Sąd Apelacyjny w Gdańsku 8 października 2019 roku orzekł, że były ksiądz Andrzej S. musi przeprosić swojego dawnego ministranta Marka Mielewczyka za naruszenie jego godności i nietykalności cielesnej, a także wypłacić mu zadośćuczynienie. Andrzej S., były wikary z Kartuz, miasta w województwie pomorskim, wspólnie z parafią i diecezją pelplińską ma zapłacić 400 tys. złotych. Nie wiadomo, czy odwołają się do Sądu Najwyższego. Wyrok jest prawomocny.
Ksiądz Andrzej S. wykorzystywał Mielewczyka przez cztery lata. Po raz pierwszy w 1982 roku, gdy ten miał 13 lat. Sędzia Dorota Gierczak działania Andrzeja S. porównała do tortur:
„Wykorzystywanie seksualne małoletnich dzieci — nieświadomych przestępczego charakteru czynności przeciwko nim podejmowanych — jest poniżającym, nieludzkim traktowaniem drugiego człowieka, niczym nieróżniącym się od stosowania tortur”.
Sędzia podkreśliła też, że wobec księdza nie wyciągnęli konsekwencji jego zwierzchnicy:
„Było to nieludzkie wykorzystywanie małoletniego dziecka. Dziecka nieświadomego tego, co się w stosunku do niego dzieje. Dziecka niemającego pełnego, normalnego oparcia w rodzinie. Jaka kara spotkała pana S.? Rekolekcje i przeniesienie do innej parafii. Przeniesienie ze stanowiska wikarego na stanowisko proboszcza. Kara bardzo adekwatna, zdaniem Kościoła, w stosunku do sprawcy takich czynów”.
W 2017 roku w pierwszej instancji gdański sąd okręgowy nakazał księdzu S. jedynie przeprosić Marka Mielewczyka „za naruszenie jego dóbr osobistych w postaci godności oraz nietykalności cielesnej”. Oddalił jednak wtedy żądanie zadośćuczynienia wysokości 10 tysięcy złotych na rzecz Fundacji “Nie lękajcie się”.
Dziś Sąd Apelacyjny orzekł duże finansowe zadośćuczynienie. To drugi wyrok w Polsce, w którym sąd nakazał instytucji kościelnej osobie prawnej wypłacenie zadośćuczynienie ofierze wykorzystywania seksualnego przez duchownego. Z Kościołem wygrała także Katarzyna, ofiara ks. Romana B. z zakonu Towarzystwa Chrystusowego. Sąd przyznał jej milion złotych zadośćuczynienia i dożywotnią rentę w wysokości 800 zł. Zakon odwołał się od tego wyroku do Sądu Najwyższego.
Według wytycznych polskiego Episkopatu z 2015 r. „odpowiedzialność karną oraz cywilną za tego rodzaju przestępstwa ponosi sprawca jako osoba fizyczna”. W tym roku biskupi zgodzili się jednak, że powinien powstać fundusz, z którego ma być opłacana pomoc dla ofiar wykorzystywania seksualnego. Nie wiadomo jeszcze, w jaki sposób fundusz będzie finansowany i jaką formę przyjmie ta pomoc.
Biskup wiedział
O molestowaniu Marek Mielewczyk opowiedział po raz pierwszy lekarce, która opiekowała się nim po próbie samobójczej w 1987 roku. W jego sprawie napisała list do kurii chełmińskiej (w 1992 roku przekształconej w pelplińską). Nieżyjący już biskup Marian Przykucki odpisał jej wtedy:
„Szanowna Pani Doktor.
Uprzejmie dziękuję za list oraz za przekazane w nim smutne informacje. Boleję nad opisanymi faktami. Sprawa jest mi znana. Ksiądz został skierowany po rekolekcjach na inną placówkę z zagrożeniem, że w razie powtarzania się przestępstw będzie pozbawiony możliwości wykonywania obowiązków kapłańskich.
Polecam Panią Doktor i Jej trudną pracę opiece Bożej i na pomyślność Nowego Roku serdecznie błogosławię”.
Biskup przeniósł księdza Andrzeja S. do Mszana, ale pozwolił mu nadal pełnić obowiązki kapłańskie. W wywiadzie dla “Wyborczej” z maja 2019 roku
Marek Mielewczyk opowiedział, że skontaktowały się z nim cztery ofiary księdza z tej miejscowości. Wie też o co najmniej kilkunastu ofiarach z Kartuz. Szacuje, że jest ich około setki.
Żadna z nich nie chciała jednak zeznawać przed sądem.
W 2013 roku Mielewczyk w sprawie ks. Andrzeja S. złożył doniesienie do kurii pelplińskiej. W 2016 roku ksiądz S. został wydalony ze stanu kapłańskiego. Do dzisiaj jednak nie przyznaje się do winy.
Swoją historię Mielewczyk opowiedział po raz pierwszy anonimowo “Gazecie Wyborczej” w 2010 roku. Był też bohaterem filmu dokumentalnego braci Sekielskich “Tylko nie mów nikomu”. Pełni funkcję wiceprezesa Fundacji “Nie lękajcie się” (obecnie w stanie likwidacji), którą w 2013 roku założył wspólnie z Markiem Lisińskim i Wojciechem Pietrewiczem.
Rozrywanie odbytu 17-latka jest PEDERASTIĄ, a nie żadną "pedofilią".
Czy w związku z tym kakaowe.OKO.sorosa.sztetl też się dorzucić do odszkodowania za LGBTQWERTYRTVAGD-księdza???
Gdzie jest moderator? Proszę wywalić tego matoła Antyszechteremita czy jak mu tam z jego obrzydliwymi tekstami.
Właśnie! Gdzie jest moderator? Ciągle prosicie o wsparcie finansowe, ale moderacji nie potraficie ogarnąć. A chyba to trudne nie jest kiedy tylko Antyszechteremita jest do kasowania.
Gdyby polskie sądy zaczęły konsekwentnie zasądzać wysokie odszkodowania dla ofiar księży-pedofili, należne nie od samych sprawców którzy z reguły są niewypłacalni, ale od bogatego Kościoła katolickiego, to KK sam przebadałby całą populację księży przy pomocy testów psychologicznych wykrywających skłonności pedofilskie, a wszystkich którzy testu nie przeszli odosobniłby za grubymi murami klasztorów, gdzie co najwyżej mogliby molestować podstarzałych zakonników.
To są KSIĘŻA-PEDERAŚCI, więc proszę o TOLERANCJĘ!
No co Ty? Kruk krukowi oka nie wykole. TYLKO wysokie kary finansowe mogą poskutkować! Toż ich bogiem jest mamona.
Ileż razy można powtarzać:
Rozrywanie odbytu 17-letniego chłopca przez dorosłego mężczyznę TO NIE JEST PEDOFILIA – TO JEST PEDERASTIA (dewiacja homoseksualna, zboczenie LGBTQWERTYRTVAGD)!
To cholernie pocieszające dla tego 13-letniego chłopca, że gwałcił go pederasta a nie pedofil. Sąd wydaje wyrok za wykorzystanie seksualne, a nie za pedofilię czy pederastię. A za nazywanie homoseksualizmu dewiacją i zboczeniem też należy się usunięcie z forum. Natomiast skrót LGBTQWERTYRTVAGD bardzo mi się podoba. Ale na wszelki wypadek na końcu powinien być "+", bo tendencja jest rozwojowa.
To wprawdzie drugie zadośćuczynienie zasądzone od Kościoła, ale nie drugie, ani drugie duże od sprawcy. Pierwszym procesem cywilnym przeciw KK jako instytucji był proces w sprawie molestowania przez księdza Zbigniewa R. z Kołobrzegu. Wówczas Kościół przed końcem procesu zapłacił poszkodowanemu 150 tys. w wyniku ugody, a sąd zasądził od proboszcza 50 tys. i publiczne przeprosiny na łamach jednego z tygodników. Od księży niewielkie odszkodowania czy zadośćuczynienia sądy zasądzały także w sprawach księdza z Legionowa (90 tys. w sumie na rzecz 12 dziewczynek), z Kluszkowców (po 10 tys. na rzecz każdej z 22 dziewczynek), z Jemielnicy (50 tys. dla Dariusza Kołodzieja), z Gdyni (140 tys. dla dwóch chłopców), z Łętowni (15 tys. dla poszkodowanej dziewczynki, z Zakroczymia (30 tys. dla 3 chłopców) i z Kobyłki (50 tys. dla poszkodowanej dziewczynki).
Nadal toczy się proces o odszkodowanie od zakonu franciszkanów w wysokości 3 mln i 2,5 tys. zł renty dla chłopca gwałconego w Pakości, o 300 tys. dla ofiary księdza Romana Kani, o 200 tys. dla ofiary księdza z Kórnika i o 1 mln dla 9 dziewczynek z Kalinówki. Zapewne także kilka innych, o których prasa nie pisała. Każdy taki wyrok przybliża inne ofiary do zwycięstwa.