Sebastian Klauziński
Sebastian Klauziński
Karierę zaczynał u boku prałata Henryka Jankowskiego. Zasłynął pomysłem produkcji wina z wizerunkiem duchownego. Teraz - dzięki poparciu byłego posła PiS Andrzeja Jaworskiego - Mariusz Olchowik został prezesem Polskiego Związku Curlingu. Ale jest problem: funkcji nie może pełnić osoba karana
14 grudnia 2018 roku, Warszawa. W budynku przy Placu Małachowskiego trwają obrady Krajowego Zjazdu Delegatów, czyli walne zebranie Polskiego Związku Curlingu (PZC). Kończy się kadencja poprzedniego zarządu i prezesa Andrzeja Jaworskiego - byłego posła PiS.
Jednym z kandydatów na nowego prezesa jest Mariusz Olchowik. Jego kandydatura jest dla delegatów zaskoczeniem.
"Nikt wcześniej go nie znał. Podczas zjazdu występował jako kandydat namaszczony przez ustępującego prezesa i zarząd" - mówi Marcin Madej, sekretarz Polskiej Federacji Klubów Curlingowych. "Wstał, przedstawił się. Powiedział, że jest biznesmenem i jego zdaniem curling może być »zimowym golfem« i można na nim zarobić".
Przed głosowaniem Olchowik składa deklarację, że w ciągu siedmiu dni od wyboru na prezesa spłaci zadłużenie PZC (obecnie ponad 250 tys. zł). Gdy delegaci dopytują, czy będzie to darowizna czy pożyczka, Olchowik ucina: „Inwestycja”.
Na tym jednak nie koniec zaskoczeń dla delegatów. Olchowik wspomina bowiem w swym przemówieniu o pobieraniu prezesowskiej pensji. I że jego wynagrodzenie będzie „uzależnione od wyników”. Do tej pory członkowie zarządu pracowali społecznie.
Złożone obietnice i „namaszczenie” przez Andrzeja Jaworskiego robią jednak swoje – większość delegatów głosuje za Olchowikiem.
Jak się okazuje, Olchowik został powołany na prezesa wbrew prawu. Według art. 9 ustawy o sporcie „członek zarządu polskiego związku sportowego nie może być osobą, która była skazana prawomocnym wyrokiem za umyślne przestępstwo lub umyślne przestępstwo skarbowe ścigane z oskarżenia publicznego”.
Z informacji, do których dotarło OKO.press, wynika, że Mariusz Olchowik został skazany prawomocnymi wyrokami w 2015 i 2017 roku za przestępstwa przeciwko mieniu.
Według danych z Krajowego Rejestru Karnego, w 2015 roku sąd wymierzył mu karę 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata i grzywny. W 2017 roku - 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata i grzywny. Chodziło o przestępstwo opisane w art. 289 kodeksu karnego, czyli "zabór pojazdu mechanicznego w celu krótkotrwałego użycia".
Druga z tych kar nie uległa dotąd zatarciu. Zgodnie z art. 76 Kodeksu karnego, w przypadku wyroku w zawieszeniu, zatarcie następuje po 6 miesiącach od zakończenia „okresu próby”. O ile więc pierwszy wyrok z lutego 2015 prawdopodobnie jest już zatarty, to zatarcie drugiego nastąpi dopiero pod koniec 2020 roku. Mariusz Olchowik mógłby zatem zostać prezesem PZC dopiero po tej dacie.
O sprawę zapytaliśmy Ministerstwo Sportu i Turystyki.
"Jeżeli ta informacja się potwierdzi, ministerstwo po przeprowadzeniu postępowania nadzorczego, uchyli uchwałę Zgromadzenia Delegatów powołującą ww. osobę na Prezesa Zarządu PZ Curlingu" - zapewniła nas Anna Ulman, rzeczniczka prasowa resortu.
Zapytaliśmy także o to, kto odpowiada za sprawdzenie, czy kandydat do zarządu nie jest osobą karaną. "Weryfikacji dokonuje Związek na podstawie stosownego oświadczenia kandydata na członka zarządu" - odpowiada Ulman.
Albo więc Mariusz Olchowik nie złożył wymaganego oświadczenia, albo - mimo ciążącego na nim wyroku - PZC dopuścił go do udziału w wyborach.
Pytania wysłaliśmy także do PZC. Andrzej Janowski, przewodniczący komisji rewizyjnej związku odpowiedział nam jednym zdaniem: "Tą kwestię reguluje Art.9 pkt.3 ust. 3, Ustawy o Sporcie", czyli artykuł mówiący o tym, że osoba skazana nie może zasiadać w zarządzie związku sportowego.
Nowy prezes PZC to postać nietuzinkowa. W latach 90., jako nastolatek, trafia na mszę do kościoła św. Brygidy w Gdańsku. Jest zachwycony proboszczem. „Zobaczyłem biały surdut, białe spodnie, białe buty, złoty zegarek i pomyślałem: to jest gość” - opowie potem „Polityce”. Proboszczem św. Brygidy jest legendarny kapelan Solidarności, ks. Henryk Jankowski, który jak wynika z niedawnego reportażu „Gazety Wyborczej”, od lat 60. do lat dwutysięcznych wykorzystywał seksualnie dzieci, głównie chłopców.
Olchowik szybko pnie w górę u boku prałata. W 2005 roku zostaje prezesem nowo powstałej fundacji - Instytutu ks. Henryka Jankowskiego. O inicjatywie zrobiło się głośno w całym kraju, gdy Olchowik ogłosił, że będzie produkować wodę i wino z wizerunkiem ks. Jankowskiego na etykiecie.
Po 3 latach fundacja została jednak zlikwidowana. Okazało się, że jej działacze, w tym Mariusz Olchowik, odwiedzali wspólnie z politykami i biznesmenami agencję towarzyską w Warszawie i urządzali tam alkoholowe imprezy. Bawiono się także w siedzibie Instytutu na Saskiej Kępie.
Gdy Instytut chylił się ku upadkowi, dziennikarze programu „Teraz My!” w TVN24 zaprezentowali nagranie z ukrytej kamery - Olchowik grozi na nim śmiercią jednemu z kontrahentów, partnerowi w produkcji wody butelkowanej.
Olchowikowi skandale jednak nie szkodzą. Zaczyna pracę w Korporacji Polskie Stocznie S.A. Potem przenosi się do Prokomu, firmy Ryszarda Krauzego, z pensją 10 tys. złotych.
Trudno stwierdzić co poza tym w biografii Olchowika jest prawdą, a co autokreacją. Wiemy, że należał do Młodzieży Wszechpolskiej, studiował m.in. w założonej przez o. Rydzyka Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Współtworzył programy dla Radia Maryja i Telewizji Trwam.
Prowadził firmę doradczą i w Warszawie wynajmował wirtualne biura. Jak mówił w jednym z wywiadów, pracował przy „rozwoju różnych SKOK-ów”, doradzał związkom zawodowym i warszawskim wodociągom. Zasiadał w radzie nadzorczej spółki Geo Capital, która od 2014 roku próbowała przejąć Teatr Kamienica w Warszawie, należący do aktora Emiliana Kamińskiego. Jak mówią nam uczestnicy zjazdu PZC z piątku, Olchowik rozdawał im wizytówki właśnie z napisem „Geo Capital”.
Olchowik jest także związany z tajemniczym wydawnictwem, które na początku lipca 2018 roku zalało stolicę bezpłatnymi gazetkami „Warszawski Wieczór” z Patrykiem Jakim na okładce. W środku były m.in. reklamy spółek skarbu państwa (bez wiedzy spółek). Okazało się, że gazeta to plagiat wydawanego od 1991 roku na Pomorzu dwutygodnika „Twój Wieczór” (obecnie „Wieczór Pomorze”).
Swoją biznesową filozofię Olchowik wyłożył w wywiadzie dla niszowego internetowego radia. Przekonywał, że w biznesie liczy się przede wszystkim wizerunek. O Amber Gold mówił, że „co do zasady, to bardzo dobrze, się da coś takiego zrobić. Bo to znaczy, że jeszcze nie jest tak, że [państwo] to jest tak potężna instytucja, że zmiażdży każdego. A właśnie, że nie zmiażdży”.
Nie ma chyba dnia, by w mediach społecznościowych nie pojawiła się kolejna publikowana przez Olchowika fotografia z przejażdżki luksusowym samochodem, lunchu w modnej knajpie, wypalonego cygara. Biznesmen udostępnia też mnóstwo zdjęć z politykami rządzącej partii.
Podczas zeszłorocznego Kongresu 590 fotografował się z prezydentem Andrzejem Dudą. Ma też zdjęcia z premierem Mateuszem Morawieckim. Chętnie pozuje w koszulce z logo PiS, często bywa w Sejmie — jak mówił OKO.press - „na jakiś konferencjach, komisjach, a czasem korzystając z tego, że jest posiedzenie Sejmu, żeby złapać kogoś ze znajomych, kto jest posłem, bez odrywania ich od obowiązków”.
Jak Olchowik „wszedł w curling”? Dzięki ustępującemu prezesowi Andrzejowi Jaworskiemu. To zawieszony przez PiS za nielojalność były poseł tej partii, działający na Pomorzu, bardzo blisko związany z o. Tadeuszem Rydzykiem. Przypomnijmy, Olchowik działał na Pomorzu przez wiele lat, potem blisko współpracował z toruńskim redemptorystą.
Andrzej Jaworski został prezesem PZC w kwietniu 2018 roku, podczas trwania kadencji zarządu. Przyszedł z misją naprawienia dramatycznej sytuacji finansowej i organizacyjnej w związku. W grudniu kończyła się czteroletnia kadencja zarządu, więc także Jaworskiego. Nie chciał kandydować ponownie i na swoje miejsce namaścił Olchowika.
Olchowik miał poparcie odchodzącego zarządu i prezesa, więc głosowanie było formalnością. Dostał 17 głosów, jego kontrkandydata Łukasza Janczara poparło 12 delegatów.
Ta mniejszość, 12 delegatów, to przedstawiciele klubów należących do Polskiej Federacji Klubów Curlingowych (Janczar jest jest prezesem). Organizacja powstała w 2011 roku, kiedy to zarząd PZC wyrzucił wszystkie kluby z wyjątkiem dwóch. Te wyrzucone stworzyły federację, do której potem dołączyły kolejne kluby. Federacja organizuje rozgrywki ogólnopolskie turnieje, ligę curlingu, obozy, szkolenia i imprezy promujące curling, na przykład Ogólnopolski Dzień Curlingu.
Z 17 delegatów, którzy wybrali nowy zarząd z Olchowikiem jako prezesem, tylko dwóch reprezentuje znane w środowisku kluby zajmujące się… curlingiem.
Reszta to kluby koszykarskie, kajakarskie, kluby karate, kluby ogólnosportowe oraz kluby, na których temat nie można znaleźć żadnych informacji.
Jak to możliwe, że zarząd i prezesa związku curlingu wybierają kluby zajmujące się zupełnie innymi dyscyplinami? Kiedy PZC wyrzuciło kilka klubów w 2011 roku, przyjęło inne kluby sportowe, a w październiku 2018 roku zarząd postanowił przyjąć hurtem kolejne.
Obecnie w związku trwa kontrola Ministerstwa Sportu za rok 2017. Ma sprawdzić m.in. czy przyłączenie klubów niemających związku z curlingiem było zgodne z prawem.
PZC ma zresztą problemy od kilku lat, a resort sportu zablokował związkowi dotacje na ten rok. Szczególnie druzgocąca była kontrola ministerstwa, która sprawdzała, jak PZC wydało pieniądze w 2016 roku.
Łącznie PZC dostało wtedy 616 900 zł (380 tys. z Ministerstwa Sportu i 237 tys. z Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej). Kontrola stwierdziła, że prawie 115 tys. PZC wydał „niecelowo”.
Kontrolerzy ujawnili, że PZC nie przestrzegał zasad konkurencyjności i często zlecał wykonanie usług firmom i organizacjom, w których władzach zasiadali członkowie zarządu związku. Kontrola wykazała, że w ten sposób wydano „niegospodarnie” 160 tys. zł., 30 proc. wszystkich dotacji.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Komentarze