0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

"To przypomina mi sytuację katastrofy w Czarnobylu. Ukrywano to dokąd można było. Później się nie dało ukryć, bo Wisła zaczęła płynąć pianą" - napisał na Twitterze Marek Suski, minister Marek Suski, szef gabinetu politycznego premiera Morawieckiego. W ten sposób skomentował awaryjny zrzut ścieków do Wisły w związku z awarią kolektorów Oczyszczalni Ścieków "Czajka", do której doszło we wtorek 27 sierpnia 2019 w Warszawie.

To samo powiedział 29 sierpnia w rozmowie z Magdaleną Ogórek w TVP Info: "Ukrywano to dokąd można było. Później się nie dało ukryć, bo Wisła zaczęła płynąć pianą. To jest nieodpowiedzialność Platformy. Oni tak rządzili. Rządzą tak Warszawą. Rząd zadeklarował wszelką pomoc w dostawie wody dla obywateli, badanie wody, nawet zaoferowaliśmy wykonanie awaryjnego rurociągu, ale od miasta nie ma żadnego odzewu. To jest największa katastrofa – sposób zarządzania Warszawą przez Platformę”.

Prawda jest inna. Jeśli ktokolwiek chce tu coś ukryć, to raczej PiS próbuje zalać warszawskimi ściekami aferę PiS: magistrat niczego nie ukrywał, a porównanie z Czarnobylem jest kabaretowe, jeśli nie niestosowne.

Ukrywano prawdę jak w Czarnobylu? Bzdura

Przypomnijmy fakty. W znajdującym się na wysokości Mostu Północnego 11 metrów pod dnem Wisły tunelu doprowadzającym nieczystości lewobrzeżnej Warszawy do Oczyszczalni Ścieków "Czajka" zdarzyła się podwójna awaria. We wtorek 27 sierpnia 2019 doszło do nieszczelności jednej z rur. Przepływ przejęła więc druga rura.

Ale ona również się rozszczelniła - ok. 07:20 w środę. W takiej sytuacji trzeba było zrobić awaryjny zrzut ścieków do Wisły, tuż nad Mostem Północnym. Od tego momentu co sekundę do rzeki wpadają 3 metry sześcienne nieczystości. Nie wiadomo jeszcze, kiedy rury zostaną naprawione, daleko więc jeszcze do opanowania sytuacji.

Czy zatajono tę informację przed instytucjami i opinią publiczną? Nie.

Policja wiedziała o sprawie w środę 28 sierpnia jeszcze przed południem, a po godz. 14. prezydent Warszawy - po wcześniejszym spotkaniu sztabu kryzysowego o godz 12:30 - zorganizował konferencję prasową, podczas której poinformował o sytuacji.

"Owszem, pierwsza awaria rzeczywiście wydarzyła się o piątej rano we wtorek. Ale to była jeszcze tylko usterka. Poważną awarię wykryliśmy dopiero w środę rano i to ona wymusiła zamknięcie układu przesyłowego i awaryjny zrzut ścieków do Wisły" - wyjaśniał stołecznej "Wyborczej" jeden z urzędników zatrudniony w Miejskim Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji.

To przypomina mi sytuację w Czarnobylu. Ukrywano to dokąd można było. Później się nie dało ukryć, bo Wisłą zaczęła płynąć piana. [Pisownia oryginalna]
Fałsz. Awarii kolektorów ściekowych w Warszawie nie ukrywano, a porównanie do Czarnobyla jest całkowicie niestosowne.
Twitter,29 sierpnia 2019

A jak było podczas katastrofy reaktora jądrowego w Czarnobylu w 1986 roku?

Władze ZSRR ukrywały informację o wybuchu - nawet przed krajami satelitarnymi, jak PRL. Kilka dni potem, gdy pomiary promieniowania w innych europejskich krajach zaczęły wskazywać, że musiało dojść do jakiegoś wypadku - zaprzeczały.

Przeczytaj także:

Gdzie Czarnobyl, a gdzie Warszawa?

Obydwa wydarzenia - zrzut ścieków w Warszawie i eksplozja elektrowni w Czarnobylu - są absolutnie nieporównywalne jeśli chodzi o konsekwencje.

W Czarnobylu, w wyniku wybuchu reaktora, m.in.

  • zginęło 31 pracowników elektrowni i strażaków próbujących ugasić pożar;
  • co do liczby pozostałych późniejszych ofiar trwają spory - ok. 4 tys. mogły później umrzeć na choroby będące efektem napromieniowania, ale niektórzy kwestionują nawet tę wielkość;
  • wysiedlono miasto i okoliczne miejscowości, zostawiając teren odłogiem;
  • zabito nieokreśloną liczbę zwierząt domowych - w tym psów i bydła - które zostały w pobliżu miejsca katastrofy.

A w Warszawie, w wyniku zrzutu:

  • brak informacji o ofiarach śmiertelnych wśród ludzi;
  • nikogo nie wysiedlono;
  • nie zabito żadnych zwierząt domowych;
  • wydano ostrzeżenia, by nie kąpać się w Wiśle poniżej miejsca zrzutu i nie łowić tam ryb.

Ponieważ wciąż utrzymuje się niski poziom rzeki, to istnieje ryzyko, że zrzut ścieków doprowadzi do zjawiska przyduchy - obniżenia ilości tlenu w wodzie. Może to za sobą pociągnąć śnięcie ryb tam, gdzie ścieki wpadają do Wisły i w pobliżu. A także śmierć niektórych innych organizmów na krótkim odcinku rzeki.

Jednak, jak podkreślają różni eksperci, Wisła jest rzeką zdolną do samooczyszczenia i nawet tak duża ilość zanieczyszczeń, które do rzeki wpadają, nie będzie stanowiła dla niej problemu.

"Wisła na odcinku dotkniętym wyciekiem ma koryto uregulowane w niewielkim stopniu, zbliżone do naturalnego. Oznacza to, że na pewnej długości parametry fizykochemiczne ulegają samoczynnej poprawie, działają procesy mikrobiologicznego rozkładu, które wpływają na to, że ta jakość wody się polepsza. [...] Poziom zanieczyszczenia nie spadnie też w dalszych miejscach do zera, ale będzie się zmniejszał" - wyjaśniał w rozmowie z gazeta.pl dr Michał Wasilewicz z SGGW.

Można też przypomnieć Suskiemu, że jeszcze niedawno - w tym za warszawskiej prezydentury Lecha Kaczyńskiego - ścieki lewobrzeżnej Warszawy lały się do Wisły. I wtedy to nie była awaria, ale codzienność.

W programie ochrony środowiska z 2009 roku opublikowanym przez warszawski ratusz czytamy: “Ścieki z lewobrzeżnej części Warszawy odprowadzane są do dwóch kolektorów (Burakowskiego i Bielańskiego), a z nich do Wisły (na terenie dzielnicy Bielany). Są to ścieki nieoczyszczane (w sumie ok. 317 000 m³/dobę)”. Porównajmy:

W 2009 roku spływało do Wisły 317 tys. m³ na dobę, czyli 3,67 m³ na sekundę, czyli o 22 proc. więcej niż obecnie.

W 2003 roku spływało jeszcze więcej – ok. 350 tys. m³ na dobę, czyli 4,05 m³ – o 35 proc. więcej niż po obecnej awarii.

Modernizację "Czajki", dzięki której zaczęła ona oczyszczać również ścieki z lewego brzegu Warszawy, przeprowadzono w latach 2008-2012 za prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz.

W która stronę płynie Wisła?

Potężną merytoryczną "wtopę" zaliczył również Szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk. "Ta katastrofa dotyczy tylko mieszańców Warszawy, ale też innych miejscowości na południe od Warszawy" - powiedział w rozmowie z dziennikarzami.

Pozostaje nam tylko przypomnieć Dworczykowi, że Wisła płynie z południa na północ. W związku z tym woda zbiera zanieczyszczenia w kierunku Bałtyku, a nie odwrotnie. Co oznacza, że Polki i Polacy mieszkający na południe od Warszawy nie mają się czego obawiać.

Powodów do niepokoju nie mają również ci, którzy zamieszkują Warszawę powyżej Mostu Północnego, ponieważ ścieki są wypuszczane do rzeki poniżej niego.

Plan sytuacyjny przedstawia poniższa mapa:

Jaskrawą niekompetencją wykazał się również Joachim Brudziński, były szef MSWiA, dziś eurodeputowany PiS. "Warszawiacy, którzy byli wczoraj, kiedy fala kulminacyjna docierała do Mostu Poniatowskiego, mówią o brunatnej, niezwykle cuchnącej mazi, która się przelała" - powiedział. Potem tłumaczył się na Twitterze, że pomylił Most Poniatowskiego z Mostem Północnym, opatrując to uśmieszkiem.

Jednak polityk powinien zaśmiać się raczej z siebie, ponieważ ścieki nie mogły dopłynąć również do Mostu Północnego.

Bo, jak już napisaliśmy wcześniej, nurt rzeki biegnie w kierunku północnym, a zanieczyszczenia są uwalniane poniżej mostu, jak pokazuje załączona wyżej mapa.

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze