0:000:00

0:00

W Telewizji Trwam poseł Arkadiusz Mularczyk (PiS) z zawodu prawnik i poseł (czwarta kadencja w Sejmie) kolejny raz udowodnił, że interesuje się - i to żywo - najnowszą historią:

"W 1990 roku, gdy zawierano „Traktat dwa plus cztery”, (Helmut) Kohl spotykał się z (Tadeuszem) Mazowieckim, to wychodzą dzisiaj na światło dzienne wspomnienia doradcy Kohla, który w 1990 roku domagał się od (premiera) Mazowieckiego, czy od rządu polskiego, żeby temat reparacji nie był podnoszony - mówił. I konkludował ze smutkiem nad narodową stratą:

Kohl w 1990 roku domagał się od Mazowieckiego, żeby Polacy się zrzekli tych reparacji. I wówczas Mazowiecki, niestety, ugiął się, jego doradcy się ugięli i uznali, że tematu reparacji nie będą podnosić, bo Niemcy postawili sprawę uznania granic.
W interesie Polski było pojednanie z Niemcami,a na reparacje nie było szans
Wypowiedź w Telewizji Trwam,15 października 2017

Mularczyk oskarżył również polityków rządzących w latach 90. - z Unii Wolności oraz Sojuszu Lewicy Demokratycznej - że „nie mieli woli politycznej” aby do sprawy wracać i woleli się opierać na ekspertach, którzy mieli w Niemczech „granty i stypendia”. Słuchając Mularczyka widz TV Trwam myślał pewnie, że gdyby rządził wtedy PiS a premierem była Beata Szydło, a może sam Mularczyk, to Polska by reparacji nie straciła.

Poseł Mularczyk manipuluje zarzucając Tadeuszowi Mazowieckiemu uległość, choć trafnie wskazuje na jeden z istotnych kontekstów decyzji: kwestię ostatecznego uznania przez Niemcy polskiej granicy zachodniej, co w 1990 roku nie było wcale przesądzone.

Nie pierwszy raz poseł Mularczyk zajmuje się tematem. 29 września 2017 uzasadniał żądanie reparacji wojennych od Niemiec “ujawnionym dokumentem ONZ z 1969 roku”, w którym Polska rzekomo ich się domaga. Tymczasem dokument nie dotyczył reparacji, lecz odszkodowań - a te zostały Polakom przyznane.

Przeczytaj także:

Specjaliści wyjaśniają, jak naprawdę było

Jak pisał w OKO.press ekspert od prawa międzynarodowego, dr hab. Robert Grzeszczak, kwestia przebiegu granicy polsko-niemieckiej została definitywnie ustalona dopiero po zjednoczeniu Niemiec w 1990 roku, kiedy w życie wszedł „Traktat o ostatecznej regulacji w odniesieniu do Niemiec” z 12 września 1990 oraz „Traktat o potwierdzeniu granicy" z 14 listopada 1990. Dopiero po podpisaniu tych traktatów z prawnego punktu widzenia nastąpiło domknięcie sporów wywołanych inwazją niemiecką w 1939 roku.

Prof. Grzeszczak: "Czy naprawdę chcemy wracać do czasów PRL, kiedy interpretacja traktatów granicznych i dobrosąsiedzkich Polski z Niemiec była otwarta? Czy chcemy prowadzić politykę rewizjonistyczną, w ramach której możliwe jest przecież dyskutowanie o statusie polskich „Ziem Zachodnich”, czy o kwestii odszkodowań dla Niemców przesiedlonych z Dolnego Śląska?"

Z tych uwarunkowań doskonale zdawał sobie sprawę Tadeusz Mazowiecki i jego doradcy. Dodajmy, że Mazowiecki był przy tym w bardzo trudnej sytuacji: gospodarka polska przechodziła załamanie w pierwszym okresie transformacji, a on sam stał na czele rządu, w którym najważniejsze resorty „siłowe” były kontrolowane przez ludzi dawnego systemu. Związek Radziecki się chwiał, ale jeszcze nikt nie przewidywał jego rozpadu. Polska była pogrążona w kryzysie, a jej sytuacja wewnętrzna pozostawała niestabilna. Próba negocjowania z Niemcami z pozycji siły wydawała się w ówczesnym kontekście absurdalna.

"Polskie władze po 1989 roku nigdy nie podejmowały kwestii reparacji. Nie było to zaniedbanie, ale świadome zachowanie wynikające ze znajomości prawnych aspektów problemu. A także z niechęci do wywoływania bezsensownych napięć z naszym najważniejszym sąsiadem i wyjątkowo ważnym partnerem, jakim są Niemcy"

- napisał dla OKO.press Włodzimierz Cimoszewicz, wicepremier i minister sprawiedliwości (1993-1995), premier (1996-1997), minister spraw zagranicznych (2001-2005), marszałek Sejmu (2005), prawnik, specjalista prawa międzynarodowego.

Bardzo podobne opinie wyrażali na naszych łamach prof. Władysław Czapliński, wybitny znawca prawa międzynarodowego oraz prof. Włodzimierz Borodziej, historyk i specjalista od stosunków międzynarodowych, w tym zwłaszcza polsko-niemieckich.

Rozbili oni w pył argumentację dr hab. Roberta Jastrzębskiego, specjalisty od prawa celnego i handlowego, który przygotował dla Biura Analiz Sejmowych analizę uzasadniając, że Polska ma prawo i powinna żądać od Niemiec reparacji wojennych.

Zbijali argumenty powtarzane m.in. przez posła Mularczyka, że zrzeczenie się przez Polskę reparacji w 1953 roku było nielegalne, bo PRL była państwem niesuwerennym. „To, że coś dzieje się pod przymusem nie znaczy, że jest nielegalne – podobnie przecież pod przymusem Niemcy podpisały traktat wersalski po I wojnie światowej” - przypominał prof. Borodziej.

Krótka historia reparacji

Przypomnijmy na koniec krótko historię sporu o reparacje. Po zwycięstwie nad III Rzeszą w 1945 roku ZSRR i zachodni alianci ustalili ogólną kwotę reparacji dla Niemiec na 20 mld dol. (po uwzględnieniu inflacji od 1939 roku - siła nabywcza tej sumy wynosiłaby dziś astronomiczne 352 mld dol.). 10 miliardami dolarów miały podzielić się ZSRR i Polska.

(Przytaczamy te i inne dane za artykułem Piotra Długołęckiego opublikowanym w „Polityce” w kwietniu 2015. Całość można przeczytać tu).

Polska miała dostać 15 proc. reparacji przypadających na ZSRR. Jak pisze Piotr Długołęcki (który powołuję się też na opublikowany przez PISM zbiór dokumentów „Problem reparacji, odszkodowań i świadczeń w stosunkach polsko-niemieckich 1944-2004”) realizacja tego porozumienia napotykała w praktyce szereg trudności natury tak politycznej, jak i czysto technicznej, a ostatecznie w 1949 roku całkowicie zaprzestano pobierania reparacji. Powodem była zaczynająca się zimna wojna i wzrost znaczenia zachodnich Niemiec.

Oficjalnie wartość rzeczywiście pobranych przez Zachód reparacji oszacowano na 517 mln dol, czyli znacznie mniej niż 10 mld dolarów.

Ile odebrał ZSRR? Dokładnie nie wiadomo. Z porozumienia zawartego z PRL wynika, że 3 mld 82 mln dol., ale z porozumienia z NRD - że 4 mld 292 mln dol., według cen z 1938 roku.

Sprawa została ostatecznie zamknięta w 1953 roku, kiedy NRD i ZSRR uzgodniły, że Moskwa „całkowicie przerywa” pobieranie reparacji. Dzień później rząd polski „powziął decyzję o zrzeczeniu się z dniem 1 stycznia 1954 roku spłaty odszkodowań” [chodziło o reparacje - red.].

Argumenty PiS, że reparacje się Polsce należą:

• PRL nie była suwerennym państwem, więc jego decyzje nic nie znaczyły; • deklaracja z 1953 roku nie trafiła do ONZ, co miałoby ją unieważniać; • skoro Belgia mogła od Niemiec dostawać odszkodowania jeszcze kilka lat temu, to my też możemy. Fakt, że odszkodowania dotyczyły innej wojny (I wojny światowej, w ramach porozumień wersalskich 1919) wydawał się dla Prawa i Sprawiedliwości mało znaczący.

Na wszystkie te tezy odpowiadaliśmy, m.in. tutaj:

Liczyliśmy także, co można kupić za kwotę biliona dolarów (1000 miliardów), która należy się Polsce zdaniem partyjnego kolegi posła Mularczyka, ministra spraw wewnętrznych Mariusza Błaszczaka. Wystarczyłoby m.in. na 16 tys. Świątyń Opatrzności Bożej. Są to jednak gruszki - przepraszamy, świątynie - na wierzbie. Szkoda tylko, że robiąc słuchaczom wodę z mózgu poseł Mularczyk szkaluje pamięć pierwszego premiera III RP Tadeusza Mazowieckiego.

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze