0:000:00

0:00

Wiceminister kultury Paweł Lewandowski w TVP Kultura ogłosił nową interpretację majowego listu dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Magdaleny Sroki do Christophera J. Dodda, prezesa Stowarzyszenia Amerykańskich Producentów Filmowych. Do tej pory wydawało się, że Sroka jedynie "utraciła zaufanie ministra Glińskiego" (tak mówił wiceminister Sellin) albo zgodnie z komunikatem ministra Piotra Glińskiego "naraziła na szwank wizerunek Polski". Potem "Wiadomości TVP" sięgnęły po język Marca 1968: "szkalowała nasz kraj". Teraz Lewandowski użył języka propagandy stalinowskiej:

Wysłanie tego listu do amerykańskich filmowców potraktowaliśmy w charakterze sabotażu. Gdyby pani Sroka wysłała go jako osoba prywatna — byłoby to niemoralne. Ale wysłała go jako dyrektor Instytutu jako oficjalne pismo PISF i to niesie realne konsekwencje
To była głupia pomyłka, natychmiast wyjaśniona
TVP Kultura,25 października 2017

Lewandowski uzupełnił: "To oświadczenie polityczne, które jest kłamliwe, burzy reputację nie tylko PISF, ale i Polski".

Według prawa sabotaż to:

  • umyślne niewypełnienie albo wypełnianie wadliwie swoich obowiązków w zamiarze wywołania dezorganizacji, strat i szkód;
  • ma na celu uniemożliwienie lub utrudnienie prawidłowego funkcjonowania zakładów albo urządzeń lub instytucji o poważnym znaczeniu dla działania państwa.

"Sabotażyści" byli - obok "wrogów ludu" i "wrogów klasowych" - ulubionym terminem propagandy stalinowskiej, które towarzyszyło niszczeniu rzeczywistych i urojonych przeciwników.

Przeczytaj także:

O co chodzi z tym listem

Sprawa listu wysłanego 18 maja 2017 z podpisem Sroki do prezesa Stowarzyszenia Amerykańskich Producentów Filmowych (tu można go przeczytać po angielsku) była wielokrotnie wyjaśniana.

Jak mówił Jacek Bromski, przewodniczący Rady PISF, list dotyczył zezwolenia na użycie w materiałach reklamowych PISF zdjęć z ceremonii oscarowych z udziałem Wajdy i Pawlikowskiego: „Był napisany tak skandaliczną angielszczyzną, że adresaci nie bardzo zrozumieli, o co chodzi. Zawarto w nim także aluzje do cenzury w Polsce”.

Najbardziej drastyczny (i zarazem dziwaczny ) cytat z listu brzmi: "To przerażające, jak szybko możemy znowu zwrócić się ku absurdalnej cenzurze, prowadzonej przez ksenofobicznych nacjonalistów, schowanych w cieniu statuy Chrystusa Króla Polski”.

Całą sprawę Rada wyjaśniła już w czerwcu 2017.

  • Sroka poinformowała Radę, że nie znała treści listu, który został wysłany przez pracowniczkę PISF z faksymile jej podpisu;
  • pracowniczka została zwolniona w trybie natychmiastowym;
  • Rada uznała, że szkoda wizerunkowa nie była duża.

Sama Magdalena Sroka wyjaśniała, w oświadczeniu z 11 października 2017 tuż po tym, jak została odwołana, że list "był skierowany wyłącznie do Christophera Dodda, który kilka dni po jego otrzymaniu otrzymał ode mnie przeprosiny wraz z informacją, że zawarte w liście treści nie są oficjalnym stanowiskiem PISF, uzupełnioną o opis sytuacji, w jakiej doszło do przesłania mu takiej korespondencji.

Wyjaśnienia przyjął z pełnym zrozumieniem i nadał temu wydarzeniu jedyny właściwy ton i proporcje, pisząc:

"Dziękuję Ci za uprzejme i pełne wdzięku wyjaśnienie. Nie ma powodów do przeprosin; rozumiem okoliczności i współczuję twojej koleżance z powodu tego niewinnego błędu".

Szanowni Państwo,

Tuż po zakończeniu 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, uznanego za jedenz najlepszych w historii, w pierwszą rocznicę śmierci Mistrza Andrzeja Wajdy, zostaję odwołana z funkcji szefa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. W opinii Rady Instytutu decyzja ta jest bezprawna. Do dziś żaden z przedstawicieli Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie skontaktował się ze mną, aby przekazać mi odwołanie, zatem nie mogę odnieść się do użytych w nim argumentów.

Jednak ta decyzja nie jest dla mnie zaskoczeniem, gdyż przedstawiciele resortu kultury od kilku miesięcy nieskutecznie wymuszali na mnie podanie się do dymisji. Nie będę wyliczać efektów mojej pracy, dość podkreślić, jak wielką satysfakcję sprawiają mi kolejne wielkie nagrody dla polskich filmów i ich Twórców, błyskotliwe debiuty i rozwój niezależnego kina czy pozyskanie 78 mln zł środków europejskich na rekonstrukcję cyfrową skarbów polskiej kinematografii.

Dziękuję wszystkim za wsparcie. Zawłaszczanie przez polityków niezależnych instytucji kultury, które zapewniają twórcom pluralizm i wolność wypowiedzi, może w mojej ocenie prowadzić do ograniczania swobód obywatelskich, o którym mówił i przed którym przestrzegał nas w swoim ostatnim filmie Mistrz Andrzej Wajda.

Polskie kino jest w fenomenalnej kondycji. Zaczyna swoją wielką światową podróż i ma szanse na trwałe zagościć w kilkudziesięciu krajach świata. Polskie kino to wybitni, odważni, mądrzy i wolni twórcy. Wolność artystyczna jest w Was i nikt nie może jej Wam zabrać. To wy budujecie narodową kulturę, stwarzacie przestrzeń, w której krytycznej analizie można poddać społeczeństwo i jego przywary, toczyć bezkrwawe spory o kształt świata i system wartości, rozwijać umiejętność myślenia i oceny, budzić emocje i empatię, kształtować wrażliwość i dobry gust, uczyć różnorodności i tolerancji, oswajać strach przed obcym i nieznanym.

Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego twierdzi, że odwołuje mnie z powodu listu do senatora Christophera J. Dodda. Pod listem w istocie widnieje mój podpis, a zatem wyłącznie ja ponoszę odpowiedzialność zarówno za jego treść, jak i fakt doręczenia do adresata. Jednak list został wysłany w maju, był skierowany wyłącznie do senatora, który kilka dni po jego otrzymaniu otrzymał ode mnie przeprosiny wraz z informacją, że zawarte w liście treści nie są oficjalnym stanowiskiem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, uzupełnioną o opis sytuacji, w jakiej doszło do przesłania mu takiej korespondencji. Wyjaśnienia przyjął z pełnym zrozumieniem i nadał temu wydarzeniu jedyny właściwy ton i proporcje, pisząc: „Thank you for your kind and graceful note. There is no need to apologize; I understand the circumstances and sympathize with your colleague’s innocent mistake”.

Sprawy kadrowe rozstrzygnęłam wcześniej i nie ma powodu do nich wracać.

Pełne wyjaśnienia w kwestii omyłkowego wysłania tego listu złożyłam w MKiDN już w czerwcu [2017]. Podobne wyjaśnienia przedstawiłam Radzie Instytutu. Od tego czasu do 9 października trwał proces podejmowania decyzji o odwołaniu: medialnie list został ujawniony ponad 4 miesiące po jego wysłaniu, a jedynym podmiotem, który poza Polskim Instytutem Sztuki Filmowej z całą pewnością posiada kopię listu, jest Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Szkoda na wizerunku zarówno PISF, jak i Polski z całą pewnością dokonała się – o ile się dokonała – w momencie jego upublicznienia. Za to odpowiedzialność ponosi ujawniający.

Bezsprzecznie zatem w całej tej sytuacji nie chodzi o mnie, chodzi o odzyskanie kolejnej instytucji przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego bez względu na koszty, bez znaczenia dla powodów i bez poszanowania prawa.

Zaszczytem i przyjemnością była praca z Państwem. Za odwagę i solidarność raz jeszcze bardzo Wam dziękuję.

Magdalena Sroka

"Jeden z pracowników PISF prowadził intensywną korespondencję z przedstawicielem Amerykańskiej Akademii Filmowej, która miała udostępnić PISF archiwalne materiały z wręczenia Oscarów. Ponieważ pracownikowi zależało na otrzymaniu tych materiałów, a wciąż nie było zgody, korespondencja stawała się coraz bardziej emocjonalna. Inna osoba miała z kolei na podstawie tej korespondencji – półprywatnej – przygotować oficjalny list do senatora Dodda. Zamiast to zrobić, bezmyślnie skopiowała jeden z tych maili i wysłała do Dodda. Ten mail miał wątpliwą formę, padały w nim argumenty na stopie właściwie prywatnej, nie służbowej, był napisany mową potoczną...

...i fatalną angielszczyzną.

To prawda, ale w korespondencji potocznej, osobistej język angielski często pozostawia wiele do życzenia. Co nie powinno mieć miejsca w oficjalnym liście PISF.

Skąd ten błąd?

Nikt oficjalnie nie przygotowywał listu do senatora Dodda. List został wysłany w sytuacji nadzwyczajnego pośpiechu. W tym dniu wyjeżdżaliśmy do Cannes, gdzie mieliśmy prezentację polskiego kina, więc materiały z Oscarów były nam potrzebne natychmiast.

Ale pośpiech nigdy nie jest dobrym doradcą i jego skutki bywają fatalne. Tak było i tym razem.

Osoba, która wysłała list, została zwolniona z PISF?

Wobec obu osób – i tej, która prowadziła wcześniej korespondencję, i tej, która skopiowała treść jednego z maili i wysłała do senatora – wyciągnęłam konsekwencje, z jednym z pracowników zakończyliśmy współpracę. Przede wszystkim jednak od razu, gdy tylko zapoznałam się z treścią wysłanego listu, osobiście przeprosiłam senatora Dodda za zaistniałą sytuację. Przyjął to – co chcę podkreślić – z pełnym zrozumieniem.

Podobno nie ma oryginału tej korespondencji.

Oryginału nie ma – zakładam, że dlatego, iż ktoś ten list wyniósł i dostarczył go ministerstwu. W jakiś sposób przecież ministerstwo weszło w jego posiadanie. W instytucie jest tylko kopia.

Nie bagatelizuję sprawy listu, który nigdy nie powinien zostać w takiej formie ani napisany, ani wysłany. Było mi i jest niezmiernie przykro, że do tego doszło. Ale list został wysłany do jednej osoby, która została za to przeze mnie przeproszona. Prawdziwą szkodę ten list robi teraz, gdy został w dziwnych okolicznościach upubliczniony.

Sroka zinterpretowała też całą sytuację: "Zawłaszczanie przez polityków niezależnych instytucji kultury, które zapewniają twórcom pluralizm i wolność wypowiedzi, może w mojej ocenie prowadzić do ograniczania swobód obywatelskich, przed czym przestrzegał nas w swoim ostatnim filmie Mistrz Andrzej Wajda".

Jak mówiła OKO.press Agnieszka Holland, sprawa listu jest oczywistym pretekstem. „Władze zasadzały się na Magdalenę Srokę od zwycięskich wyborów.

Skok na PISF wpisuje się w program kulturowej kontrrewolucji, którą widzimy nie tylko w Polsce czy na Węgrzech. Władzom idzie o to, by jednocześnie wziąć społeczeństwo za mordę i dmuchać w narodowy balon. Autorytarne systemy zawsze tak działają. I do tego potrzebne im są odpowiednie filmy.

List niczego nie zburzył, nie miał "realnych konsekwencji", nie był sabotażem

Jak widać z powyższych wyjaśnień, majowy list był niefortunnym incydentem, który został wyjaśniony, łącznie z konsekwencjami służbowymi wobec pracowniczki PISF. Wbrew słowom Lewandowskiego nie był żadnym "oświadczeniem politycznym", nie miał żadnych "realnych konsekwencji", a w szczególności nie zburzył wizerunku Polski. Świadczy o tym także bagatelizująca sprawę odpowiedź adresata listu.

(Chyba, żeby rozumieć wypowiedź Lewandowskiego jako samospełniającą się przepowiednię: list został bowiem w pięć miesięcy po sprawie wykorzystany jako pretekst do zburzenia dobrze działającej instytucji kultury i miał realne konsekwencje dla dalszej pracy dyr. Magdaleny Sroki, która utraciła stanowisko, choć jej kadencja upływa dopiero w 2020 roku).

Jako działanie niezamierzone, szybko odwołane i błahe w skutkach, wysłanie listu nie mogło być zatem sabotażem. Użycie takiego terminu wiele natomiast mówi o gorliwości Pawła Lewandowskiego i klimacie politycznym, jaki panuje w ministerstwie kultury.

No to jeszcze audyt

W tej samej rozmowie wiceminister nie tylko straszył odwołaną dyrektor Srokę. Wzbudził atmosferę zagrożenia, które wisi nad PISF mówiąc, że

"Przy okazji afery wokół feralnego listu pojawiły się inne niepokojące sygnały". Jakie? Nie wiadomo. Ale konieczny będzie "audyt nasz, ministerialny, a także przeprowadzony przez firmę zewnętrzną".

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze