0:000:00

0:00

W programie Moniki Olejnik o aborcji i czarnym proteście dyskutowali dwaj mężczyźni, co w „Kropce nad i” specjalnie nie dziwi .

Jak wynika z monitoringów z cyklu „Media bez kobiet” Monika Olejnik zaprasza do swych programów wyjątkowo mało kobiet. W „Kropce nad i” od kwietnia 2014 r. do marca 2015 r. stanowiły one tylko 10,6 proc. wszystkich gości. Wśród kilkunastu monitorowanych głównych audycji publicystycznych radia i telewizji mniej było tylko w „Kontrwywiadzie” Konrada Piaseckiego (7,8 proc.) i w „Kawie na ławę” Bogdana Rymanowskiego (5,1 proc.). Zobacz też spot kampanii „media bez kobiet”

.

W dodatku dla obu panów problem był poniekąd abstrakcyjny, gdyż jeden (Przemysław Drąg) jest katolickim księdzem, a drugi (Paweł Rabiej z Nowoczesnej), niedawno dokonał coming outu jako gej.

Pod koniec programu Olejnik zapytała ks. Drąga, dyrektora Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin Konferencji Episkopatu Polski, o in vitro. Odpowiedział, że ta metoda „nie powinna być dopuszczona”. Podał dwa argumenty – jeden fundamentalny i drugi pomocniczy.

Metoda in vitro nie powinna być dopuszczana. Dziecko ma prawo, by zostało poczęte w sposób naturalny.
Gdyby prawo Drąga dotyczyło dzieci z in vitro, to by ich nie było. A są
Kropka nad i, TVN24,26 września 2016

Wypowiedź fundamentalna, jak każde przekonanie aksjologiczne, nie podlega ocenie prawdziwości. Po prostu, ktoś tak uważa, nawet jeżeli brzmi to anachronicznie. Dobrze chociaż, że ks. Drąg, w odróżnieniu od kolegów z Episkopatu (jak ks. prof. Franciszek Longchamps de Berier) nie lansuje tez o „bruździe dotykowej”, po której można ICH od razu rozpoznać.

W wypowiedzi Drąga kryje się jednak wewnętrzna sprzeczność. Jak ją bowiem zastosować do kogoś już urodzonego z in vitro? Odmowa prawa do in vitro nie ma w tym przypadku sensu, bo gdyby nie in vitro, nie byłoby tej osoby, a więc także jej praw, jakie by one nie były.

To trochę tak, jakby powiedzieć, że każdy sopel ma prawo do gotowania we wrzątku, przy czym takie zdanie brzmi dla sopla zapewne równie paskudnie jak twierdzenia ks. Drąga, które uprzedmiatawia kilkudziesiąt tysięcy Polaków i Polek, którzy w ostatnim ćwierćwieczu urodzili się dzięki in vitro.

Oczywiście prawdziwy sens wypowiedzi ks. Drąga jest inny. Nie dziecko ma do czegoś prawo, lecz niepłodni rodzice nie mają prawa do zastosowania metody in vitro.

Ich decyzja jest grzechem, bo wyrywają się z nakazu zachowań uznawanych przez Kościół za naturalne poczynanie, czyli stosunku heteroseksualnego małżonków, bez żadnych zabezpieczeń. Z udziałem Pana Boga w akcie poczęcia.

Dziecko z in vitro żadnych przecież praw nie łamie i jest co najmniej tak samo kochane jak wszystkie inne (zwłaszcza, że długo wyczekiwane). Także Pan Bóg kocha je w takim samym stopniu – czemu zresztą Kościół nie przeczy. Watykańska instrukcja „Donum vitae” już w 1987 r. stwierdzała jasno: „Chociaż nie można aprobować sposobu, przez który dokonuje się poczęcie w in vitro, każde dziecko przychodzące na świat ma być przyjęte jako żywy dar dobroci Bożej i wychowane z miłością”.

Jednym słowem nie o naturalne poczęcie DZIECKA tu chodzi, lecz o właściwe poczynania seksualne jego RODZICÓW.

Drugie stwierdzenie ks. Drąga opisuje już pewien stan faktyczny.

In vitro łączy się często, niestety, z pewnymi powikłaniami. Znam takie rodziny z konfesjonału. Stan błogosławiony po in vitro był dużo trudniejszy, po urodzinach konieczna była dosyć mocna terapia dla dzieciaków z powodu powikłań psychofizycznych.
Fałsz. Zdarzają się powikłania, ale z innych powodów
http://www.tvn24.pl/kropka-nad-i,3,m/kropka-nad-i-kosciol-ni,26 września 2016

Teza ks. Drąga tak zaciekawiła Monikę Olejnik, że zaczęła dopytywać, czy owe skutki psychofizyczne są na pewno wynikiem „sposobu zajścia w ciążę, rodzaju poczęcia".

„Tak, tak, tak - odpowiedział Drąg - znam to od osób, które mi to opowiedziały".

Konfesjonał jako źródło wiedzy

Kościół katolicki uznaje in vitro za grzech ciężki, choć np. Ruch Światło Życie zaleca umiar w potępianiu. Jednak katolicy, którzy dokonali in vitro wielokrotnie słyszeli od biskupów, że dokonują "rzeczy niegodziwej", „wyrafinowanej aborcji", "eksperymentu na człowieku", a zamiast pełnego miłości aktu jedności małżeńskiej używają (brrr!) samogwałtu [ten grzech jest wymagany dla pozyskania nasienia - red.], a dziecko jest dla nich po prostu „produktem”. To może odepchnąć od spowiedzi, a czasem od Kościoła w ogóle, chyba że... wystąpią jakieś komplikacje, które osoba wierząca może uznać za sygnał od Boga, że jednak popełniła grzech. Jak się mówi w socjologii, próba spowiadających się z in vitro u ks. Drąga, może być zatem skrzywiona w kierunku nadreprezentacji osób z komplikacjami zdrowotnymi - swoimi lub swych dzieci.

Przeczytaj także:

Niepłodność to choroba. To może mieć znaczenie

W Polsce nie ma porządnych badań in vitro. Na świecie - owszem. Nie są w pełni konkluzywne.

Kilkuletnie (2004-2008) badania zdrowia noworodków w stanie Massachusetts (USA) pokazały, że 11 tys. dzieci urodzonych w wyniku in vitro (3.8 proc. wszystkich) minimalnie częściej rodziły się z jakimiś nieprawidłowościami. Zaburzenia pracy serca dotknęły 0,82 proc. takich dzieci w porównaniu z 0,52 proc. poczętych bez wspomagania rozrodu. Pozostałe zaburzenia wystąpiły z częstotliwością - odpowiednio - 1,8 proc. i 1,5 proc. Sztuczne zapłodnienie nie jest poważnym czynnikiem ryzyka - konkluduje raport. Ale małym - jest.

We wrześniu 2016 Amerykańskie Towarzystwo Medycyny Reprodukcyjnej podsumowało kilkadziesiąt badań prowadzonych na całym świecie.

Ryzyko technik wspomaganego rozrodu - wyraźniejsze przy ciąży mnogiej - jest także widoczne przy ciąży pojedynczej, choć tu różnice z całą populacją są minimalne.

Raport wymienia groźbę wcześniactwa, niskiej wagi urodzeniowej, konieczności cesarskiego cięcia i uszkodzeń okołoporodowych. Naukowcy zwracają jednak uwagę, że trudno ocenić, jaki wpływ na te kłopoty mają zaburzenia zdrowia, które spowodowały niepłodność.

Rzecz jednak w tym, że nie wiadomo, co jest tego przyczyną. Może sama nieplodność? Zwłaszcza, że inne badania pokazują, że ryzyko zaburzeń u dzieci par z zaburzeniami płodności, którym udało się urodzić bez ingerencji medycznej, jest podobne jak u par po in vitro. I również nieco wyższe niż u par zdrowych.

A może ciąże mnogie, dość częste po in vitro? To wiadomo właściwie na pewno. Stąd powtarzane zalecenie, by ograniczać do niezbędnego minimum liczbę podawanych kobiecie zarodków.

Wiek kobiety

Odgrywa dużą rolę, bo im póżniejsza ciąża tym większe ryzyko. A kobiety korzystają z kosztownej i uciążliwej terapii in vitro zwykle po wielu latach "prób" i leczenia niepłodności metodami farmakologicznymi.

In vitro jest często ostatnią deską ratunku i siłą rzeczy sięgają po nie kobiety starsze.

Z europejskiego monitoringu 34 polskich klinik zapłodnienia pozaustrojowego wynika, że w 2012 roku uzyskano metodą wspomaganego rozrodu blisko 5300 ciąż.

Kobiety w wieku 35 i więcej lat stanowiły:

  • aż 77 proc. pacjentek korzystających z adopcji komórek jajowych anonimowej dawczyni,
  • 46 proc. tych, które korzystały z własnych wcześniej zamrożonych zarodków,
  • 45 proc. pacjentek zabiegów mikromanipulacji (wprowadzanie plemnika do komórki jajowej, pod kontrola mikroskopu ) i
  • 40 proc. pacjentek "zwykłego" in vitro.

W tym samym czasie (2013) matki w wieku 35 plus rodzące dzieci stanowiły w całej Polsce tylko ok. 16 proc. wszystkich. Mediana wieku Polek rodzących wynosi obecnie ponad 29 lat.

Według prof. Romualda Dębskiego poród po 35. roku życia trwa dłużej i jest trudniejszy. Rośnie też ryzyko wad chromosomalnych, np. zespołu Downa, ryzyko zatrucia ciążowego i wystąpienia cukrzycy ciężarnych, a także poronień.

Trudno zatem ocenić, w jakim stopniu na poziom komplikacji okołoporodowych i poporodowych w przypadku in vitro wpływa stan zdrowia rodziców, wiek matki, czy wyższy odsetek ciąż mnogich.

"My, lekarze pracujący metodą in vitro, staramy się dbać o bezpieczeństwo pacjentek i dzieci. Śledzimy naukowe doniesienia, zwłaszcza gdy wskazują na wyższy poziom komplikacji u dzieci po in vitro. W mojej ocenie główną przyczyną jest tu fakt samej niepłodności i chorób, które ją wywołały. To one, a nie metoda zapłodnienia, mają wpływ na przebieg ciąży czy poród. Trzeba o tym lojalnie uprzedzać pacjentki. " - mówi "Oku" Katarzyna Kozioł szefowa Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii.

Dr Kozioł opowiada też o najnowszych badaniach, które sprawdzają ryzyko epigenetyczne, czyli naruszenia ekspresji genów, w związku z tym, że pierwszy etap rozwoju zarodka ma miejsce w laboratorium. "Także tu nie ma na razie niepokojących sygnałów" - mówi.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze