Od kilku dni w internecie krążą zdjęcia i filmy z Lubina obrazujące scenkę jak z czasów okupacji hitlerowskiej: dzieci na klęczkach z podniesionymi rękami, mur z drutem kolczastym, mundurowi z bronią gładkolufową. Wsród klęczących niepełnosprawny chłopak. Bali się, że ich zastrzelą
Sytuacja wygląda tak nieprawdopodobnie, że wielu uważało te fotki za fejkowe. OKO.press ustaliło fakty, dotarło do świadków i rodziców klęczących dzieci.
Eugeniusz Zgirski – emeryt z Lubina, od 1967 roku fotografujący – w niedzielę 8 sierpnia jak wielu lubinian poszedł pod Komendę Powiatową. Wybuchły tam potężne zamieszki na wieść o śmierci 34-latka, który nie przeżył policyjnej interwencji.
Pan Eugeniusz krążąc wokół zajść dokumentował sytuację z daleka Nikonem P900 uzbrojonym w teleobiektyw. Cały czas był poza strefą, w której latały butelki, bruk i gumowe kule. Fotografował armatki wodne, które polewały tłum, kobietę, która położyła się na drodze, oddziały prewencji strzelające zza tarcz do napastników.
W pewnym momencie za swoimi plecami zobaczył tyralierę mundurowych – policja robiła łapankę, ale z dala od zamieszek. Zgirski obszedł ten kordon uciekając w stronę Bowling Club – też poza strefą agresji, jakieś 150 m między blokami od komendy. Tam, za betonowym, różowym płotem zobaczył scenę, która go zmroziła. „No coś podobnego! "– w szoku krzyknął do siebie. Zaczął robić zdjęcia.
Siedmioro dzieci – w większości w wieku ok. 13-15 lat, ze dwie osoby wyglądały na starszych nastolatków – klęczały pod murem z drutem kolczastym. Wszystkie miały uniesione ręce w górze.
Pilnował ich oddział policji w pełnym rynsztunku, ze strzelbami lub pałami w rękach oraz trzy osoby, z czego dwie mocno wytatuowane - prawdopodobnie policjanci w cywilu. Dzieci zauważyły fotografa. Jedno – z maseczką z piorunem Strajku Kobiet na twarzy – podniosło rękę robiąc znak victorii. Fotograf zdążył zrobić tylko kilka ujęć, bo jego teleobiektyw zauważył funkcjonariusz i zaczął mu zasłaniać zatrzymanych.
Dzieci klęczały pod ścianą co najmniej 15 minut. Podjechały radiowozy. Około 10 policjantów tak zasłoniło ich wprowadzanie do pojazdów, by nie można było tego filmować i fotografować. Zresztą mundurowi wcześniej wyskakiwali z aut i rozganiali świadków: „Odejdź z tego terenu! Natychmiast!” - krzyczeli.
Pan Eugeniusz, gdy rozmawia z nami, jest wciąż wściekły – nie potrafi zrozumieć, dlaczego policja zatrzymała te dzieci. „One nie brały udziału w akcji z kamieniami, w zamieszkach pod komendą. To jest niemożliwe! Były poza »linią frontu« - podkreśla. „Te dzieciaki to byli gapie. Zamieszki były dla nich atrakcją, a policja zrobiła na nich zasadzkę" – mówi nam inny ze świadków, który był blisko tych scen.
Trochę o sytuacji mówią dwa filmy nakręcone smartfonami. Widać, że ludzie obserwujący zatrzymanie nastolatków pod płotem są wściekli na policję – z kilkunastu metrów puszczają soczyste wiązanki, nie nadające się do cytowania. „Mało wam śmierci, ku...a?" - krzyczy jakiś mężczyzna. „To wygląda jak II wojna światowa!" - dodaje inny.
Hasło, które często się powtarza na obu filmach: „to dzieci!”. Ktoś – filmujący lub obok niego – tłumaczy drugiej osobie: „Zatrzymali dzieciaki i ustawili je razem twarzą pod ścianą”. Jakaś kobieta do mundurowych: „Puszczajcie te dzieci, pedały!”.
Bezpośrednio lub pośrednio dotarliśmy do matek trójki z tych nastolatków. Dwie odmówiły rozmowy. Boją się. Słyszymy, że ludzie czują się tam zastraszeni. „Policja ciągle tutaj krąży, zaczepiają każdą grupkę w pobliżu komendy, młodzież spisują, zastraszają ludzi" – mówi nam lubinianin z okolic komendy. „Ludzie są tak przerażeni, że boją się wyjść" – dodaje druga osoba.
Trzecia matka zgodziła się na rozmowę. „Syn mówił, że wracał od kolegi. Ale nie rozmawiałam z nim głębiej o tym, co się wydarzyło. Bo po tym co przeżył, zamknął się w sobie" – mówi matka. Dodaje, że trójka z zatrzymanych to byli koledzy z okolicy, reszty nie znali – jacyś przechodnie, gapie. Obiecuje porozmawiać z synem i jeszcze z OKO.press, ale potem już nie odbiera telefonu.
Piotr Borys, poseł z tego regionu, który aktywnie wspiera rodzinę zabitego 34-latka, rozmawiał z matką zatrzymanego i zmuszonego do klęczenia 15-latka oraz z nim samym. „Powiedział mi, »Myślałem, że zostanę zabity«” - relacjonuje poseł.
Psycholożka i psychoterapeutka z Lubina Agnieszka Jastrzębska dotarła do matek dwójki z zatrzymanych tam nastolatków. Jednym z nich był niepełnosprawny, 18-letni chłopiec z wadą serca i porażeniem mózgowym. „Ale sam się poruszał, funkcjonujący" - zaznacza. Chłopak obserwował zamieszki i złapali go podczas obławy. Zatrzymali na 48 godzin, wywieźli poza Lubin. „Matka go poszukiwała, nie wiedziała co się z nim dzieje. Miała trudności, by znaleźć jakiekolwiek informacje o nim. Dopiero o 23:00 w niedzielę dowiedziała się, że policja go ma" – opisuje psycholożka. Ta kobieta nie spała dwie noce, bo bała się o wadę serca syna. Wrócił po dwóch dniach. Odwieźli go. W kajdankach. Zalęknionego. Tak strasznie się bał, że nie chciał wychodzić z domu. „Konsekwencje dla zdrowia psychicznego będą długofalowe" – zaznacza Jastrzębska.
Wszystkie te dzieci widziały, co spotkało 34-latka z rąk policji. „Wiedzieli, że policja robi krzywdę. To potęgowało ich strach" - dodaje.
Przesłuchiwano ich bez udziału rodzin. Podsunięto jakieś dokumenty. Nastolatkowie podpisywali je, choć ich nie rozumieli. Nie przekazano, im jakie mają prawa, nie mogli się skontaktować z bliskimi.
Jastrzębska rozmawiała też z matkami nastolatków zatrzymanych wtedy w Lubinie w innych miejscach.
Mama jednego opisywała, że jej dziecko w areszcie było bez jedzenia i picia przez 48 godzin!
W innym przypadku matka biegała od jednej komendy do drugiej szukając kontaktu z synem. Dowiedziała się dopiero od jego dziewczyny, gdzie jest - policja zgarnęła ich, gdy przyglądali się, jak armatka wodna rozgania tłum. Ją wypuścili, a jego wywieźli do Wałbrzycha. „Rozmawiałam z tym 17-latkiem. Boi się wychodzić z domu, ma trudności w samodzielnym funkcjonowaniu. Gdy musiał iść na policję, to nie chciał sam, a tylko z mamą" – opisuje Jastrzębska.
Inny z zatrzymanych chłopców opisywał terapeutce, że gdy ma teraz iść na policję to pojawiają się u niego stany lękowe: somatyczne bóle brzucha, biegunka. „Samo to wydarzenie może stać się czynnikiem wyzwalającym PTSD (zespół stresu pourazowego – red.)" – ostrzega terapeutka. Osoby, które to przeżyły, może będą musiały korzystać z pomocy psychiatry.
W czwartek 12 sierpnia wieczorem, gdy Jastrzębska ostatni raz rozmawiała z rodzicami zatrzymanych, ci twierdzili, że nadal nie znają protokołów zatrzymania, ani nie wiedzą, jakie zarzuty postawiono ich dzieciom.
Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur przy RPO potwierdza niektóre z ww. zarzutów wobec policji. Do aresztu trafiały przypadkowe osoby nieletnie, a ich opiekunowie prawni nie byli o tym informowani. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej" zastępczyni RPO dr Hanna Machińska mówiła, że KMPT stwierdził bardzo wiele innych naruszeń:
niektórzy z ponad 60 zatrzymanych byli niemal cały czas w kajdankach; byli też za nie wleczeni, rzucano ich na podłogę komendy, na której musieli leżeć ponad godzinę; funkcjonariusze odnosili się do nich w wulgarny sposób.
RPO „z niepokojem obserwuje coraz częstsze ingerencje policji w wolność zgromadzeń publicznych młodych osób”. I przypomina szefowej lubińskiej policji standardy: dzieci mają takie same prawa do demonstrowania jak i dorośli.
Policja w tej sprawie nabiera wody w usta. Zastępca oficera prasowego w Komendzie Powiatowej w Lubinie, mł. asp. Krzysztof Pawlik kategorycznie odmawia odpowiedzi na jakiekolwiek pytania o dzieci zmuszone do klęczenia pod płotem. Nawet nie chce powiedzieć, czy widział te zdjęcia i nagrania. Odsyła do rzecznika komendanta wojewódzkiego podkom. Wojciecha Jabłońskiego. Ten nie odbiera telefonu. Zastępująca go później mł. asp. Aleksandra Pieprzyczka tłumaczy, że tylko jedną osobę przydzielono do obsługi prasowej tej sprawy (choć zespół prasowy liczy pięć osób). Stąd przeciążenie. Zapytaliśmy mailem więc rzecznika prasowego komendanta wojewódzkiego Policji we Wrocławiu:
Nadkom. Jabłoński odpisał mailem, w którym nie było odpowiedzi na sześć z siedmiu zadanych przez OKO.press pytań. Przekleił do maila coś, co przypomina propagandowy przekaz, dokładnie ten sam, jaki przesłał „Gazecie Wrocławskiej" i „Polska The Times " (tytuły kontrolowane od pół roku przez PKN Orlen) oraz „Gazecie Wyborczej".
Rzecznik w owym mailu twierdzi, że „funkcjonariusze zastosowali taktykę bardzo zbliżoną do tej stosowanej w innych państwach, co często pokazują również media. Dla bezpieczeństwa swojego jak i innych, przygotowując osoby do sprawdzenia czy posiadają niebezpieczne i zabronione przedmioty, zatrzymanych pozostawia się w takiej pozycji, aby ich ręce były widoczne, natomiast ruchy skrępowane, uniemożliwiające atak na funkcjonariuszy czy też inne osoby, samookaleczenie się, użycie siły a także ucieczkę oraz odrzucenie przedmiotów zabronionych”.
Dalej rzecznik pisze jak to przebiegały zamieszki, ilu policjantów odniosło rany itd. - choć o to nie pytaliśmy.
Ponowiliśmy pytania, na które nie dostaliśmy odpowiedzi – czyli prawie wszystkie - ale do momentu publikacji tego artykułu nie dostaliśmy już żadnego maila od rzecznika.
Były policjant wysokiej rangi z Komendy Głównej Policji krótko komentuje sytuację: „Takich rzeczy nie powinno się robić nawet dorosłym, a co dopiero dzieciom!".
Poseł Borys: „Te metody wobec osób 13-15 letnich nie powinny być stosowane. Zmuszanie ich do klęczenia nie jest uzasadnionym działaniem".
Mirosław Dudziński, psycholog: „ Środki nieproporcjonalne do przewinienia. Takie zmuszanie do klęczenia z rękami podniesionymi niszczy ludzką godność".
Jacek Żakowski, publicysta „Polityki” i TOK FM, od kilku dni jest mocno zbulwersowany tymi scenami. „Dla mnie to bardziej przerażające niż to, co się stało z Bartoszem (34-latkiem, który nie żyje - red.). To dużo gorsze niż błąd niedoszkolonych policjantów podczas tej interwencji. Takie pastwienie się nad dzieciakami świadczy o okupacyjnej mentalności policji. To są sceny, które ja oglądałem na zdjęciach z Palestyny, czy okupacji niemieckiej w Polsce. We współczesnej Polsce nie widziałem takich obrazów, ani z dorosłymi, ani tym bardziej z dziećmi" – podkreśla.
To był widok, jak za czasów hitlerowskich – podobne skojarzenia ma autor fotografii pan Eugeniusz. Nie tylko on. Według trendsMap pod jednym z popularniejszych tweetów ze zdjęciem obrazującym tę sytuację, po słowie „dzieci”, drugim z najczęściej używanych słów (ex equo z „policja”) w komentarzach było... „gestapo”.
„Ja bym raczej powiedział SS, niż Gestapo" – koryguje internautów Jacek Żakowski.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze