0:000:00

0:00

Słowa Janusza Lewandowskiego w mediach tradycyjnych i społecznościowych wywołały negatywne reakcje. Lewica i liberałowie zarzucają mu zaściankowość, nadmierną fiksację na kwestii Polski i brak wrażliwości na katastrofę humanitarną. Na prawicy słowa Lewandowskiego uznane zostały za „odlot” w krytyce rządu PiS i sugerowanie, że w Polsce jest gorzej niż w Syrii.

View post on Twitter

Przeczytaj także:

Bliższa analiza wypowiedzi europosła, wskazuje, że obie interpretacje są nadinterpretacją.

Europoseł nie mówił, że nie należy zajmować się sytuacją w Aleppo, ani że sytuacja w Polsce jest gorsza niż w Syrii.
Parlament jest w gorączce wyborczej, patrzy na Aleppo. Powinien patrzeć na ulice Warszawy.
Gafa. Nie zignorował sytuacji w Syrii, ale wyraził się niefortunnie.
Parlament Europejski,14 grudnia 2016

Wyrażał raczej niezadowolenie, że w czasie przeznaczonym na debatę o zagrożeniach demokracji w Polsce, uwaga eurodeputowanych była skierowana na sytuację w Syrii. Nie sugerował, że PE nie powinien ofiarami Aleppo się zajmować, ale że debata o Polsce nie powinna się odbywać w czasie, kiedy z Syrii przychodzą tak przerażające wieści.

Nie zmienia to faktu, że była to gafa. Tak doświadczony polityk powinien uważniej dobierać słowa. Nagranie trzeba przesłuchać kilkukrotnie by zrozumieć sens słów Lewandowskiego.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że sytuacja w Polsce powinna być uznana za ważniejszy temat niż dramat setek tysięcy osób, którym w każdej chwili grozi śmierć, na głowę spadają bomby, a ich domy zamienione są w zgliszcza. Niezależnie ile jeszcze granic przekroczą Kaczyński, Szydło i Duda, nie będzie to problem takiej skali jak wydarzenia w Syrii.

Słowa Lewandowskiego brzmią tym gorzej, że polska opinia publiczna jest bardzo skupiona na własnym podwórku, a wiedza i zaangażowanie Polaków w sprawy globalne są znacznie mniejsze niż w społeczeństwach Zachodu, co widać choćby z nieufnego i nieprzychylnego stosunku do uchodźców. Pewien udział ma w tym konserwatyzm polskiego Kościoła.

Aleppo. Na naszych oczach

Przed kilkoma laty w mieście mieszkało około 2 mln ludzi.

Wielu udało się uciec, w tym samym czasie setki tysięcy osób straciło życie zastrzelone przez żołnierzy jednej z walczących stron lub zamordowani w nieustających bombardowaniach.

Pozostało może 100 tys. osób. Błagają o pomoc.

Niemal wszyscy ściśnięci są na terenie kilku kilometrów kwadratowych, jednym z ostatnich skrawków, które nie są jeszcze doszczętnie zniszczone. Chcą wydostać się z miasta i proszą o zapewnienie im bezpiecznego przejścia.

Nikt na ten apel nie odpowiada. ONZ ma plan ewakuacji. Ale by wcielić go w życie, potrzebuje gwarancji, że podstawiony przez nich transport będzie mógł przewieźć wszystkich bez zagrożenia. Unia Europejska ma środki, żeby to zagwarantować. Opóźnianie decyzji nawet o dzień może sprawić, że 100 tysięcy osób wkrótce zginie.

To wszystko dzieje się na naszych oczach, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Sytuacja z Aleppo jest nam codziennie przekazywana nie tylko przez obiektywy kamer i aparatów.

Sami mieszkańcy miasta przez media społecznościowe ślą nam wiadomości.

Często są to pożegnania. Często już w kilka godzin później ich autorzy i autorki nie żyją.
View post on Twitter
View post on Twitter
View post on Twitter

Fakt, że Unia Europejska tak mało robi w sprawie Syrii i Aleppo, powinien budzić refleksję. A Polska robi jeszcze mniej – właściwie nic. Jesteśmy jedynym, obok Węgier krajem UE, który nie przyjął ani jednej osoby w ramach programu relokacji uchodźców z obozów w Grecji i Włoszech. Od dawna wspólnie z Węgrami jesteśmy zresztą głównym hamulcowym wszelkich wysiłków wspólnoty na rzecz pomocy uchodźcom.

Argument polskiego rządu, że zamiast przyjmować uchodźców na teren Polski, chce pomagać w rozwiązywaniu ich problemów na miejscu to czcze gadanie. Po pierwsze, trudno wyobrazić sobie by Polska bez pomocy NATO, ONZ, czy Unii była w stanie coś w Syrii zdziałać. Po drugie, jak pokazują dane, polskie zaangażowanie w pomoc humanitarną "na miejscu" jest śmiesznie małe.

Źródło: uchodzcy.info, FB

Można by oczekiwać, że Unia zajmie się sytuacją z Syrii, chociażby z egoistycznych pobudek. Nie od dziś wiadomo, że konflikty na Bliskim Wschodzie zmuszają setki tysięcy ludzi do ucieczki i do Europy napływa fala uchodźców. Jest to jeden z głównych powodów chwiejności wspólnoty – rosną obawy obywateli, który w konsekwencji ulegają obietnicom i deklaracjom rozmaitych ksenofobów i populistów uprawiających propagandę prostych recept na skomplikowane problemy.

;

Udostępnij:

Szymon Grela

Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.

Komentarze