“Walczcie w sądach. Jeśli przegrywasz sprawę, to zarazem ją też wygrywasz. Pokazujesz, że system jest chory" - tak Wiktor Osiatyński doradzał Markowi Lisińskiemu, prezesowi Fundacji "Nie lękajcie się", broniącej praw ofiar czynów pedofilnych księży. Przede wszystkim jednak wspierał go w walce z alkoholizmem
"Zaczęliśmy rozmawiać i wtedy nawiązała się między nami bliższa więź. Wiktor powiedział mi: Pamiętaj. Czy będziesz robił to za złotówkę, czy dla miliona złotych, ludzie i tak powiedzą, że robisz to dla pieniędzy. Z tym się musisz liczyć. Cokolwiek zrobisz, powiedzą, że robisz to dla pieniędzy”.
I jeszcze jedno: "Pamiętaj, że jesteś w stanie za 30 lat zmienić konkordat". Zrobiłem wtedy wielkie oczy: "Ale... O czym ty mówisz?". Zupełnie to do mnie nie przemawiało.
Dziś widzę, że już wiele się zmieniło. Polski Kościół zaczyna robić ustępstwa. Wydał wytyczne, coraz więcej mówi o kościelnej pedofilii. Mówi, jak mówi, ale chociaż zabiera głos. Nawet ta nieszczęsna konferencja o "kwerendzie" Episkopatu była wymuszona przez naszą mapę i nasz raport”.
Wiktora Osiatyńskiego - w druga rocznicę jego śmierci - wspomina Marek Lisiński, prezes Fundacji "Nie lękajcie się" (o Fundacji i Marku Lisińskim pisaliśmy w Alfabecie Buntu).
29 kwietnia 2019 roku mijają dwa lata od śmierci prof. Wiktora Osiatyńskiego. Zawdzięczamy Mu pomysł Archiwum Osiatyńskiego, obywatelską inicjatywę monitorowania praworządności w Polsce (sam myślał o nazwie Księga Bezprawia), a także przyjaźń i rady, jakimi obdarzał OKO.press.
(Wspomnienie Marka Lisińskiego)
Wiktora poznałem, kiedy miałem dwa lata trzeźwości. To był 2005 albo 2006 rok. Przyjechałem na promocję jego książki „Alkoholizm. Grzech czy choroba?” przy Poznańskiej 38 w Warszawie, gdzie działają grupy Anonimowych Alkoholików. Sam mieszkałem wtedy w Bieżuniu, 125 km od Warszawy.
Pamiętam, jak Wiktor mówił wtedy o duchowości. O duchowości, a nie Bogu „jakkolwiek pojmowanemu”, jak przyjmuje się w AA. Pokazał mi wtedy, że można odróżnić duchowość od wiary. W pewnym momencie to mnie uwolniło.
Powiedział wtedy ważną rzecz: „Nie bierz sobie autorytetów w trzeźwieniu, bo jak autorytet zacznie pić, to co? Będziesz pił razem za nim? To są ważni przewodnicy, ale nie można ich brać sobie na wzór”.
Oczywiście wziąłem od niego autograf. Trzęsły mi się nogi. Ja wtedy taki początkujący alkoholik, a przede mną guru polskiego ruchu trzeźwościowego.
Krążyły i nadal krążą legendy o jego trzeźwieniu i walce. Kończył terapię w Stanach. Tak naprawdę to on rozpropagował ruch AA w Polsce. Dzięki niemu i Robertowi Gamble'owi, założycielowi wydawnictwa Media Rodzina, wydano pierwsze książki w Polsce o AA.
Po tym spotkaniu wróciłem na swoją wieś. Wiktor wydawał kolejne książki, ale już nie jeździłem na spotkania.
Potem nastał rok 2013. Byliśmy już z Adamem Bodnarem [wtedy wiceprezesem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka — red.] po pierwszych rozmowach o Fundacji „Nie lękajcie się”. Na kolejne spotkanie zaprosił Wiktora.
Zaczęliśmy rozmawiać i wtedy nawiązała się między nami bliższa więź. Wiktor powiedział mi: „Pamiętaj. Czy będziesz robił to za złotówkę, czy dla miliona złotych, ludzie i tak powiedzą, że robisz to dla pieniędzy. Z tym się musisz liczyć. Cokolwiek zrobisz, powiedzą, że robisz to dla pieniędzy”.
I jeszcze jedno: “Pamiętaj, że jesteś w stanie za 30 lat zmienić konkordat".
Zrobiłem wtedy wielkie oczy: „Ale... O czym ty mówisz?”. Zupełnie to do mnie nie przemawiało.
Dziś widzę, że już wiele się zmieniło. Polski Kościół zaczyna robić ustępstwa. Wydał wytyczne, coraz więcej mówi o kościelnej pedofilii. Mówi, jak mówi, ale chociaż zabiera głos. Nawet ta nieszczęsna konferencja o "kwerendzie" Episkopatu była wymuszona przez naszą mapę i nasz raport.
Wiktor powtarzał też: „Walczcie w sądach. Jeśli przegrywasz sprawę, to zarazem ją też wygrywasz. Pokazujesz, że system jest chory, że Kościół jest zepsuty, a władza idzie z nim na układy. Jeśli ofiary nie będą chodzić do sądów i mówić o tym głośno, nikt o was nie będzie wiedział”.
Długo to we mnie siedziało, aż sam poszedłem do sądu.
Potem korespondowaliśmy. Zacząłem bywać u niego w domu. Byłem zaproszony na jego 70. urodziny.
Poznałem jego niesamowitą żonę Ewę Woydyłło, która też udzielała mi ważnych rad co do mojej przeszłości. Jest terapeutką, zacząłem czytać jej książki.
Stawał na mojej drodze w momentach, w których miałem wszystkiego dość, gdy już mi się chciało rzygać życiem, kiedy nie wiedziałem, co mam z tą swoją trzeźwością zrobić. W momentach, w których musiałem dokonywać wyborów.
Czy był moim przyjacielem? To on musiałby mnie tak nazwać. Chciałbym, żeby nim był. Na pewno był mi bliski w tym sensie, że wiem, że nigdy by mnie nie skrzywdził. Czasem był ostry w swoich wypowiedziach, ale nigdy nie miałem mu tego za złe, bo wiem, że robił to tylko i wyłącznie dla mnie.
Pamiętam, że raz chciał mnie z domu wygnać, bo nie przepracowałem jednego z dwunastu kroków AA. „Wyjdź i wróć, jak przepracujesz!". Ja się przestraszyłem, a on już łagodnie: „Żartuję. Ale przerób to, bo inaczej będziesz miał trudno".
Motywował mnie do pracy nad moim alkoholizmem. Powtarzał: „Nie możesz uszczęśliwiać innych, dopóki tobie nie będzie dobrze. A jak tobie będzie dobrze, to dopiero przy okazji będzie dobrze i innym”.
Kiedy odszedłem trochę od ruchu AA i chodziłem nakręcony, miałem sny alkoholowe, załatwił mi człowieka, który pracował na 12 krokach AA.
Zaopiekował się moją stroną trzeźwościową, a z drugiej strony motywował mnie, żebym szedł z podniesioną głową.
Czasem jedno zdanie mnie rozwalało i zmieniało całkowicie postrzeganie życia.
Kiedyś powiedziałem mu, że boję się wielu rzeczy. A on na to: „Wyjmij dowód i pokaż, kiedy się urodziłeś”. Wyszło, że mam czterdzieści parę lat. Więc czego mam się bać? Wyszedłem wtedy od nich bardzo podbudowany.
Pokazywał mi, że jeśli zacznę pić, stracę wszystko, co do tej pory osiągnąłem. I że to może być jeden z powodów do niepicia: spojrzenie do tyłu i zobaczenie, ile się osiągnęło.
Ostatni raz widziałem go na wręczeniu nagrody im. Włodkowica w 2016 roku. Był już wtedy chory. Zamieniliśmy kilka grzecznościowych zdań, bo był bardzo, bardzo zmęczony.
Archiwum Osiatyńskiego to obywatelska inicjatywa monitorowania praworządności w Polsce. Od grudnia 2017 roku codziennie śledzimy, analizujemy i wyjaśniamy zmiany dotyczące praworządności w Polsce. Piszemy o zmianach w wymiarze sprawiedliwości, sporze polskiego rządu z Unią Europejską, naciskach i represjach wobec sędziów i prokuratorów. Dajemy też pole do merytorycznej dyskusji o naprawie systemu sprawiedliwości. Opublikowaliśmy do tej pory ponad 800 artykułów, autorstwa ponad 120 ekspertek i ekspertów, wysłaliśmy przeszło 60 newsletterów oraz zarchiwizowaliśmy ponad pół tysiąca dokumentów. Od września 2018 roku w „Alfabecie Buntu” prezentujemy gesty protestu oraz sylwetki osób i inicjatyw społeczeństwa obywatelskiego. Do tej pory opublikowaliśmy ponad 250 wpisów. Od marca 2019 roku informujemy o tym, co dzieje się w Polsce również po angielsku – na stronie Rule of Law in Poland. Organizujemy też otwarte dla publiczności debaty i wykłady z wybitnymi prawnikami z Polski i zagranicy.
Pomóż dalej realizować pomysł Profesora! Dołącz do zbiórki na Archiwum Osiatyńskiego https://pomagam.pl/archiwum2019
Komentarze