"Zboże techniczne" wjeżdżało do Polski i było mieszane z tym przeznaczonym do celów spożywczych — wskazują śledczy. Ale co to właściwie jest "zboże techniczne"? Ten termin pojawił się w użyciu nagle — i zrobił błyskawiczną karierę.
Rządzący od tygodni próbują uspokoić rolników, jednak atmosfera wokół zbożowego kryzysu jest coraz gęstsza. Nie pomogły przeprosiny ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka, zmiana na jego stanowisku i zapowiedzi nowego szefa resortu Roberta Telusa o staraniach o powrót cła na ukraiński import. To właśnie transporty zboża zza wschodniej granicy psują polski rynek i obniżają ceny do poziomów, które dla polskich rolników okazują się nieakceptowalne — tak twierdzą właściciele gospodarstw. Poza tym do Polski mogło wjechać "zboże techniczne", które nie spełniało podstawowych norm przemysłu spożywczego, mimo to miało do niego trafić — grzmią parlamentarzyści, rolnicy i eksperci rynku.
Obecność "zboża technicznego" w polskich młynach potwierdziła między innymi zamojska prokuratura. O tym, że surowiec przeznaczony na przykład do produkcji biopaliw czy spalenia w ciepłowniach trafił do przerobu na żywność i paszę mówi się przynajmniej od stycznia. Sprawę poruszył wtedy wojewoda lubelski Lech Sprawka. Według niego chodziło o 66 ton niesprawdzonego pod kątem jakości ukraińskiego zboża.
Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych z Lublina wykrył obecność tego towaru u trzech importerów i dwóch odbiorców końcowych zboża. W jednym przypadku "pszenica techniczna" była zmieszana z tą o przeznaczeniu spożywczym i w końcu trafiła do młynów lub produkcji pasz.
Sprawa przycichła, po kilku miesiącach powróciła jednak na nagłówki. Stało się to między innymi za sprawą wypowiedzi Moniki Piątkowskiej, prezeski Izby Zbożowo-Paszowej. W wywiadzie dla portalu Money.pl Piątkowska zwróciła uwagę na to, że kategoria "zboża technicznego" w polskiej klasyfikacji rolniczej faktycznie nie istnieje. "Za naszą granicą, po stronie ukraińskiej przez wiele tygodni oczekiwały wagony ze zbożem. Było to 600-800 wagonów dzień w dzień, stały po kilka tygodni. To żywy towar. Tam różne rzeczy działy się z tym zbożem. W sektorze mówiliśmy, że to zboże prędzej przyjdzie na piechotę do nas – wyjdzie z tych wagonów i przejdzie do nas. Przecież tam rozwijały się robaki, bakterie i grzyby. W którymś momencie pojawiła się na rynku informacja o zbożu technicznym. Nie ma takiej klasyfikacji jak zboże techniczne" - mówiła Piątkowska.
O zanieczyszczonym "robakami" chlebie później z sejmowej mównicy mówiła Magdalena Sroka z Porozumienia. Na temat "zboża technicznego" wypowiadał się również poseł PSL Miłosz Motyka. Rzecznik ugrupowania stwierdził, że do niedawna nie spotkał się z takim pojęciem, które zostało wprowadzone jako "furtka, by ktoś mógł się dorobić".
W oficjalnym obiegu w Polsce termin "zboża technicznego" najwyraźniej pojawił się zaledwie kilka miesięcy temu. Specjalistyczne publikacje nie wymieniają takiej kategorii. Pszenicę o gorszych parametrach jakościowych oznacza się literą C, oznaczającą zboże "paszowe oraz inne pszenice niezakwalifikowane do pozostałych grup".
O zbożach "technicznych" nie mówi również obszerna "Lista opisowa odmian roślin rolniczych" z zeszłego roku. Na 170 stronach dokumentu nie ma ani słowa o takiej kategorii. Spis znów wymienia jedynie grupę C - pszenicy "pastewnej lub innej". Jeszcze w styczniu ministerstwo rolnictwa informowało, że do Polski nie trafia zboże techniczne, a „ziarno pszenicy przeznaczone na cele paszowe”.
Wielogodzinne poszukiwania w sieci wskazują, że w branżowych portalach termin "zboża technicznego" przed 2022 rokiem nie pojawia się ani razu. Pierwsze wzmianki widać dopiero w listopadzie 2022 roku. Do szerszego użycia termin ten wszedł po 6 grudnia zeszłego roku. We wniosku do ministra rolnictwa jego znaczenie wyjaśniał Tadeusz Szymańczak, rolnik i były poseł, domagający się wzmożonej kontroli na granicach. Z jego wyjaśnień wynika, że w branżowym żargonie rzeczywiście mówi się o "zbożu technicznym":
"Zboże techniczne to zboże, które może być wykorzystane do brykietu, do spalania w piecach" - mówił Szymańczak. Pokrywa się to z definicją cytowaną za Ministerstwem Finansów przez "Rzeczpospolitą". Według resortu pojęcie zboża technicznego funkcjonuje w unijnym obiegu, a surowiec taki może być wykorzystywany "do produkcji np. spirytusu technicznego lub jako biokomponenty do biopaliw".
Szymańczak twierdzi, że nie miałby z tym problemu, jednak importowane transporty były używane niezgodnie z przeznaczeniem:
"Wobec zboża paszowego, a już w szczególności konsumpcyjnego, są specjalne rygory transportu i przechowywania. Niektóre firmy mogą sprowadzać przez granice zboże techniczne i olej słonecznikowy techniczny bez żadnych dokumentów. Taki olej techniczny i np. kukurydza są następnie wykorzystywane, jako pasza dla zwierząt, a możliwe, że także, jako produkt do spożycia w postaci mąki. Aż trudno uwierzyć w takie doniesienia."
Czy "zboże techniczne" może być więc niebezpieczne dla zdrowia? Tak, ale wcale nie przez robaki, o których mówili posłowie - mówi OKO.press Wiesław Gryn, rolnik z Lubelszczyzny.
"Robaki, które mogłyby rozwinąć się w stojącym na granicy zbożu, to najmniejszy problem. W końcu organizm ludzki sobie z nimi radzi, strawi je. Zagrożeniem są mykotoksyny. W zbożu, które stało tygodniami przed granicą w chłodzie i wilgoci, mógł rozwinąć się niebezpieczny dla ludzkiego organizmu grzyb. Tego nikt nie sprawdził. Dlaczego? Bo cena czyni cuda" - mówi nam Gryn.
Już wiosną zeszłego roku można było przewidzieć zbożowy kryzys — twierdzą w swoim oświadczeniu członkowie Izby Zbożowo-Paszowej.
"Już w maju 2022 r., podczas branżowego wydarzenia Polish Grain Day, które otwierał ówczesny minister rolnictwa i rozwoju wsi Henryk Kowalczyk eksperci i przedstawiciele firm zrzeszonych w Izbie alarmowali, że po stronie ukraińskiej w wagonach i silosach czekają ogromne ilości zboża gotowego do wywozu. Na odprawę czekało aż 16,7 tys. wagonów. Co piąty wagon to był wagon ze zbożem. Czekały też wagony z olejem roślinnym (ok. 450) i ze śrutami (ok. 700). Gdyby je ustawić jeden po drugim to oznaczałoby kolejkę aż na 240 km."
Już wtedy wiadomo było, że nie poradzimy sobie z operacją wysyłki zboża z Ukrainy w świat przez polskie porty. Taka była intencja rządzących, którzy chcieli pomóc w dotarciu ukraińskiego towaru do importerów — między innymi w Afryce.
„Rząd kompletnie nie przygotował się do tej operacji. Wiadomo było przecież, że mamy w Polsce inny rozstaw torów niż w Ukrainie, więc ziarno z wagonów ukraińskich na granicy trzeba wysypać i przeładować do naszych wagonów. Nie przygotowano dodatkowych powierzchni magazynowych, nie przygotowano bocznic. Transport kolejowy nie został udrożniony, wagony ze zbożem po drodze do portów spychane były na postoje” – mówiła OKO.press Monika Piątkowska, szefowa Izby. „Nie zdołaliśmy zapewnić sobie ani pomocy unijnej do tej operacji ani amerykańskiej, poza deklaracje nic nie wyszło”.
Polskie władze mimo to cały czas utrzymywały, że nasze porty są w stanie obsłużyć znaczną część z oczekujących za Bugiem transportów. Przełożyło się to na ogromną nadwyżkę zboża na polskim rynku. Według Izby chodzi o 10 mln ton z krajowej produkcji i nawet kilkanaście milionów ton z Ukrainy. Według rządowych danych z 2022 roku całkowite krajowe zapotrzebowanie wynosi ok. 20 mln ton, a zdolności eksportowe - 7 mln ton.
Zdaniem Wiesława Gryna w opanowaniu sytuacji pomóc może jedynie zdecydowany ruch polskiego rządu i decyzja o zablokowaniu ukraińskiego importu.
"My nie potrzebujemy tego towaru, przecież jesteśmy dużym eksporterem. Moglibyśmy zgodzić się jedynie na tranzyt zboża przez Polskę do portów krajów trzecich za pobraną kaucją, która byłaby oddawana przedsiębiorcom po tym, jak ono opuści nasz kraj. Inne państwa mogłyby puszczać ukraińskie zboże dalej przez swoje porty - to już nie będzie nasza sprawa" - mówi nam Gryn. Wprowadzenie takiej kaucji - w wysokości 1000 zł za tonę - proponowało w lipcu 2022 Polskie Stronnictwo Ludowe. Jego projekt trafił jednak do zamrażarki sejmowej.
Polski rząd, blokując ukraińskie transporty, nie byłby w Unii odosobniony. W czwartek (13.04) swój rynek na zboże ze wschodu zamknęła Słowacja. Tamtejsze służby twierdzą, że zawiera ono niebezpieczne ilości niedozwolonych w UE pestycydów. "Na podstawie niezadowalających wyników analizy 1500 ton pszenicy z Ukrainy, którą kontrola wykryła w młynie w Kolárovie, departament wprowadza zakaz przetwarzania i wprowadzania do łańcucha paszowego i żywnościowego" - informuje słowacki resort rolnictwa.
W Polsce nie zanosi się na razie na całkowity zakaz sprowadzania ukraińskiego zboża. Nasze władze mówią za to o walce o powrót do cła, o którym zdecydować może Komisja Europejska. Unijne władze wykluczają jednak taki scenariusz, zapowiadając jednak wsparcie dla polskich rolników - 29,5 mln euro z "rezerwy kryzysowej". Przywrócenie cła jest dobrym hasłem, ale niewiele zmieni - zauważa Karolina Szałaj na łamach "Tygodnika Poradnik Rolniczy".
"W praktyce przywrócenie ceł będzie bardzo trudne, bo Polska musiałaby udowodnić, że wwóz ukraińskich produktów rolnych powoduje zakłócenia na całym unijnym rynku, a nie tylko lokalnie. Poza tym cła przywozowe na większość towarów rolnych przywożonych z Ukrainy do UE zmniejszono do zera na mocy porozumienia UE-Ukraina w 2016 roku, więc ich przywrócenie nic nie da" - pisze Szałaj. Zerowym cłem obłożone były między innymi rzepak i kukurydza.
W praktyce nasz rząd może ubiegać się jedynie o powrót opłaty celnej na pszenicę, wynoszącej 95 euro za tonę. Jego przywrócenie nie jest jednak proste. "Opinię w sprawie ceł KE wydaje w terminie 4 miesięcy od złożenia wniosku, a samo postępowanie wyjaśniające KE w sprawie ponownego nałożenia ceł zawieszonych rozporządzeniem potrwa do 6 miesięcy. Zatem decyzja nie nastąpi szybko" – zauważał na łamach "Tygodnika Poradnik Rolniczy" dr Daniel Alain Korona, były prezes Elewarru, spółki zajmującej się magazynowaniem zboża.
Rząd ma nadzieję na porozumienie z Ukrainą. W ostatnich tygodniach mówiło się nawet o możliwości czasowego zatrzymania eksportu przez Kijów. W piątek (14.04) resort rolnictwa miał przedstawić warunki umowy. Okazało się, że potrzebne są kolejne rozmowy - poinformował minister Telus w wywiadzie z Polską Agencją Prasową. Zapowiedział też rozmowy z 13 największymi firmami sektora zbożowego.
W tym czasie swoje propozycje przygotowują też rolnicy. "Chcemy całkowitej blokady importu zboża z Ukrainy. My nie potrzebujemy tego towaru, przecież jesteśmy dużym eksporterem. Moglibyśmy zgodzić się jedynie na tranzyt zboża przez Polskę do portów krajów trzecich za pobraną kaucją, która byłaby oddawana przedsiębiorcom po tym, jak ono opuści nasz kraj. Inne państwa mogłyby puszczać ukraińskie zboże dalej przez swoje porty - to już nie będzie nasza sprawa" - mówi nam Wiesław Gryn.
Według niego Ukraina powinna zostać zobowiązana do wprowadzenia unijnych standardów uprawy i przechowywania zboża. Dopiero wtedy można mówić o powrocie importu zza naszej wschodniej granicy. "UE przez dekady starała się, by nasze rolnictwo było bezpieczne dla środowiska, a produkty bezpieczne dla konsumenta. Ukraina, podobnie jak było wcześniej z innymi państwami stowarzyszonymi z Unią, powinna mieć takie same wymogi" - argumentuje Gryn.
Jak zapewnia nasz rozmówca, bez szybkiego działania rząd naraża się na kolejne, coraz dotkliwsze protesty rolników zrzeszonych w regionalnych grupach inicjatywy Oszukana Wieś.
Zdaniem rolników rosnąca nadwyżka zboża może pociągnąć za sobą falę plajt na rynku spożywczym.
"Być może to zabrzmi górnolotnie, ale szczególnie w dobie zmieniającego się klimatu musimy zadbać o polskich rolników i swoje bezpieczeństwo żywnościowe" - podsumowuje Wiesław Gryn.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze