0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Marcin Stepien / Agencja Wyborcza.plMarcin Stepien / Age...

Lena ma 37 lat, mieszka w dzielnicy Trojeszczyzna w Kijowie. Gdy rano usłyszała informacje o inwazji rosyjskich sił na Ukrainę, spakowała walizki, wzięła trzy koty, mamę i zeszła do schronu, który znajduje się w piwnicy bloku. Na Facebooku napisała: "Już wiem, ile trwa spakowanie trzech kotów - 13 minut".

Rozmawiamy w czwartek 24 lutego przed godz. 19:00 polskiego czasu.

"Właśnie weszłyśmy do mieszkania, żeby odpocząć. Na noc znów pójdziemy do schronu" - mówi. "W takim schronie nie można siedzieć cały dzień. Nie ma tam toalety. Mama pochodzi z obwodu ługańskiego. Tam w bunkrze spędziła bez przerwy dwa miesiące. Potem przyjechała do mnie" - opowiada.

Przeczytaj także:

Gdy pytam, jak wygląda taki schron, mówi, że jak piwnica. "To malutkie pomieszczenie, na kilkanaście osób. Dość okropne. Na ścianie namalowany jest penis, jak w szkolnej toalecie. Wyślę ci zdjęcie, zobaczysz sam".

Zdjęcie ze schronu, które wysłała nam Lena / 24.02.2022, Kijów

O czym można rozmawiać w takich warunkach? "O plotkach. Dziś było nas 10 osób, my z mamą i »dziady«. Dziady cały dzień rozmawiają o plotkach o wojnie. Np. o samolotach wojskowych na dwa tysiące pasażerów nadlatujących nad Czarnobyl. My z mamą sprawdzałyśmy na telefonach wiarygodne informacje. Jak wracałyśmy na górę, na siku, to włączałyśmy telewizor, żeby posłuchać prezydenta Zełenskiego i komunikatów naszych służb".

Gdy pytam, co dzieje się w Kijowie relacjonuje: "Transport działa do godz. 22:00. Potem zaczyna się godzina policyjna. Metro pracuje jak schron. Jest otwarte 24/7, a wstęp jest wolny. Od rana były kolejki do supermarketów. Ja zrobiłam zapasy już wcześniej, ale tylko dla kotów. Ludzie z innych dzielnic słyszą ostrzały, po naszej stronie cisza. Tylko syreny".

Dwie wiadomości, które najmocniej je przestraszyły?

"Gdy mówili, że to potwierdzone, że odebrali Czarnobyl i Hostomel. Hostomel jest 36 kilometrów od Kijowa. Bardzo blisko. Mama martwi się za to, że stolica odeszła do..." - Alena zapomina słowa po polsku. - "Separatystów?" - podpowiadam. "Nie, to już nie separatyści, to okupanci".

W schronach nie ma tłumów. Według Leny większość osób wyjeżdża. "Wszyscy moi znajomi z Kijowa pojechali do Lwowa i Czerniowców, bliżej polskiej granicy. Za to przyjaciele ze wschodu uciekają do centrum kraju. A ja zostaję. Mama jest chora, a ja mam trzy koty. Nie zostawię ich" - mówi. "Siedzę na walizkach i czekam. Dla nas, ludzi z Ukrainy, to nie jest nieoczekiwane. Ale i tak nie da się na to przygotować".

Lena jest dramaturżką, pracuje jako kierownik literacki w Teatrze w Odessie i współpracuje z wieloma teatrami w całym kraju. W Polsce była niespełna miesiąc temu. Przyjechała do Warszawy, by zobaczyć nowy spektakl Krystiana Lupy.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze