ciągu ostatnich dwóch lat i po niemieckiej stronie zdarzały się nieprzyjemne sytuacje. Czasami poleciało kilka jajek, czasami przekleństwo z pobocza drogi, a kiedyś faceci w nazistowskich koszulkach kręcili się wokół naszego festiwalu po paradzie, ale zostali wydaleni z terenu. Były to raczej drobiazgi.
Ale w tym roku sytuacja całkowicie się odwróciła. W Polsce władzy nie sprawuje już PiS, ale rząd, który doszedł do władzy także dzięki ruchowi LGBTQ. Dzięki temu nerwowość na ulicach się zmniejszyła.
Napięcie zapanowało teraz wokół frankfurckiej części marszu. Jak zawsze, miał się on odbyć we wrześniu, pod koniec sezonu Pride – ale także na tydzień przed wyborami do Landtagu w Brandenburgii. Istniała obawa, że może na nim stać się to, co w Budziszynie.
W tym liczącym 38 000 mieszkańców mieście w Saksonii, 10 sierpnia podczas obchodów CSD (Christopher Street Day – tak nazywają się marsze równości w Niemczech) tysiąc osób queer i osób sojuszniczych zderzyło się z 700 agresywnymi i bardzo młodymi prawicowymi ekstremistami, którzy przyjechali tutaj nie tylko z Saksonii, ale i całych Niemiec.
Z pobocza drogi, z pięściami uniesionymi w powietrze przeciwko przechodzącej demonstracji LGBTQ, śpiewali nowy hymn niemieckiej prawicy: „Niemcy dla Niemców, obcokrajowcy precz!” do melodii piosenki Gigiego D'Agostino „L'amour toujours”.
Dwustu funkcjonariuszy policji zapobiegło bezpośrednim starciom, ale ze względów bezpieczeństwa zespół organizujący marsz równości w Budziszynie musiał odwołać after-party.
Był to jeden z ważniejszych momentów super roku wyborczego 2024: w trzech wschodnich krajach związkowych Niemiec miały odbyć się wybory. Już w majowych wyborach europejskich prawicowi populiści z AfD z 16-procentowym poparciem stali się drugą najsilniejszą partią w Niemczech.
We wschodnich krajach związkowych partia ta otrzymała dwa razy więcej głosów. Tutejsi politycy AfD wykazują szczególny ekstremizm, a niektórzy z nich są ściśle powiązani z neonazistami. Partia jest monitorowana przez Urząd Ochrony Konstytucji.
Jednocześnie AfD jest obecna na wschodnioniemieckiej wsi, w przeciwieństwie do innych ugrupowań. Organizuje wiejskie festyny z piwem i kiełbaskami, bratając się z uczestnikami ulicznych demonstracji. Na przykład z rolnikami, z osobami biorącymi udział w powszechnych we wschodnich Niemczech „poniedziałkowych demonstracjach” przeciwko „dyktaturze koronawirusa”, w demonstracjach na rzecz „pokoju z Rosją” i przeciwko pomocy zbrojnej dla Ukrainy.
W każdym razie można było się spodziewać, że AfD wygra wybory, a wielu queerowych aktywistów chciało temu przeciwdziałać – organizując coś w rodzaju „Lata Super Pride” na końcu świata, gdzie prawica jest najsilniejsza.
Brutalne marsze neonazistów są dobrze znane w Niemczech Wschodnich, a wiele z nich miało miejsce w latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. Lewicowe i antyfaszystowskie sojusze próbowały je zablokować. Teraz jednak to osoby queer zajęły przestrzeń i sprowokowały prawicowców do reakcji.
Nie jest to wolne od ryzyka, ale o wiele bardziej podnoszące na duchu niż blokady nazioli. Weterani ruchu antyfaszystowskiego chętnie przyłączyli się do marszów osób LGBTQ.
Fundacja Amadeo Antonio naliczyła w 2024 roku rekordową liczbę 56 wieców CSD w pięciu wschodnich krajach związkowych Niemiec (nie licząc Berlina) – większość z nich w małych i średnich miastach: Weißwasser, Riesa, Plauen, Stollberg, Oranienburg, Neustrelitz, Freiberg, Angermünde, Köthen, Zwickau, Döbeln, Radebeul – by wymienić tylko część z nich. Wiele z nich odbyło się po raz pierwszy lub drugi. W Görlitz-Zgorzelcu transgraniczny marsz równości odbył się po raz drugi. Nie ograniczały się one tylko do wschodu Niemiec, ponieważ i AfD nie jest popularna tylko na wschodzie – w sumie, w całym kraju, było ich ponad 200.
Nie były one zaplanowane centralnie, był to raczej efekt motyla, rozprzestrzeniający się w coraz większej liczbie miejsc, który zachęcał osoby LGBTQ oraz osoby sojusznicze do działania: lewicujących młodych ludzi, studentów, stowarzyszenia prowadzące kampanie przeciwko prawicowemu ekstremizmowi, samorządowców. W ten sposób wspierają się nawzajem w różnych miastach. Niektórzy już wcześniej organizowali demonstracje na rzecz ochrony klimatu lub przeciwko prawicowemu ekstremizmowi.
Nasz słubicko-frankfurcki Pride przyciąga również znaczną liczbę uczestników z pobliskiego Berlina oraz polskich inicjatyw działających na rzecz marszy równości. Niemiecka Federacja Lesbijek i Gejów (LSVD), największa organizacja queer w Niemczech, również wezwała do udziału w CSD w małych miastach. W wschodnioniemieckich miasteczkach potrzeba odwagi, by żyjąc tam na co dzień wymachiwać tęczową flagą lub tą w kolorach osób trans – każda osoba podejmująca takie działania jest istotna.
Nowy ruch osób queer wywołał rekordową liczbę kontrdemonstracji i ataków na osoby queer ze strony prawicy – spontanicznych prób zastraszania, kampanii nienawiści w internecie, niebezpiecznych sytuacji na dworcach kolejowych.
W Eisenhüttenstadt, niedaleko Frankfurtu nad Odrą, uczniowie po raz pierwszy zorganizowali marsz równości, w którym wzięło udział 50 osób. Ich rówieśnicy rzucali w nie kamieniami (ale nie trafiali).
Dwie małe prawicowe partie ekstremistyczne, w tym „Wolna Saksonia” zorganizowały kontrmanifestacje przeciwko wspomnianemu wcześniej marszowi równości w Budziszynie. Ich motto brzmiało: „Przeciw propagandzie gender i pomieszaniu tożsamości”. Jonas Löschau, jedna z osób organizujących CSD, powiedział w rozmowie z taz, że w czasie przygotowań, w nocy, przyszli do niego ludzie związani ze skrajną prawicą i oznajmili: „Pomagasz organizować marsz CSD, będziemy tam i dopilnujemy, żeby był ostatnim”.
„Budziszyn był punktem zwrotnym”, stwierdza Fundacja Amadeo Antonio na swoim portalu »Belltower News«. Po pierwsze ze względu na relacje medialne. To nie postulaty inicjatywy związanej z CSD poszły w świat, ale obrazy skandujących prawicowców. Po drugie, od czasu wydarzeń w Budziszynie empirycznie dowiedziono, że wzrosła liczba prawicowych kontrdemonstracji przeciwko marszom równości na terenie całego kraju. Na przykład 17 sierpnia 2024 r. na dworcu głównym w Lipsku policja aresztowała prawie 400 prawicowych ekstremistów, w tym wielu nieletnich, i uniemożliwiła im zorganizowanie planowanej kontrmanifestacji pod hasłem „Biały, normalny, heteroseksualny”.
Później doszło do kolejnych demonstracji prawicowych ekstremistów przeciwko marszom równości – „Belltower News” wymienia 20 miejsc, w niektórych uczestniczyło po kilkaset osób. Drugi Pride w dwumieście Görlitz-Zgorzelec, w którym wzięło udział około 700 osób, musiał stawić czoła 400 osobom o prawicowych poglądach.
To nie AfD wzywa do takich działań, ale jej sukcesy wyborcze „wywołują uczucie euforii: »Teraz nasza kolej«”, mówi politolog Gideon Botsch w czasopismie „Fluter”, wyjaśniając, dlaczego wrogość wobec osób queer jest tak podatna na eskalację, zwłaszcza we wschodnich Niemczech. „Partie te skierowane są do młodych ludzi i trafiają w czuły punkt mężczyzn, niepewnych swojej męskości”. Ataki nie skończyły się wraz z końcem sezonu marszy równości. W listopadzie doszło do podpalenia baru queer w Rostocku. Nikt nie został ranny, ale bar został zniszczony.
Zanim wrogość wobec osób queer opanowała ulice, prawicowi ekstremiści zainicjowali w 2023 r. „Miesiąc dumy” [Stolzmonat], kampanię w mediach społecznościowych przeciwko Miesiącowi dumy osób LGBTQ. Symbolizuje go stylizowana na tęczową flaga w czarno-czerwono-złotej kolorystyce (przypominającej kolory flagi Niemiec). Idąca za tym treść: duma z ojczyzny i pogarda wobec osób LGBTQ. Symbol ten był wykorzystywany przez polityków AfD oraz oficjalne konta partyjne, zwłaszcza podczas Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej. „Miesiąc dumy” jest modelem alternatywnym dla „Pride EM” i niemieckiej „tęczowej drużyny”, która „już dawno przestała być drużyną narodową”, jak skomentował na TikToku wschodnioniemiecki europoseł AfD Maximilian Krah.
Podczas letniego festynu rodzinnego AfD na rynku we Frankfurcie nad Odrą, czołowy kandydat AfD w regionie Hans-Christoph Berndt wzywał: „Jeśli AfD dojdzie do władzy, pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to upewnić się, że tęczowe flagi nie będą już wywieszane przed ratuszami i innymi instytucjami państwowymi.
Ale program AfD, na której czele stoi lesbijka, Alice Weidel, idzie jeszcze dalej: osoby queer i ich rodziny nie powinny być już tematem rozmów w szkołach i przedszkolach. W 2016 r. AfD opublikowała swoje pierwsze stanowisko w tej sprawie – „Magdeburską deklarację przeciwko wczesnej seksualizacji”. „Wczesna seksualizacja” jest ich okrzykiem bojowym. Dzieci w szkołach powinny się uczyć, że »głównym celem w życiu« jest „nie zaspokajanie popędów, lecz stabilna rodzina” oparta na heteroseksualnym małżeństwie.
Sprzeciwiają się „specjalnym przywilejom dla mniejszości seksualnych”. AfD odrzuca prawo par jednopłciowych do adopcji. W praktyce oznacza to, że osoby LGBTQ powinny wrócić „do szafy” i pielęgnować kompleks niższości.
Tymczasem koalicja sygnalizacji świetlnej, która już zdążyła się rozpaść, poprawiła prawa osób interpłciowych, transpłciowych i niebinarnych w Niemczech. Od 1 listopada (2024 r.) obowiązuje ustawa o samostanowieniu. Pozwala ona na korektę płci i zmianę imienia w urzędzie bez konieczności przedstawiania ekspertyz od lekarzy i psychologów, jak to było dotychczas.
AfD oczywiście odrzuciła tę ustawę. Partia ta może teraz stać się drugą siłą w przedterminowych wyborach federalnych w lutym 2025 r., ale ma niewielkie szanse na rządzenie. Na szczeblu federalnym nikt nie chce z nią współpracować. Gdyby Niemcy Wschodnie były oddzielnym państwem, nie byłoby to aż tak nieprawdopodobne. Tutaj coraz trudniej jest tworzyć sojusze bez AfD. Pojawiają się one już na szczeblu gminnym.
Na przykład w październiku w Neubrandenburgu w Meklemburgii-Pomorzu Przednim usunięto tęczową flagę: rada miasta zakazała jej wywieszania przed dworcem kolejowym – głosami AfD i Sojuszu Sahry Wagenknecht (BSW). W rezultacie burmistrz miasta, który nawiasem mówiąc żyje w związku homoseksualnym, podał się do dymisji. W listopadzie rada miasta zniosła ten zakaz po tym, jak wywołał on lokalne demonstracje i trafił na pierwsze strony gazet w całym kraju.
Piąta edycja Słubice-Frankfurt Pride w naszym dwumieście przebiegła spokojnie, choć nie hucznie. Nie pojawili się żadni prawicowi ekstremiści, zmobilizowali się bowiem, żeby tego samego dnia pojawić się na marszu CSD w Wismarze nad Morzem Bałtyckim.
Zamiast tego, na kilka dni przed marszem we Frankfurcie nad Odrą, zatrzymano 15-latka pod zarzutem islamskiego terroryzmu, ponieważ według policji planował „atak na wydarzenie związane z osobami homoseksualnymi”. Podejrzany uczeń pochodzi z Syrii i uczęszczał do frankfurckiego gimnazjum o profilu polsko-niemieckim, do którego chodzi również wielu uczniów z Polski.
Wiadomość ta była szokiem dla osób organizujących Pride oraz osób sojuszniczych: Musimy uważać także na islamistów. Dla nich życie jako osoba queer jest grzechem śmiertelnym. A sami stanowią grupę, przeciwko której AfD nieustannie agituje. Ale prawica nas też z pewnością nie ochroni przed islamistami.
Wzrost skrajnej prawicy w ostatnich latach pobudził ruch queer we wschodnich Niemczech Wschodnich – dynamika przypomina tę w Polsce po 2015 roku przeciwko PiS.
Różnica polega na tym, że osoby LGBTQ w Niemczech muszą bronić swoich praw, a nie na nowo o nie walczyć. Niemniej jednak, pewność siebie osób queer z Niemiec Wschodnich, poza wielkimi miastami, pozostaje krucha.
Tłum. z niemieckiego Anna Halbersztat
Komentarze