Poseł PiS Przemysław Czarnek fantazjował, że po obniżce PIT o jeden punkt procentowy wpływy z podatków „radykalnie” wzrosły. Dlaczego Czarnek nie ma racji, wyjaśnialiśmy dokładnie tutaj. Mimo tego w komentarzach pod tekstem znalazło się wiele głosów, że Czarnek może jednak mieć rację. Dlaczego? Bo tak dowodził amerykański ekonomista, Arthur Laffer.
Jedna z czytelniczek napisała:
„Czarnek prawdopodobnie oparł się na badaniach Laffera, który wykazał, że obniżka podatku zwiększa wpływy do budżetu i tu ma rację. Obniżka akcyzy spowodowała prawie podwójny wzrost dochodów budżetu ze sprzedaży alkoholu i papierosów. Nadmierny fiskalizm i kontrola fiskalna powoduje przechodzenie w szarą strefę. U nas obniżka podatku PIT nie przekłada się na zwiększenie dobrobytu ze względu na drastyczny wzrost cen”.
Czy rzeczywiście obniżka podatków daje automatycznie zwiększenie wpływów podatkowych? O co chodziło Lafferowi?
Na serwetce
Laffer urodził się w 1940 roku, a największy wpływ na politykę miał podczas rządów Ronalda Reagana, gdy pełnił funkcję ekonomicznego doradcy amerykańskiego prezydenta. Najbardziej znany jest jednak z teorii, którą nazwano od jego nazwiska krzywą Laffera. Podobno w 1974 roku narysował swój słynny wykres w jednej z waszyngtońskich restauracji na serwetce. Jego idea zrobiła duże wrażenie na Dicku Chenneyu i Donaldzie Rumsfeldzie – przyszłych czołowych politykach administracji George’a W. Busha.
Przykładowa krzywa Laffera. Na osi x stawka podatkowa, na osi y wpływy do budżetu. Źródło: Wikimedia Commons
Krzywa Laffera to teoretyczna koncepcja, która jest dosyć prosta: istnieje optymalna wysokość opodatkowania. Powyżej pewnej wartości podatnicy unikają płacenia daniny i wpływy spadają. Dlatego czasem warto obniżyć wysokość podatku, żeby zwiększyć wpływy do budżetu. Laffer przez lata promował pogląd, że obniżka podatków stymuluje wzrost i promuje przedsiębiorczość, przez co wpływy budżetowe muszą rosnąć. Oczywiście według tej teorii zerowy podatek to zerowe wpływy. Dlatego trzeba znaleźć odpowiednią wartość, która maksymalizuje wpływy. Natomiast Laffer i jego uczniowie zawsze stosowali tę teorię do przekonywania do obniżki podatków.
Wypowiedź Przemysława Czarnka musiała wychodzić z podobnej filozofii.
Proste recepty
Sama idea była w ekonomii obecna od XIX wieku, ale dopiero Laffer nadał jej znany nam dzisiaj kształt. Ta koncepcja zdobyła w kolejnych dekadach dużą popularność. Była częścią neoliberalnego zwrotu w USA w drugiej połowie lat 70. Wpasowywała się w myślenie, że podatki hamują rozwój, więc należy je obniżać. Dawała proste wytłumaczenie skomplikowanego problemu: skoro obniżenie podatków da większe wpływy, to nie ma potrzeby zastanawiać się, czy to pozytywnie wpłynie na politykę publiczną, czy nie. A przede wszystkim: ta koncepcja jest bardzo łatwa do zrozumienia. To jeden z istotnych warunków, aby idea stała się popularna.
Problem w tym, że krzywa przez lata była używana tylko jako argument za obniżaniem podatków. A na pewno nie jest uniwersalną zasadą, tym bardziej przy tak niskim poziomie opodatkowania pracy jak obecnie w Polsce.
Raje podatkowe
Nie jest to oczywiście koncepcja zupełnie absurdalna. Wiemy doskonale o istnieniu rajów podatkowych. Dotyczy to szczególnie najbogatszych, którzy często rejestrują swoje działalności w krajach, gdzie zapłacą mniej. Bez względu na to, co sądzimy o podatku progresywnym i optymalnej wysokości najwyższej stawki podatkowej, faktem jest, że ludzie często na wysokie daniny reagują alergicznie. A najbogatsi mają możliwość ucieczki ze swoimi pieniędzmi do innego kraju.
Natomiast mówimy tutaj o bardzo wysokich stawkach. Nawet jeśli przyjmiemy, że model Laffera jest prawdziwy, z pewnością nie będzie się on odnosił do zeszłorocznej obniżki niższej stawki podatku PIT z 18 do 17 proc.
Gdzie jest optimum? W Polsce daleko
A gdzie w takim razie jest to optimum? Dr Paweł Doligalski w uniwersytetu w Bristolu dowodzi, że jesteśmy od niego bardzo daleko. Najwyższa stawka podatkowa w Polsce to 32 proc. dla zarabiających rocznie powyżej 85 528 złotych rocznie. Do tej kwoty dochód jest opodatkowany według dolnej stawki – 17 proc., powyżej to już 32 proc. Może się to wydawać niewiele – to jedynie 7127 złotych miesięcznie. Ale tyle zarabia niewiele ponad milion Polaków, czyli zaledwie kilka procent podatników. Dr Doligalski rozważał teoretyczną stawkę dla osób zarabiających powyżej 200 tys. złotych miesięcznie. To około jeden proc. podatników. W badaniu uwzględniono wszystkie obciążenia, nie tylko podatek PIT. Wówczas dla samozatrudnionych optimum miałoby wynosić 50 proc., a dla pracowników – 58 proc. W przypadku samego PIT można by go podnieść z 32 proc. do 43 proc. dla najlepiej zarabiających osób na etacie.
W wywiadzie dla gazeta.pl dr Doligalski mówił:
„Najważniejsze przy liczeniu szczytu krzywej Laffera jest uwzględnienie jak największej ilości lokalnych danych, inaczej te obliczenia nie mają wiele sensu”.
Jak podkreśla dr Doligalski, czynników, które mogą na wysokość optimum wpływać, jest bardzo dużo.
Okazuje się więc, że jedna z ulubionych koncepcji miłośników obniżania podatków może być argumentem za czymś dokładnie odwrotnym – ich podwyżką. Jednak w Polsce była stosowana tylko w tym pierwszym celu. Dlaczego? Jak twierdzi dr Doligalski, nikt wcześniej w Polsce nie podjął się dokładnego policzenia naszego optimum podatkowego za pomocą tej metody.
40 czołowych ekonomistów: bzdura
A jak jest z dowodami na potwierdzenie tezy Laffera? To skomplikowane.
Model teoretyczny ma to do siebie, że świetnie działa w teorii. Ale w rzeczywistości liczba czynników wpływających na dochody państwowego budżetu jest jeszcze większa niż we wzorze Laffera. Wzrost gospodarczy i konsumpcja mogą mieć dużo większe znaczenie niż nieznaczne obniżenie podatków. Jeśli obniżyliśmy wysokość podatku PIT, ale jednocześnie wzrost gospodarczy spowodował znaczny wzrost pensji, a obywatele wydali więcej, to skąd wiemy, czy zadziałała krzywa Laffera, czy może raczej kluczowa była ogólna sytuacja gospodarcza?
Poza kręgiem neoliberalnych ekonomistów większość naukowców odrzuca dzisiaj poglądy Laffera. W 2012 roku panel 40 ekonomistów amerykańskich (wśród nich naukowcy z MIT i Harvardu, w tym laureat ekonomicznego Nobla Richard Thaler) został zapytany, czy zgadzają się z następującym stwierdzeniem:
„Obniżka podatków na poziomie federalnym podniosłaby wpływy podatkowe na tyle, że w ciągu pięciu lat wpływy podatkowe byłyby większe niż teraz”.
Siedmiu z nich zrezygnowało z głosowania, pięciu nie miało opinii. 28 nie zgodziło się. Nikt nie stwierdził, że to prawda. Kenneth Judd z Harvardu powiedział, że nigdy w przeszłości się to nie zdarzyło i nie ma powodów, aby sądzić, że teraz będzie inaczej.
Polska: raz tak, raz nie
A w Polsce? Jednym z podstawowych argumentów za tą teorią wśród jej polskich zwolenników jest obniżka CIT przez rząd SLD. W 2003 roku rząd zdecydował, że obniży stawkę podatku od osób prawnych z 27 do 19 proc. Zmiany weszły w życie od 1 stycznia 2004. Ale w pierwszym roku obowiązywania nowej stawki wpływy zmalały. W 2003 roku do budżetu z CIT wpłynęło 14,1 mld złotych, rok później – 13,1 mld. Poziom z 2003 roku został przebity dopiero dwa lata później, kiedy budżet zasiliło 15,8 mld. Ale wówczas mieliśmy już do czynienia z gospodarką większą o 16 proc. niż dwa lata wcześniej.
Istnieją też przypadki, gdzie po obniżce podatku wpływy się zwiększyły. Tak jest choćby z inną reformą rządu SLD – obniżką akcyzy na alkohol. W roku obniżki, 2002, z tytułu akcyzy na alkohol do budżetu wpłynęło 3,9 mld złotych. W 2003 roku było to 4,1 mld, w 2004 – 4,6 mld. Jaka w tym zasługa obniżki? Dokładnie nie wiemy, bo nikt nie wykonał badania, które zważyłyby wpływ innych czynników. Ale nie można wykluczyć, że w przypadku wyrobów alkoholowych obniżka rzeczywiście zwiększyła dochody budżetu.
W żaden sposób nie oznacza to jednak, że obniżka podatków zawsze pomoże nam zwiększyć wpływy budżetowe. Model Laffera opiera się na założeniu, że wszyscy podejmują racjonalne decyzje zgodne ze swoim interesem i mają równy dostęp do informacji. To oczywiste, że tak nie jest. Dlatego jeżeli optimum podatkowe Laffera istnieje, jest bardzo trudne do ustalenia. I różni się w zależności od okoliczności. Równie sensowne jak przekonywanie do obniżki podatków za pomocą Laffera jest więc przekonywanie do ich podwyższenia. Szach mat, panie Laffer.
Absurd. Znany z miłości do socjalizmu i wielbłądów, niejaki Szymczak podejmuje dyskusje z ekonomistami. OKO szybkim truchtem zbliża się do kompromitacji.
Dyskusja na temat krzywej trwa od dawna. Żadna strona nie przeforsowała jednoznacznej opinii. Przeważa jednak pogląd, że nadmiernie wysokie podatki mobilizują do ich omijania i poszukiwania rozwiązań nie zawsze uczciwych. Mogą spowodować spadek wpływów budżetowych.
"Ustawianie" dyskusji pod przypadki szczególne lub rzadkie (kilka %) świadczy jedynie o słabości merytorycznej dyskutanta.
"Dr Doligalski rozważał teoretyczną stawkę dla osób zarabiających powyżej 200 tys. złotych miesięcznie. To około jeden proc. podatników."
— Chodzi o 200 tys. złotych ROCZNIE !
Czy na prawdę powinniśmy się czepiać rządu za obniżanie podatków? No bo mi się wydaje, że ludzie raczej lubią pieniądze i raczej wolą je mieć u siebie, niż oddawać urzędnikom.
Ale wątpię, czy obniżkę podatku z 18% na 17% odczuje przeciętny Kowalski – zwłaszcza jeśli pracuje na akord albo ma premię uzależnioną od zysku firmy i jego wypłaty różnią się w poszczególnych miesiącach albo kwartałach. A nawet jeśli ma stałą pensję, to i tak nikt nie zwraca uwagi na cyfry poniżej 100 zł.
To może trzeba się wziąć za podatki sztywne takie jak składka na ZUS?
Ja przykładowo co roku mam wyrównanie pensji plus minus do inflacji, jakiś czas temu gdy też była jakaś obniżka chyba składki rentowej czy czegoś tam, po prostu dostałem mniejsze wyrównanie, tak że w sumie bez różnicy. Wiara w to, że obniżka podatku czy innych kosztów automatycznie przełoży się na kwotę w portfelu jest doprawdy przekomiczna.
A może byś więcej wydawał gdybyś tą kwotę zamiast raz w roku dostawał ją rozłożoną na 12 rat?
Ale w ten sposób myśląc możemy stwierdzić – albo co gorsza rządzący mogą stwierdzić – że jeden procent nie ma znaczenia i zamiast 18 zrobią 19.
Po pierwsze, obniżka podatków dla kogo? Bo w Polsce zawsze jest to obniżka najbardziej korzystna dla tych, którzy z PKB dostają najwięcej.
Po drugie, chcesz jeździć po bezpiecznych drogach? Leczyć się w dobrym szpitalu? Uczyć dzieci w dobrej szkole? Tego nie da się zorganizować bez udziału państwa. I służą temu podatki. Jeśli ich nie ma lub są niskie dla bogatych, brakuje pieniędzy na szpitale.
W stu procentach się zgadzam, że podatki są potrzebne i że najgorsze jest wtedy, kiedy podatki są niskie dla bogatych. Ale artykuł jest o krzywej Laffera i ogólnie o poziomie podatków, a nie o tym, że bogaci w ogóle nie płacą.
Podatek 17% to pierwszy próg podatkowy, najbogatsi łapią się na drugi próg, który jest bez zmian, albo podatek zryczałtowany, który również się nie zmieniła. Nie opowiadajcie zatem głupot.
Żyjesz w bajce sprzedawanej przez kompradorów.
Tutaj dane bez uwzględnienia rajów podatkowych. Największe podatki płacą nędzarze i proletariat (tzw. klasa średnia):
https://businessinsider.com.pl/finanse/makroekonomia/obciazenia-podatkowe-w-polsce-raport-mf/1dg8fj1
Obniżają podatki najbogatszym a koszty utrzymania państwa przerzucają na najmniej zarabiających czyli standard.
To czemu nie zostaniesz bogatym?
>Obniżka podatków na poziomie federalnym podniosłaby
>wpływy podatkowe
O co chodzi w tym artykule? O dyskusję z reaganowskimi neoliberałami? O udowodnienie, że podwyżka podatków jest konieczna? A może o ich obniżkę? Tak czy inaczej autor nie rozróżnia grochu od kapusty. Amerykańskie podatki federalne wraz z ich obniżką nijak się mają do podatków lokalnych. Przede wszystkim do tkz. property taxes albo podatków szkolnych, czy stanowych sales tax, albo szwedzkich lokalnych PITów . Do tego autor miesza CIT z PIT. Amerykański CIT za Reagana był dość wysoki, podczas gdy socjaldemokratyczna i społecznie "sprawiedliwa" Szwecja chwaliła się najniższym "efektywnym" CIT na świecie. Ale jednocześnie miała najwyższy na świecie PIT. Innymi słowy nagradzała inwestycje i karała konsumpcję. Autor najwyraźniej nie rozumie, że podatki lokalne (pojęcie w Polsce Jako opłaty za usługę (szkoła, sprzątanie ulic, leczenie, pomoc społeczna etc.) nie mogą być łatwo obniżane bez obniżania ich jakości. Obniżenie lub ograniczenie podwyżek lokalnych podatków oznacza wprowadzenie "parapodatków" w postaci tkz. "user fees", np. opłaty za wizyty lekarskie w powszechnej służbie zdrowia albo za pożyczanie książek z biblioteki. Fatalna jakość usług komunalnych w Polsce to bezpośredni rezultat zbyt NISKICH podatków. Podobnie jak fatalna służba zdrowia. Obniżenie podatku PIT z pewnością nie oczyści ulic ani nie zwiększy efektów leczenia np. raka. Autor nie rozróżnia pomiędzy bezpośrednim obniżeniem CIT a obniżeniem CIT przez odpisy amortyzacyjne. Większość polskich małych rodzinnych firemek nie inwestuje więc amortyzacja jako sposób na obniżenie CIT ich nie dotyczy i nie interesuje. Innymi słowy nie stać ich na obniżenie sobie CIT. Do tego dochodzą jeszcze najrozmaitsze dotacje państwowe dla państwowych przedsiębiorstw będących neo-neo-liberalną formą obniżania ich podatków za co zapłacić musi ktoś inny….np. ubogie emerytki.
Nareszcie mogę śmiało wdać się w dyskusję. Ekonomii miałem tyle co w szkole, czyli pewnie tyle samo co autor 🙂