„Zwróciliśmy się do marszałka Sejmu o przyspieszenie liczenia głosów. Podobno ma się skończyć do końca tygodnia, co by oznaczało, że na tym posiedzeniu Sejmu (10-11 maja) nie będzie szans, by zająć się wnioskiem” – mówi OKO.press Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej.
„Grają na czas” – mówi Lubnauer. Kolejne posiedzenie Sejmu 24 maja. Potem zostają jeszcze dwa posiedzenia w czerwcu i dwa w lipcu. I – wakacje. Sejm wznowi pracę dopiero we wrześniu. Reforma edukacyjna wchodzi w życie 1 września.
Sejm uchwałę w sprawie przeprowadzenia referendum ogólnokrajowego podejmuje bezwzględną większością głosów, w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Marszałek Sejmu nie może odmówić przyjęcia wniosku o referendum, gdy zebrano wymaganą liczbę podpisów (500 tys.). Ale regulamin Sejmu, do którego odsyła ustawa, nie narzuca marszałkowi żadnych terminów.
Sejm poprzedniej kadencji odrzucił w marcu 2014 roku wniosek o referendum (popierany przez PiS) w sprawie obniżania wieku szkolnego (przeciw obniżeniu).
Inicjatorem akcji jest ZNP. W styczniu 2017 zawiązano komitet referendalny, w skład którego weszli także przedstawiciele środowisk rodzicielskich („Rodzice przeciwko reformie edukacji”, „Nie dla chaosu w szkole”), partii politycznych (PO, PSL, Razem, Nowoczesnej) oraz Kongresu Kobiet, Krajowego Porozumienia Rodziców i Rad Rodziców, Społecznego Towarzystwa Oświatowego, Krajowego Forum Oświaty Niepublicznej.
„Trwa procedura weryfikacji”
Na jakim etapie są prace nad wnioskiem, OKO.press zapytało Andrzeja Grzegrzółkę, dyrektora prasowego Kancelarii Sejmu. Gdy wniosek i głosy zostały złożone w Sejmie, rzecznik zapewniał, że marszałek z „szacunkiem i uwagą” podchodzi do inicjatywy referendalnej”. „Zebrane podpisy bezsprzecznie świadczą o tym, że kwestia zmian w szkolnictwie ma duży wydźwięk społeczny i znaczenie dla wielu Polaków”. Dziś mówi:
„Wniosek jest opiniowany przez ekspertów na okoliczność jego zgodności z wymogami określonymi w ustawie. Jednocześnie trwa procedura weryfikacji, czy pod wnioskiem została prawidłowo złożona ustawowo wymagana liczba podpisów. Taki jest na dziś stan prac kancelaryjnych w tej sprawie”.
Przyspieszenia żąda szef ZNP Sławomir Broniarz. „Żądamy natychmiastowego poddania wniosku pod prace Sejmu, zgodnie z deklaracją marszałka Sejmu. Nie ma żadnego powodu, by lekceważyć głos miliona obywateli” – mówił na konferencji prasowej 9 maja.
Dodał, że argument rządu, iż na przeprowadzenie referendum jest rzekomo za późno, jest nieprawdziwy. Tym bardziej, że reforma jest rozpisana na trzy lata, a im wcześniej się ją zatrzyma, tym mniej szkód zdąży spowodować. Wtórowała mu Urszula Augustyn z PO: „Kiedy alarmowaliśmy w styczniu, usłyszeliśmy, że jest za wcześnie”.
Tłumaczeń, że inicjatywa jest spóźniona, nie chcą też słuchać rodzice. „Od września 2016 roku sprzeciwiamy się reformie, w czym wspierają nas w samorządowcy. Jest czas, żeby referendum przeprowadzić i nie krzywdzić dalej naszych dzieci nieprzemyślanymi reformami. 10 maja będziemy strajkować pod hasłem „Żądamy referendum”, a przy okazji apeluję do premier Szydło o odpowiedź na pismo, które złożyliśmy ponad miesiąc temu – z prośbą o obiecane spotkanie” – mówiła Dorota Łoboda z ruchu Rodzice przeciwko reformie Edukacji.
Premier nie ma dla nich czasu. Nie przyjęła ich także 8 maja, kiedy delegacja rodziców przyszła pod Kancelarię Premiera.
Do apelu, by nie spowalniać procedur, przyłączyło się także PSL. „To będzie test dla Kuchcińskiego, ale też dla premier Szydło, która w kampanii zapewniała, że będzie wsłuchiwała się w głosy obywateli. To test wiarygodności, czy ponoszą odpowiedzialność za swoje słowa, czy na stałe można im przyczepić łatkę hipokrytów” – powiedział Krzysztof Paszyk z PSL.
„Włoski strajk” marszałka Kuchcińskiego jest na rękę szefowej MEN Annie Zalewskiej. Pytana o referendum mówiła, że uszanuje głosy obywateli, ale dodała też, że na referendum patrzy jak na „dobrze zorganizowaną polityczną robotę”.
Jeśli będzie referendum – reforma edukacji przepadnie
Jeśli dojdzie do referendum i będzie ono wiążące, czyli frekwencja wyniesie ponad 50 proc., reforma przepadnie. Według sondażu OKO.press z marca 2017 – 52 proc. Polaków głosowałoby przeciw, a 43 za (reszta by nie poszła). W sondażu Kantar Millward Brown z 24-25 kwietnia 2017 , już 60 proc. respondentów zadeklarowało głosowanie przeciw reformie, za było 37 proc.
-
Co budzi największy społeczny sprzeciw w reformie edukacji
To, co budzi największy społeczny sprzeciw, to:
- likwidacja 3-letnich gimnazjów i powrót do 8-letniej szkoły podstawowej, co spowoduje skrócenie edukacji ogólnej o rok – ze szkodą dla uczniów zwłaszcza z domów i środowisk o mniejszym kapitale kulturowym;
- pracę, jak szacuje ZNP, może stracić kilkadziesiąt tysięcy nauczycieli zwalnianych z wygaszanych gimnazjów;
- ci, którym pracę uda się znaleźć w podstawówkach (rzadziej – liceach), żeby uzbierać jeden etat, czyli 18 godzin lekcyjnych w tygodniu, będą musieli krążyć między kilkoma placówkami;
- zamiast uczyć umiejętności program nauczania kładzie nacisk na opanowanie szczegółowej wiedzy z powiększonej liczby przedmiotów, osłabnie podejście interdyscyplinarne;
- ograniczona zostaje m.in. rola projektu edukacyjnego jako nowoczesnej metody nauczania uczącej pracy zespołowej i budującej kapitał społeczny;
- ograniczanie nauczania indywidualnego dla dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi – te dzieci zamiast w szkole, będą – zgodnie z rozporządzeniem o nauczaniu indywidualnym – mogły uczyć się tylko w domu
- likwidacja gimnazjów pozbawia mniejsze miejscowości quasi centrów kultury i życia społecznego, podobnie działa polityka ograniczania szkolnych bibliotek;
- rozbite zostaną zespoły nauczycielskie a ich dorobek zmarnowany. Dotyczy to nie tylko gimnazjów (zwłaszcza samodzielnych), ale także wielu podstawówek, które będą musiały de facto podzielić się tworząc „filie”, a to one stanowią o jakości uczenia.