Nie chodzi o to, by przemilczać konflikty, bo wilkom zdarza się zagryzać psy, czy atakować zwierzęta hodowlane. Chodzi tylko o to, by pisać rzetelnie, nie podsycając złych emocji
Wilki budzą emocje. I nic w tym dziwnego: to duże, inteligentne i silne drapieżniki. Długi czas były w Polsce nieobecne, bo w po II wojnie światowej tępiono je bezlitoścnie. W 1998 roku objęto je ścisłą ochroną, która trwa do dziś. Dzięki temu gatunek się odbudował i jest w Polsce w świetnej kondycji.
Niestety, wilki budzą też strach. Zapewne w jakimś stopniu jest to echo dawnych, bardzo atawistycznych lęków przed tymi zwierzętami. Ale dużo gorsze jest to, że na tym strachu - trzeba to napisać wprost - żerują media.
Przeglądając tytuły prasowe z ostatnich tygodni można ulec złudzeniu, że mamy do czynienia z jakimś zbiorowym atakiem wilków na Polki i Polaków.
Część z tych doniesień mówi o realnych konfliktach, jednak informacje podane są w tonie niezdrowej sensacji. W medialnej zupie znajdujemy też przekłamania i bezpodstawne sianie paniki. Mam niepokojące przeczucie, że dla wilków w Polsce może się to skończyć fatalnie.
Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.
Cztery dni temu w "Temacie Szczecineckim" ukazał się artykuł pod krzykliwym tytułem: "Szok. Wilki zaatakowały w samym Szczecinku!". Tekst ilustruje zdjęcie groźnie łypiącego na czytelnika żółtymi ślepiami wilka na zamazanym zdjęciu częściowo skonsumowanej łani. "W samym Szczecinku" brzmi tak, jakby stało się to dosłownie na rynku głównym.
W środku czytamy, że wilki dopadły łanię (czyli samicę jelenia) za torami przy stacji Szczecinek Chyże. "Dosłownie tuż pod oknami właściciela domu przy ul. Kaszubskiej" – pisze autor newsa.
Jednak wystarczy jeden rzut oka na Google Maps, by zrozumieć, że twierdzenie, iż stacja Szczecinek-Chyże znajduje się "w samym Szczecinku" to nadużycie. Na zdjęciu satelitarnym widać wyraźnie, że ul. Kaszubska na odcinku dochodzącym do stacji Szczecinek-Chyże jest na samej granicy miasta.
Za stacją i za torami jest obwodnica Szczecinka a zaraz za nią obszerne tereny zielone, głównie podmokłe łąki i trzęsawiska, które sięgają aż do Jeziora Wielimie. To mogą być tereny łowieckie wilczej grupy, i nic w tym dziwnego. Niczym dziwnym nie jest też zaganianie przez wilki swoich ofiar na przeszkody, bo to ich strategia łowiecka. Mieszkańcy żyjący poza dużymi miastami wiedzą, że wilkom zdarza się zagonić ofiarę aż pod samą wieś.
Dziwne jest tutaj, co najwyżej, używanie budzącego sensacyjne skojarzenia słowa „atak" w kontekście zupełnie naturalnej dla wilków czynności, jaką jest polowanie na jeleniowate.
Pomijam już to, że nie wiadomo, czy te wilki tam tę łanię upolowały, czy np. znalazły potrąconą. Wersja z psem odganiającym całą grupę od posiłku też brzmi dość naciąganie, bo to raczej psy boją się wilków, a nie na odwrót.
Zresztą sam "świadek" nie widział wilków , a jedynie ich "ślady". To też stawia sprawę pod znakiem zapytania, bo odciski wilczych łap łatwo pomylić z psimi (choć w artykule napisano, że weterynarz ślady po zębach na ciele łani zidentyfikował jako wilcze).
Tak czy inaczej, okazuje się, że „atak wilków w samym Szczecinku" to fejk. Ale w momencie, gdy piszę te słowa, artykuł jest najpopularniejszy na portalu.
Na początku miesiąca doszło do incydentu z wilkami i pilarzami nieopodal Brzozowa na Podkarpaciu. Zaczęło się od komunikatu PAP z 2 marca "Dwóch pilarzy zostało zaatakowanych przez wilki. Bronili się przez kilkanaście minut". Cytowano w nim prokuratora Marcina Bobolę z Prokuratury Rejonowej w Brzozowie, który miał rozmawiać z jednym z zaatakowanych mężczyzn.
"Według jego relacji dwa wilki zaatakowały go od przodu, a trzeci od tyłu. Na pomoc ruszył mu kolega. Mężczyźni włączyli piły spalinowe i odganiali się nimi od wilków. Całe zajście miało trwać kilkanaście minut. Zwierzęta, jak opowiadał jeden z mężczyzn, cały czas warczały, a całe zajście było naprawdę niebezpieczne" – mówił prokurator. Dodał, że prokuratura prowadzi postępowanie w tej sprawie.
News błyskawicznie rozpowszechniał się w internecie, a na różnych portalach komunikat PAP otrzymał "atrakcyjną" oprawę - niżej dwa przykłady:
Już dzień później, 3 marca, co podał portal "naTemat", okazało się, że prokurator Bobola nie był upoważniony do tego, by się wypowiadać dla mediów, a brzozowska prokuratura rejonowa żadnego postępowania nie prowadzi. A sam Bobola jest myśliwym, co ustalili internauci.
Tego samego dnia na portalu "eSanok" pojawiła się rozmowa z pilarzami. Mężczyźni na nagraniu początkowo mówili, że zostali zaatakowani przez dwa wilki, a trzeci jedynie przyglądał się z ok. 30 m.
Ale z analizy treści wywiadu wynika tylko tyle, że dwa wilki podeszły bardzo blisko (ok. 8 i 3 m), warczały i chodziły w pobliżu pilarzy.
Wydawały się raczej nie reagować na włączone pilarki, którymi mężczyźni próbowali odganiać, choć odsuwały się, gdy drwale szli w ich kierunku. Zresztą w pewnym momencie wywiadu jeden z mężczyzn mówi, że "wydawało się", że wilki próbują ich zaatakować. To jednak nic nie zmieniło – funkcjonowała już wersja o ataku wilków. Niżej cały zapis rozmowy z drwalami.
W międzyczasie błyskawicznie, bo 5 marca, zapadła ustna decyzja o odstrzale wydana przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska i już w sobotę 6 marca dwa wilki były martwe. Z odstrzału trzeciego zrezygnowano.
Tego samego dnia ukazało się oficjalne stanowisko Polskiego Związku Łowieckiego, w którym – powołując się na rzekomy atak na pilarzy – Łowczy Krajowy Paweł Lisiak wezwał do przywrócenia polowań na wilki.
Głosy ekspertów pojawiły się dość późno i już raczej nie mogły się przebić przez narrację o wilczej agresji. Sekcja zabitych osobników wykazała, że były to młode, 10-miesięczne samice. Obydwie były niedożywione.
Dr hab. Sabina Pierużek-Nowak ze Stowarzyszenia dla Natury "Wilk" w rozmowie z rzeszowską "Wyborczą" z 8 marca kwestionowała tezę o ataku. Mówiła, że młode wilki są ciekawskie, a ich warczenie nie oznaczało zapowiedzi ataku na pilarzy.
"Wilki pokazują zęby w postawie agresywnej, a także defensywnej, gdy się boją. To wygląda trochę inaczej, ale zwykłemu człowiekowi trudno to rozróżnić" – mówiła badaczka. Nie zakwestionowała samej decyzji o odstrzale, choć powiedziała, że może powinna zostać była poprzedzona bardziej wnikliwym rozpoznaniem.
Narrację o wilczym ataku podważał też dr hab. Krzysztof Schmidt z Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży.
„Mogły warczeć, owszem. Ale jeśli wilki warczą, to raczej nie szykują się do ataku. Polujące wilki nie warczą, biegną za ofiarą, a samo warczenie jest raczej oznaką niepewności, próbą odstraszenia" – mówił naukowiec.
Dodał, że brak strachu przed pilarkami mógł wynikać po prostu z tego, że w tamtym rejonie jest dużo cięć i zwierzęta się do warkotu przyzwyczaiły. "Dźwięk piły mógł im się wręcz kojarzyć nie z niebezpieczeństwem, a z pokarmem. Robotnicy po ścinkach zostawiają część gałęzi i w to miejsce przychodzą ssaki, które się tym odżywiają, przede wszystkim jelenie. Poza tym po ludziach mogą zostać resztki spożywcze. Więc wilki mogą kojarzyć miejsce pracy robotników leśnych z pokarmem" – wyjaśniał.
Opisałem jedynie dwa przypadki przeinaczania przez media faktów dotyczących wilków i zdarzeń z nimi związanymi. Ale w internecie można ich znaleźć więcej, jak choćby relację o rzekomym ataku wilka na myśliwego niedaleko Szczecinka, która przewinęła się przez różne media. We wrześniu 2018 roku krytycznie opisała ją "Wyborcza", przy pomocy ekspertów wskazując na kolejne warstwy absurdu myśliwskiej opowieści.
Na koniec smutna refleksja pisana z punktu widzenia dziennikarza zajmującego się tematyką ochrony przyrody: media bardzo często zawodzą, gdy piszą o wilkach. Bezkrytycznie rozpowszechniają niesprawdzone doniesienia, zwykłe fejki, a nawet kreują medialne fakty.
Nie chodzi o to, by nie informować o konfliktach z wilkami, bo przecież tym zwierzętom zdarza się zagryzać psy czy atakować zwierzęta hodowlane. Chodzi tylko o to, by o wilkach pisać i opowiadać merytorycznie, odwołując się do głosów eksperckich, bez podsycania złych emocji.
Wilki w Polsce udało się uratować przed zagładą i miejmy nadzieję, że już na zawsze będą częścią polskiej przyrody. A rzetelne media powinny im w tym pomóc, a nie to utrudniać.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze