0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dahlia de la CerdaDahlia de la Cerda

Okładka książki „Wściekłe suki” z ilustracją, przedstawiającą czerwoną plamę na niebieskim tle
Okładka książki „Wściekłe suki” z ilustracją, przedstawiającą czerwoną plamę na niebieskim tle
„Co trzy godziny i dwadzieścia pięć minut w Meksyku ginie kobieta, rozczłonkowana, uduszona, zgwałcona, pobita do nieprzytomności, spalona żywcem, rozpruta ciosami noża, z połamanymi kośćmi i siną skórą. (…) Meksyk to olbrzymi potwór, który pożera kobiety” – pisze w swoim debiutanckim zbiorze opowiadań „Wściekłe suki” Dahlia de la Cerda (na zdjęciu), meksykańska pisarka i aktywistka. Książka odniosła międzynarodowy sukces, w styczniu 2024 roku nakładem Wydawnictwa Filtry ukazał się polski przekład autorstwa Katarzyny Okrasko.

Z Dahlią de la Cerdą rozmawiamy o wpływie wojny z kartelami narkotykowymi na życie kobiet w Meksyku, o podwójnych standardach w meksykańskim społeczeństwie i tym, jak zaakceptować własne, nieidealne ciało.

Ludzie widzą we mnie wieśniaczkę

Jakub Wojtaszczyk, OKO.press: Przy okazji meksykańskiej premiery twojej książki „Wściekłe suki” powiedziałaś, nawiązując do klasycznego eseju Virginii Woolf, że jeszcze niedawno byłaś feministką bez własnego pokoju – pozbawioną przywilejów, którymi cieszą się przedstawicielki meksykańskich ruchów kobiecych, dobrze sytuowane przedstawicielki klasy średniej. Stwierdzeniem tym uderzyłaś w klasizm i rasizm tych ruchów. Jak odkotwiczyć tamtejszy feminizm od przywileju?

Dahlia de La Cerda*: To bardzo trudne, ponieważ, według mnie, przywilej nie polega na tym, jakie ty czerpiesz korzyści z systemu, ale jak system wykorzystuje ciebie.

Podam ci przykład mojej matki. Miała białą skórę, pochodziła z wiejskiej społeczności gór Jalisco. Wychowywała się w ciężkich warunkach – nie miała dostępu do wody pitnej i elektryczności. Doświadczyła wielu trudności ekonomicznych. Ale fakt posiadania białej skóry otwierał przed nią nowe możliwości. Nigdy nie próbowała wykorzystać tego na swoją korzyść. System robił to za nią.

Kiedy pracowała przy zbiorze oliwek w Stanach Zjednoczonych, czyli zajęciu wykonywanym przez miliony innych nielegalnych imigrantów/ek, zdarzały się naloty agentów imigracyjnych. Podczas nich nigdy nie pytano ją o dokumenty, bo zakładano, że skoro ma niebieskie oczy, posiada też pozwolenie na pracę.

Dyskusja, którą podjęłam podczas premiery „Wściekłych suk”, nie dotyczyła tego, jak odebrać przywileje czy odczuwać winę z powodu ich posiadania. Chodziło o etyczne korzystanie z uprzywilejowania. Na przykład białe osoby powinny rozmawiać z innymi białymi o rasizmie, bo prędzej zostaną wysłuchane niż czarne osoby.

Sama pochodzę z prowincji, więc brak przywileju poznałam na własnej skórze. W moim miasteczku nie ma wydawnictw, a do niedawna nie było nawet księgarń, bibliotek czy innego dostępu do świata kulturalnego. Aby zostać uznaną za pisarkę, musiałam pracować o wiele ciężej niż osoby po fachu, które wychowywały się w stolicy. Nawet dziś, mimo literackich sukcesów, muszę przypominać o swoich osiągnięciach.

Niektórzy ludzie nie traktują mnie poważnie, ponieważ nadal widzą we mnie „wieśniaczkę”.

Emancypowałaś się przez literaturę?

Literatura uwolniła mnie pod każdym względem. Przede wszystkim pozwoliła mi mówić o ważnych dla mnie sprawach. Posiadanie głosu jest tym bardziej istotne, jeśli jesteś kobietą, która na każdym kroku słyszy: „Zamknij się, będziesz wyglądać ładniej!”. Literatura sprawiła, że mój głos stał się słyszalny.

Natomiast sukces przyciągnął nowe osoby, które były zainteresowane tym, co mam do powiedzenia. Wreszcie, książki wyemancypowały mnie materialnie. Moja sytuacja finansowa znacznie się poprawiła. Mogłam zamieszkać w miejscu, w którym czuję się bezpiecznie, tak fizycznie, jak i emocjonalnie.

Bohaterki bez przywilejów

Pisząc, oddajesz głos kobietom, które często wypychane są za margines. Kim są bohaterki „Wściekłych suk”?

W literaturze i feminizmie istnieje nadreprezentacja kobiet uprzywilejowanych, co samo w sobie nie jest złe. Staje się takim, kiedy uprzywilejowane bohaterki występują w nadmiarze, a osoby marginalizowane postrzega się jako dodatek. Pisze się o nich tylko w kategoriach „dzikusek”, postaci nieszczęśliwych. Ich historie stygmatyzują, są sensacyjne albo gloryfikują biedę.

Nie odbieram nikomu prawa głosu. Chcę, by wszystkie kobiety, niezależnie od statusu, odnalazły się w moich opowieściach. Aby wiedziały też, że mają prawo głośno mówić o swoim doświadczeniu. Bohaterkami „Wściekłych suk” nie są heroiny grające główne role w teatrze życia. Co nie znaczy, że nie są silne i nie pokonują przeciwności losu, a ja ich nie podziwiam.

Czerpiesz ze swoich doświadczeń? Jedna z twoich bohaterek, Dina, postanawia dokonać aborcji. Robi to sama, oglądając hollywoodzkie komedie. Ty współtworzysz kolektyw Morras Help Morras, który pomaga osobom bezpiecznie przerwać ciążę w domu.

Gdy piszę, karmię się tym, co mnie otacza. Tworząc fikcję, ćwiczę wyobraźnię. Co prawda wspomniana przez ciebie Dina nie istnieje, ale jej historię zainspirowały dziesiątki kobiet, które przeszły aborcje i nie postrzegały jej jako coś tragicznego. Kiedy współtworzyłam Morras Help Morras, przerywanie ciąży było legalne tylko w stolicy. Meksyk to ogromny kraj, a fakt, że aborcja dopuszczalna jest tylko w jednym miejscu, pozostawił miliony osób zdolnych do poczęcia na pastwę losu.

Dziś aborcję można zrobić w dwunastu stanach. Leki przerywające ciążę kosztują 20 dolarów i są dostępne w aptece. W każdym mieście możesz też poprosić o osobę towarzyszącą aborcji. Niestety, powszechność procedury i łatwość jej wykonania nie sprawiły, że nie musimy walczyć ze stygmatyzacją. Aborcja postrzegana jest jako katastrofa, ostateczna opcja… Tymczasem tragedia jest wtedy, gdy kobieta traci upragnioną ciążę. Świadoma aborcja to tylko kolejny zabieg medyczny.

Dina mówi, że „nie chce wydać dziecka na ten gówniany świat”. Nie pudrujesz obrazu dnia codziennego twoich bohaterek. Przemoc przenika wszystkie historie ze zbioru „Wściekłe suki”, jest stałym elementem fabuły. Czy można pisać o Meksyku, nie pisząc o przemocy?

Oczywiście, że istnieje Meksyk bez przemocy. Wystarczy przeczytać tutejsze historie miłosne, fantasy czy science fiction. Sama jednak chciałam mówić o doświadczanej przez moich rodaków i rodaczki przemocy, ale szerzej – uwzględniając opór, wahanie, walkę, ale i radość czy poczucie szczęścia, które mogą nam towarzyszyć bez względu na sytuację.

Przeczytaj także:

Kobiety – ofiary wojny narkotykowej

Piszesz, że przemoc w Meksyku ma szczególny charakter ze względu na kontekst wojny z handlem narkotykami. Jak konflikt oddziałuje na kobiety?

Wojna narkotykowa wpływa na kobiety na wielu płaszczyznach. Na przykład zmieniła sposób, w jaki są mordowane. Wcześniej zagrożenie najczęściej pochodziło z domu, a kobiety ginęły w wyniku uduszenia. Podczas wojny z handlem narkotykami systematycznie zabija się je z broni palnej na ulicach.

Wiele kobiet bez przeszłości kryminalnej, niestanowiących zagrożenia dla społeczeństwa, trafia do więzienia za tzw. przestępstwa „przeciwko zdrowiu”. Bo sprzedawały, uprawiały lub przewoziły narkotyki. Robiły to, aby przetrwać. Nie dostały jednak taryfy ulgowej.

Kobiety są też pośrednimi ofiarami wojny narkotykowej. To na przykład matki-poszukiwaczki, które na własną rękę szukają bezimiennych grobów synów i córek.

Ale, jeśli mam być szczera, przemoc wynikająca z zorganizowanej przestępczości dotyka też mężczyzn, zwłaszcza tych ubogich. Organizacje rekrutują młodych chłopców i nastolatków, gotując im w ten sposób katastrofalny los. W tym kontekście dużo myślę o słowach Ochy Curiel [dominikańskiej antropolożki – red.]: „Wszyscy mężczyźni są macho, ale nie wszyscy są patriarchami”. Bez wątpienia trudno znaleźć Meksykanina, który nie byłby seksistą. Natomiast nie wszyscy oni czerpią korzyści z patriarchatu i stanowią zagrożenie dla kobiet. Faceci również są wykorzystywani.

Niektóre bohaterki, jak Chinka, świetnie się na tej wojnie odnajdują. Czy wynika to z jej predyspozycji, czy nie ma innego wyjścia, by dostosować się do sytuacji?

Jestem przekonana, że kobiety mają całkiem spore predyspozycje do przemocy i agresji oraz powody do sięgania po broń. Stanowimy 30 proc. sił zbrojnych Meksyku! W ramach Zapatystowskiej Armii Wyzwolenia Narodowego [ruch rewolucyjny powstały dla ochrony interesów rdzennych mieszkańców Meksyku – red.] kobiety wykonują zadania płatnych zabójczyń.

Uważam, że opowieści o żołnierkach i gangsterkach są spychane na margines, by zrobić miejsce tradycyjnym narracjom o kobietach jako słodkich i delikatnych istotach. Za sprawą Chinki staram się odzyskać głos również tych „niebezpiecznych” Meksykanek. Dodatkowo moja bohaterka jest przykładem osoby, która dostosowuje się do sytuacji i próbuje ugrać dla siebie jak najwięcej. Podobnie robi wiele moich rodaczek.

Wymyślić siebie na nowo

W książce „Wściekłe suki” kilkakrotnie piszesz o kobietach, które wymyślają siebie na nowo, by zadowolić mężczyzn. Constanza kreuje swój wizerunek w social mediach. Tak pomaga mężowi – prominentnemu politykowi. W końcu sama zaczyna wierzyć we własną kreację. Z kolei Yulianie jest gotowa na operacje plastyczne, by wpisać się w kanon urody „buchony”, żony mafiosa. Jak wygląd klasyfikuje Meksykanki do konkretnej klasy społecznej?

To bardzo złożona sytuacja. Jeszcze do niedawna istniała wyraźna klasowa różnica. Kobiety „lepiej urodzone” były szczupłymi i wysportowanymi blondynkami, wkładały starannie dobrane, eleganckie ubrania.

„Buchony”, czyli dziewczyny związane z przestępczością zorganizowaną, mimo że bogate, nie były tak postrzegane. Uważano je za nowobogackie i traktowano z pogardą. Charakteryzowały je bardzo długie czarne włosy, pełne kształty i ciuchy drogich marek.

Wraz z „narkofikacją” Meksyku i popularnością „estetyki bosów narkotykowych”, coraz więcej kobiet upodabnia się do „buchon”. Śmiem jednak wątpić, że robią to z własnej i nieprzymuszonej woli…

Pytam o akceptację własnego wyglądu też z twojej perspektywy. W wywiadach otwarcie mówisz o trudach związanych z chorobą genetyczną (nerwiakowłókniakowatość typu 1), na którą cierpisz. Nauczyłaś się szanować swoje ciało takim, jakie jest…

Akceptuję ciało, po części dzięki wychowaniu mojej matki, po części dzięki mojemu urokowi osobistemu, którym rekompensuję sobie pewne cechy fizyczne, i wreszcie, bo nie mam innego wyboru (śmiech). Abym mogła mieć „normalnie” wyglądające ciało, musiałabym poddać się operacji kręgosłupa. Nie chcę decydować się tak poważną ingerencję chirurgiczną. „Idealna” sylwetka nie jest warta podejmowania tak wielkiego ryzyka, a następnie spędzania miesięcy na oddziale intensywnej terapii i roku na rehabilitacji. Mój strach przed takimi procedurami medycznymi jest większy niż moje traumy.

Jeśli miałabym się na coś zdecydować, byłaby to korekta plastyczna twarzy. Nie miałam na nią wcześniej czasu i pieniędzy. Z entuzjazmem też podchodzę do wszelkich rodzajów modyfikacji ciała, jeśli tylko dają ludziom szczęście – od tatuaży i piercingu, przez operacje plastyczne, po korektę płci.

Wszystkie ofiary zasługują na szacunek

W książce wielokrotnie uwypukla się twoja wiara w feminizm intersekcjonalny [uwzględniający osoby o rozmaitych orientacjach i tożsamościach – red]. Piszesz m.in. o Meksykance, której czarna skóra wywołuje zdziwienie u kobiet z Północy. Jest też miłośniczka Seleny – Julia, trans-kobieta. Ich życie nie należy do najłatwiejszych. Obie też nie kończą najlepiej. Moralizujesz?

Nie miałam takich intencji. Pisząc „Wściekłe suki” chciałam wskazać na konkretny rodzaj przemocy, który dotyka określone grupy kobiet, a który jest normalizowany, wręcz aprobowany w społeczeństwie. W feminizmie wiele mówi się o „dobrych ofiarach”, czyli osobach zgwałconych i zamordowanych. Ich los spotyka się z ludzką solidarnością. Natomiast jeśli przemocy doświadcza czarna kobieta, imigrantka lub pracownica seksualna, ludzie w najlepszym wypadku ignorują ten fakt, w najgorszym go aprobują.

W meksykańskim społeczeństwie podwójne standardy są często widoczne. Kiedy transpłciowej białej kobiecie z dobrego domu i z porządną pracą zdarza się coś złego, ludzie są oburzeni. Ale gdy zostaje zamordowana transpłciowa pracownica seksualna, przejmują się tylko jej osoby przyjacielskie.

„Złe ofiary” również zasługują na nasz szacunek!

W jednym z opowiadań piszesz: „Co trzy godziny i dwadzieścia pięć minut w Meksyku ginie kobieta”. Analizujesz tę sytuację z punktu widzenia feministki, aktywistki, pisarki. W jaki sposób mówić o przemocy, aby te działania przyniosły pozytywny skutek?

Nie pisałam książki „Wściekłe suki” z myślą o zmianach społecznych. Po prostu chciałam opowiedzieć wielowarstwowe historie kobiet w Meksyku, kraju, który jest równie skomplikowany, co moje bohaterki. Natomiast dociera do mnie wiele głosów mężczyzn, którzy dotychczas deprecjonowali skalę przemocy wobec kobiet. Lektura mojej książki zmieniła ich stosunek do tego problemu. Aż trudno mi w to uwierzyć.

*Dahlia de la Cerda to urodzona w 1985 roku meksykańska pisarka i aktywistka, z wykształcenia filozofka. Współzałożycielka i współdyrektorka feministycznego kolektywu Morras Help Morras. Od urodzenia związana z miastem Aguascalientes, gdzie mieszka do dziś. Podejmowała najróżniejsze prace, między innymi w call center, barze i fabryce słodyczy; sprzedawała także używaną odzież na pchlim targu, była redaktorką newsów i akwizytorką produktów firmy Avon. Jej pisarska kariera zaczęła się w 2009 roku od wygranej w konkursie literackim „Letras de la Memoria”. Potem przyszły literackie stypendia i publikacje w antologiach. Debiutancka książka Dahlii de la Cerdy, zbiór opowiadań „Wściekłe suki” (wyd. oryg. 2022), przyniósł jej błyskawiczną sławę w Meksyku i za granicą. Tom nagrodzono m.in. Premio Nacional de Cuento Joven i przetłumaczono na język polski, angielski, włoski, francuski i turecki. W 2023 roku ukazała się jej druga samodzielna książka, zatytułowana „Desde los Zulos”.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Jakub Wojtaszczyk
Jakub Wojtaszczyk

pisarz i dziennikarz. Autor „Cudownego przegięcia. Reportażu o polskim dragu” (Wydawnictwo Znak). Współpracuje z m.in. Vogue.pl, magazynem „Replika”, portalem Kultura u Podstaw.

Komentarze