Polityk Konfederacji przyjął błędną wysokość składki, błędny okres wypłacania emerytury, niewłaściwy poziom wypłacanego świadczenia, pomylił skutek z przyczyną, następnie policzył coś, ale nie wiadomo co. Przypomina to trochę sytuację z powiedzenia o graniu z gołębiem w szachy.
Kłamstwo dwa razy Ziemię okrąży, zanim prawda buty włoży. Mark Twain, któremu przypisywane jest to powiedzenie, nie mógł zdawać sobie sprawy z tego, jak bardzo okaże się ono aktualne w epoce mediów społecznościowych.
Krótkie wideo Sławomira Mentzena – szefa partii Nowa Nadzieja (dawniej: KORWiN), jednego z liderów i eksperta ekonomicznego Konfederacji – na temat emerytur i ZUS, robiące karierę na TikToku i oglądane przez miliony użytkowników (głównie młodych) bije obecnie co najmniej dwa rekordy: liczby wyświetleń oraz zagęszczenia bzdur, mitów i półprawd, które można zmieścić w jednominutowej wypowiedzi.
Historia bzdur na temat emerytur, które pojawiają się w różnych publicznych wypowiedziach nie zaczyna się niestety wraz z założeniem konta na TikToku przez Sławomira Mentzena.
Konkurencja na tym polu jest od lat bardzo silna, a prześciganie się w opowiadaniu głupot na temat systemu emerytalnego stało się niemal nieformalnym polskim sportem narodowym.
Palma pierwszeństwa – póki co – pewnie spoczywa w rękach Marcina Chludzińskiego, prezesa Fundacji Republikańskiej oraz Cezarego Kaźmierczaka, prezesa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, którzy w tym artykule z 2013 roku, z naukową powagą i matematyczną precyzją udowadniają, że ZUS zbankrutuje w przeciągu 5-8 lat.
Lider Konfederacji pokazał jednak swoim wideo, że nie ma zamiaru odpuszczać tej rywalizacji, a jego aspiracje w konkurowaniu o laur największej bzdury na temat emerytur są bardzo wysokie.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Trzeba uczciwie przyznać, że grunt do uprawiania tej dyscypliny jest w Polsce szczególnie urodzajny. Od 1999 roku mamy nowy, zreformowany system emerytalny, oparty o (wciąż jeszcze) trzy filary i zasadę zdefiniowanej składki. Wydawałoby się więc, że prawie dwie i pół dekady to wystarczający czas, żeby oswoić się z zasadami, na jakich on funkcjonuje.
Niestety, okazuje się, że Polacy nie mają pojęcia o tym, jak działa nasz system emerytalny.
W badaniach z roku 2016 przeprowadzonych przez Janusza Czapińskiego i Marka Górę na temat świadomości emerytalnej Polaków zaledwie 24 proc. spośród wszystkich badanych było w stanie poprawnie wskazać wysokość składki emerytalnej, a wynik ten wcale nie był lepszy wśród osób z wyższym wykształceniem.
Mniej niż połowa ankietowanych wykazała się świadomością, że opóźnienie przejścia na emeryturę oznacza wyższe świadczenie.
O poziomie zrozumienia jak działają instytucje odpowiedzialne za funkcjonowanie systemu emerytalnego lepiej nie wspominać, bo to czarna rozpacz. Dość powiedzieć, że w innym podobnym badaniu z tego samego roku więcej niż co czwarty ankietowany był przekonany, że ZUS odpowiada za opłacanie leczenia w ramach publicznego systemu ochrony zdrowia.
Taki stan rzeczy tworzy oczywiście idealne warunki do rozpowszechniania się wszelkiego rodzaju mitów, półprawd i całkowitych kłamstw, które czasem z ekranu telewizora i z pełną powagą, a czasem – jak w tym przypadku – z ekranu telefonu i z mniejszą powagą, ale równą przewrotnością, trafiają do Polaków i utrwalają się w ich świadomości. Niezależnie jednak od tego, gdzie i przez kogo wypowiadane, wszystkie są równie szkodliwe poprzez podtrzymywanie ignorancji, która kładzie grunt pod dalszą dewastację systemu emerytalnego.
Z wideo Sławomira Mentzena dowiemy się na przykład, że jako przedsiębiorca odprowadzający miesięczne składki ZUS w wysokości 1200 zł, na przestrzeni 35 lat „zainwestujemy” (jak sam to określa) w ZUS kwotę 504 tys. zł. W zamian za tak wyliczone składki – zapewnia nas lider Konfederacji – możemy liczyć na pobieranie 1274 zł przez 8 lat (bo tak długo będziemy przeciętnie przebywać na emeryturze), czyli w sumie otrzymamy 122 tys. zł.
Tym samym „inwestycja w ZUS” – jego zdaniem – przynosi nam bardzo realne straty, precyzyjnie policzone na tablicy przez doktora nauk ekonomicznych z dokładnością do dwóch miejsc po przecinku.
Jak przekonacie się w dalszej części niniejszego tekstu, to wyliczenie z bardzo wielu powodów nie ma kompletnie nic wspólnego z faktycznymi kwotami składek, które płacą ubezpieczeni, i kwotami świadczeń, które otrzymują emeryci.
Mentzen powiela za to w swoim filmie całe mnóstwo nieprawdziwych informacji na temat systemu emerytalnego oraz ZUS, dokładając swoją cegiełkę, a w zasadzie cały wielki kawał muru, do tragicznego poziomu wiedzy Polaków na temat emerytur.
Spójrzmy zatem bardziej szczegółowo na bzdury, jakie znajdziemy w inkryminowanym wideo ekonomicznego eksperta Konfederacji.
Nie, nie wynosi i nie chodzi o to, że jest to zaokrąglona kwota składek na ubezpieczenie społeczne dla przedsiębiorców z zeszłego roku, które w 2023 roku wzrosły do 1418,48 zł. Chodzi o to, że przyjęta kwota obejmuje wszystkie pozostałe ubezpieczenia społeczne, w tym rentowe, wypadkowe, chorobowe oraz składkę na Fundusz Pracy, a nie tylko ubezpieczenie emerytalne.
Z kwoty 1211,28 zł – bo tyle dokładnie wynosiła suma składek na ubezpieczenie społeczne dla przedsiębiorców w 2022 roku, którą przyjął do wyliczeń Mentzen – tylko 693,58 zł, czyli nieco ponad połowa, stanowi składkę emerytalną i to ta część odprowadzanych składek będzie decydowała o wysokości naszej emerytury.
Pozostałe składki uprawniają ubezpieczonego przedsiębiorcę do innych świadczeń, takich jak zasiłek chorobowy, renta wypadkowa czy świadczenie rehabilitacyjne. Oczywiście można tylko życzyć sobie i wszystkim ubezpieczonym, żeby nigdy nie musieli korzystać z zasiłku chorobowego czy świadczenia rehabilitacyjnego, ale nie trzeba być doktorem ekonomii, żeby rozumieć, że składki rentowe czy chorobowe nie mogą być wliczane do kosztu naszych przyszłych emerytur, ponieważ przeznaczane są one na finansowanie innych, równie potrzebnych świadczeń przysługujących ubezpieczonemu.
Przyjmując błędną kwotę składek emerytalnych Sławomir Mentzen niemal dwukrotnie przeszacowuje koszty „inwestycji w ZUS”.
Nie chodzi tym razem o konkretny okres, przez jaki będziemy odprowadzać składki, ponieważ moment przejścia na emeryturę jest indywidualną decyzją każdego ubezpieczonego. To powoduje, że liczba lat, przez które będą odprowadzać oni składki, będzie bardzo różna. Chodzi o sposób wyliczenia „zainwestowanej” w tym okresie kwoty.
Lider Konfederacji pomnożył kwotę składki (niepoprawną, jak przekonaliśmy się w poprzednim punkcie) przez długość okresu, przez który będziemy ją odprowadzać (przyjmując, że będzie to 35 lat, co akurat jest rozsądnym założeniem), uzyskując w ten sposób zainwestowaną kwotę.
Kłopot w tym, że kwota składki emerytalnej jest co roku aktualizowana wraz ze wzrostem przeciętnego wynagrodzenia. Przez ostatnie trzy dekady wynagrodzenia w gospodarce co roku rosły, co oznacza, że zależne od ich poziomu składki emerytalne, odprowadzane w przeszłości przez przedsiębiorców, były niższe od obecnie odprowadzanych.
Oznacza to też, że składki odprowadzane w przyszłości będą wyższe, oczywiście przy założeniu, że wynagrodzenia wciąż będą rosły.
To powoduje, że wyliczenie odprowadzonej na emeryturę kwoty jako iloczynu bieżącej składki i przewidywanego okresu ich odprowadzania jest albo bardzo mocno zawyżone, albo zaniżone, w zależności od tego, jak duża część okresu odprowadzania składek przez danego ubezpieczonego już minęła, jak długi okres odprowadzania składek wciąż jeszcze przed nim, nie wspominając o tym, że nie uwzględnia różnic w poziomie waloryzacji.
Prowadzi to do prostego wniosku, że mnożąc bieżącą składkę przez długość okresu składkowania Sławomir Mentzen z całą pewnością coś policzył, ale stanowczo nie jest to faktyczna kwota, jaką zgromadzimy na naszym koncie ZUS w chwili przejścia na emeryturę.
To jeden z najczęściej powtarzanych mitów na temat emerytur. Zazwyczaj przedstawiany jest w ten sposób, że skoro średnia oczekiwana długość życia mężczyzn wynosi 73 lata, a ich wiek emerytalny to 65 lat, oznacza to, że przeciętna długość emerytury mężczyzn to różnica tych dwóch liczb i tym samym doktor nauk ekonomicznych logicznie wnioskuje, że przeciętnie mężczyźni spędzają na emeryturze 8 lat. W rzeczywistości liczba ta jest jednak dwukrotnie większa.
Po pierwsze, choć to szczegół, średni wiek przejścia na emeryturę w przypadku mężczyzn wcale nie wynosi 65 lat, ponieważ wciąż jeszcze więcej mężczyzn przechodzi na wcześniejszą emeryturę, niż kontynuuje pracę po osiągnięciu wieku emerytalnego. To powoduje, że średni wiek, w którym mężczyźni przechodzili na emeryturę, jeszcze w 2018 roku wynosił nieco ponad 63 lata, a nie 65.
Po drugie i ważniejsze: 73 lata to rzeczywiście oczekiwana długość życia mężczyzn, ale liczona w momencie urodzenia. Oznacza to, że obejmuje ona wszystkie przypadki śmierci, wliczając w to noworodki, dzieci oraz dorosłych, którzy nie dożyją wieku emerytalnego.
Aby lepiej zobrazować zbrodnię matematyczną, jakiej dopuszcza się Sławomir Mentzen wyobraźmy sobie 95-latka oraz 40-latka, którzy umierają w tym samym dniu. Łatwo policzyć, że średnia długość życia w przypadku takiej dwuosobowej populacji wyniosła 67,5 lat (95 dodać 40 podzielone na 2 osoby).
Zgodnie ze sposobem obliczeń popełnionym przez eksperta ekonomicznego Konfederacji, należałoby przyjąć, że średnia długość emerytury wynosi więc 2,5 roku (średnia długość życia 67,5 minus wiek ustawowy 65 lat). Tymczasem faktyczna średnia długość emerytury wyniosła 30 lat, jeśli liczymy tylko osoby, które dożyły emerytury (95 lat minus wiek emerytalny), lub 15 lat, jeżeli uwzględniamy wszystkie osoby (30 lat podzielone na dwie osoby). W żadnym jednak z tych wypadków nie wynosi ona 2,5 roku.
Nie jest więc żadną niespodzianką, że zgodnie z danymi GUS mężczyzna, któremu już udało się dożyć 65. roku życia, miał w ostatnim przedpandemicznym roku 2019 statystycznie 16 lat życia przed sobą.
Uwzględniając wcześniejsze przechodzenie na emeryturę, średnia oczekiwana długość emerytury w przypadku mężczyzn wynosiła ponad 17 lat, a nie 8.
