0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plDawid Zuchowicz / Ag...

"Chcemy rozpocząć poważną dyskusję na temat systemu podatkowego na dwa lata przed wyborami, bo wiemy, że trzeba o tym dyskutować, trzeba szukać wszelkich niejasności" - mówił Włodzimierz Czarzasty podczas gospodarczego kongresu Nowej Lewicy, która przedstawiła swoje pomysły na podatki, zmniejszenie rat kredytów, wsparcie samorządów i walkę z drożyzną. "Po Morawieckim zostanie za to chaos w systemie podatkowym. Nauczyciele, pielęgniarki, mundurowi, rodzice samodzielnie wychowujący dzieci, wszyscy dostali po kieszeni. Tyle zostało z zapowiedzi nowych, sprawiedliwych podatków" - kontynuował Czarzasty.

Co znalazło się w propozycjach Lewicy?

Progresywne podatki

Pierwszym punktem są "sprawiedliwe podatki", czyli proporcjonalne do dochodów. Nowa Lewica proponuje, żeby osoby zarabiające do 3 tysięcy zł brutto nie płaciły podatków - a nie, jak obecnie, 17 proc. Przy 6 tys. brutto stawka ma wynosić 10 proc., przy 8 tys. - 12,5 proc. Przy zarobkach powyżej 12 tys. brutto obecnie podatek wynosi 32 proc. Nowa Lewica proponuje 16 proc. Najwyższym podatkiem byłyby objęte najbogatsze osoby, zarabiające powyżej 50 tys. zł miesięcznie - miałby wynieść 40 proc. (czyli o 8 proc. więcej niż dziś).

Na stronie Lewicy zamieszczono kalkulator proponowanego systemu.

"110 000 zł - tyle zarabia Daniel Obajtek tylko z tytułu bycia prezesem Orlenu. Płaci jedynie 32 proc, tyle, co klasa średnia. Nowa Lewica proponuje 40 procent. Obajtek nawet tego nie zauważy u siebie w kieszeni" - mówił Robert Biedroń. Wyliczał także, że jeśli dyrektor firmy logistycznej zarabia 12 800 brutto i zapłaciłby proponowany przez Lewicę podatek w wysokości 17 proc. (a nie 32), rocznie w kieszeni zostałoby mu dodatkowe 586 zł.

Progresja podatkowa - jak pisał na łamach OKO.press Tomasz Markiewka - ma na celu przede wszystkim obniżanie nierówności społecznych. Nie chodzi o to, żeby wszyscy równali w dół. Nie chodzi również o to, by uniemożliwić zwiększanie dochodów. "Rzecz po prostu w zmniejszeniu dystansu między poszczególnymi grupami społecznymi" - pisał Markiewka.

Przeczytaj także:

Podczas kongresu wyliczano: osób zarabiających powyżej 15 tys. zł miesięcznie jest jedynie 4 proc. 6-15 tysięcy zarabia 30 proc. społeczeństwa. Najwięcej osób dostaje co miesiąc mniej niż 6 tys. zł brutto - aż 66 proc. Polaków.

Propozycja Nowej Lewicy zakłada likwidację progów podatkowych, ale też ulg — wszystkich. "Państwo umawia się w ten sposób z podatnikiem, że ten zapłaci o wiele niższy podatek niż obecnie, ale ustalona stawka będzie ostateczna. Obecny katalog ulg nie tylko znacznie zmniejsza wpływy podatkowe, ale również jest jedną z przyczyn rosnącego skomplikowania systemu. Prosty system z jednej strony przywróci rządowi wiele narzędzi prowadzenia polityki podatkowej, ale również zmniejszy możliwość unikania opodatkowania za pomocą tzw. optymalizacji podatkowej" - piszą autorzy propozycji.

Zmiany w CIT

Kolejnym punktem gospodarczego planu Nowej Lewicy są zmiany w rozliczaniu CIT. Obecnie większość przedsiębiorstw płaci 19 proc. CIT. Mniejsze firmy płacą 9 proc. - jeśli wartość przychodu ze sprzedaży brutto lub przychody inne niż z zysków kapitałowych nie przekroczyły w poprzednim roku podatkowym kwoty 2 mln euro. Niższy CIT przysługuje również firmom rozpoczynającym działalność, w pierwszym roku podatkowym.

Lewica proponuje, żeby najmniejsze przedsiębiorstwa, czyli takie, których dochód w skali roku wynosi do 45 tys. zł, były objęte skalą 0-9 proc. CIT. Duże firmy, z przychodem od 9 mln zł (czyli ok. 2 mln euro) do 500 mln zł, płaciłyby podatek o wysokości 9-27 proc. (w zależności od wysokości przychodu). Największe przedsiębiorstwa płaciłyby 27 proc. CIT.

Niższy VAT

Drożyzna - to słowo przewijało się podczas kongresu Nowej Lewicy wielokrotnie. "Drożyzny w swojej kieszeni nie zauważa Obajtek i Morawiecki, ale miliony emerytów i rodzin. Oni, kiedy przychodzi im zapłacić za zakupy, widzą szalejącą drożyznę. Rok temu dochody państwa wzrosły o 30 mld zł z podatku VAT, dlatego że rosły ceny. Morawiecki i cały jego rząd zarobili na naszej biedzie. Zarobili na tym, że ceny rosną" - mówił Robert Biedroń.

Dlatego Lewica proponuje obniżenie VAT-u z 23 proc. na 15. Jedynie w sześciu państwach Unii Europejskiej główna stawka VAT jest wyższa niż w Polsce - na Węgrzech, w Szwecji, Danii, Finlandii, Chorwacji i Grecji.

Na potrzebę obniżenia VAT wskazywała od dawna część ekonomistów, wyjaśniając, że jest to podatek, który najbardziej obciąża niezamożnych.

„Podatki pośrednie działają jak cep, obciążają każdego dzień po dniu, godzina po godzinie, idzie się do sklepu i płaci podatek. Niby to sprawiedliwe, bo każdy tyle samo zapłaci. Tyle że osoby mniej zamożne w sklepach co miesiąc zostawiają wszystko. Im większą część dochodów ktoś musi wydawać na życie, tym bardziej te podatki go obciążają” – mówiła w wywiadzie dla gazeta.pl profesor Hanna Kuzińska, ekonomistka z Akademii Leona Koźmińskiego.

W ramach tarczy antyinflacyjnej rząd zdjął VAT z produktów pierwszej potrzeby - m.in. mięsa, wyrobów mleczarskich czy pieczywa. Do 5 proc. ograniczono VAT na energię elektryczną i cieplną, a do 8 proc. - na benzynę i olej napędowy. Jest to rozwiązanie jedynie tymczasowe, a niższy VAT ma obowiązywać do końca lipca 2022. W wakacje ceny pójdą w górę, a debata o obniżeniu VAT-u - tego możemy być pewni - powróci.

Lewica chce obniżać VAT stopniowo, co roku o jeden punkt procentowy. Warto przypomnieć, że stawka 23 proc. VAT została wprowadzona w 2011 roku przez rząd Donalda Tuska i miała obowiązywać zaledwie trzy (!) lata.

Kredyty, samorządy i edukacja

Lewica zwraca również uwagę na rosnące raty kredytów. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

"Proponujemy okiełznanie kredytów bankowych. Proponujemy specjalny dodatek, wsparcie na te trudne czasy, do kredytów mieszkaniowych. To średnio dla każdej rodziny ok. 300 zł miesięcznie. Państwo i rząd na to stać" - mówił Biedroń.

Istotnym punktem kongresu było również finansowanie samorządów. "Proponujemy, aby rząd zrekompensował samorządom każdą złotówkę, ale nie poprzez dotacje, bo one nie trafiają do każdego samorządu. Trzeba zwiększyć udział samorządów w dochodzie z wpływu PIT, z 50 proc. do 70 proc." - mówiła Jolanta Banach. Jak zaznaczała, dziura w budżecie samorządowym to brak pieniędzy na edukację, transport, pomoc społeczną czy mieszkalnictwo. Podkreśliła również, że pomoc rządowa nie powinna polegać na programach i dotacjach, a na stałym wsparciu.

Zgodnie z pomysłem Nowej Lewicy, zwiększenie udziału jednostek samorządu terytorialnego w podatku dochodowym od osób fizycznych wyglądałoby następująco:

1) z 39,34 proc. do 53,80 proc. dla gmin;

2) z 10,25 proc. do 14,02 proc. dla powiatów;

3) z 1,60 proc. do 2,19 proc. dla województw.

Lewica proponuje także, żeby nauczyciele byli opłacani z budżetu państwa - a nie, jak obecnie, przez samorządy. "Samorządy już dopłacają do oświaty. To nie tylko pozwoli oszczędzić pieniądze samorządom, ale również pozwoli na równe wynagrodzenia nauczycieli, niezależnie od miejscowości" - mówiła podczas kongresu Jolanta Banach.

Wiceszefowa Nowej Lewicy Beata Maciejewska mówiła z kolei o przejrzystości konkursów na członków zarządów spółek Skarbu Państwa. W ocenie Lewicy - kandydaci powinni być przesłuchiwani pod względem kompetencji przed specjalną sejmową komisją. Miałoby to dotyczyć kluczowych spółek, takich jak np. Orlen czy PGNiG. Maciejewska zaznaczała również, że istotne jest wyrównywanie szans dla kompetentnych kobiet. "Chcemy, aby wszędzie tam, gdzie są co najmniej 3 osoby w danym organie, 2/3 było reprezentowane przez jedną płeć" - mówiła.

Koniec śmieciówek

Przedstawiciele najmłodszego pokolenia Lewicy w swoich przemówieniach skupili się na umowach śmieciowych, fikcyjnym samozatrudnieniu i darmowych stażach. "Pracuję od szesnastego roku życia - od zawsze na śmieciówkach" - opowiadała ze sceny Zuzanna Piwowar z Federacji Młodych Socjaldemokratów. "Najwięcej przepracowałam w sektorze kultury. Moje doświadczenie na tym rynku to przede wszystkim praca projektowa, zawsze rozliczana w oparciu o umowę zlecenie lub dzieło.

Często zastanawiam się, co będzie, jak już skończę studia i zostanę na rynku pracy. Czy dalej będę pracować jako prekarna pracownica, która nie ma stałego zatrudnienia i żyje od śmieciówki do śmieciówki?

Bez poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji, zabezpieczenia. Jestem przekonana, że wielu dwudziestolatków może zadawać sobie to samo pytanie. I to nie jest tylko i wyłącznie problem umów śmieciowych, a całego rynku pracy" - mówiła. Zaznaczyła także, że umowa o pracę nie powinna być dobrem luksusowym.

"Młodego pracownika w Polsce obowiązują 3 podstawowe zasady. Nie chorujesz, nie odpoczywasz, nie narzekasz" - podkreślał Łukasz Michnik, działacz Lewicy z Olsztyna. "Mam dość państwa z kartonu, w którym wszystko jest fikcją. Mam dość państwa, które sprawia, że marzeniem mojego pokolenia jest wzięcie kredytu. I mam dość ciągłej, wyniszczającej niepewności".

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze