0:00
0:00

0:00

Artykuł powstał we współpracy z "Głosem Wielkopolskim"

Stowarzyszenie Towarzystwo Lexus, reprezentowane przez kilku prawników, oficjalnie działa dla dobra publicznego. Jak twierdzi - darmowo prowadzi procesy o setki tysięcy złotych, reprezentując np. poszkodowanych przez firmy transportowe. Choć sprawy z powództwa Lexusa kończą się często sukcesem i wypłatą pieniędzy, stowarzyszenie formalnie nie ma ani grosza. Odczuły to firmy, które w sądach wygrały z Lexusem i potem, zgodnie z prawem, domagały się od niego zapłaty kosztów procesu. Nic nie dostały.

Archiwalna strona internetowa stowarzyszenia Lexus. Występowało jako "Kancelaria LexPremium"

Lexus z jednej strony wygrywa duże kwoty; z drugiej - gdy przegra - twierdzi, że niczego nie ma. Gdzie są pieniądze? Trwa śledztwo, które ma ustalić, czy stowarzyszenie ukrywa majątek. W Poznaniu coraz głośniej mówi się o tym, że kilku prawników, pod szyldem prokonsumenckiej organizacji, zarabia na pozywaniu firm. Gdy Lexus wygrywa – prawnicy reprezentujący stowarzyszenie dostają spore sumy. Jeśli przegra – odcinają się od stowarzyszenia, które sami założyli. Twierdzą, że są jedynie jego pełnomocnikami.

Urzędnik znający kulisy działalności Lexusa: – Wymyślili sprytny sposób na zarabianie pieniędzy. Myślą, że są tak bardzo sprytni, że aż nietykalni.

Pro publico bono?

Lexus działa od 2005 r. Oficjalnie - „pro publico bono”. Zaczął od pozywania sklepów internetowych, księgarni, biur podróży. Zarzucało im wprowadzanie w umowach niedozwolonych zapisów, niekorzystnych dla klientów (tzw. klauzuli abuzywnych). Teoretycznie stowarzyszenie broniło nas wszystkich – konsumentów. Jak wyglądała praktyka?

Przeczytaj także:

Wielu drobnych przedsiębiorców jest przekonanych, że szczytne idee stały się parawanem do zarabiania pieniędzy. Właściciele firm dostawali propozycje, że stowarzyszenie napisze dla nich np. nowy regulamin sprzedaży internetowej. Koszt usługi: 500 złotych. Kto się nie zgodził – otrzymywał wkrótce pozew za niedozwolony zapis w regulaminie. Jeśli takich zapisów było 10 w różnych punktach regulaminu, pozwów też było 10. W internecie drobni przedsiębiorcy komentowali, że napisali złe regulaminy nieświadomie, a Lexus zaczął na nich „polować”.

Zbigniew Kuchta z Piaseczna przed laty otrzymał pismo od stowarzyszenia. Najpierw potraktował je jako żart, potem jako próbę szantażu. Dziś, na wspomnienie o Lexusie, najpierw z obawą pyta, czy stowarzyszenie może go pozwać za to, co o nim powie. – Po tym, co mnie spotkało, straciłem wiarę w sądy. One przyklepały wszystko, czego chciał Lexus. Przygodę z tym stowarzyszeniem przypłaciliśmy z żoną utratą firmy, kilkunastu tysięcy złotych oraz zdrowia – opowiada.

Prowadzili z żoną małą firmę kurierską. Regulamin jej działalności napisał sam. Wzorował się na umowach innych firm z tej branży.

– Nagle dostałem pismo od Lexusa, że znalazł w moim regulaminie dziewięć niedozwolonych zapisów i składa przeciwko mnie dziewięć pozwów. Łącznie na kwotę niewiele większą niż 3 tys. zł. Potem kolejne pismo - że możemy się dogadać. I jeśli zapłacę im 4 tys. zł, w ramach ugody wycofają pozew. Byłem pewien, że nic nie mogą mi zrobić. Ale oni poszli do sądu, a ten to przyklepał. Nie mogłem się odwołać, bo nie miałem pieniędzy. Mnie sąd nie zwolnił z kosztów. A Lexus, jako organizacja prokonsumencka, był zwolniony z opłat. W pismach twierdził, że reprezentuje anonimowego obywatela, który poskarżył się na mój regulamin. To bzdura - wśród moich klientów nie było żadnej osoby fizycznej. Więc kto miałby się poskarżyć na mój regulamin? – pyta Kuchta.

Patent na kierowców ciężarówek

Teraz to Lexus jest w opałach. Zaczęło się od tego, że kilka lat temu znalazł nowy cel roszczeń. Pozwami zostały zasypane bogate firmy transportowe, które nie płaciły swoim kierowcom ryczałtów za noclegi. Jeśli pracując poza domem spali w kabinach ciężarówki, powinni dostać pieniądze na hotel. W imieniu kierowców wystąpił właśnie Lexus, a cała branża stanęła przed widmem wypłaty sporych sum. Skala roszczeń Lexusa wobec sektora transportowego ma sięgać 40 mln zł.

Firmy transportowe zaczęły dociekać, kto stoi za stowarzyszeniem. Zastanawiające były powiązania rodzinne w Lexusie i przepływy finansowe między nim, a kilkoma radcami prawnymi z poznańskiej kancelarii. Pieniądze wygrane w różnych sprawach przez Lexusa, trafiały właśnie do tych prawników. Stowarzyszenie dało im bowiem pełnomocnictwa do ich odbierania. Jednak gdy przegrało jakiś proces i miało zapłacić koszty postępowania, tłumaczyło, że jest organizacją prokonsumencką i nie ma majątku. Akta rejestrowe Lexusa pełne są pism od komorników i wierzycieli.

W maju 2016 roku Związek Pracodawców „Transport i Logistyka” wysłał wniosek do poznańskiego sądu o przymuszenie stowarzyszenia, by wpisało się do rejestru przedsiębiorców. Zdaniem ZPTiL, Lexus prowadzi normalną działalność gospodarczą. A pozywając firmy o ryczałty za noclegi, korzysta z zapisów zwalniających stowarzyszenia prokonsumenckie z opłat sądowych.

"Głównym celem jest działalność zarobkowa na rzecz kancelarii radców prawnych, a nie dobro obywateli" – napisał do sądu Związek Pracodawców.

Według firm z branży transportowej, Lexus, jako stowarzyszenie, nie ma prawa pobierać wynagrodzenia od osób, które reprezentuje w sądzie. A jednak zarabia na prowadzeniu spraw.

Kierowca: wzięli 30 procent

Dotarliśmy do jednego z wielu kierowców, którzy skorzystali z usług Lexusa, walcząc o ryczałty za noclegi. Potwierdził, że musiał podzielić się pieniędzmi z prawnikami związanymi ze stowarzyszeniem.

Opowiada: – Dowiedziałem się, że mój pracodawca nie wypłaca przysługujących mi ryczałtów za noclegi. W internecie, wyskoczyły mi namiary na Lexusa. Zadzwoniłem. Powiedzieli, że nie poniosę żadnych kosztów sądowych, bo są organizacją społeczną i pomagają kierowcom. Byli bardzo zainteresowani czy takich kierowców, jak ja, jest więcej. Wiem, że zgłaszali się do nich następni. Informacje w mojej firmie rozchodziły się pocztą pantoflową. Do Lexusa zaczęło się zgłaszać tyle osób, że już na wstępie zaczęli brać od chętnych po tysiąc złotych. Prawnicy związani z Lexusem mówili mi, że doradzają także drugiej stronie. Mecenas Robert Walczak opowiadał, że doradza firmom, jak spisać umowę z kierowcą, żeby nikt się nie doczepił.

Kierowca dodaje, że po wygranej z pracodawcą, zgłosił się do Lexusa po pieniądze. Stowarzyszenie i kancelarię postrzega jako jeden podmiot: – Po pieniądze kazali mi się zgłosić na ul. Bolka w Poznaniu. Mieści się tam kancelaria mec. Walczaka. Zgodnie z umową zatrzymali dla siebie 30 proc. mojej wygranej. I tak zostało dla mnie kilka średnich krajowych – dodaje.

Śledztwo

Przed wakacjami poznański sąd wydał postanowienie o wpisaniu Lexusa do rejestru przedsiębiorców. To kończyłoby żywot stowarzyszenia jako organizacji działającej pro publico bono. Ale Lexus, reprezentowany przez mecenasów Walczaka i Zgłobickiego, poskarżył się na to orzeczenie. Sprawa nadal się toczy.

To nie koniec kłopotów Lexusa. Trwa śledztwo prokuratury i policji w sprawie ukrywania majątku stowarzyszenia. – Występuje w nim około stu pokrzywdzonych, a szacowane straty wynoszą kilkadziesiąt tysięcy zł. Niewykluczone, że te liczby wzrosną. Sprawa została zainicjowana przez urzędników (z magistratu – który sprawuje nadzór nad stowarzyszeniami), do których trafiały rozmaite skargi. Na przykład komornicy zgłaszali, że egzekucje prowadzone przeciwko stowarzyszeniu są nieskuteczne – mówi Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.

Lexus Walczakami stoi

Dotarliśmy do akt rejestrowych Lexusa. Został założony w 2005 r. Prezesem stowarzyszenia został Robert Walczak. Dziś funkcję prezesa pełni jego matka - Ewa Walczak. Z kolei jej rodzice - oboje urodzeni przed drugą wojną światową - przez lata zasiadali w komisji rewizyjnej stowarzyszenia. Kontrolowali więc własną córkę. Niedawno zostali odwołani, a ich miejsce zajęli kolejni krewni.

Jak przyznała prezes Ewa Walczak, podczas jednego z przesłuchań w sądzie, założycielami Lexusa byli prawnicy, m.in. jej syn mecenas Robert Walczak. Nie chciała podać nazwisk kolejnych prawników, argumentując, że nie chce narażać ich na nieprzyjemności.

Jak ustaliliśmy, Lexusa reprezentuje w sądach również radca prawny Łukasz Zgłobicki, który ma kancelarię pod tym samym adresem co mecenas Walczak. Także troje krewnych Zgłobickiego działało w Lexusie.

Kolejny prawnik reprezentujący stowarzyszenie to Bartosz Nowak. Kobieta o takim samym nazwisku jest dziś przewodniczącą komisji rewizyjnej Lexusa.

Spotkanie? „Szkoda czasu”

Jeden z naszych informatorów twierdzi, że „mózgiem” przedsięwzięcia jest obecnie 36-letni Robert Walczak. Syn obecnej pani prezes i wnuk byłych członków komisji rewizyjnej jest postrzegany jako bystry prawnik. Informator dodaje, że gdy pojawiły się poważniejsze zastrzeżenia pod adresem stowarzyszenia, mecenas usunął się w cień.

W tym budynku mieści się wirtualne biuro Lexusa

26 sierpnia zadzwoniliśmy do Roberta Walczaka. Nie chciał umówić się na spotkanie, bo jak stwierdził szkoda na nie czasu. W rozmowie telefonicznej zapewniał, że Lexus od nikogo nie pobiera pieniędzy, a wszystkie wygrane trafiają do kierowców. A co z prawnikami?

– Jako prawnik nie pracuję za darmo. Wynagrodzenie to kwestia uzgodnień między mną, a klientem. O szczegółach nie powiem ze względu na tajemnicę zawodową – odpowiedział.

Nie chciał odnieść się do naszych ustaleń, że od kierowców brał po 30 procent prowizji. Stwierdził, że nie będzie komentował pogłosek.

Co z długami Lexusa wobec wierzycieli? Gdzie są pieniądze z wygranych spraw wytaczanych przez stowarzyszenie?

– Z tego co wiem, stowarzyszenie reguluje swoje zobowiązania, a jego członkowie płacą składki. Stowarzyszenie nie działa dla zysku i nie jest szyldem dla działalności mojej czy innych prawników. Firmy transportowe zarzucają takie działania, bo rękoma i nogami bronią się przed uregulowaniem zaległych ryczałtów dla kierowców – przekonuje Walczak.

Stowarzyszenie nadal prowadzi sprawy w imieniu kierowców ciężarówek. Do jednego tylko sądu, w Środzie Wielkopolskiej, w 2014 roku przeciw jednej firmie wpłynęły 102 pozwy. Lexus, w imieniu kierowców, domagał się wypłaty wielu tysięcy złotych. Wiele z tych spraw wciąż trwa.

;

Komentarze