0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Porzycki ...
  • Lasy społeczne mają być wyznaczone wokół 14 miast. To Warszawa, Kraków, Gdańsk, Sopot, Gdynia, Wrocław, Łódź, Poznań, Katowice, Toruń, Szczecin, Bielska-Biała i Kielce. Wyznaczenie terenów objętych nową formą ochrony ma w każdym przypadku poprzedzić debata lokalnej społeczności.
  • Według wytycznych resortu klimatu ma chodzić o lasy intensywnie wykorzystywane przez mieszkańców, zatrzymujące wodę w czasie suszy czy filtrujące zanieczyszczenia.
  • Ministerstwo rekomenduje „modyfikacje” w sposobie użytkowania takich lasów. To na przykład rezygnacja z wyrębu i pozostawienie naturalnego rozpadu pozostałości drzew. Brakuje jednak twardych nakazów. Zamiast tego rządzący chcą, by mieszkańcy i samorządy dyskutowały z leśnikami o zasadach ich pracy.
  • Prowadzi to do konfliktów. W październiku w atmosferze konfrontacji przebiegała dyskusja o lasach społecznych wokół Krakowa.

Las społeczny pomiędzy autostradą a torami

Ochrona lasów została wpisana do umowy koalicyjnej, ale wciąż musimy się o nią bić — alarmują naukowcy, prawnicy i aktywiści. Pokazuje to trwająca właśnie debata o lasach społecznych. To zadrzewione tereny, które mają być wyłączone z wycinki, by służyć rekreacji, spędzaniu wolnego czasu czy uprawianiu sportów. Mają też być „filtrami” dla zanieczyszczenia powietrza i „gąbką” zatrzymującą wodę w trakcie suszy. Nowe władze Lasów Państwowych wchodzą jednak w stary konflikt. Tam, gdzie mieszkańcy widzą ważne dla siebie miejsce, leśnicy chcieliby ciąć drzewa. Bywa, że jako alternatywę wskazują obszary, z których w praktyce lokalni mieszkańcy nie będą mogli skorzystać — na przykład pomiędzy autostradą a linią kolejową.

Taki teren „lasem społecznym” chcieliby nazwać leśnicy z Małopolski. Ten region — a konkretnie okolice Krakowa — jest jednym z miejsc, gdzie dyskusja o lasach społecznych przebiega w wyjątkowo napiętej atmosferze. Pokazują to zakończone już konsultacje z udziałem leśników i strony społecznej.

Podkrakowskie puszcze niewystarczająco chronione?

„Przegłosowana została propozycja, która zakłada przeznaczenie pod lasy społeczne tylko ok. 14 proc. powierzchni wszystkich czterech nadleśnictw sąsiadujących z Krakowem. Pomija przy tym takie kluczowe z punktu widzenia wodochronności lasy, takie jak Puszcza Dulowska czy większość Puszczy Niepołomickiej. Ta ostatnia, tak ogromnie popularna wśród mieszkańców Krakowa, ujęta została w ostatecznej propozycji wyłącznie w niewielkim fragmencie” – alarmują prawnicy z Fundacji Frank Bold, którzy brali udział w rozmowach.

Przeczytaj także:

Puszcza Dulowska i Niepołomicka to tereny nie tylko cenne przyrodniczo, ale i miejsca dające wytchnienie okolicznym mieszkańcom i krakowianom. Mimo to nie są w całości wyłączone z wycinki. Objęcie obu lasów dodatkową ochroną wzbudziło jednak kontrowersje, mimo że bez żadnych wątpliwości pełnią one funkcje społeczne.

W propozycji przyjętej między innymi dzięki głosom leśników zamiast tego znajdziemy zadrzewione obszary „na kilku niewielkich fragmentach łąk, pastwisk i gruntów ornych, a nawet na… stadionie LKS Zryw w Szarowie” – zauważają prawnicy Frank Bold. Listę dopełnia też społeczny las w hałasie linii kolejowej i ruchliwej autostrady A4.

Dyrektor RDLP: Leśnicy nie zdominowali dyskusji

Na sprawę zupełnie inaczej patrzy nadzorujący debatę Piotr Kempf — dyrektor regionalny Lasów Państwowych w Krakowie.

“Lasy Państwowe razem z wojewodą, w tym wypadku wojewodą małopolskim, miały przeprowadzić cały proces. Natomiast skład tego zespołu wyznaczało polecenie ministerstwa, które zostało wydane dyrektorowi generalnemu Lasów Państwowych, a za jego pośrednictwem mnie, czyli regionalnemu dyrektorowi. Skład był dobierany tak, żeby strona społeczna była tam jak najsilniej reprezentowana” – mówi nam Piotr Kempf.

Dlatego nie można powiedzieć, że dyskusja była prowadzona pod dyktando leśników – przekonuje regionalny dyrektor LP. W dyskusji brali udział też przedstawiciele okolicznych samorządów – m. in. z gmin Zabierzów, Krzeszowice i Wieliczka – jak również przedstawiciele Biura Urządzania Lasów i przedstawiciele Instytutu Badawczego Leśnictwa oraz naukowcy.

“Na 40 osób pięcioro to byli pracownicy Lasów Państwowych. Najliczniejsza grupa to była strona społeczna, o różnych poglądach, to nie od nas zależało” – przekazuje Kempf.

70, czy 7,5 procenta?

Kryteria wyznaczania lasów społecznych nie były sztywno wyznaczone przez ministerstwo. Większość uczestników zespołu zgodziła się jednak, by propozycja dotyczyła lasów w promieniu 20 km od Rynku Głównego w Krakowie. Pojawiły się też dwie przeciwstawne propozycje: część strony społecznej chciała, by ochroną lasu społecznego objąć ponad 70 proc. lasów na tym obszarze. Leśnicy — by było to zaledwie 7,5 proc.

“To był pilotażowy proces. W wyniku tych negocjacji i czterech spotkań propozycja Lasów Państwowych została rozszerzona o część postulatów jednej z organizacji pozarządowych” – mówi nam regionalny dyrektor LP W Krakowie. Stanęło więc na propozycji objęcia terenem lasów społecznych 14,5 proc. wszystkich lasów bezpośrednio wokół Krakowa.

“Głos samorządowców mógł być decydujący. Nadleśnictwo Krzeszowice na przykład realizuje ze swoich własnych środków budowę i utrzymanie ścieżek rowerowych na terenach lasów w poszczególnych gminach. Tamtejsze władze obawiają się, że leśnicy stracą dochody, i w związku z tym tej współpracy będzie mniej. Boją się również, że działające na ich terenach zakłady związane z surowcem drzewnym upadną. Na chwilę obecną nie wiadomo, czy tak będzie, bo definicja lasu społecznego, i to w jakim stopniu ograniczone w nich może być pozyskanie drewna, nie jest w tej chwili precyzyjnie określone w prawie” – twierdzi nasz rozmówca. Swoje obawy mieli również leśnicy, którzy nie chcieliby zupełnie zrezygnować z gospodarki leśnej.

„Z ich perspektywy różne prace koniecznie trzeba wykonywać ze względu na bezpieczeństwo, ale również stan zdrowotny lasów” – mówi nam Kempf.

Lasy społeczne to nie tylko piękne korony i dorodne grzyby

Dyrektor broni też propozycji objęcia terenem lasu społecznego obszarów pomiędzy linią kolejową a autostradą, czy wokół boiska sportowego. To zresztą miejsca, które mieściły się w społecznej propozycji ochrony 70 proc. lasów — przekonuje.

“Co w tym dziwnego? Przecież takie lasy też pełnią funkcje społeczne, na przykład dla ochrony powietrza, zachowania elementów dzikiej przyrody, krajobrazowe, nawet jeśli nie wyglądają spektakularnie. Fajnie byłoby, gdybyśmy mieli same ładne, duże kompleksy leśne, świetnie położone i było w nich dużo grzybów. Ale nie wszystkie takie są. A skoro założyliśmy, że pod uwagę bierzemy wszystkie najbliżej Krakowa, to i takie się w nich pojawiają” – wyjaśnia Kempf.

Aktywiści wyręczają leśników

Szef Lasów Państwowych w Krakowie mówi o otwartości na rozmowę, którą nie zawsze jednak przejawia — mówią nam z kolei społecznicy. „Pierwsze, wiosenne spotkania były bardzo dobre i mieliśmy ogromne nadzieje na intensywną pracę dla lasów cennych przyrodniczo i społecznie. Równolegle trwały prace Ogólnopolskiej Narady o Lasach. Nagle możliwość spotkań została ucięta. W czerwcu dyrektor Kempf zorganizował prekonsultacje z wybranymi osobami, z samorządami, na które nie zaprosił strony społecznej i naukowców, którym bardzo na udziale zależało” – mówi nam Anna Treit, aktywistka Pracowni na rzecz Wszystkich Istot i wiceprzewodnicząca krakowskiego panelu o lasach społecznych.

„Mimo wszystko pozytywnie nastawieni opracowaliśmy szczegółową i kompleksową propozycję lasów społecznych dla czterech nadleśnictw. Przedstawiciele Lasów Państwowych nie byli gotowi do merytorycznej dyskusji. Koncepcję lasów państwowych trudno nazwać profesjonalną, każde nadleśnictwo inaczej opracowało materiały, brakowało zbiorczych zestawień powierzchni” – wyjaśnia Treit. Jak dodaje, potrzebną dokumentację społecznicy przygotowali sami, wyręczając leśników.

Propozycja spójna z wizją „kominkowego aktywisty”

To nie koniec listy zarzutów organizacji społecznych dotyczących konsultacji. Kolejne jej punkty mówią o niewystarczającej liczbie niezależnych ekspertów i nieobecności urzędników resortu klimatu. Według aktywistów dyskusyjne było też pojawienie się na panelu Krzysztofa Woźniaka. To działacz promujący spalanie drewna w kominkach, według niego ekologiczne i niedokładające się do smogu. To od niego wyszła propozycja objęcia strefą lasów społecznych okręgu o promieniu 20 km od Rynku. Przecież granice samego Krakowa sięgają w najdalszym punkcie niemal 20 km od centrum miasta — przekonują aktywiści ekologiczni. Efektu głosowania nie można nazwać kompromisem — twierdzi Treit.

„Ponad milion mieszkańców aglomeracji krakowskiej czeka na lepszą ochronę lasów, Puszczy Niepołomickiej, Dulowskiej i wielu innych terenów, które do promienia 20 km nie weszły. Czy dyrektor Kempf i RDLP Kraków to “prawdziwi leśnicy”, którzy potrafią z odwagą rozmawiać o lasach?” – pyta nasza rozmówczyni.

Wątpliwości budzą również polityczne koneksje dyrektora Kempfa, od lat działającego w Polskim Stronnictwie Ludowym. Wiceminister klimatu Mikołaj Dorożała otwartym tekstem przyznaje, że PSL „wzięło” Lasy. Obecność Kempfa, wcześniej odpowiadającego za zieleń w krakowskim magistracie, na stanowisku dyrektora RDLP może być tego przejawem. „Przypomnijmy, że brał udział w wyborach parlamentarnych, a także do europarlamentu już będąc dyrektorem. Dopóki lasy będą zarządzane przez polityków, zawsze będą przez nich wykorzystywane” – mówi nam Treit.

O lasy społeczne walczy też Warszawa

Gorąca dyskusja na temat lasów społecznych toczy się nie tylko w Krakowie. Mieszkańcy walczą też o zmiany dla podwarszawskich lasów. To tereny, z których korzysta aż 3 mln osób — wskazują stołeczni aktywiści. Sukcesem jest według nich status lasu społecznego wynegocjowany dla całego terenu zarządzonego przez Nadleśnictwo Chojnów pod Piasecznem. Mieszkańcy uczestniczący w dyskusji mimo to rzucają kilkoma cierpkimi słowami na temat dialogu z Lasami Państwowymi.

„Dla leśników nadal najważniejszym celem jest pozysk drewna i tym się kierują w negocjacjach. Tereny, które proponują wyłączyć z gospodarki rębnej to te, na których niczego akurat nie da się wyrąbać: młodniki, wyschnięte dorzecza, obszary ze zrujnowaną ściółką i poszyciem po karczowaniu lasu za pomocą harwesterów” – piszą w swoim oświadczeniu działacze Alarmu dla Klimatu i Inicjatywy Las Młochowski.

„Chcemy się pożegnać z krajobrazem produkcyjnym. Wierzymy, że leśnicy, którzy mają olbrzymią wiedzę o ekosystemach leśnych, biocenozy, fitosocjologii, ochronie przyrody w lasach społecznych będą właśnie za nią doceniani, a nie za intensyfikację gospodarki leśnej” – mówi Anna Kolińska z Alarmu dla Klimatu.

W popchnięciu debaty do przodu przeszkadza między innymi brak precyzyjnej definicji lasu społecznego. Dlatego aktywiści zaproponowali, jakie mogłyby być zasady utrzymania takiego terenu przez leśników. Wyznaczeniu lasów społecznych powinna według nich towarzyszyć deklaracji, że prace leśne będą nieinwazyjne (bez użycia harwesterów), preferowane będą odnowienia naturalne (zamiast nasadzeń), a objęty ochroną obszar będzie pozbawiony rębni, by rozwijały się tam dojrzałe drzewa różnych gatunków.

Lasy społeczne niezbędne

Propozycje wypracowane przez panele w 14 największych miastach w Polsce trafią do ministerstwa klimatu. Wiele wskazuje, że w wielu miejscach obejdzie się bez rewolucji. A o tę aż się prosi — przekonuje Dominika Bobek z Frank Bold.

„Warto pamiętać bowiem, że lasy społeczne to nie tylko »ładne lasy na popołudniowy spacer« – to też lasy, które zapewniają inne funkcje niezbędne dla ludzi, takie jak właśnie ochrona wody, ale też ochrona przed hałasem czy przed zanieczyszczeniem powietrza. Te funkcje są niezwykle istotne, zwłaszcza dla samorządów i lokalnych społeczności bezpośrednio sąsiadujących z lasem, które będą czerpać z istnienia tych lasów zdecydowanie największe korzyści” – podsumowuje ekspertka.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze