0:000:00

0:00

Walka z rzekomym "układem" była głównym motywem narracji Prawa i Sprawiedliwości w pierwszej dekadzie XXI wieku. W 2006 roku, gdy premierem był Kazimierz Marcinkiewicz, Jarosław Kaczyński mówił w Sejmie:

"W Polsce demokracja z całą pewnością nie jest zagrożona, nie jest zagrożona także praworządność. Jest zagrożony układ i my z tym układem będziemy walczyć. (Oklaski) My go chcemy zniszczyć".

Widmo postkomunistycznego układu krąży nad PiS

Czym był ten rzekomy "układ"? Lech Kaczyński definiował go w ten sposób w 2004 roku:

"To jest pewien układ interesów, który się wyłonił z dawnego ustroju komunistycznego, dokooptował do siebie niektórych ludzi z obozu Solidarności. Bardzo to przykre, ale tak było. To jest pewien układ interesów przede wszystkim gospodarczych, który ma zasadniczy wpływ na to co się w Polsce dzieje, także w sensie politycznym".

Koncepcja tajnego "układu" rządzącego Polską ma wszelkie znamiona teorii spiskowej. Od kiedy PiS wygrał wybory parlamentarne w 2015 roku, politycy Prawa i Sprawiedliwości nie korzystają już raczej z tego pojęcia, stawiając w zamian na bardziej pozytywny przekaz "wstawania z kolan".

Dlatego tak znamienny jest fakt, że 27 marca 2018 w wywiadzie dla wPolityce.pl premier Morawiecki wrócił do retoryki układu w kontekście negocjacji z Komisją Europejską w sprawie reformy sądownictwa:

„To nie są jednak łatwe rozmowy, głównie z tego powodu, że strasznie ciężko jest zrozumieć ludziom z zachodniej Europy ten specyficzny stan w jakim żyją społeczeństwa wychodzące z komunizmu. Ciężko im zrozumieć, co to jest postkomunizm, ciężko przyjąć, że dziedzictwo tego strasznego systemu wciąż jest obecne w naszym życiu społecznym, że źle pewne sprawy się ułożyły, w gospodarce, w sądownictwie”.

„Że ktoś kontroluje przepływy kapitału, ktoś sędziów mianował, ktoś ukształtował pewne układy. I że ludzie chcą to zmienić”.

Tyle razy pisaliśmy w OKO.press dlaczego ta rzekoma niezbędna „dekomunizacja” sądów to czysta propaganda. Nie będziemy więc tutaj rozwijać dobrze znanych argumentów: przeważająca większość dzisiejszych sędziów zaczęła orzekać już po 1989, że po latach PRL specjalnie zagwarantowano niezawisłość sądownictwa od władzy wykonawczej, co właśnie demoluje PiS, by ponownie podporządkować je jednej partii, że komunistyczny prokurator poseł Stanisław Piotrowicz jakoś PiS-owi nie przeszkadza.

Warto zauważyć jednak, że Morawiecki insynuuje, że „ktoś kontroluje przepływy kapitału”, „ktoś sędziów mianował”, „ktoś ukształtował pewne układy”.

Chciałoby się zapytać Morawieckiego: kto taki? Jakiś gorszy sort ludzi? Zdrajcy narodu? Żydokomuna? Niemcy? Tajne służby? Co to za układ?

Niestety spodziewamy się, że w wizji Morawieckiego OKO.press też należy do układu i premier mógłby nie chcieć na nasze pytanie odpowiedzieć.

Trudno też dziwić się, że Morawieckiego ciężko zrozumieć za granicą. Spiskowe teorie mają to do siebie, że poza grupą wiernych wyznawców nikt z zewnątrz w nie nie wierzy.

Kompromis z Europą w sprawie sądów coraz bliżej (przynajmniej w głowie Morawieckiego)

Niezależnie od powrotu spiskowej narracji, wygląda na to, że kompromis obozu PiS z Komisją Europejską w sprawie reformy sądownictwa może być coraz bliżej. Premier Morawiecki w omawianym wywiadzie pokusił się nawet o szacunek procentowy:

„W tej chwili szanse kompromisu oceniam na 65 - 70 procent".

Trudno powiedzieć, czy szacunki premiera są wiarygodne. Z pewnością po pewnych ustępstwach PiS w sprawie reform sądownictwa oraz przyjaznych gestach ze strony Komisji Europejskiej kompromis jest teraz bardziej prawdopodobny niż parę miesięcy temu. Zwłaszcza, że w obliczu groźby wojny celnej z USA, a także po zwycięstwie populistów we Włoszech, Niemcy i Francja mają bardziej ograniczone pole wyboru i mogą naciskać na kompromis, by ratować solidarność w Unii Europejskiej, nawet przymykając oko na nieprzestrzeganie wartości UE w państwach członkowskich.

Co ciekawe, Morawiecki stwierdził też, że Polska ma być jednym z pięciu państw w Unii Europejskiej, które będą decydowały o kierunku całej wspólnoty. Do tej pory tego rodzaju zapowiedzi raczej nie padały z ust czołowych polityków PiS.

Wręcz przeciwnie, Morawiecki proponował raczej rozwijanie tzw. Trójmorza, czyli bliższą integrację z Europą Środkową - szczególnie z Węgrami, niż współpracę z Niemcami, Francją, Hiszpanią i Włochami przy decydowaniu o całej Unii.

Teraz mówi zaś, jakby udawał Tuska:

„Dostrzeżono naszą proeuropejską postawę, gotowość wzięcia odpowiedzialności za zmiany w Unii. Mamy szansę stać się jednym z pięciu krajów Unii Europejskiej, które mogą współdecydować o kierunku europejskiej wspólnoty”.

Udostępnij:

Krzysztof Pacewicz

Dziennikarz, filozof, kulturoznawca, doktorant na Wydziale „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książki "Fluks. Wspólnota płynów ustrojowych" (PWN 2017). Zajmuje się współczesną filozofią polityczną.

Komentarze