0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Il. Weronika KęskaIl. Weronika Kęska

Trzymam Berettę 92FS (kaliber: 9 mm, cena: ok. 4700 zł). To pistolet, z jakiego strzelał Mel Gibson w „Zabójczej broni”. Coraz pewniej posyłam naboje w papierową tarczę. Każdy strzał kosztuje mnie 3,50 zł.

Wiosenne popołudnie na strzelnicy. Co ja tu w ogóle robię? Przecież brzydzę się przemocą. Śledzę organizacje pokojowe, chodzę na Marsze Równości, mięso jem tylko u mamy, wpłacam kasę na Grupę Granica… Co pomyśleliby o mnie znajomi, gdyby mnie teraz widzieli?

Sprawdzam.

Okazuje się, że znajomi już dawno strzelają. I ich znajomi też.

Mam w kieszeni nóż sprężynowy

Leszek przekłada nasze spotkanie, bo właśnie wykluły mu się kaczuszki. Razem z partnerką, pszczołami, kotami i stadem uratowanych psów zamieszkali niedawno na wsi. Teraz kursuje między wsią a miastem, bo od lat organizuje imprezy, w tym charytatywne, na przykład benefity dla osób uchodźczych albo dla Palestyny. W wolnych chwilach poświęca się kaczkom, a gdy maluchy znajdą nowe domy, chce zdobyć pozwolenie na broń.

Kiedy pytam, dlaczego, powtarza refren, który usłyszę jeszcze wiele razy: Ukraina.

Mówi, że już w 2014 roku jego pacyfizm rozbił się o realpolitik. I gdy w 2022 roku rosyjskie czołgi wjechały do Ukrainy, Leszek skrzyknął się ze znajomymi i poszli strzelać.

- Gdy się zaciągnę do wojska, chcę mieć broń, którą umiem obsłużyć. Więcej umiesz, dłużej żyjesz. Ale boję się nie tylko regularnej wojny. Może czytam za dużo science fiction, bo ciągle towarzyszy mi wizja świata post-apo.

- Myślisz, że przyjdą po was, zabiorą wam kaczki?

- Nie, aż takich filmów sobie nie kręcę. Ale posiadanie broni i umiejętność strzelania mogą się przydać. Co, jeśli struktury państwowe się rozsypią, a Europa pogrąży się w chaosie? I trzeba będzie dbać tylko o siebie, walczyć o zasoby z jakimiś bandami?

- A czemu struktury miałyby się rozsypać?

- Nie boję się tego, że Rosjanie zaatakują NATO, ale że będą wywoływać tu chaos. Już teraz podpalają supermarkety i domy handlowe w Warszawie, szczują nas na siebie, wystawiają kandydatów w wyborach… Wyobraź sobie, że dochodzi do podważenia wyników wyborów. Mamy tak spolaryzowane społeczeństwo, że wojna domowa nie jest niemożliwa.

- Ale ta druga strona też się zbroi?

- Oni to się zbroją od dawna. Mają te swoje kółka strzeleckie, myśliwskie. Rzecz w tym, żebyśmy my też troszkę zaczęli… Strasznie to wszystko brzmi, nie?

- A potrafiłbyś strzelić do drugiego człowieka? Zabić go?

- Sprawdziłem się już w różnych sytuacjach, i wiem, że potrafię w kryzysowych momentach odcinać emocje i walczyć o przetrwanie. Mój psychoanalityk też to zauważył. Myślę, że w sytuacji zagrożenia życia nie miałbym problemu ze strzelaniem do żywych osób.

Leszek wychował się w latach 90. na jednym z wielkomiejskich osiedli. Opowiada, jak razem z kolegami ganiali się po mieście ze skinheadami i naziolami. Tamci, jak kogoś dorwali, skakali po głowach i tłukli bejsbolami.

- I my robiliśmy to samo. Skakaliśmy i biliśmy się kijami.

- Ale uważałeś się za pacyfistę?

- W sensie globalnym. Jak w piosence Lennona. A w realnym życiu nigdy nie byłem pacyfistą. Od dziesięciu, może piętnastu lat, zawsze chodzę z nożem (wyciąga z kieszeni nóż sprężynowy). I z gazem, bo często wracam po nocach z imprez.

Czarna Wdowa i self-defense

Leszek ma lewicową ekipę zebraną przez lata działalności aktywistycznej. Razem strzelają, planują naukę opatrywania ran i rozmawiają o scenariuszach na przyszłość. Żartuje, że to jego “armia ludowa”.

- Myślisz, że jak przyjdzie co do czego, to się zorganizujecie?

- Znając tradycję polskiej partyzantki i konspiracji... to pewnie tak. Te wszystkie kolektywy i stowarzyszenia pomagające migrantom, protestujące przeciw PiS albo ustawie aborcyjnej… Mamy swoje podziemie, kanały. Trzeba będzie je wykorzystać.

- A nie przeszkadza ci, że z jednej strony sprzeciwiacie się przemocy służb: policji, straży granicznej, izraelskiego wojska, a z drugiej chwytacie za narzędzie tej przemocy? – Nie do końca sobie z tym radzę. Często organizowaliśmy się przeciwko służbom. Wiem, że na granicy umierają ludzie, straż graniczna popełnia zbrodnie, ale robią też dobre rzeczy. Sam nie wiem. Nie mam zbyt dobrych doświadczeń ze służbami. Choć zdarzyło się, że obronili mnie przed kibicami. Naprawdę, jebać policję, ale...

- Ale…

- Ale ratujcie nas.

Leszek mówi, że chce zdobyć licencję, kupić broń, ale nie zamierza nosić jej przy sobie.

- Chyba, żeby prawo się zmieniło i wprowadzono powszechny dostęp do broni. Wtedy nie będę wiedział, czy gość, któremu nie spodoba się moja czapka z napisem „no homofobia”, ma broń. Więc wolałbym mieć broń przy sobie.

- Jaką?

- Polską. Karabin Grot, oczywiście. Gdybym został zmobilizowany, chcę mieć przelot na uzbrojeniu, które zapewnia nasza armia. A tak gadżeciarsko… znalazłem karabin, który nazywa się Czarna Wdowa, bardzo groźnie. Robiony w małej polskiej rusznikarni, a podbija świat służb specjalnych. Specjalsi z Izraela też chodzą z polskim karabinem Black Widow (12000 zł za wersję podstawową)

- Czyli trochę cię to jednak jara!

- Wychowałem się na grach komputerowych, jak każdy! Tam idziesz level po levelu i masz coraz lepszą broń.

- A czemu karabin, a nie pistolet?

- Pistolet mało, kurde, daje, jeśli chodzi o self-defense. Co to jest 50 metrów zasięgu? A karabin szturmowy ma większy, większy kaliber, w razie czego jest skuteczniejszy.

- Zakładasz, że będziesz strzelał z daleka, nie z bliska.

- No, oby.

Egzamin z pistoletu już bym zdała

Pozwolenie, jakie chce zrobić Leszek, daje prawo do zakupu nawet 50 sztuk broni. Pistolety, strzelby, karabiny, rewolwery… Jeśli to będzie pozwolenie sportowe (jest jeszcze kolekcjonerskie), można legalnie nosić naładowaną broń. Wystarczy zapisać się do klubu, trochę postrzelać, nauczyć się teorii i po miesiącu zdać egzamin. (Koszt całej procedury to ok. 2000-3000 zł.)

Później jeszcze testy psychologiczne i… Pora na zakupy! – jak zachęca reklama jednego ze stowarzyszeń miłośników broni. Chętnych jest coraz więcej. Według „Rzeczpospolitej” w 2024 roku pobiliśmy rekord, policja wydała Polakom 45,8 tys. pozwoleń.

Wiele źródeł twierdzi, że proces jest krótszy i prostszy niż zdobycie prawa jazdy. – W moim odczuciu jest z tym u nas najłatwiej w Europie – mówi Norbert „Norman” Wójcik, wieloletni instruktor strzelania.

- Na tle innych krajów europejskich mamy stosunkowo łatwe i racjonalne kryteria dostępu do broni – potwierdza podkomisarz Jacek Wiśniewski z Komendy Stołecznej Policji (odpowiedzialnej za wydawanie pozwoleń w woj. mazowieckim). – Z nami to prostsze, niż myślisz! – kusi dalej reklama, a ja się waham. O takich osobach jak ja mówi się, że mają dwie lewe ręce. Nie chcę skończyć jako viral na Twitterze: Zobacz, jak baba strzela sobie w kolano. Otwieram się przed Krystianem na infolinii, który szybko przechodzi na „ty” i rozwiewa moje wątpliwości. – Wiesz, ile lat ma najstarszy członek klubu, który zdał z nami egzamin? No, zgadnij… 85. To co ty, Ada, ty nie dasz rady?

Rzeczywiście, po trzecim razie na strzelnicy instruktor mówi, że egzamin z pistoletu już bym zdała.

- A czy można mieć licencję i broń, ale nie umieć strzelać? – pytam Norberta Wójcika.

- Jasne. Są ludzie, którzy się doszkalają, bo wiedzą, że jeśli kupią broń bojową, to to zupełnie coś innego, niż sportowa, na której zdajesz egzamin. Ale czasami, jak na strzelnicę przychodzi ktoś z własną bronią i widzę, co wyprawia, to trzymam się z daleka. Chcę jeszcze żyć. A zjebom, co się afiszują, chętnie zabierałbym broń.

Glock 17. Noszę broń, ale skrycie

Norbert uważa, że stowarzyszenia i kluby strzeleckie powstają często po to, żeby zarabiać na takich frajerach jak ja, a niekoniecznie, żeby wyszkolić dobrych strzelców. Przyjmują wszystkich, jak leci. Żerują na strachu przed wojną albo przed migrantami i przyciągają ludzi, którzy chcą sobie podbić ego nosząc broń na co dzień.

Podkomisarz Wiśniewski dobrze zna środowisko, bo zajmował się strzelectwem jeszcze przed pracą w Komendzie Stołecznej. Zaznacza, że dzieli się prywatnymi opiniami: – To biznes. Kluby monetyzują każdego klienta, faszerują wiedzą w krótkim czasie. Sam trening i egzamin są zbyt łatwe. Wiele osób, które stara się o pozwolenie, nie rozumie, jak poważną sprawą jest mieć broń, z jaką odpowiedzialnością się to wiąże. Gdyby wiedzieli, pewnie wielu by się na to nie zdecydowało.

Wielu decyduje się też na zakup własnej broni, bo wtedy dużo mniej płaci za amunicję.

- Dobrze trafić w środowisko geeków, ludzi, którzy się na tym znają – dodaje Wiśniewski. – Tymczasem w Warszawie często chodzi o lans. Prawnicy i pracownicy korpo kupują drogie kabury i gadżety za 30 tysięcy zł, niekoniecznie dbając o zasady bezpieczeństwa.

Norbert Wójcik podkreśla, że w przypadku jakiegoś niebezpieczeństwa noszenie broni i tak nie ma większego sensu – prawo jest bardzo surowe, jeśli chodzi o używanie jej poza strzelnicą. Więc nosić można, tylko po co?

Wójcik szacuje, że wystarczy dwugodzinny spacer po centrum dużego miasta, żeby spotkać z piętnaście osób z pistoletem ukrytym pod ubraniem.

- Idę kupić skarpetki, a w kolejce za mną stoi ktoś z klamką? – pytam.

- Jeśli nie ma zakazu, to droga wolna.

- Można takie osoby jakoś poznać?

- Na przykład po butach, takich jak moje – wyciąga nogi, pokazując taktyczne buty Lowa. – Ale znam i takich, co chodzą w garniturach.

- A Ty masz teraz broń? – pytam ściszonym głosem.

- Oczywiście.

- Pokażesz? – Nie mogę, to niezgodne z przepisami. Mogę nosić broń, ale tylko skrycie. Siedzimy w kawiarni na warszawskiej Pradze. Rozglądam się nerwowo po ludziach nad swoimi matcha latte, ale nikt nie zwraca na nas uwagi.

Potem Norbert mi powie, że miał przy sobie Glocka 17 (3700 zł).

Przeczytaj także:

Zestaw rodzinny. Amunicja dla dzieci bez ograniczeń

Żeby przełamać strach, jeszcze przed właściwym szkoleniem wybieram się na strzelnicę. Przeglądam oferty w Internecie. Naprawdę jest z czego wybierać. Jedna proponuje „Wystrzałowe prezenty” – vouchery na różne okazje. Na innej mogę wybierać sobie z bogatego menu pakietów broni. Obok zestawów „Komandos” i „Stalingrad” (po 500zł każdy) czy „Counter Strike” (240 zł) jest zestaw „Dla par” za 350 zł: Glock 17, Rewolwer 38 Special, karabin Scorpion Evo 3 i strzelba. I „Zestaw rodzinny, dostępny tylko w niedzielę”: Glock 17 i karabinek samopowtarzalny CZ 457, (koszt: 180 zł. Amunicja dla dzieci bez ograniczeń). Wójcika w ogóle to nie dziwi: – Ludzie przychodzą całymi rodzinami.

- Strzelanie to rodzinny sport – potwierdza Karolina, psycholożka, która przeprowadza testy dla osób starających się o pozwolenie na broń. – Ludzie zaczynają strzelać, bo na przykład wkręcił ich ktoś z rodziny. Bo szwagier strzela, mąż strzela, teść strzela. Taki sposób na budowanie więzi.

Nawet taksówkarz, gdy dowiaduje się, że jadę na strzelnicę, mówi: – Też byłem! Żona mnie zabrała na Walentynki!

Wójcik: – Tak, w Walentynki zawsze mamy ruch.

Magnum. Czy masz wewnętrznego killera?

Ania lubi sobie postrzelać z chłopakiem. Dzień Kobiet i inne tego typu okazje świętują z bronią w ręku. Strzelanie pomaga jej odreagować stresującą pracę. Była między innymi naczelną polskiego “Playboya”, teraz pracuje jako dziennikarka śledcza, codziennie mierzy się z ludzkim cierpieniem.

- Jestem zagorzałą lewaczką – deklaruje bez wahania. Poglądy ma prouchodźcze, pro-LGBTQ, proukraińskie i proaborcyjne. Słowem, gdyby wziąć sobie program Konfederacji i odbić w negatywie, wyjdzie nam Ania. Z tym, że lubi broń.

Przed spotkaniem scrolluję jej Instagram. Góry, wspinaczka, sesja w objęciach ukochanego na górskiej polanie, zdjęcie z osiołkiem, z kózką, szopem, bobasem… i to jedno: z pistoletem. Celuje prosto w obiektyw z rozbrajającym uśmiechem. Podpis: Take care of your inner killer, kids.

- Co to w ogóle znaczy? – pytam.

- Jeśli masz w sobie jakieś wewnętrzne pragnienie, chcesz się wyżyć bez oglądania na cudzą ocenę, nawet jeśli to oznacza strzelanie, to śmiało! A chyba każdy ma to w sobie.

- Zabójcę?

- Przegięłam, oby nie każdy!

Wewnętrzny killer Ani doszedł do głosu, gdy przygotowywała materiał dla telewizji o aktorce, która uczyła się strzelać na potrzeby roli.

- Skończyliśmy nagrywać materiał, zostało kilka strzałów. Instruktor zapytał, czy chcemy postrzelać. To był chyba Glock. Pierwszy strzał był straszny, odrzut kosmiczny. Byłam przerażona.

Przerażenie przerodziło się w fascynację, a spotkanie zaowocowało bliższą znajomością z instruktorem. Miało to swoje plusy: Ania mogła sobie postrzelać, z czego dusza zapragnie. Z kałacha też.

- Odkryłam długą broń i to już był zupełnie inny experience. Innym razem przyniósł Magnuma i spytał, czy chcę sobie strzelić z tego, z czego Clint Eastwood strzelał jedną ręką. No jasne, że chciałam.

Znajomość z instruktorem nie przetrwała próby czasu, ale strzelanie zostało. Teraz Ania wciągnęła w to swojego obecnego chłopaka i chce zdobyć licencję.

- Chcesz kupić broń?

- Raczej nie. No chyba, że zamieszkam w jakiejś dupie. Uważam, że każdy powinien strzelać, ale nie jestem za powszechnym dostępem. Za dużo tragedii widzę w pracy. Facet poszedł do lekarza i zabił go nożem. Spotykam się ze śmiercią na co dzień. Z ludźmi odpowiedzialnymi za śmierć też, na przykład z osobami zamieszanymi w aferę łowców skór w łódzkim pogotowiu.

- Dlaczego uważasz, że powinniśmy umieć strzelać?

- Boję się wojny. Ludzi coraz mniej obchodzi Ukraina, ale mnie wciąż obchodzi. Oni walczą o niepodległość praktycznie od zawsze, więc ludzie, gdy dostali broń do ręki, wiedzieli, co z nią zrobić. A my nie będziemy wiedzieli. I trochę mnie to przeraża. Czułabym się bardziej bezpiecznie umiejąc strzelać.

- A po co ci licencja?

- Skoro lubię strzelać, to chcę mieć do tego prawo i potwierdzenie, że umiem to robić.

- Umiałabyś strzelić do kogoś?

- Zabić człowieka? Wydaje mi się, że nie byłabym do tego zdolna. Ale gdyby na moich oczach zabił moją matkę… Nie wiem, to takie dywagacje. Nie powiem ci też, czy w przypadku inwazji wolę zostać, czy spierdalać. Teraz myślę, że raczej bym została.

Śnię, że strzelam

Więc Ania strzela, choć lewicowi znajomi nie patrzą na to przychylnie.

- Pytają mnie: Co dalej? Kara śmierci? Może chcę, żeby wszyscy mieli broń? Żeby w Polsce strzelali do dzieci w szkołach?

No nie, nie chcę. Ale dla mnie strzelanie, czy obrona kraju to nie jest sprawa prawicowa albo lewicowa. Nie podoba mi się, że broń i patriotyzm to sprawy zawłaszczone przez prawicę. Czemu lewaczka nie może bronić kraju?

- A może strzelamy, bo chcemy być takimi cool girl? Chcemy wpasować się w ten popkulturowy wzorzec? – pytam Anię (i siebie przy okazji).

- Nie. Wiesz, ja wychowywałam się jeszcze w kulturze grzecznej dziewczynki. Wkurzało mnie, jak mi mówili, że coś jest damskie albo męskie. Nie ma czegoś takiego. Gdyby mój facet chciał sobie malować paznokcie, to bym mu je malowała, zanim nauczyłby się to robić równo.

- To jak trafiłaś do Playboya?

- To było trudne. Miałam 27 lat, kiedy zaproponowali mi tę pracę. Nawet nie śmiałam marzyć o takim stanowisku. Ale przypłaciłam to zdrowiem. Nagle wylądowałam na placu zabaw dla dużych chłopców. To, że miałam swoje zdanie, bardzo się nie podobało. Musiałam na każdym kroku wszystkim udowadniać, że na to zasłużyłam. I że to, że jestem kobietą, nie ma żadnego znaczenia. Jedna dziennikarka w wywiadzie nazwała mnie wtedy chwytem marketingowym. Nawet koleżanki się ode mnie odwróciły, bo ktoś rozpuścił plotę, że dostałam tę posadę przez łóżko. No bo jak to, młoda kobieta może tak po prostu coś osiągnąć?

- To doprowadziło cię jakoś do strzelania?

- Chyba tak. Chciałam sobie udowodnić, że „męski świat” nie jest zarezerwowany dla mężczyzn.

Zwierzam się Ani, że często po kontakcie z bronią śni mi się, że strzelam.

- A mnie się śni, że do mnie strzelają.

- Kto?

- Raczej żołnierze. Mam taki sen: Do mojej podstawówki wpadają terroryści, a ja stoję w klasie pod godłem z orzełkiem.

- Filmowa scena.

- Może przez te wszystkie filmy o szkolnych strzelaninach. Za każdym razem śni mi się to tak samo. I kiedy zaczynają do mnie strzelać, budzę się.

Kto strzela do Putina

Na torze obok moja przyjaciółka skończyła właśnie serię z karabinu M-4. Wciska przycisk i podjeżdża do nas podziurawiona tarcza z sylwetką w kapeluszu.

- Chyba go zabiłaś? – pytam, dotykając dziur po kulach.

- No raczej, już by się dławił krwią – mówi z uznaniem instruktor.

To klasyczna tarcza sylwetkowa zwana “Francuzem”. W strzelaniu sportowym używa się raczej zwykłych tarcz (z czarnym kółkiem) albo geometrycznych kształtów. Ale kreatywność strzelających nie zna granic.

Inny instruktor strzelania pokazuje nam zadowolony postaci, które wygenerował w AI na potrzeby swojego autorskiego kursu. Z jednej z tarcz mierzy do mnie czarna, wysportowana kobieta z gołymi cyckami. Z innej kobieta w hidżabie z wielkim karabinem.

- Mężczyźni nie chcą strzelać do atrakcyjnej kobiety, a kobiety do mężczyzny – tłumaczy kreatywny instruktor. Trzeba się przełamać, w ogóle do człowieka strzelić jakoś trudniej.

Norbert Wójcik potwierdza: – Gdy na kursie kazałem kursantom z zaskoczenia strzelać do ubranego manekina, mieli opory.

Sprawdzam, „do kogo” można jeszcze postrzelać. W ofercie polskich sklepów znajduję całą galerię postaci.

„Terrorysta BOMBER” – w różnych wersjach, najczęściej brodaty, w chuście na głowie, z pasem szahida, palcem na detonatorze i twarzą we wściekłym grymasie.

„Karykatura rosyjskiego żołnierza – Ork” – postać jak z Gumisiów, ale w mundurze z „Z” na piersi, wódką, przepitą mordą i skradzionymi zegarkami na przegubie.

“Zakładniczka” – mężczyzna zasłaniający się przerażoną kobietą.

Anatomiczny model człowieka – żeby było wiadomo, w jakie celujesz organy.

Można strzelać do rewolwerowca, kobiety, zombiaka, ufola, nazisty, Putina, szczerzącego zęby psa...

Na dłużej zatrzymuje mnie tarcza przedstawiająca pięknego, kolorowego raka-potwora symbolizującego chorobę nowotworową. W 2016 roku fundacja Alivia stworzyła we współpracy z różnymi artystami takie tarcze w ramach kampanii „Weź raka na cel”.

Jeden z rozmówców wysyła mi filmik punkowej ekipy strzeleckiej z USA, która drukuje sobie tarcze z postaciami z Ku Klux Klan.

Pytam Wójcika, do kogo strzelają jego podopieczni. Zwłaszcza ci młodsi.

- Dzieciaki chcą strzelać do postaci z gier. Albo do balonów. W 2022 każdy chciał do Putina. Raz była u mnie dziewczyna z hare kryszna. Tłumaczyła, że chce przełamać tamę. Nie miałem żadnej tamy, ale w końcu się dogadaliśmy, narysowałem jej kwadrat na kartce i strzelała do niego. A dziewczyny na wieczory panieńskie przynoszą zdjęcia swoich byłych. Ale to chyba nie jest do końca normalne.

Opowiadam o tarczach psycholożce. Robi wielkie oczy. – Strzelanie sportowe musi mieć pewne ramy. Strzelanie do konkretnych postaci to już agresja.

Laugo Alien. Już napatrzyłem się na śmierć

Maciek pokazuje mi swoje tarcze: abstrakcyjne, ostre kształty w różnych kolorach. Takich tarcz (albo blaszek) używa się w ISPC (strzelectwie praktycznym) – dziedzinie, którą trenuje.

Rozmawiamy w mieszkaniu, które dzieli z Kamą i kotem o imieniu Kota. Pleksiglasowy stół, fikuśne pomarańczowe krzesła, wszędzie albumy o surfingu, podróżach, sztuce nowoczesnej.

Tylko pistolety, które Maciek wykłada na stolik kawowy, jakoś tu nie pasują. Na co dzień trzyma je w sejfie. Taki sejf (od 500 zł do kilku tysięcy zł) jest obowiązkowy.

Podaje mi pistolet o futurystycznym wyglądzie, jak z gry. Nazwę też ma jak z gry: Laugo Alien.

- Kosztuje ponad 20 000 – mówi Maciek i przynosi Glocka, potem jeszcze jakiś oldschoolowy rewolwer. Trzymałam już broń na strzelnicy, ale dotykając jej w mieszkaniu czuję się nieswojo.

Maciek opowiada o strzelaniu. Pokazuje książki, wypasiony pas z kaburą (ok. 2000 zł) i celując w lodówkę demonstruje, jak trenuje na sucho. Wszystko zaczyna mi się mieszać, a Maciek zmęczony bieganiem po mieszkaniu przysiada na kanapie.

- Strzelanie to naprawdę intelektualna rozkminka. Wpadam w taki flow state. Bardzo to lubię, nie wiem czy widać.

Widać. Ale zauważam, że na jego Instagramie są tylko zdjęcia z surfingu, zdjęć z bronią nie ma. Pytam, czy się wstydzi?

- Nie chce mi się tłumaczyć przed pacjentami. Jestem lekarzem, przyjmuję w poradni. Komuś się to może nie spodobać. Z tego samego powodu zasłaniam tatuaże. Ale znam lekarzy, którzy mają broń. Większość to chirurdzy z przerośniętym ego. Nie oceniam, ale ludzie, którzy chodzą z bronią, często nie potrafią strzelać. Noszą, bo boją się nie wiadomo czego. Albo mają konserwatywne poglądy.

Maciek uważa się za lewicowca. Uważa, że nierówności prowadzą do katastrofy, dlatego w pierwszej turze wyborów prezydenckich głosował na Zandberga.

Pytam, czy z takimi poglądami nie czuje się wyobcowany w strzeleckim środowisku.

- Unikam takich tematów na strzelnicy. A co do ludzi… Na zawodach jest super. Na targach albo otwarciach sklepów już gorzej. Trochę brzydko oceniać ludzi po okładce, ale jak jeździmy z Kamą na takie eventy, to jakoś tam nie pasujemy. Przychodzi masa kuców. Tłuste włosy, kabanosy w woreczku. Jakbym miał sobie wyobrazić wyborców Mentzena, to właśnie tak.

Mówi, że wcześniej był „antybroniowy”, ale niepokój spowodowany najpierw Covidem, potem wojną w Ukrainie rósł i Maciek wybrał się na strzelnicę.

- No i zajebiście mi się to spodobało. Adrenalina. Przestałem czuć niepokój na myśl o broni.

Maciek tłumaczy, że jego sport niewiele ma wspólnego ze strzelaniem, w którym udajemy, że ktoś do nas strzela, a my do kogoś.

- Nie wyobrażam sobie, żebym strzelił do człowieka. Jeżeli ktoś za dużo o tym myśli, to coś z nim nie tak.

- Ale strzelacie z prawdziwej broni, nabojami, które mogą zabić? To chyba może przydać się w walce? – dopytuję.

- No jeśli strzelają dwie osoby i jedna strzela dobrze, a druga chujowo, to jak myślisz, która zabije?

Pytam, czy ogląda filmiki z wojny, których pełno na Twitterze.

- Unikam. A jeśli coś obejrzę, to żałuję. Już napatrzyłem się na śmierć. Przecież w pracy ludzie umierają przy mnie, stwierdzam zgony.

- To dlaczego śmierć na wojnie cię rusza?

- Ze względu na ostatnie chwile. Te śmierci są koszmarnie uwłaczające. Takie bezsensowne. Chciałoby się wierzyć, że jesteśmy czymś więcej, niż zwierzęta. A na tych filmikach widać, że jednak jesteśmy niewiele wyżej.

Karabinek Toz. Weganka lubi strzelać

Dziś uczę się strzelać z karabinku Toz-KBKS, wyprodukowanego jeszcze w ZSRR.

(Godzina szkolenia to ok. 200 zł. Żeby podejść do egzaminu, trzeba wystrzelać trzy godziny, w praktyce – kilka godzin). Moim partnerem jest Rafał. Kątem oka obczajam jego stylówkę. Schludny płaszczyk, okulary Prada. Mówi, że pracuje w ochronie zdrowia. Poza nami dziś na szkolenie wpadają raczej sympatyczni wujkowie z wąsami, niektórzy w koszulach zaraz po pracy.

- To dziewczyny też strzelają? – zaczepia jeden z nich.

- Wszyscy strzelają! – odpowiada za mnie instruktor.

Reprezentacja kobiet w strzeleckim świecie wydaje się być mocna. Na strzelnicach często widuję kobiety. Dziewczyny są też instruktorkami, influencerkami albo prowadzą kluby – jak ten, do którego się zapisałam. Karolina, psycholożka przeprowadzająca testy mówi, że w jej gabinecie kobiety to jakieś 10 proc. chętnych.

Norbert Wójcik: – Często zdarzają się randki, że dziewczyna zabiera chłopaka, a potem ona robi pozwolenie, a jemu się to w ogóle nie podoba.

Pytam Norberta, czy tacy lewacy i lewaczki jak ja też przychodzą strzelać.

- Jasne. Mam cały przekrój społeczny, od szóstego do siedemdziesiątego roku życia. Uczę na przykład dziewczynę, która jest weganką, jeździła pomagać na granicy, a bardzo lubi strzelać. Przyjeżdża z synem.

Karolina, psycholożka, również twierdzi, że ma bardzo różnych klientów. I wydaje się być szczerze zdziwiona, że przychodzę do niej z zestawem stereotypów.

- Spora część klientów nie wydaje się być konserwatywna. Ten sport kosztuje, więc jeśli już jakaś grupa wyróżnia się u mnie w gabinecie, to ludzie, których na to stać. Lekarze, biznesmeni.

Wchodzę na forum stowarzyszenia, do którego dostałam dostęp po opłaceniu składek. Może poznam inne dziewczyny albo innych lewaków?

Na wstępie czytam o zasadach: zakaz poruszania tematów politycznych. Mina mi rzednie, gdy zaglądam do wątków. Ktoś dodaje filmik, na którym kierowca autobusu strzela do napastnika. Ktoś komentuje: „Szybko mu wyjaśnił, że asfalt powinien leżeć na ziemi”.

Inny użytkownik nazywa Ukrainę „UPAiną” i dodaje filmik, na którym Ukraińcy chwalą się luksusowymi autami. „Biedni Ukraińcy w Warszawie. Cisną z nas bekę a my im pomagamy” głosi podpis.

Wchodzę jeszcze w dział „memy”. Ktoś wrzuca płot upleciony z kabanosów. Podpis: „Słowacy wymyślili mur, którego muzułmanie nie zdołają sforsować”.

Browning i śmiercionośna jazda na rowerze

„Normalna rodzina – chłopy i roślina”. „Normalna rodzina – baby i psina” głoszą plakaty na ścianie baru, w którym pracuje Krzysiek. Krzysiek kocha strzelać. Gdyby nie ograniczało go zdrowie i finanse, dawno miałby już licencję, karabin AR 15 (od 5000 zł w górę) i pięknego Browninga HP (4800 zł). Poza tym ma lewicowe poglądy, kolczyki, tatuaże i bezkompromisowe podejście do weganizmu. – Maks, co ma prawo być w mojej lodówce, to nabiał w szczelnie zamkniętym opakowaniu, gdy przyjeżdża mama. Szynka nie ma prawa wstępu.

- A twój weganizm nie kłóci ci się ze strzelaniem?

- Ale ja nie mam zamiaru strzelać do zwierząt. – A do człowieka?

- To bardzo źle postawione pytanie. Ale nie wyobrażam sobie, żebym musiał zabić zwierzę w samoobronie. Sypiam czasami w lesie, ale nie jeżdżę w miejsca, gdzie dzikie zwierzęta mogą zagrażać życiu i zdrowiu. Wilki i dziki nie są złe, tylko mają zły PR.

- A co z człowiekiem? – Nie mam mentalu, żeby odebrać komuś życie.

- A gdybyś musiał?

- Gdybanie. Wiadomo, że wolałbym leżeć pod drzewkiem, pić kawkę z kawiarki i czytać książkę, niż nasłuchiwać, czy dron nie leci. Słuchaj, bardziej śmiercionośne jest jeżdżenie po Warszawie na rowerze. W domu kroję chleb i warzywa nożem, ale nie myślę o nim jako o narzędziu do zabijania. Nie myślę o tym, że ktoś identycznym nożem kroi kurczaka. Nienawidzę argumentów Konfederacji, że nóż zabija tak samo jak broń, ale, no wiesz, coś w tym jest.

Pytam Krzyśka, czy podobnie jak ja czuje się ze swoimi poglądami trochę nie na miejscu w strzeleckim środowisku.

- Oczywiście, czasami muszę trzymać język za zębami. Zdarzają się rubaszne żarty, seksizm, gadanie o cyckach i mówienie, że coś jest „pedalskie”, w sensie – słabe. A obok mnie stoi kolega, jeden z najlepszych strzelców, jakich znam, który jest niewyoutowanym gejem. I tego słucha. Raz ktoś zwrócił uwagę na moje kolczyki, zapytał, co to za pedał tu przyszedł. Musiałem się tłumaczyć, że to związane z moją pracą. No i mam bardzo antypolicyjne poglądy, a w strzelaniu, nawet rekreacyjnym, jest dużo mundurowych. Mam nawet kolegę ze straży granicznej, a to najgorsza możliwa mundurówka.

- Dlatego zmieniamy ci w tekście tożsamość? Nie chcesz, żeby koledzy od strzelania wiedzieli, że jesteś lewakiem?

- Lepiej nie. Ale że strzelanie i lewica? W tym nie ma żadnej sprzeczności. Dla mnie lewicowiec to osoba z bronią w ręku. W ogólniaku bardzo interesowałem się historią Dąbrowszczaków. Wyobraź sobie, że nagle przychodzą frankiści i mówią, że ty jesteś ta zła. Co wtedy robisz?

- Ale co mi ta broń pomoże?

- Sama broń nic nie zmienia. Trzeba się umieć zorganizować. Hiszpanie sobie na początku poradzili sami, dopiero potem poprosili o pomoc lewą stronę świata. Ukraińcy też na początku sobie radzili.

Maksym zginął pod Popasną

Krzysiek sam padł ofiarą przemocy. Za koszulkę antyfaszystowskiego zespołu dopadło go i pobiło w Bydgoszczy czterech narodowców.

- I dlatego chwyciłeś za broń?

- Nie, już od dawna byłem aktywnym strzelcem. Strzelam, bo lubię. Może zadziałała ta obrzydliwa socjalizacja od dzieciaka do tego, co męskie. Żołnierzyki. A jeśli miałbym wskazać jakiś przełomowy moment, to 2014. Donbas. Ukraina. Przez muzykę poznałem osoby z Ukrainy, bardzo się z nimi polubiłem… (Krzysiek sięga po chusteczkę. Będzie sięgał po nią jeszcze kilka razy, gdy wspomnimy o Ukrainie).

- Żyli normalnym życiem. Pisaliśmy do siebie na Instagramie. Nagle wszystkie te chłopaki, lewaki, kibice klubów piłkarskich z Ukrainy chwycili za broń. Z dnia na dzień przestali tatuować, gotować, jeździć na deskorolkach. Bo ktoś do nich zaczął strzelać. I zaczęli ginąć.

Jak Maksym. Jeszcze niedawno śpiewał w zespole metalowym. W marcu 2022 zginął pod Popasną, zostawił żonę i dwójkę dzieci.

- Tam już nie ma znaczenia, kto jest lewakiem, a kto nie. Tamci byli naziolami, ci byli punkami. Jeszcze cztery lata temu napierdalali się na ulicy, a teraz służą ramię w ramię. Przestali się bić po pyskach, bo przyszedł ktoś, kto im odbiera życie. Zrozumiałem wtedy, że jak ktoś cię przyjdzie napierdalać, to nie poprosisz go ładnie, żeby tego nie zrobił, bo nie posłucha. Trzymam za tych wszystkich moich kolegów i nie kolegów jak najmocniej kciuki. Mam nadzieję, że do zachodniej Europy dotrze to, że Ukraińcy bronią nas wszystkich.

- A jeśli nie obronią?

- To wolałbym być tą osobą, która zostaje, próbuje kogoś uratować, niż tą osobą, którą trzeba ratować. Armia może jakaś partyzantka… Tak czy siak, chcę już coś umieć. Wiadomo, że umiejętne strzelanie nie obroni cię przed bombą, która spadnie ci na łeb. Ale obroni cię przed Ruskiem w Buczy.

Krzysiek przyznaje, że ogląda w sieci wszystkie materiały z wojny.

- Dziś przyszła informacja, że zginął chłopak z oddziału anarchistów, który wspieram. Ale jak widzę, że tam giną Ruskie, to… wiem, że to nie jest w porządku, ale myślę sobie… „Dobrze ci tak”.

Po co ci tylko pięć nabojów?

Zapisałam się do klubu strzeleckiego i od razu dostaję namiary na polecaną psycholożkę.

„UWAGA: Pani Aneta sama strzela, więc nie robi problemów i rozumie potrzebę posiadania 16 sztuk broni”, zachwala informacja z klubu.

Na stronie pani Anety przewijają się logotypy klubów strzeleckich i sklepów z bronią.

Pokazuję stronę Karolinie – tej psycholożce, z którą rozmawiałam wcześniej i która również zajmuje się przyznawaniem pozwoleń na broń. – Tak to właśnie jest – mówi. – A później w gabinecie ludzie mają pretensje, że trzeba coś zrobić, coś wypełnić. Ja poprosiłam tu o anonimowość, bo nie chcę reklamować się jako osoba, która ma określony stosunek do broni. To zawsze albo zachęca, albo zniechęca klientów. Nie chcę ściągać osób, które chcą coś zachachmęcić albo pójść na łatwiznę.

Według Karoliny obecna konstrukcja testów jest na tyle rzetelna, że potrafi z wysokim prawdopodobieństwem odsiać osoby, które nie powinny mieć licencji na broń: osoby nerwowe, zaburzone albo ukrywające uzależnienia. Podkomisarz Wiśniewski: – Gdy sam przechodziłem testy psychologiczne, miałem poczucie, że są porządne. Trwało to trzy godziny, byłem wymielony. Ale jeśli chodzi o konsultację psychiatryczną, to była tylko formalność. Czułem niedosyt.

Licencja na broń to jedno. Ale żeby sobie postrzelać, nie trzeba zdawać żadnych testów. Wystarczy dowód osobisty. Na strzelnicę może wejść każdy.

To mało powszechna wiedza, ale strzelnice to częste miejsce nieszczęśliwych wypadków, samobójstw i prób samobójczych.

Norbert, instruktor: Sam powstrzymałem trzy próby. Nigdy nie zapomnę kobiety, która chciała zrobić to przy całej rodzinie. Na szczęście jesteśmy przeszkoleni, żeby jak najszybciej wyłapywać takie sytuacje. Zawsze, gdy coś się wydarzy, oglądamy nagrania video, analizujemy mowę ciała. Nigdy nie wydam broni komuś, kto jest „elektryczny” – z rozbieganym wzrokiem… Albo komuś, kto prosi tylko o pięć nabojów. Bo po co ci tylko pięć?

Dwie kreski

Dwa dni przed kolejnym etapem szkolenia gapię się w test ciążowy – dwie kreski. Od razu zaczynam szukać w necie informacji, czy mogę dalej strzelać. Na forach raczej odradzają – wdychanie ołowiu i hałas.

Dzwonię do instruktora.

- Lepiej nie. Nie chodzi już o ołów, ale jeśli ktoś na sąsiedniej osi będzie strzelać z kałacha, to ciśnienie powietrza jest tak duże, że może zaszkodzić.

- Rozumiem. To widzimy się jak będzie po wszystkim. Chociaż, kto wie, może mindset mi się zmieni i broń przestanie mnie interesować…

- Albo właśnie będziesz chciała mieć broń. Żeby obronić dziecko.

CZ Shadow. Strzelasz i uciekasz

Nie ma badań, które pozwoliłyby stwierdzić, jaki procent Polaków o lewicowych poglądach chodzi na strzelnicę albo ma pozwolenie na broń. Ale przez ostatnie dwa miesiące rozmawiam o strzelaniu niemal wyłącznie z osobami, których raczej nie spotkacie na wiecu Mentzena.

Marta razem z mężem-marksistą wychowuje syna Piotra. Nieironicznie uwielbia Joannę Senyszyn. Strzela, bo pochodzi z wojskowej rodziny i ma do tego sentyment. Ale w domu rodzinnym broni nie było. I Marta tę zasadę odziedziczyła.

Paweł razem z bratem prowadzi butikową siłkę w Warszawie. Medytuje, czyta, ma tatuaż z zachodzącym słońcem, a na Instagramie dodaje zdjęcia kawy na roślinnym mleku. Pochodzi z robotniczej rodziny, a starszą siostrę – dziennikarkę i feministkę – uważa za wzór. Strzelanie traktuje jako kolejną męską zajawkę – obok boksu i siłki. Poza tym wierzy, że jeśli ktoś ma lewicowe poglądy, jak on, to chce bronić swojej wspólnoty. Babcia Pawła była sanitariuszką w Powstaniu Warszawskim, ale nigdy o tym nie mówiła. Być może stąd u Pawła przekonanie o konieczności obrony kraju.

Magda zrobiła bardzo dużo dla weganizmu w Polsce. Ale zrozumiała, że świata nie zbawi, dlatego rozmawiamy przy tatarze. Wciąż uważa się za lewaczkę, ale czuje się rozczarowana „instagramową” lewicą. Uważa, że dużo więcej ma wspólnego ze „zwykłymi” ludźmi, niż z wielkomiejskimi aktywistami. Planuje przeprowadzić się na odludzie i myśli, że broń będzie jej wtedy potrzebna.

Filip, pracownik agencji reklamowej, na półkach Piketty, „Kapitał” i reportaże. Zaczął strzelać w Covidzie, z nudów kupili sobie z kolegą wiatrówkę. Mówi, że sięgnął po strzelanie, być może dlatego, że w dzieciństwie często padał ofiarą przemocy. Lubi sobie wyobrażać, że broni kogoś na ulicy przed napadem.

Marta najbardziej lubi strzelać z karabinka KBKS.

Paweł chce mieć Glocka 17.

Filip – też Glocka.

Magda – dubeltówkę.

Ja obiecałam sobie, że nie kupię broni. Ale już się jej nie boję. Zaczęłam za to czuć niepokojąco miłe ciepło, gdy myślę o czeskim pistolecie CZ Shadow (6150 zł).

Norbert, instruktor: – Mnóstwo osób, zwłaszcza kobiet, mówi, że nie chcą kupować broni. Ale chcą mieć taką możliwość. Czasami ludzie korzystają z pozwolenia dopiero, gdy pojawia się jakieś zagrożenie. Gdy ogłoszono lockdown, ludzie powyjmowali pozwolenia z szuflad i masowo ruszyli do sklepów z bronią. Wpadali, prosząc, żeby sprzedać im cokolwiek.

Eksperci, z którymi rozmawiam, zgodnie mówią, że inwazja Rosji na Ukrainę była momentem przełomowym. Wszystkie szkoły strzeleckie przeżyły wówczas oblężenie.

- Obudziłem się, usłyszałem w radio, że coś się dzieje, spojrzałem w telefon, był czerwony, i tak przez cały dzień – mówi Norbert.

Później fala chętnych do nauki strzelania się „wypłaszczyła”, ale zainteresowanie bronią nie maleje, a liczba wydawanych pozwoleń rośnie z roku na rok.

Karolina, psycholożka: – Bliskość wojny sprawia, że czujemy się bezradni. A zdobycie takich umiejętności trochę nas uspokaja, czujemy, że wychodzimy trochę z tej bezradności. Nie mam wpływu na to, co się dzieje na świecie, ale mogę coś zrobić, żeby w razie czego być bardziej przygotowanym.

Ktoś chwali model szwajcarski: po obowiązkowej służbie wojskowej obywatele zatrzymują broń, ale bez amunicji, ta przechowywana jest w wojskowych magazynach.

Norbert, instruktor: – Posiadanie broni daje ułudę bezpieczeństwa. Na co dzień i tak nie możesz jej użyć. Zresztą w sytuacji zagrożenia 95 proc. osób nie będzie wiedziało, co robić z tym, co nosi za paskiem.

- A w przypadku wojny?

- Broń nie pomoże ci się obronić. Może kupić ci trochę czasu na ucieczkę. Kilkanaście sekund. Powiedzmy, jacyś żołnierze-maruderzy zbliżają się do twojego domu. Strzelasz ostrzegawczo i spierdalasz.

Imiona niektórych bohaterów zmieniłam na ich prośbę.

;
Na zdjęciu Adriana Hochmańska
Adriana Hochmańska

Absolwentka dziennikarstwa na UAM w Poznaniu i Polskiej Szkoły Reportażu. Od kilkunastu lat interesuje się Izraelem i Palestyną, prowadzi na Instagramie profil o Tel Awiwie-Jafie.

Komentarze