Wprawdzie w wyniku Covid-19 średnia długość życia mężczyzn spadła w latach 2020 i 2021 z 16 do około 14 lat, ale w miarę tego, jak wychodzimy z pandemii, będzie ona nie tylko wracać do poprzedniej wartości, ale także kontynuować trend wzrostowy, który obserwowaliśmy przez ostatnie dekady.
Patrząc na dotychczasowy wzrost oczekiwanej długości życia, należy się spodziewać, że gdy na emeryturę przechodzić będą osoby śledzące Sławomira Mentzena na TikToku, przeciętna dalsza długość życia mężczyzn w wieku 65 lat będzie istotnie dłuższa niż dziś.
Przy tej okazji warto zauważyć, że lider Konfederacji posłużył się wyłącznie średnią długością życia mężczyzn, ale przecież kobiety również pobierają emerytury i to przeciętnie dużo dłużej od mężczyzn. Wynika to z jednej strony z tego, że wiek emerytalny kobiet jest o pięć lat niższy, a z drugiej strony z tego, że kobiety żyją dłużej od mężczyzn. Oba te fakty powodują, że przeciętna oczekiwana długość emerytury w przypadku kobiet wynosiła w 2019 roku ponad 24 lata.
Biorąc pod uwagę średnią wynoszącą 17 lat w przypadku mężczyzn oraz 24 lata w przypadku kobiet, oczekiwana średnia dla całej populacji jest bliska 20 latom, a nie przyjętym przez Sławomira Mentzena ośmiu.
Przyjmując błędny okres pobierania emerytury, zaniżył on tym samym ponad dwukrotnie kwoty zwrotu z „inwestycji w ZUS”.
Jak się okazuje, przyjęcie niewłaściwego okresu pobierania emerytury nie było jedynym problemem, jaki dolegał wyliczeniu kwoty należnych świadczeń w wykonaniu Sławomira Mentzena.
Była też nim kwota pobieranej emerytury. Za punkt wyjścia do obliczeń przyjął on wysokość emerytury minimalnej netto. Wprawdzie kwota ta w 2023 wzrosła do 1445,48 zł, ale problem z tym wyliczeniem nie polega na przyjęciu takiej czy innej kwoty.
Pomijamy nawet fakt, że podobnie jak w przypadku wyliczania sumy wpłaconych składek omówionym w punkcie #2, Mentzen nie uwzględnia faktu, że kwoty te zmieniają się w czasie, co powoduje duże przeszacowania lub niedoszacowania w obliczeniach.
Problem z tym wyliczeniem polega na czymś innym, a konkretnie na absurdalności założenia i sugerowaniu odbiorcy, że jedyne, na co możemy liczyć w przyszłości to wyłącznie świadczenie na poziomie minimalnej emerytury. Oto dlaczego.
Reforma systemu emerytalnego z 1999 roku wprowadziła zasadę zdefiniowanej składki, zgodnie z którą kwota świadczenia emerytalnego jest wyliczana na podstawie sumy zwaloryzowanych składek odprowadzonych w okresie zatrudnienia. Oznacza to po prostu, że wysokość naszej emerytury zależy od tego, ile odprowadzimy składek.
Co więcej, jeżeli odprowadzaliśmy składki przez okres co najmniej 20 lub 25 lat (odpowiednio dla kobiet i mężczyzn), wówczas nawet w przypadku, gdy przysługująca nam emerytura byłaby niewielka (np. ze względu na niskie zarobki lub przerwy w pracy) to świadczenie podlega wyrównaniu do poziomu emerytury minimalnej.
Na około 6 mln wypłaconych świadczeń emerytalnych z systemu powszechnego w marcu 2022 roku, emeryturę minimalną pobierało 194 tys. osób, a liczba osób pobierających niższą emeryturę (tj. osób bez prawa do emerytury minimalnej) wyniosła 341,3 tys. W sumie osoby takie stanowiły nieco ponad 8 proc. wszystkich emerytów. Oznacza to, że 92 proc. emerytów pobierało emeryturę wyższą od minimalnej. Dla porównania również około 8 proc. emerytów pobierało w tym samym czasie świadczenie w wysokości co najmniej 5000 zł.
Odsetek osób, które pobierają świadczenie mniejsze od minimalnego, dość szybko jednak w ostatnich latach rośnie. Istnieje ryzyko, że w przyszłości dużo większa część emerytów będzie pobierać świadczenie co najwyżej w minimalnej wysokości. Należy jednak zrozumieć z czego ten fakt wynika, aby uświadomić sobie jak bardzo szkodliwe jest to, co robi Sławomir Mentzen w swoim wideo.
W starym systemie ZUS nie prowadził indywidualnych kont emerytów. Nikt nie jest w stanie dziś odtworzyć, ile kto indywidualnie wpłacił do systemu przed 1999 rokiem. Jednak przy wyliczaniu emerytury dla osób, które pracowały przed wprowadzeniem nowego systemu, należy jakoś uwzględnić fakt, że odprowadzały one składki również przed reformą, nawet jeżeli dziś nie wiadomo dokładnie jakie to były kwoty.
Z tych powodów, dla takich osób wyliczamy jedynie teoretyczną i szacunkową wartość tych wpłat na podstawie udowodnionego stażu pracy przed 1999 i przyjętych przeliczników, a odtworzoną w ten sposób kwotę składek nazywamy kapitałem początkowym. Natomiast wszystkie składki odprowadzone po 1999 roku są doliczane do emerytury takich osób już według ich indywidualnie odprowadzonych kwot.
Aby więc otrzymać emeryturę za okres pracy przypadający przed 1999 rokiem, należy spełnić kryteria związane głównie ze stażem pracy, natomiast wysokość emerytury przysługującej za pracę po 1999 roku zależy już wyłącznie od kwot indywidualnie odprowadzonych składek.
W miarę upływu czasu na emeryturę będą przechodzić osoby, których czas pracy w coraz mniejszym stopniu przypadał na okres przed 1999 rokiem, a w coraz większym stopniu na okres po wprowadzeniu reformy. Tym samym wpływ ich indywidualnie odprowadzonych składek na wysokość emerytury będzie z czasem coraz większy.
Uzbrojeni w tę wiedzę łatwiej możemy zrozumieć, z czego wynika szybki wzrost liczby osób pobierających niskie świadczenia. Wynika on mianowicie przede wszystkim z faktu, że na emeryturę przechodzi coraz więcej osób, które od 1999 roku nie odprowadzały wcale lub odprowadzały bardzo niewiele składek.
Prawie połowa osób, które obecnie nie mają prawa do emerytury minimalnej, to osoby, których emerytura jest wyliczona wyłącznie na podstawie kapitału początkowego. Warto sobie uświadomić co to oznacza: osoby te przez ostatnie 24 lata nie odprowadziły ani jednej składki emerytalnej. Ogromna większość pozostałej części tych osób odprowadziła ich bardzo niewiele.
Najniższa emerytura wypłacana obecnie przez ZUS w wysokości 1 grosza przysługuje osobie, która udokumentowała zaledwie jeden dzień zatrudnienia na umowie zlecenie przez ostatnie niemal dwie i pół dekady.
Niestety w znakomitej większości przypadków nieopłacanie składek nie wynikało z ich własnego wyboru, ale często z dotkliwej konieczności. Taka sytuacja dotyczy w przeważającej mierze osób zatrudnionych w szarej strefie, ale również osób mających długie okresy pozostawania poza rynkiem pracy.
Dotyka to w dużo większym stopniu kobiet, którym częściej przypada rola opiekowania się dziećmi albo osobami starszymi w rodzinie, a także wynika z faktu, że wynagrodzenia (a więc i składki emerytalne) kobiet są przeciętnie niższe od wynagrodzeń mężczyzn.
Dotyczy to także osób, które po 1999 miały długie okresy bezrobocia, a warto przypomnieć, że jeszcze w 2004 roku, pięć lat po tym, jak zaczęły obowiązywać nowe zasady, bezrobocie sięgało 20 proc. w skali kraju, a w niektórych rejonach znacząco więcej.
Nieodprowadzanie lub niewystarczające odprowadzanie składek dotyczy także w większym stopniu osób zatrudnionych na nieoskładkowanych, lub częściowo oskładkowanych umowach cywilnych, oraz pracujące za wynagrodzenie zbliżone do minimalnego na część etatu.
To wszystko pozwala nam zrozumieć, że wzrost odsetka osób o najniższych emeryturach nie wynika wcale z tego, że ZUS jest niewydajny i przejada nasze ciężko zarobione pieniądze, politycy kradną, a urzędnicy wydają środki publiczne na drogie systemy informatyczne oraz marmurowe siedziby regionalnych oddziałów ZUS.
Wzrost odsetka niskich emerytur wynika z nieodprowadzania składek emerytalnych.
Sławomir Mentzen pomylił skutek z przyczyną. To nie niskie oczekiwane emerytury powinny nas skłaniać do unikania płacenia składek emerytalnych, ale niepłacenie składek jest przyczyną niskich emerytur.
Na godną odnotowania ironię zakrawa fakt, że grupę osób pobierających w przyszłości najniższe emerytury będą zasilać w dużej mierze osoby, które pod wpływem błyskotliwych porad doktora nauk ekonomicznych i eksperta ekonomicznego Konfederacji uznały, że nie warto płacić składek emerytalnych.
Jednak dla większości osób, w szczególności tych odprowadzających składki regularnie i w pełnej wysokości, emerytura będzie wyższa od minimalnej, a jej wysokość będzie zależała od wysokości zgromadzonego kapitału. Dlatego właśnie tak ważne jest zadbanie o dobrą jakość rynku pracy, pełne, legalne i oskładkowane zatrudnienie, niewypychanie z rynku pracy osób 50+, na przykład przez brak dostępnej opieki przedszkolnej albo opieki nad osobami starszymi, a także dbanie o wysokość płacy minimalnej, od której składki odprowadzają najgorzej zarabiający.
Z tego też powodu przyjęcie, że jedyne, na co możemy liczyć, to emerytura minimalna i w oparciu o to założenie wyliczanie opłacalności „inwestycji” w ZUS w wykonaniu Sławomira Mentzena kwalifikujemy jako szkodliwą bzdurę numer 4. Nie tylko nie ma to nic wspólnego z wyliczaniem faktycznej wysokości emerytury, jaka będzie nam przysługiwać, ale również prowadzi do przewrotnych wniosków, że nie warto odprowadzać składek emerytalnych, co jest poradą obiektywnie szkodliwą dla przyszłych emerytów.
W swoim wideo Sławomir Mentzen powiela też często spotykaną kliszę, nazywając ZUS piramidą finansową. Takie przekonanie, prowadzące do oczywistego wniosku, że ZUS musi prędzej czy później zbankrutować, jest chyba najpowszechniejszym mitem, jaki zadomowił się na dobre w dyskusjach na temat systemu emerytalnego po 1989 roku.
W przywoływanym wcześniej badaniu świadomości emerytalnej Polaków około 61 proc. ankietowanych wyraziło obawę o niewypłacalność ZUS, a odsetek ten wyniósł nawet 83 proc. wśród osób samozatrudnionych i prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. To właśnie na przykładzie osób prowadzących działalność gospodarczą dokonywał swoich „wyliczeń” Sławomir Mentzen, kierując właśnie do nich swój przekaz i idącą za nim ofertę polityczną.
Pomijając spory czysto semantyczne polegające na tym, że trudno jednoznacznie określić jakie kryteria decydują o tym, czym jest piramida finansowa, wydaje się, że najważniejszym powodem, dla którego uznajemy piramidy finansowe za bardzo szkodliwe, jest fakt, że ich konstrukcja w sposób nieuchronny prowadzi do ostatecznego ich załamania i bankructwa, a jej uczestników do utraty oszczędności życia. Sprawdźmy więc, czy takie ryzyko dotyczy ZUS.
O tym, że ZUS nie zbankrutuje, pisaliśmy obszernie już wcześniej. ZUS i zarządzany przez niego Fundusz Ubezpieczeń Społecznych jest podmiotem finansów publicznych i jego bankructwo jest możliwe wyłącznie w sytuacji bankructwa całego państwa. Nic jednak nie wskazuje na to, by Polskę czekało bankructwo w żadnej dającej się przewidzieć przyszłości.
Zarówno prognozy samego ZUS, jak i niezależnie raporty Komisji Europejskiej podsumowujące badania wpływu starzenia się społeczeństw europejskich na stabilność systemów emerytalnych jednoznacznie wskazują, że udział wydatków emerytalnych w PKB Polski, wynoszący około 11 proc., pozostaje poniżej średniej europejskiej i nie tylko nie będzie istotnie wzrastał, ale na przestrzeni następnych 50 lat wręcz spadnie.
Przewidywania te są zgodne z prognozami ZUS, według których
deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych będzie nieznacznie rósł przez najbliższą dekadę, po czym się ustabilizuje, a następnie zacznie się powoli, ale konsekwentnie zmniejszać.
Taka dynamika deficytu FUS wynika z dwóch podstawowych przyczyn. Z jednej strony w 1999 roku zmniejszono składki a wraz z nimi przyszłe emerytury. Składki jednak zmniejszono od pierwszego dnia po wprowadzeniu reformy, natomiast emerytury nie zmniejszyły się z dnia na dzień.
Zamiast tego będą się zmniejszać w miarę tego, jak na emeryturę będzie przechodzić coraz więcej osób w ramach nowego systemu, który wraz z niższymi składkami oferuje też niższe świadczenia. Ta różnica w czasie pomiędzy natychmiastowym obniżeniem składek a rozłożonym na dekady obniżeniem emerytur powoduje, że początkowo powstał deficyt FUS, który z czasem będzie zanikać.
Na to nakładają się procesy demograficzne związane z faktem przechodzenia na emeryturę osób z wyżu demograficznego, a w dalszej kolejności zaniku tej populacji w miarę tego, jak biologia robi swoje.
Na żadnym jednak etapie tych wieloletnich procesów, przy obecnej konstrukcji systemu emerytalnego wydatki emerytalne nie będą istotnie wyższe w relacji do PKB niż obecnie.
Obowiązujące obecnie niskie składki oznaczają, że z czasem, w miarę tego, jak osoby płacące niskie składki będą przechodzić na emeryturę, poziom świadczeń będzie malał w relacji do wynagrodzeń. Dlatego właśnie zmiany demograficzne, jakie nas czekają w przyszłości, i wzrost liczby emerytów w przeliczeniu na jednego zatrudnionego, nie spowodują, że koszty emerytur wzrosną istotnie ponad poziom udziału w PKB, który obserwujemy dzisiaj.
Nic więc kompletnie nie wskazuje na to, by ZUS albo tym bardziej państwo polskie miało zbankrutować.
Jeżeli ostatecznym powodem, dla którego nie chcielibyśmy uczestniczyć w piramidzie finansowej, jest fakt ich nieuchronnego bankructwa, to – choć pewnie zmartwi to Sławomira Mentzena i jego zwolenników – nic na niebie ani Ziemi w żaden sposób nie zwiastuje nieuchronnej niewypłacalności ZUS.
Sławomir Mentzen podjął się próby policzenia zwrotu z „inwestycji” w ZUS. Do wykonania zadania potrzebował policzyć kwotę wpłat, okres „inwestycji” oraz kwotę wypłat.
Tymczasem przyjął błędną wysokość składki, błędny okres wypłacania emerytury, przyjął niewłaściwy poziom wypłacanego świadczenia, pomylił skutek z przyczyną, następnie policzył na pewno coś, ale z pewnością nie była to kwota odłożonych składek ani zgromadzonego kapitału, po czym stwierdził, że ZUS to piramida finansowa i wyciągnął z właściwą sobie logiką wniosek, że nie warto w nią inwestować.
Przypomina mi to trochę sytuację z powiedzenia o graniu z gołębiem w szachy. Kto zna, ten zna, a ten kto nie zna, to sobie poszuka.
Najśmieszniejsze w tym wyliczeniu jest to, że gdyby nawet zostawić wszystkie inne założenia, które brawurowo poczynił Mentzen, i zmodyfikować tylko wysokość składki emerytalnej (z 1200 zł do poprawnej wartości 693,58 zł) oraz zamiast błędnie użytych 8 lat okresu pobierania emerytury podstawić poprawnie 20 lat, to kwota „zainwestowana” wynosi 268 tys. zł, a kwota wypłacona wyniosłaby 305 tys. zł. I to wciąż przy założeniu, że otrzymujemy wyłącznie emeryturę minimalną.
Fakt, że tak wyliczone kwoty są bardzo zbliżone do siebie, wskazuje na bardzo istotną cechę systemu emerytalnego, o której wcześniej wspominałem, mianowicie, że wysokość twojej emerytury odpowiada dokładnie wysokości składek, które odprowadzisz.
Czy należy przypuszczać, że Sławomir Mentzen wie, że opowiada kompletne bzdury? Jako doktor nauk ekonomicznych oczywiście, że tak, ale jako lider Konfederacji zdaje sobie on również sprawę z czegoś więcej. Tego mianowicie, że większość oglądających jego kanał na TikToku nie ma o emeryturach pojęcia.
Przecież liderowi wolnorynkowej partii broniącej interesów przedsiębiorców i pracodawców nie o edukację swoich zwolenników chodzi, a o przekonanie śledzących jego konto, że ich największym problemem jest to, że ich pracodawca musi płacić na nich składkę emerytalną.
Sławomir Mentzen doskonale zdaje sobie sprawę, że pracodawcy i przedsiębiorcy stanowią niewielką mniejszość społeczeństwa i nie da się realizować ich politycznych interesów jedynie ich własnymi głosami wyborczymi. Trzeba jeszcze przekonać wystarczająco dużą część większości, którą stanowią osoby zatrudnione, że interes ich pracodawców, polegający na oszczędzeniu kosztów pracy w postaci składek emerytalnych, jest tożsamy z interesem pracowników.
W ten sposób można zrealizować polityczny interes pracodawców nie tylko ich rękami, ale również rękami przynajmniej części pracowników, przygotowując cierpliwie grunt pod popieranie przez nich rozwiązań, które w obiektywny sposób stoją w sprzeczności z ich własnym interesem.
Sławomir Mentzen wpisał się tym samym w długą, sięgającą wiele lat wstecz tradycję. Dokładnie to samo robił prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, kiedy 10 lat temu wieszczył rychłą zapaść ZUS w ciągu 5-8 lat. Dokładnie to samo robił Janusz Korwin-Mikke, który chwalił się, że już od lat siedemdziesiątych przewidywał bankructwo ZUS, choć ten, w 2023 roku wciąż stoi i wypłaca emerytury.
To samo robił Andrzej Sadowski, kiedy powoływał się na raport NIK, twierdząc, że wynika z niego, że załamanie systemu emerytalnego nastąpi w okolicy 2030 roku, chociaż we wspomnianym raporcie nie odnajdziemy podobnej tezy. Wspominałem już, że konkurencja na polu opowiadania bzdur na temat emerytur w Polsce jest bardzo duża.
Z tych wszystkich przyczyn, nie udaje mi się znaleźć nawet najmniejszego powodu, dla którego ktokolwiek powinien brać tezy i wyliczenia Sławomira Mentzena na poważnie. Jestem natomiast przekonany, że
jedyne co z piramidami wspólnego ma ZUS, to piramidalne bzdury, jakie wygaduje na jego temat lider Konfederacji na swoim TikToku.
Adrian Oratowski jest autorem książki „Nie płakałem po OFE”. Jest ona dostępna w formie darmowego e-booka pod tym adresem.
Rocznik 1981, pochodzi z Tychów, mieszka w Krakowie. Z wykształcenia ekonomista, zawodowo analityk biznesowy i płacowy oraz aspirujący data scientist. Pisze o nierównościach, podatkach i systemie emerytalnym, nie omijając polityki
Rocznik 1981, pochodzi z Tychów, mieszka w Krakowie. Z wykształcenia ekonomista, zawodowo analityk biznesowy i płacowy oraz aspirujący data scientist. Pisze o nierównościach, podatkach i systemie emerytalnym, nie omijając polityki
Komentarze