0:00
0:00

0:00

Ministra Anna Zalewska 13 maja 2018 roku na spotkaniu z obywatelami i obywatelkami w Oławie chwaliła się rychłym wprowadzeniem programu "Dobry start". Projekt rozporządzenia, gwarantującego jednorazową wypłatę 300 zł wszystkim uczniom do 18. roku życia, trafić ma pod obrady na najbliższym posiedzeniu Rady Ministrów.

Wielu rodzinom dodatkowe 300 zł w domowym budżecie w wyczerpującym finansowo okresie, związanym z początkiem roku szkolnego, z pewnością się przyda. Wątpliwości budzi jednak, podobnie jak w przypadku programu 500 plus, sposób dystrybucji świadczenia. Taką samą kwotę dostaną bowiem rodziny w trudnej sytuacji finansowej, jak i te, dla których wyprawka szkolna, dodatkowe zajęcia, zakup książek, uczestnictwo dzieci w wydarzeniach kulturalnych czy podróże nie stanowią wielkiego wyzwania finansowego. Nie może być tu mowy o niwelowaniu jakichkolwiek różnic społecznych, bo dawanie wszystkim po równo, niezależnie od rzeczywistych potrzeb, żadnych dysproporcji nie znosi ani nawet nie zmniejsza.

Wyjątkowo przewrotne jest mówienie o wyrównywaniu szans przy pomocy 300 zł przez ministrę, która swoją reformą dramatycznie zwiększyła różnice edukacyjne.

300 zł wypłacane raz do roku nie zatrzyma nadciągającej katastrofy związanej z różnicami społecznymi, których pogłębienie niesie ze sobą reforma edukacji Prawa i Sprawiedliwości. Co tę katastrofę zwiastuje?

Przeczytaj także:

Zniesienie obowiązku przedszkolnego dla pięciolatków

Pierwszą spektakularną decyzją „reformatorów” było podniesienie wieku rozpoczęcia edukacji szkolnej do 7 lat. Kampania Karoliny i Tomasza Elbanowskich „Ratujmy maluchy” odniosła sukces, sześciolatki zostały w przedszkolach.

Za to w zupełnej ciszy przeszło wycofanie obowiązkowej nauki przedszkolnej dla pięciolatków, które temu towarzyszyło.

A ten właśnie ruch wyjątkowo sprzyja pogłębianiu edukacyjnych różnic, bowiem najłatwiej je niwelować na jak najwcześniejszym etapie nauki. Dzieci, które chodziły do przedszkola, mają w szkole lepsze wyniki. Powszechna opieka przedszkolna zmniejsza rozpiętość różnic społecznych.

Z raportu Komisji Europejskiej z 2013 roku wynika, że aż 37 proc. polskich dzieci powyżej trzeciego roku życia, zanim trafi do zerówki, pozostaje jedynie pod opieką rodziców. To najgorszy wynik w Europie. O ile w dużych miastach zdecydowana większość dzieci objęta jest edukacją przedszkolną, o tyle na obszarach wiejskich to zaledwie 40 proc. Tę właśnie dysproporcję wyrównywał obowiązek przedszkolny dla pięciolatków, z którego Prawo i Sprawiedliwość się wycofało.

Skrócenie obowiązkowego czasu edukacji ogólnej

MEN twierdzi, że gimnazja się nie sprawdziły. Nie potwierdzają tego wyniki międzynarodowych badań PISA, w których pozycja naszych uczennic i uczniów wzrasta systematycznie od czasu wprowadzenia gimnazjów. Nieprawdą jest również, że gimnazja zwiększyły różnice edukacyjne pomiędzy wsią a miastem. Nie zmniejszyły ich w wystarczającym stopniu, ale z całą pewnością ich nie pogłębiły – na co wskazują te same badania.

Likwidacja gimnazjów to nie tylko zmiana tabliczek na budynkach. To przede wszystkim skrócenie czasu obowiązkowej edukacji ogólnej z dziewięciu do ośmiu lat. Ministerstwo próbuje ukryć ten wstydliwy fakt tłumacząc, że 8 + 4 to to samo, co 6 + 3 + 3, ale po raz kolejny manipuluje, ponieważ nie każdy młody człowiek po szkole podstawowej idzie do liceum. Ta różnica nie będzie miała znaczenia dla dzieci ze środowisk uprzywilejowanych, z których znaczna większość po szkole podstawowej trafi do liceum, ale w przypadku młodzieży ze środowisk defaworyzowanych zmiana ta jest bardzo niekorzystna.

Gimnazjum dawało im szansę na dodatkowy rok edukacji ogólnej w szkołach często dużo lepiej wyposażonych, z bardziej wyspecjalizowaną kadrą pedagogiczną niż w wiejskich szkołach podstawowych.

Uczniowie i uczennice o rok wcześniej będą musieli/musiały dokonać wyboru zawodu. Co do tego, że opóźnianie tego momentu przyczynia się do zmniejszenia nierówności edukacyjnych, badacze są zgodni.

Wczesny próg selekcji

Anna Zalewska często tłumaczy, że gimnazja segregowały uczniów, rodzice omijali rejonizację i dość szybko wyłonił się podział na lepsze i gorsze szkoły. Próżna nadzieja, że tak się nie będzie działo po ich likwidacji. Prof. Roman Dolata, autor badań dotyczących gimnazjów, twierdzi, że różnicowanie szkół było wynikiem działania sił społecznych, które będą działały nadal i sprawią, że segregacja przeniesie się o poziom niżej – do szkół podstawowych.

Podział na podstawówki i gimnazja sprawiał, że duża część rodziców odraczała tę grę o "dobrą edukację" właśnie do czasu gimnazjum; teraz zaczną wybierać szkoły podstawowe o lepszych wynikach, szerszej ofercie zajęć dodatkowych czy lepszych warunkach lokalowych.

Odpływ dzieci do oświaty niepublicznej

Wskutek reformy i spowodowanego nią pogorszenia warunków nauki, zamożni rodzice przenoszą swoje dzieci do szkół niepublicznych. Chaos, przepełnienie, fatalne podstawy programowe, nauka w systemie zmianowym i roszady kadrowe w szkolnictwie publicznym powodują, że w 2017 roku w sektorze edukacji niepublicznej liczba uczennic i uczniów zwiększyła się o 10 proc. Jeśli tendencja się utrzyma, szkoły niepubliczne mogą stać się standardem dla dzieci z klasy średniej. Co więcej, jak twierdzi dr Przemysła Sadura,

„wzrost zainteresowania szkołami prywatnymi może też mieć wpływ na segregację uczniów w szkołach publicznych. By nie tracić uczniów na rzecz szkół niepublicznych, samorządy mogą pozwolić rodzicom omijać rejonizację i wybierać podstawówki. To doprowadzi do dużej różnicy poziomów między szkołami w dużych miastach i poszczególnych dzielnicach”.

To bardzo niepokojący trend. Anna Zalewska na otarcie łez tym, których nie będzie stać na dobrą edukację swoich dzieci, daje 300 zł na zeszyty i piórniki.

Konsekwencją reformy edukacji wprowadzonej przez Prawo i Sprawiedliwość będzie pogłębienie różnic społecznych. Pisze o tym ponownie Rzecznik Praw Obywatelskich w ostatnim wystąpieniu do Anny Zalewskiej. Adam Bodnar podkreśla, że problemy, jakie niesie reforma edukacji, w znacznym stopniu przyczyniają się zarówno do zwiększenia różnic edukacyjnych oraz wpływają negatywnie na realizację prawa do nauki, wyrażonego w art. 70 Konstytucji RP.

1,5 mld można wydać na rozwiązania systemowe

Hipokryzją jest udawanie, że celem reformy jest niwelowanie różnic edukacyjnych. A hipokryzją do kwadratu jest twierdzenie, że program Wyprawka 300 plus w jakikolwiek sposób do tego celu prowadzi.

Jeśli rząd ma półtora miliarda złotych na ten program, to może warto wydać je na systemowe rozwiązania. Doinwestować szkoły, sfinansować obiady, zapewnić opiekę psychologiczną czy sfinansować podręczniki dla uczniów szkół średnich. Pomysłów jest mnóstwo, można skorzystać z porad ekspertów tak, żeby naprawdę zadbać o zmniejszenie edukacyjnych różnic.

W przeciwnym razie Wyprawkę 300 plus można uznać wyłącznie za kupowanie głosów przed nadchodzącymi wyborami samorządowymi.

Autorka zrezygnowała z honorarium wyrażając w ten sposób wsparcie dla OKO.press

;

Udostępnij:

Dorota Łoboda

Radna Warszawy, jedna z liderek ruchu Rodzice Przeciwko Reformie Edukacji, członkini Rady Programowej Kongresu Kobiet, prezeska fundacji Rodzice Mają Głos.

Komentarze