Startując w wyborach parlamentarnych 2015, Bartłomiej Misiewicz sugerował, że ma wyższe wykształcenie, a nawet, że jest wysokiej klasy specjalistą z zakresu prawa administracyjnego. Wyborcy nie dali się nabrać – otrzymał 1992 głosy
Misiewicz kandydował do Sejmu z listy PiS. Startował z czwartego miejsca na liście PiS w okręgu nr 10 (Piotrków Trybunalski). Tym samym, w którym pełnił funkcję sekretarza partii i z którego od lat z powodzeniem kandyduje jego polityczny mentor – Antoni Macierewicz. Misiewicz mandatu posła jednak nie uzyskał – zagłosowało na niego 1992 wyborców, co dało mu czternasty wynik na liście swojej partii. W okręgu.
Wątpliwości budzi jednak nie tyle skala uzyskanego przez niego „poparcia suwerena”, co treść formularza zgłoszeniowego Misiewicza. Lista kandydatów zgłaszanych do Państwowej Komisji Wyborczej powinna zawierać nazwisko, imię, zawód oraz miejsce zamieszkania każdego z nich. Na liście zgłoszonej przez PiS Misiewicz figuruje jako „administratywista”.
26-letni Misiewicz, rzecznik MON i szef gabinetu politycznego Macierewicza, został w sierpniu 2016 negatywnym bohaterem mediów w związku z przyznaniem mu przez min. Antoniego Macierewicza Złotego Medalu Za Zasługi dla Obronności Kraju. "OKO.press" wytknęło mu także brak wystarczajacego wykształcenia do pełnienia funkcji szefa gabinetu politycznego i zasiadania w radach nadzorczych Energi oraz Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Z Energi zrezygnował tuż po publikacji "OKO.press".
Tytuł „administratywisty” przysługuje absolwentom co najmniej studiów pierwszego stopnia na kierunku administracji, ewentualnie prawa i administracji. Może też oznaczać „specjalistę w zakresie prawa administracyjnego”.
O krok dalej idzie Maciej Malinowski, językoznawca i autor poradni językowej „Obcy język polski”. Jego zdaniem ukończenie studiów z zakresu administracji wcale nie uprawnia do nazywania się administratywistą. Przez analogię do cywilisty i konstytucjonalisty – tytuł administratywisty może przysługiwać jedynie wybitnym specjalistom z zakresu prawa administracyjnego.
„Owo określenie dotyczy wyłącznie wysokiej klasy prawnika specjalizującego się w prawie administracyjnym ustrojowym, materialnym czy procesowym (…), który po zrobieniu aplikacji wybrał tę właśnie specjalizację, czyli prawo administracyjne, i z czasem stał się administratywistą” – pisał w 2013 roku Malinowski.
Jedyna wątpliwość dotycząca terminu „administratywisty” w środowisku administracyjno-prawniczym pojawia się w kontekście pytania o to, czy absolwenci studiów administracyjnych – czyli, przy szerszej definicji, właśnie administratywiści – mają prawo tytułować się prawnikami.
Ani jednym, ani drugim Misiewicz nie jest. Na jego obronę można powiedzieć tylko tyle, że mógł tego wszystkiego nie wiedzieć – w końcu studiów jeszcze nie skończył.
Misiewicz podając się za “administratywistę” dopuścił się więc nie jednego, ale dwóch przekłamań.
Ustawa o kodeksie wyborczym nie przewiduje odpowiedzialności karnej za podanie przez Misiewicza nieprawdziwych informacji. Jednak, zdaniem Grzegorza Gąsiora z Krajowego Biura Wyborczego, takie działanie jest etycznie naganne.
„Kodeks wyborczy za podanie nieprawdziwych informacji w formularzu wyborczym nie przewiduje sankcji karnych. Jednak kwestia etyki jest w tym przypadku jednoznaczna. Informacje zawarte w formularzu mają służyć wyborcy w ocenie kandydata i w podjęciu decyzji. Informacja powinna być więc dokładna, precyzyjna i przede wszystkim – prawdziwa” – powiedział OKO.press Grzegorz Gąsior.
Także zdaniem prokuratury krajowej, podanie nieprawdziwych informacji w formularzu zgłoszeniowym nie podlega pod żaden z pięciu artykułów dotyczących przestępstw przeciwko wyborom i referendom zawartych w Kodeksie Karnym.
Komentarze