To jeden z najważniejszych surowców dla transformacji energetycznej, o który biją się światowe potęgi. Dla mniejszych graczy może być kartą przetargową w grze o pozycję międzynarodową. Lit staje się centrum międzynarodowej gry o surowce
Trwa wyścig po europejskie złoża litu, na którego rynku chce się rozepchać Donald Trump. Lit nie bez przyczyny nazywany bywa „białym złotem„ czy „ropą XXI wieku”. Używany do produkcji magazynów energii, baterii napędzających samochody elektryczne i zasilających urządzenia elektroniczne surowiec jest jednym z najbardziej pożądanych materiałów w światowej gospodarce. Jego wszędobylskość wynika przede wszystkim z lekkości i braku alternatyw. To najlżejszy znany metal, a nowatorskie technologie oparte na innych pierwiastkach, jak krzem czy sód, nie wychodzą na razie poza laboratorium. Dlatego każde złoże litu jest ważną częścią nie tylko ekonomicznej, ale i geopolitycznej układanki. Zabezpieczenie dostępu do tego pierwiastka może decydować o konkurencyjności poszczególnych gospodarek.
Światowe złoża litu szacuje się na 98 mln ton. Surowiec wciąż jest odkrywany w nowych miejscach – choćby w maju 2024 w USA wykryto złoże, które mogłoby pokryć 40 proc. całego zapotrzebowania Stanów na ten pierwiastek. Problem w tym, że jego zasoby nie pokrywają świata równomiernie, dlatego niektóre z największych gospodarek muszą przynajmniej częściowo dogadywać się z państwami, które mają go pod dostatkiem.
Przywódcy światowych potęg coraz częściej spoglądają w kierunku największych eksporterów litu. To między innymi Chile (9,3 mln ton – dane amerykańskiej agencji United States Geological Survey), Argentyna (3,6 mln ton) i Australia (6,3 mln ton). Potężne rezerwy posiadają również Chiny (3 mln).
Wśród największych graczy wymienia się też Stany Zjednoczone, które według szacunków z 2023 roku mogą pochwalić się złożami w wysokości ok. 1,8 mln ton surowca możliwego do pozyskania. To sporo mniej od państw ścisłej czołówki, dlatego Stany szukają porozumienia z innymi krajami, które mogłyby być dla nich źródłem litu. W ten sposób chcą zerwać między innymi z importem chińskich baterii i akumulatorów.
Państwo Środka kontroluje 82 proc. importu gotowych jednostek zasilających do Stanów i 72 proc. całego tamtejszego rynku bateryjnego. Chiny zdominowały też rynek światowy – mają udział 80 proc. we wszystkich sprzedanych bateriach. Dostęp do technologii ich produkcji i surowców zapewnił Pekinowi wiodącą pozycję na rynku samochodów elektrycznych.
Pojazdy z Państwa Środka są porównywalne technologicznie i tańsze od odpowiedników z Europy i Stanów Zjednoczonych.
Dlatego Waszyngton już od kilku lat walczy z Pekinem o podporządkowanie sobie zagranicznych złóż. Szczególnie ważny jest tu „trójkąt andyjski” – Chile, Boliwia i Argentyna – gdzie znajduje się ponad połowa nadającego się do wydobycia surowca. W sierpniu 2024 roku Stany podpisały z Argentyną „strategiczne porozumienie” o eksploatacji tamtejszych rezerw krytycznych minerałów. Chiny z kolei rozpychają się między innymi w Chile.
W cieniu tej walki znajduje się Unia Europejska. Najwięcej uwagi w UE poświęca się do tej pory złożom w Portugalii (60 tys. ton). Próby ich eksploatacji spotykają się jednak z protestami zagrożonych rolników i organizacji ekologicznych, walczących o zachowanie ekosystemu północnego regionu Barosso. Mimo to rozpoczęcie wydobycia wciąż planują tam Brytyjczycy z Savannah Resources. Jak szacują, roczna produkcja litu ze złoża wystarczyłaby, by wyprodukować rocznie 500 tys. baterii do samochodów elektrycznych.
Wiele ze znaczących europejskich źródeł litu znajduje się już poza Unią. Dlatego ciosem dla europejskich stolic może być utrata dostępu do litu z Ukrainy. Najnowsze szacunki mówią, że na terenie ogarniętego wojną kraju znajdują się złoża o wielkości 750 tys. ton, a kijowska administracja może się nie zawahać, by na swój rynek zaprosić Amerykanów. W zamian za to prezydent Zełenski miałby liczyć na wsparcie militarne i przychylność prezydenta Donalda Trumpa. Ten wprost oznajmia, że chce zawrzeć umowę z Ukrainą.
„Chcemy zrobić interes z Ukrainą, polegający na zabezpieczeniu tego, co im dajemy dostępem do minerałów ziem rzadkich i innych rzeczy. Chcemy gwarancji” – mówił Trump. Oprócz litu miałoby chodzić między innymi o uran.
Ukraina ma tym większy w tym interes, że jedno ze złóż (Kruta Balka) znajduje się na terytorium okupowanym przez Rosję, a kolejne (Szewczenko) praktycznie na linii frontu. Amerykanie mogliby je eksploatować dopiero po zakończeniu wojny. Dwa pozostałe złoża (Dobra i Pokochiwśke w obwodzie kirowogradzkim) są bardziej oddalone od linii frontu, w przypadku tego ostatniego wydano już nawet koncesję na wydobycie. Naukowcy z Politechniki w Dnieprze ocenili, że kraj ma „wysoki potencjał zaopatrywania globalnych łańcuchów technologicznych w lit w stanie surowym”.
„Jeżeli chcemy, by amerykańscy żołnierze bronili w przyszłości Ukrainy, to musimy zachęcić amerykańskich inwestorów do włożenia tu miliardów dolarów. Bo w ostatecznym rozrachunku ta kwestia może się okazać decydująca. Dotyczy to nie tylko Ukrainy” – mówił „Rzeczpospolitej” Ołeksij Melnyk, ekspert bezpieczeństwa międzynarodowego z kijowskiego Centrum Razumkowa.
Unia Europejska stara się nadążyć. Szansą w tym przypadku jest nie tylko otwarcie kopalni na północy Portugalii, ale i sięgnięcie po złoża na pograniczu czesko-niemieckim. W Czechach państwowy ČEZ inwestuje w kopalnię w regionie Ujścia nad Łabą. Przedsięwzięcie w przygranicznym Cinovcu, określone przez lokalne władze jako „strategiczne”, doczekało się wsparcia z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji dla regionów odchodzących od węgla. Rząd w Pradze podaje, że czeskie rezerwy litu mogą znacznie przekraczać zarówno te portugalskie, jak i ukraińskie, a ich ilość w kraju usteckim mają stanowić od 3 do 5 proc. światowych zasobów minerału. Wydobycie ma rozpocząć się też w sąsiednim wobec Cinovca niemieckim złożu w Zinnwaldzie.
Unijni decydenci próbują utrzymywać swoje wpływy również poza granicami Strefy Schengen. Zasoby litu w Serbii mają służyć między innymi niemieckiemu i włoskiemu przemysłowi motoryzacyjnemu. Dostęp do surowca jest niezwykle ważny dla firm tego sektora zza naszej zachodniej granicy. Przez brak kontroli nad wydobyciem surowców Volkswagen, Mercedes-Benz czy grupa Stellantis przegrywają walkę o prymat z chińskimi koncernami.
W lipcu zeszłego roku w Belgradzie odbył się szczyt dotyczący surowców krytycznych. W spotkaniu uczestniczyli między innymi kanclerz Niemiec Olaf Scholz, komisarz UE ds. Zielonego Ładu Maroš Šefčovič, jak i przedstawiciele włoskiego i niemieckiego banku rozwoju. Wspólnie podpisali memorandum, które ma zapewnić europejskiemu przemysłowi dostęp do serbskiego litu. Może chodzić o nawet 118 mln ton rudy, z której można wyekstraktować ok. 2 mln ton czystego metalu.
Historia serbskich planów wydobycia litu pokazuje jednak, że dotarcie do pokładów „białego złota” bywa okupione dużymi stratami środowiskowymi, a inwestycje w kopalnie mogą budzić ostry sprzeciw. Plany projektu wydobywczego Jadar zostały wyciągnięte z szuflady na kilka dni przed wizytą unijnych oficjeli w Belgradzie. Wcześniej serbski rząd zdecydował o jego zawieszeniu w związku z masowymi protestami.
„Rząd zdecydował wtedy o anulowaniu planu zagospodarowania przestrzennego umożliwiającego inwestycję oraz cofnął koncesję na wydobycie surowców brytyjsko-australijskiemu koncernowi Rio Tinto. 11 lipca br. (2024 – przyp. aut.) Trybunał Konstytucyjny orzekł, że uchylenie planu przestrzennego było niezgodne z konstytucją, a 16 lipca gabinet przywrócił ten plan i licencję holdingu” – podsumowuje Marta Szpala z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Serbowie protestowali przeciwko planom Rio Tinto od 2021 roku. Jedna z demonstracji zgromadziła w stolicy 650 tys. osób. Domagali się między innymi zabezpieczenia dostępu do czystej wody pitnej, której zasoby mogą zostać zanieczyszczone w procesie wydobycia. Po podpisaniu porozumienia z UE Serbowie znów opanowali ulice Belgradu, blokując między innymi ruch na dwóch ważnych węzłach kolejowych. Prezydent Vučić w obliczu kolejnego kryzysu stwierdził w mediach, że rosyjskie służby ostrzegały go przed ryzykiem zamachu stanu.
Zasoby litu mogą być też ważną kartą przetargową „nieliberalnej demokracji” Serbskiej Partii Postępowej w czasie kolejnego kryzysu politycznego. Doszło do niego po listopadowej (2024) tragedii w Nowym Sadzie, gdzie zawaliło się betonowe zadaszenie nad wejściem do stacji kolejowej. Zginęło 15 osób. Było to kolejny impuls do protestów, gromadzących po kilkadziesiąt tysięcy osób. Demonstracje trwają już trzeci miesiąc, jednak Bruksela wciąż zwleka ze zdecydowaną reakcją – i to nie po raz pierwszy.
„Dla władz serbskich dysponowanie rzadkim, a zarazem pożądanym przez europejski przemysł zasobem stanowi element wzmacniania pozycji wobec Zachodu. Belgrad celowo sugerował ostatnio, że złożami interesują się także podmioty chińskie. Rozgrywanie przezeń kwestii decyzji o inwestycji ma wyciszyć krytykę zachodnich partnerów dotyczącą utrzymywania bliskich stosunków z Moskwą, pogarszających się standardów rządów prawa oraz agresywnego kursu względem nieuznawanego przez Serbię Kosowa. Strategia ta okazała się skuteczna” – zwraca uwagę Marta Szpala.
„Incydenty podczas krajowych wyborów parlamentarnych i lokalnych nie spotkały się z ostrą reakcją UE, naciski na przyłączenie się do unijnych sankcji wymierzonych w Białoruś i Rosję osłabły, a niektóre państwa członkowskie podnoszą nawet postulat otwarcia kolejnego klastra w negocjacjach akcesyjnych” – zauważa ekspertka.
Nie tylko Serbia protestuje przeciwko wydobyciu litu. Ekstrakcja tego minerału z użyciem kwasu siarkowego i wodorotlenku sodu zanieczyszcza już gleby i wodę w Chile, zagrażając nie tylko ludziom, ale i ekosystemowi – w tym lokalnym flamingom. Zanieczyszczenia, ale i suszy się też mieszkańcy czesko-niemieckiego pogranicza. Pozyskanie litu z wydobytej rudy wymaga potężnych ilości wody – 1,9 mln litrów na tonę surowca.
Dlatego bardzo możliwe, że potęgom – w tym Stanom Zjednoczonym i Unii Europejskiej – najłatwiej będzie odwrócić wzrok od dewastacji przyrody poza swoimi granicami. Wycofanie się z wyścigu po lit na pewno nie wchodzi w grę.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze