Marszałek Sejmu przeciąga sprawdzenie 910 tys. podpisów pod wnioskiem o referendum. Listy z podpisami przeciwnicy reformy edukacji złożyli w parlamencie 20 kwietnia. PiS chce opóźnić debatę nad wnioskiem ile się da. A potem - jak powtarza rząd - na odwrócenie reformy będzie za późno
"Zwróciliśmy się do marszałka Sejmu o przyspieszenie liczenia głosów. Podobno ma się skończyć do końca tygodnia, co by oznaczało, że na tym posiedzeniu Sejmu (10-11 maja) nie będzie szans, by zająć się wnioskiem" - mówi OKO.press Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej.
"Grają na czas" - mówi Lubnauer. Kolejne posiedzenie Sejmu 24 maja. Potem zostają jeszcze dwa posiedzenia w czerwcu i dwa w lipcu. I - wakacje. Sejm wznowi pracę dopiero we wrześniu. Reforma edukacyjna wchodzi w życie 1 września.
Sejm uchwałę w sprawie przeprowadzenia referendum ogólnokrajowego podejmuje bezwzględną większością głosów, w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Marszałek Sejmu nie może odmówić przyjęcia wniosku o referendum, gdy zebrano wymaganą liczbę podpisów (500 tys.). Ale regulamin Sejmu, do którego odsyła ustawa, nie narzuca marszałkowi żadnych terminów.
Sejm poprzedniej kadencji odrzucił w marcu 2014 roku wniosek o referendum (popierany przez PiS) w sprawie obniżania wieku szkolnego (przeciw obniżeniu).
Inicjatorem akcji jest ZNP. W styczniu 2017 zawiązano komitet referendalny, w skład którego weszli także przedstawiciele środowisk rodzicielskich ("Rodzice przeciwko reformie edukacji", "Nie dla chaosu w szkole"), partii politycznych (PO, PSL, Razem, Nowoczesnej) oraz Kongresu Kobiet, Krajowego Porozumienia Rodziców i Rad Rodziców, Społecznego Towarzystwa Oświatowego, Krajowego Forum Oświaty Niepublicznej.
Na jakim etapie są prace nad wnioskiem, OKO.press zapytało Andrzeja Grzegrzółkę, dyrektora prasowego Kancelarii Sejmu. Gdy wniosek i głosy zostały złożone w Sejmie, rzecznik zapewniał, że marszałek z "szacunkiem i uwagą" podchodzi do inicjatywy referendalnej". "Zebrane podpisy bezsprzecznie świadczą o tym, że kwestia zmian w szkolnictwie ma duży wydźwięk społeczny i znaczenie dla wielu Polaków”. Dziś mówi:
"Wniosek jest opiniowany przez ekspertów na okoliczność jego zgodności z wymogami określonymi w ustawie. Jednocześnie trwa procedura weryfikacji, czy pod wnioskiem została prawidłowo złożona ustawowo wymagana liczba podpisów. Taki jest na dziś stan prac kancelaryjnych w tej sprawie".
Przyspieszenia żąda szef ZNP Sławomir Broniarz. "Żądamy natychmiastowego poddania wniosku pod prace Sejmu, zgodnie z deklaracją marszałka Sejmu. Nie ma żadnego powodu, by lekceważyć głos miliona obywateli" - mówił na konferencji prasowej 9 maja.
Dodał, że argument rządu, iż na przeprowadzenie referendum jest rzekomo za późno, jest nieprawdziwy. Tym bardziej, że reforma jest rozpisana na trzy lata, a im wcześniej się ją zatrzyma, tym mniej szkód zdąży spowodować. Wtórowała mu Urszula Augustyn z PO: "Kiedy alarmowaliśmy w styczniu, usłyszeliśmy, że jest za wcześnie".
Tłumaczeń, że inicjatywa jest spóźniona, nie chcą też słuchać rodzice. "Od września 2016 roku sprzeciwiamy się reformie, w czym wspierają nas w samorządowcy. Jest czas, żeby referendum przeprowadzić i nie krzywdzić dalej naszych dzieci nieprzemyślanymi reformami. 10 maja będziemy strajkować pod hasłem "Żądamy referendum", a przy okazji apeluję do premier Szydło o odpowiedź na pismo, które złożyliśmy ponad miesiąc temu - z prośbą o obiecane spotkanie" - mówiła Dorota Łoboda z ruchu Rodzice przeciwko reformie Edukacji.
Premier nie ma dla nich czasu. Nie przyjęła ich także 8 maja, kiedy delegacja rodziców przyszła pod Kancelarię Premiera.
Do apelu, by nie spowalniać procedur, przyłączyło się także PSL. "To będzie test dla Kuchcińskiego, ale też dla premier Szydło, która w kampanii zapewniała, że będzie wsłuchiwała się w głosy obywateli. To test wiarygodności, czy ponoszą odpowiedzialność za swoje słowa, czy na stałe można im przyczepić łatkę hipokrytów" - powiedział Krzysztof Paszyk z PSL.
"Włoski strajk" marszałka Kuchcińskiego jest na rękę szefowej MEN Annie Zalewskiej. Pytana o referendum mówiła, że uszanuje głosy obywateli, ale dodała też, że na referendum patrzy jak na "dobrze zorganizowaną polityczną robotę".
Jeśli dojdzie do referendum i będzie ono wiążące, czyli frekwencja wyniesie ponad 50 proc., reforma przepadnie. Według sondażu OKO.press z marca 2017 - 52 proc. Polaków głosowałoby przeciw, a 43 za (reszta by nie poszła). W sondażu Kantar Millward Brown z 24-25 kwietnia 2017 , już 60 proc. respondentów zadeklarowało głosowanie przeciw reformie, za było 37 proc.
Komentarze