"Byliśmy w trakcie spektaklu »Lalka«, kiedy przyszła informacja, że marszałek rozważa odwołanie dyrektora. To była szokująca wiadomość. Absurdalna. Choć wiedzieliśmy, że od premiery »Dziadów« jesteśmy na cenzurowanym" - mówi Mateusz Janicki z Teatru im. Słowackiego w Krakowie
"Nie zgadzamy się na niszczenie tej jednej z najważniejszych polskich instytucji kultury, na zanegowanie kierunku zmian, dorobku artystycznego i potencjału zespołu Teatru, wypracowanych w czasie dyrektury Krzysztofa Głuchowskiego.
Jest on w środku kadencji i nie widzimy żadnych merytorycznych, artystycznych ani prawnych przesłanek do jego odwołania. Decyzję zarządu odbieramy jako umotywowaną politycznie, bezpodstawną ingerencję w autonomię instytucji kultury oraz jako próbę ograniczania wolności twórczej".
To fragment petycji w obronie Teatru im. Słowackiego w Krakowie. W ciągu kilku godzin podpisało się pod nią 3,5 tys. osób, a liczba cały czas rośnie.
To odpowiedź na decyzję Zarządu Województwa Małopolskiego o rozpoczęciu procedury odwołania dyrektora Teatru Krzysztofa Głuchowskiego.
W jego obronie stanął cały zespół, środowisko teatralne i widzowie. Inny krakowski teatr, Łaźnia Nowa z Nowej Huty, napisał na Facebooku: "Cynizm decydentów niweczy wieloletnią pracę zespołu i twórców, których energia zgromadziła wokół tej krakowskiej sceny wiernych widzów z całej Polski. Wierzymy w zespół »Słowaka«, naszych przyjaciół i wielu współpracowników, jesteśmy #MuremZaSłowakiem, prosimy również o to naszych widzów".
Odwołanie dyrektora to (nieoficjalnie) kara za planowany koncert Marii Peszek i "Dziady" w reżyserii Mai Kleczewskiej, które miały premierę 19 listopada 2021.
Małopolska kuratorka oświaty Barbara Nowak odradzała szkołom wyjścia do Teatru, a na Twitterze pisała "haniebne jest używanie dzieła wieszcza A. Mickiewicza dla celów politycznej walki współczesnej opozycji antyrządowej z polską racją stanu".
Po "Dziadach" Teatr stracił finansowanie resortu Piotra Glińskiego - mimo że wcześniej trwały przymiarki, by Słowacki stał się sceną narodową.
W związku z decyzją Zarządu Województwa i marszałka Witolda Kozłowskiego Kraków zaczyna protest.
Widzowie i artyści spotkają się w sobotę (19 lutego) i niedzielę na placu św. Ducha pod Teatrem.
"Dopóki Krzysiek jest dyrektorem naszego Teatru, wierzę, że nim zostanie. Wierzę, że ta współpraca z Urzędem Marszałkowskim, która była przez lata udaną współpracą, nie pójdzie na marne. Nie zostanie przekreślona jednym wydarzeniem, jednym koncertem. Bo tutaj nie o jeden spektakl czy koncert chodzi. Chodzi o coś większego" - mówi w rozmowie z OKO.press Mateusz Janicki, aktor Teatru Słowackiego.
Mateusz Janicki, aktor Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie: Niedowierzanie. To słowo chyba najlepiej opisuje to, co czujemy. Jak pewnie wiesz, cały zespół teatralny jest za Krzyśkiem, nie tylko aktorzy, bo wszyscy pracownicy teatru - technika, administracja.
Mamy poczucie, że coś nam się udaje, że Teatr Słowackiego stał się ważnym miejscem na mapie kulturalnej nie tylko Krakowa, ale i całej Polski.
Jesteśmy dumni z miejsca, w którym się znaleźliśmy i to na każdym poziomie: artystycznym, ale również dlatego, że nie jesteśmy teatrem zadłużonym, że mimo pandemii dajemy radę, widzowie do nas przychodzą, mamy 80 proc. obłożenia na wszystkich spektaklach. To działa naprawdę dobrze i nagle ktoś wbija kij w szprychy, z zupełnie absurdalnego powodu. Bo mu się nie podobał spektakl albo nie odwołano koncertu, który mu nie pasuje. Niewiarygodne.
Teatr Słowackiego nie był awangardą polityczną. My nigdy nie prowadziliśmy żadnej bezpośredniej politycznej walki, Krzysiek zawsze był bardzo dyplomatyczny. Współpracował z marszałkiem i ta współpraca układała się dobrze. Jak marszałek chciał urządzić opłatek w Teatrze i zaprosić biskupa Jędraszewskiego, to robił to. Jak Telewizja Polska robiła święto TVP Kraków, to robili. I teraz, nagle, tylko dlatego, że komuś się jeden spektakl nie podoba, jest podjęta (mam nadzieję, że nieostateczna) decyzja, która rozwala ten Teatr.
Mogę odpowiedzieć za siebie: nie wierzyłem, że to jest możliwe.
Byliśmy w trakcie spektaklu "Lalka" w poprzedni weekend, kiedy portal TVP Kraków podał, że marszałek rozważa odwołanie dyrektora. To była szokująca wiadomość, ale w porozumieniu z dyrektorem uznaliśmy, że nie będziemy komentować plotek. W końcu sam Krzysiek musiał je jakoś skomentować, bo sprawa już się rozdmuchała. Jako Teatr jednak nie chcieliśmy się do tych doniesień odnosić. Wydawały się absurdalne, choć wiedzieliśmy, że jesteśmy na cenzurowanym od premiery "Dziadów".
Nikt nie miał na celu wchodzenia na trybunę i robienia polityki.
Ten spektakl nie jest jednoznacznym, łopatologicznym manifestem. Jest dziełem reżyserki i aktorów, jest sceniczną wypowiedzią. Są oczywiście spektakle, które mają być polityczne, aktualne, jednoznaczne. "Dziady" takie nie są.
Rozumiem, że komuś może się nie podobać, ale to jest spektakl uczciwie zrobiony. Mickiewicz traktuje o Kościele, to wszystko, co pojawiło się na scenie, jest w jego tekście. Okazuje się, że to nie ten, czy inny reżyser jest na cenzurowanym, tylko sam Adam Mickiewicz.
Po premierze Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie przyznało 3 mln zł dla Teatru, przez co nie jesteśmy w stanie zrobić premier. Chyba że uda nam się zbiórka, którą prowadzimy. Mamy finansowanie od województwa na funkcjonowanie, ale nie mamy środków na tworzenie nowych rzeczy. To zabrało nam ministerstwo po "Dziadach".
Mieliśmy więc w ostatnim czasie poczucie, że jesteśmy w trudnej sytuacji. Trudnej politycznie, bo nie artystycznie. Artystycznie Teatr idzie w bardzo dobrą stronę. Również pracownicza sytuacja jest bardzo dobra: mamy w zespole różne poglądy, ale mimo tego 200 osób zatrudnionych w Teatrze jest zadowolonych ze swojego miejsca pracy. Ale to nie my jesteśmy ważni. Ważni są widzowie, którzy chcą tu przychodzić mimo pandemii, kryzysów, Polskiego Ładu i mówią: "nie zawsze nam się podoba, co pokazujecie, ale chcemy o tym dyskutować. To, co pokazujecie, jest ważnym elementem życia teatralnego w Polsce".
Miałem świadomość, że to hasło może być tak rozumiane, że będą nas wpychać w taką narrację.
Widzowie przygotowali happening, żeby zbierać pieniądze na działanie Teatru. Banner przyniosła nam widzka Ewa, wiedząc, że w tej sytuacji może nam się przydać. Oczywiście nie ma racji ten, kto mówi, że teatr nie jest aktorów i reżyserów. On należy również do twórców, ale przede wszystkim - do widzów.
Nasza walka, żeby nie odwoływać dyrektora, nie jest walką tylko o Krzysztofa Głuchowskiego. Nie jest też tylko walką o nasze, aktorów, stanowiska.
To jest walka o widownię i miejsce, gdzie się przychodzi i rozmawia, nie bojąc się trudnych tematów.
"Kraków narodowej sztuce" - taki napis mamy na frontonie. On dokładnie pokazuje to, co się w Teatrze dzieje, co realizujemy. Hasło "Teatr jest nasz" się do tego odnosi, bo on naprawdę jest nasz. Nasz - widzów, nasz - twórców, ale nie polityków.
Dopóki Krzysiek jest dyrektorem naszego Teatru, wierzę, że nim zostanie.
Wierzę, że ta współpraca z Urzędem Marszałkowskim, która była przez lata udaną współpracą, nie pójdzie na marne. Nie zostanie przekreślona jednym wydarzeniem, jednym koncertem. Bo tutaj nie o jeden spektakl czy koncert chodzi. Chodzi o coś większego.
Jakbym w to nie wierzył, już bym dawno tego nie robił, nie walczył, nie udzielałbym tego wywiadu. Uruchomienie procedury odwoławczej nie oznacza odwołania. Wierzę, że osoby, które kiedyś doceniały teatr, a dziś chcą go zaorać, są w stanie się wycofać. Może po refleksji zobaczą, że ten teatr jest wartością, której nie można niszczyć. I będę w to, być może naiwnie, wierzył do samego końca.
Kultura
Piotr Gliński
Barbara Nowak
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Dziady
Krzysztof Głuchwowski
Teatr Słowackiego
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze