Media społecznościowe to władza. Wiedzą to politycy, którzy przeznaczają coraz większe kwoty na kampanie w internecie, odpuszczając inne rodzaje reklam. Wie to Elon Musk, który kupił Twittera, a następnie przerobił go na kopalnię wpisów krypto i otwarcie faszystowskich
Jako badacz TikToka jestem w szoku, że przechodzimy nad tym do porządku dziennego. Dziwi mnie, że całkowicie ignorujemy fakt, że codzienne źródła informacji dla milionów Polek i Polaków są pod kontrolą albo miliarderów, albo autorytarnych państw. Według raportu Digital 2025 29 milionów mieszkańców Polski korzysta z mediów społecznościowych – to 75,6 proc. populacji. Do najpopularniejszych serwisów tego typu w Polsce należą YouTube, Facebook, Instagram i TikTok (na dalszych miejscach LinkedIn, Snapchat, X).
Facebook i Instagram należą do Mety, której szefuje Mark Zuckerberg. Google do Alphabetu pod kierownictwem Sundara Pichaia. A chociaż TikTok to produkt firmy ByteDance, jest jasne, że duży wpływ na aplikację ma Komunistyczna Partia Chin.
Czy o tym, jakie wiadomości czytają Polacy, powinien decydować triumwirat amerykańskich biznesmenów i chińskich polityków?
Oczywiście, że nie. Statystycznie pewnie możliwe są przypadki szefów big techów dbających o dobro publiczne i – częściej – polityków w służbie dobru publicznemu. W tej chwili jednak media społecznościowe nie prowadzą do podniesienia poziomu debaty publicznej, tylko go radykalnie obniżają. Najbardziej problematyczne pod tym względem są algorytmy, które mają za zadanie jak najsilniej uzależnić od aplikacji ich użytkowników.
Oczywiście, że nie. Statystycznie pewnie możliwe są przypadki szefów big techów dbających o dobro publiczne i – częściej – polityków w służbie dobru publicznemu. W tej chwili jednak media społecznościowe nie prowadzą do podniesienia poziomu debaty publicznej, tylko go radykalnie obniżają. Najbardziej problematyczne pod tym względem są algorytmy, które mają za zadanie jak najsilniej uzależnić od aplikacji ich użytkowników.
To cecha wspólna zarówno aplikacji o proweniencji czysto prywatnej, jak i tych państwowych. Szczególnie znany ze swojego algorytmu jest TikTok; legenda głosi, że wystarczy pół godziny oglądania filmików, aby TikTok wiedział, kim jesteś i co ci proponować.
Chociaż politycy i biznesmeni chcą przyciągnąć użytkowników do aplikacji z różnych powodów, ich motywy mogą się przeplatać, a nawet wejść w symbiozę. Prywatne media społecznościowe najczęściej zarabiają za sprawą reklam wyświetlających się użytkownikom. Im bardziej uzależniająca jest aplikacja, tym więcej odbiorców reklamy – i większe zyski dla platformy.
Z drugiej strony, aplikacje kontrolowane przez państwo wykorzystują uzależniający algorytm do rozsiewania propagandy: czy to propagandy sukcesu na temat Chin, czy bezpodstawnych Muskowych stwierdzeń na temat wokeizmu. Muskowych, bo do kategorii aplikacji kontrolowanych przez państwo można zaliczyć też X-a w czasie, kiedy Elon Musk pracował w amerykańskiej administracji. To wtedy kontrowersyjny przedsiębiorca wykorzystał potencjał aplikacji do wypromowania Alice Weidel, liderki AfD, przeprowadzając z nią transmitowany na X-ie wywiad tuż przed wyborami w Niemczech.
Badacz TikToka na Uniwersytecie w Groningen (Niderlandy). Zajmuje się fact-checkingiem na platformie w kontekście taktyk argumentacyjnych dziennikarzy. Pisał m.in. dla „Gazety Wyborczej", Działu Zagranicznego, czy Ha!-Artu, prowadził też audycje muzyczne i podróżnicze w Radiu Nowy Świat. Autor reportażu „Tycipanstwa. Księżniczki, Bitcoiny i kraje wymyślone" (Wydawnictwo Poznańskie 2021).
Badacz TikToka na Uniwersytecie w Groningen (Niderlandy). Zajmuje się fact-checkingiem na platformie w kontekście taktyk argumentacyjnych dziennikarzy. Pisał m.in. dla „Gazety Wyborczej", Działu Zagranicznego, czy Ha!-Artu, prowadził też audycje muzyczne i podróżnicze w Radiu Nowy Świat. Autor reportażu „Tycipanstwa. Księżniczki, Bitcoiny i kraje wymyślone" (Wydawnictwo Poznańskie 2021).
Komentarze